-(••÷[20]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Szacunek oznacza siłę, przyjacielu.
Pogarda to znak słabości.
~Graham Masterton "Wyznawcy płomienia"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
Heather, siedząc przy kominku z nogami wyciągniętymi na ciemnoczerwonej kanapie, udawała że z największym zainteresowaniem słuchała wywodu Pameli na temat jej ostatniego nieporozumienia z Angeliną.
W rzeczywistości jednak myśli czarnookiej płynęły w zupełnie innym kierunku. Nie mogła pogodzić się z pozostaniem w martwym punkcie, przecież to zupełnie nie w jej stylu i z tego co zdążyła zaobserwować, również Potter i Spółka nie porzucą sprawy tak po prostu.
Dziewczyna obejrzała się, słysząc dyskretny śmiech. Znała go zdecydowanie zbyt dobrze, bo zbyt wiele razy miała okazję go słyszeć. Prawie Bezgłowy Nick znów kokietował przypadkową damę z obrazu, które zdecydowała się odwiedzić królową Victorię.
Nagle w głowie dziewczyny zaświtała pewna myśl. Gwałtownie się wyprostowała, zwracając tym uwagę Meli.
— Nie słuchałaś mnie, prawda? — westchnęła zrezygnowana.
— Wybacz, ale... Właśnie coś zrozumiałam...
— Co? — prychnęła blondynka.
Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko, według Pameli nieco za szeroko, przez co McMay zyskała pewność, że najpewniej złota myśl ma związek z dziwnym śledztwem, które Heather ubzdurała sobie poprowadzić do końca.
— Jak mogliśmy być tak głupi! Po co pytamy nauczycieli, którzy nie chcą nam nic powiedzieć... Zapytajmy duchy!
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że mało który duch może cokolwiek pamiętać? — westchnęła blondynka, przypominając sobie lekcje z profesor McGonagall.
Duchy to byty, które doskonale pamiętają swoje życie jako ludzie. Gorzej natomiast z ich wspomnieniami, dotyczącymi tego, co przeżyły jako istoty niematerialne. Dużo kwestii gdzieś im umykało, bo po prostu żyli z dnia na dzień, i zupełnie nie przejmowali się rzeczywistością.
— Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała!
— Dawna ty nigdy nie pałałaby takim entuzjazmem.
— Dawna ja już nie istnieje! — zawołała Heather, odwracając się w stronę nadlatującego Prawie Bezgłowego Nicka. — Sir Nicholasie! — zawołała, natychmiast zwracając uwagę ducha.
Nick wyraźnie zadowolony, że ktoś zwrócił na niego uwagę, podleciał do dziewczyny, kłaniając się nisko już w połowie drogi. Tym razem Heather nie była zniesmaczona widokiem wnętrza szyi rycerza. Zamierzała przekonać go do siebie i wyciągnąć jak najwięcej informacji.
— Panienka Malfoy!
— Mam do ciebie sprawę, mój drogi...
Duch wyprostował się dumnie, po czym odchrząknął, gotowy na pytania dziewczyny.
— Dużo czasu tutaj jesteś, prawda? Pamiętasz może... Moich rodziców? Uczyli się tutaj lata temu...
— Och naturalnie, kochana! Mam dobrą pamięć do znamienitych czarodziejów. Twoją mamę pamiętam trochę słabiej... — westchnął, drapiąc się po brodzie. — Ale twój ojciec... — Nagle zapał Nicka nieco przygasł, a on sam cofnął się, przez co przechodzący między kanapami Dean niechcący przeszedł przez niego. Zdawało się jednak, że rycerz zupełnie tego nie zauważył.
— Sir Nicholasie? — Heather przyglądała się uważnie duchowi, jednak on nadal milczał. Dziewczyna zastanawiała się, jakie wydarzenia mogło przywołać wspomnienie o jej ojcu. Gdzieś w głębi duszy bała się, że jedynie te negatywne, ale szybko odgoniła od siebie tę myśl.
— Mroczne to były czasy, oj mroczne... Hogwart zamknięto na cztery spusty... — Głos rycerza stał się nieco niższy, bardziej gardłowy.
Malfoy przeszedł dreszcz, lecz nie dała po sobie tego poznać. Dzielnie wpatrywała się w ducha, mimo wrażenia, że w pokoju nagle pociemniało, a temperatura spadła o kilka stopni.
— Twój ojciec... Pamiętam, że często chodził z tą czystokrwistą... Byli nierozłączni aż do momentu, gdy Lucjusz zniknął z zamku... Potem ona latała za Blackiem, a po powrocie Malfoy'a... Morderstwo... Oskarżenie drugiej z sióstr... Mroczne to czasy...
— Morderstwo... Powiedz mi o nim więcej...
— Spadło na nas jak grom z jasnego nieba... Myśleliśmy, że jesteśmy tu bezpieczni, ale...
— Zamordowali tę Krukonkę, tak?
Prawie Bezgłowy Nick poruszył się niespokojnie, wpatrzony w przestrzeń daleko za oknem.
— Tak — odparł po chwili ciszy. — A Black... — Puste oczy na chwilę spoczęły na Heather. Sir Nicholas podleciał bliżej, a dziewczyna zadrżała, gdy poczuła muśnięcie lodowatego wiatru, który okazał się być dłonią ducha. — Jesteś do niego tak podobna...
Heather cofnęła się gwałtownie, wpadając na stojącą za nią Pamelę. Blondynka odruchowo przytrzymała czarnooką, lecz nadal uważnie wpatrywała się w Prawie Bezgłowego Nicka. Od dłuższej chwili słuchała ich wymiany zdań, choć od początku uważała ją za kompletnie bezsensowną.
Duch po chwili odzyskał rezon, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Odszedł bez słowa, pozostawiając Gryfonki same.
Heather powoli odwróciła się do Pameli, a gdy napotkała jej pełne zdziwienia oczy, odchrząknęła, by odzyskać głos.
— Jestem podobna do Blacka?
— Nonsens... — McMay pokręciła głową. Po chwili jednak, gdy wyraz twarzy Malfoy się nie zmienił, Pamela zmarszczyła nos, przywołując w umyśle zdjęcie, które od kilku tygodni zdobiło pierwsze strony gazet. — Może macie... tylko... czarne włosy i oczy... Ale to przecież wspólne cechy wielu osób!
Heather jedynie pokiwała powoli głową, pozwalając Meli odprowadzić się na górę. Dlaczego Nicholas porównał ją do Syriusza Blacka?
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Rozmowa z Prawie Bezgłowym Nickiem spędzała sen z powiek Heather od kilku dni. Dziewczyna zastanawiała się, dlaczego duch akurat jej powiedział, że jest podobna do Blacka. Dobrze pamiętała, że jej matka jest z nimi spokrewniona, ale uroda samej Narcyzy już wpadała bardziej w typ Malfoy'ów.
Pewnego chłodnego popołudnia, gdy spadł pierwszy śnieg, a Pamela znów biegała po zamku za jakimś przystojnym Puchonem, Heather podjęła decyzję. Ruszyła do zamku, uśmiechając się, gdy biały puch przyjemnie skrzypiał pod jej butami. Otrzepała się tuż przy wejściu i podążyła do kuchni, by nakazać skrzatom sporządzenie czegoś ciepłego do picia.
Weszła do pomieszczenia i natychmiast przywitały ją chóralne głosy. Skrzaty kłaniały się jej nisko, przez co znów poczuła się jak w domu. Jej spojrzenie powędrowało jednak do skrzata, który znajdował się na krańcu jednego ze stołów.
— Zgredek! — zawołała wesoło, sama zdziwiona swoim entuzjazmem. Dawno nie widziała tego stworzonka i naprawdę brakowało jej go w domu. — Jak dobrze cię widzieć!
Podeszła bliżej, lecz ku jej zdziwieniu, Zgredek nie pokłonił się ani razu. Patrzył na nią swoimi dużymi uszami. Choć panienka Malfoy nigdy nie traktowała go tak podle, jak reszta rodziny, skrzat zawsze okazywał jej należny szacunek. Była więc zdziwiona, gdy ani drgnął.
— Nie przywitasz się ze mną? — Uniosła brew.
Zgredek w odpowiedzi wskoczył na blat i dumnie ukazując skarpetkę, którą dostał od Pottera na koniec zeszłego roku szkolnego, odchrząknął.
— Zgredek jest teraz wolnym skrzatem... I miło mu zobaczyć panienkę Malfoy w dobrym zdrowiu — zastrzygł uszami, niepewnie wyciągając dłoń w stronę Heather.
Dziewczyna patrzyła na stojące przed nią stworzonko. Mimowolnie przypomniała sobie te wszystkie lata, które spędził w jej domu. Poniewierany, kopany, bity, wykorzystywany. Jego oczy błyszczały się, jak nigdy dotąd, a Heather w jednej chwili zrobiło się wstyd. Pozwalała na to, by tak okropnie traktowano Zgredka. Nigdy nie zrobiła nic, by go wesprzeć.
Uścisnęła jego mizerną dłoń, a na chudej twarzy skrzata zajaśniał uśmiech. Nigdy nie czuł się bardziej uhonorowany. Harry Potter przyczynił się do jego uwolnienia, a dawna pani potraktowała go jako równego sobie.
— Ch-chciałam... — Dziewczyna zająknęła się, zerkając z ukosa na pozostałe skrzaty, które z zainteresowaniem przysłuchiwały się ich rozmowie. — Chciałam zapytać, czy mógłbyś zrobić mi gorącą czekoladę... Taką, jaką przyrządzałeś w domu...
Zgredek pokiwał entuzjastycznie głową i zabrał się do pracy. W końcu nie wszystkie dni w domu Malfoy'ów były aż taką katorgą. Bywały wieczory, gdy Heather przychodziła do kuchni i prosiła o czekoladę. Czasami chciała także, aby Zgredek zrobił napój w dwóch kubkach i sam wypił wraz z nią.
Skrzat postawił parujący kubek przed dziewczyną, która zajęła miejsce przy stole.
— Wypij ze mną — nakazała, ale widząc minę Zgredka, zmieszała się. — Poproszę...
— Zgredek widzi, że panienka się zmienia — powiedział cicho, kładąc na stole kubek dla siebie. — Skrzaty lubią plotkować, umieją poruszać się niezauważone... Zgredek zawsze wiedział, że wychowanie nie zepsuje dobrego serca...
Heather uśmiechnęła się do skrzata, zanurzając wargi w napoju. Nie mogła jednak ukryć, że ta uwaga ją zabolała.
— Muszę iść jeszcze porozmawiać z Harrym... — Malfoy wstała, zabierając ze sobą kubek.
— Proszę pozdrowić pana Pottera od Zgredka...
— Pozdrowię, obiecuję... — Tym razem to Heather wyciągnęła dłoń, którą Zgredek wesoło potrząsnął. — Dziękuję Zgredku i... i przepraszam... — powiedziała, a uśmiech skrzata powiększył się jeszcze bardziej. — Za wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top