-(••÷[18]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła,
a zaspokojona ciekawość to krok w przeciwnym kierunku.
~Stephen King "Sklepik z marzeniami"
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
— Czego my właściwie szukamy? — mruknęła Heather, ściągając z siebie pelerynę niewidkę. Trzymanie się aż tak blisko Pottera nie było dla niej zbyt komfortowe i sprawiło, że w tamtej chwili czuła się zupełnie jak ulubiona galaretka Pameli.
— Zdjęć, listów... czegokolwiek, co mogłoby nam powiedzieć coś więcej o Blacku — odpowiedział Harry. Podszedł do komody, na której ostatnio znalazł zdjęcie z młodości profesora. Zajął się przeszukiwaniem całej szafy, a Heather postanowiła przeczesać biurko.
— Szpargały... — zaczęła, przekładając przypadkowe książki profesora. — Szpargały, śmieci... nic wartościowego... pierdoły... O likantropii... o likantropii... o, wilkołaki, kto by się spodziewał. Facet ma jakąś manię prześladowczą, czy zamiłowanie do drapieżców? Mógłby tu troche posprzątać, swoją drogą...
— Heather, pamiętasz że na dole toczy się lekcja? — syknął Harry, zerkając na dziewczynę.
Czarnowłosa machnęła ręką, uśmiechając się przepraszająco. Zapomniała.
— Chyba znalazłem album, z którego pochodziły tamte zdjęcia... — Czarnowłosy zaczął przeglądać zażółknięte fragmenty pergaminów, oprawione w ciemną, twardą okładkę. Album faktycznie miał dość sporo lat, sądząc po zagięciach, kolorze i zapachu. Gdzieniegdzie brakowało kilku fotografii.
Heather stanęła obok chłopaka, zaglądając mu przez ramię.
— Tu są jakieś dziewczyny... — Wskazała zdjęcia, na których przez kilkanaście stron powtarzały się te same postacie. Dwie dziewczyny, wyglądało na to że siostry. Obie śliczne, o ciemnych włosach. Jedna miała niebieskie oczy, druga brązowe.
— Jest jakieś z Hogwartu... — Harry wskazał kolejną fotografie.
— Chyba tylko jedno... — mruknęła Malfoy. — Ślizgonka i Krukonka... W sumie... Patrząc na Blacków obie pasują do opisu. Sądząc po różnicy wieku, raczej nie były przyjaciółkami...
— Siostrami?
— Już bliżej... Syriusz miał siostry?
— Nie mam pojęcia.
— Dobra Potter, zabieraj to. Zmywamy się.
— Chcesz to zabrać? — zdziwił się chłopak. Osobiście planował jedynie przeszukać pokój i zostawić wszystko w nienaruszonym stanie, aby nie wzbudzać podejrzeń. — Co jeśli...
— Oj przestań, tu jest taki burdel że równie dobrze pomyśli że gdzieś to zgubił. Potter, to może być jakiś trop... — powiedziała, usiłując przekonać okularnika. — Ktoś musi coś wiedzieć... Może one przyjaźniły się z Blackiem i z Lupinem? No dalej, Harry... — jęknęła, widząc że chłopak nadal nie był przekonany.
Wolał nie narażać się na niepotrzebne szlabany lub co gorsza oskarżenia o kradzież. Nie był złodziejem, Heather też nie.
— To pożyczka...
— Dobra, zmywamy się — skapitulował w końcu, rozprostowując pelerynę. — Jeśli ktoś to u mnie znajdzie, powieszę cię.
— Oddam się dobrowolnie w twoje ręce.. — uśmiechnęła się dziewczyna, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak dziwnie zabrzmiało to zdanie. Dziękowała Merlinowi za to, że pod peleryna musieli wyjątkowo uważnie patrzeć pod nogi, przez co nie mieli czasu ujrzeć wzajemnych rumieńców.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Czworo Gryfonów już od trzech godzin zajmowało jeden ze stolików biblioteki. Znudzeni, już po raz setny analizowali wszystkie zdjęcia, znajdujące się w albumie. Niestety, żadne z nich nie było podpisane inaczej niż "Wakacje 1973", czy "Boże Narodzenie 1960". Żadnych imion, nazwisk, miejsc. Dwie dziewczyny, łudząco do siebie podobne i mnóstwo pytań.
— Nie było żadnego innego albumu niż ten? — ponowiła pytanie Hermiona.
— Granger, twoja szopa pełni funkcję kasku dźwiękoszczelnego? Szukaliśmy i mamy tylko to... — jęknęła Heather.
Nastała cisza, przez co dziewczyna rozejrzała się po twarzach pozostałych. Dopiero wtedy zrozumiała, co powiedziała.
— Merlinie, przepraszam Gra... Herm... — Dziewczyna nie dokończyła, bo zarówno Gryfonka, jak i jej najlepsi przyjaciele, roześmiali się szeroko.
— To akurat było... Zabawne... — powiedziała cicho Granger, po czym odchrząknęła.
— Och... — Malfoy wydobyła z siebie tylko tyle. Po chwili uśmiechnęła się sama do siebie. Czyli nie wszystko, co wychodziło z jej ust było dla innych krzywdzące.
— Może... Pokażemy to zdjęcie profesor McGonagall? — zasugerowała Hermiona, biorąc fotografię, na której dziewczęta siedziały na ławce w szatach Hogwartu.
— I co jej powiemy? — mruknął Ron, którego cała sytuacja już denerwowała. Nie byłoby tak źle, gdyby nie zmuszono go do spędzania tylu godzin w obecności siostry Dracona. Heather działała na niego, jak Fred i George na profesora Snape'a. — Pani profesor znaleźliśmy zdjęcie w szafie profesora Lupina, kto to jest?
— Niekoniecznie Ronald — syknęła dziewczyna, zdenerwowana podejściem przyjaciela. — Możemy powiedzieć, że znalazłam je w jednej z książek. Po prostu.
Heather powoli pokiwała głową. W sumie pomysł Hermiony nie wydawał się taki zły. Mogli zwrócić się do profesor McGonagall o pomoc w odnalezieniu właściciela fotografii.
— I niby ona w to uwierzy? — prychnął rudowłosy. — Prędzej zabierze nam to zdjęcie i każe znikać.
— Musisz negować każdy pomysł? — zapytała Heather i o dziwo nie było w tym pytaniu ani grama jadu.
— Musisz tu być?
— Musicie się kłócić? — dołączył Harry. Nie po to zgromadzili się w bibliotece, by Ron i Heather mogli odstawić szopkę na temat wzajemnej nienawiści. Szczerze, Potter miał nadzieję, że współpraca choć trochę złagodzi ich wrogość, jednak widocznie na nic zdały się błagalne prośby. — Poza tym możemy najpierw spróbować u profesora Filtwicka. Jedna z nich w końcu była Krukonką, tak?
— A druga Ślizgonką... — przytaknęła Granger. — Ale wątpię, że profesor Snape choć spojrzy na zdjęcie.
— Jeśli tylko znajdzie oczy pośród swoich tłustych kłaków...
— Harry!
Cała czwórka zaprzestała dyskusji, gdy do biblioteki wbiegł Neville. Chłopak, o dziwo, zupełnie zignorował panią Pince, która prawie doznała stanu przedzawałowego widząc kompletny brak poszanowania Longbottoma.
— Oddychaj... — poradziła Malfoy, uważnie przyglądając się czerwonej twarzy ciemnowłosego.
— Neville, co się dzieje? — zapytała Hermiona, podchodząc do chłopaka.
— Syriusz Black...
— Co Syriusz Black?!
— Usiłował włamać się do naszego pokoju! Wszyscy Gryfoni mają natychmiast pojawić się w Wielkiej Sali!
Harry, Ron i Hermiona zaczęli pakować swoje rzeczy. Heather zrobiła to z mniejszym entuzjazmem, nie mogąc zrozumieć jednej rzeczy.
— Powiedz mi, Longbottom... I wysłali akurat ciebie, żeby nas odnaleźć? — zmarszczyła brwi, gdy razem z pozostałymi zmierzała do wyjścia z biblioteki.
— To dla ciebie jakiś problem? — zapytał Ronald, gdy tylko zwęszył okazję do udowodnienia reszcie, że Malfoy musi nabijać się nawet z biednego Neville'a.
— Weasley... — westchnęła dziewczyna. Tym razem naprawdę nie chciała się kłócić. Wieść o Blacku w zamku dostatecznie podniosła jej adrenalinę. — To nie...
— Neville ci nie odpowiada, bo co? Za długo tu biegł? Czy może jej wysokość..
— Jest za młody dobra?! — wrzasnęła czarnooka, tracąc nad sobą panowanie. — Jest za młody, ty tumanie! Percy powinien nas szukać, albo pozostali prefekci! Nie uczeń w wieku trzynastu lat! I nie kiedy morderca wdarł się do zamku!
Kiedy Ron zrozumiał, że tym razem dziewczyna nie miała złych intencji, zamrugał jedynie i spuścił wzrok.
Malfoy natomiast przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa. Była wściekła i nie chciała z powodu wzburzenia wypowiedzieć słów, których później mogłaby żałować.
— Heather poczekaj! — zawołała za nią Hermiona. — I tak idziemy w tą samą stronę!
— Obejdzie się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top