-(••÷[15]÷••)-

· • ● ← → · • ●

Serce kłamie, a głowa nas zwodzi. 

Jedynie oczy widzą prawdę. 

Patrz oczyma. 

Słuchaj uszami. 

Wąchaj nosem i czuj przez skórę. 

Potem dopiero myśl. W ten sposób poznasz prawdę.

~George R. R. Martin "Gra o tron"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 

— Heather, odpowiedz mi! — warknął Draco, łapiąc siostrę za ramię. Zmusił dziewczynę, by na niego spojrzała. Dojrzał łzy, które czaiły się w jej oczach. 

Pokręcił głową, odskakując przestraszony. Heather Malfoy nie płakała, nie była słaba. Była silna, zdecydowana, szła do celu po trupach.

— Czego chcesz? — szepnęła, łapiąc głęboki oddech. Nie chciała pokazywać bratu swojej słabości. Ostatnimi czasy czuła, że wszystko ją przygniata. Nie radziła sobie z oczekiwaniami ojca, z samą sobą. Nie wiedziała, którą ścieżką podążać. Stała na rozstaju dróg, a przy niej nie było nikogo, kto mógłby wesprzeć radą. — Pośmiać się? — Pociągnęła nosem, zagryzając jednocześnie wargę. Spuściła wzrok nie pozwalając, by łzy wypłynęły. — Nie krępuj się. Przecież to lubisz najbardziej... 

— Czy to prawda co mówią? — zapytał blondyn, nie zwracając uwagi na pozostałych uczniów, którzy przechodzili korytarzem. Ciekawskie spojrzenia wędrowały w stronę sławnego rodzeństwa, powodując na plecach dziewczyny ciarki. — Bogin zamienił się w ojca? 

Heather nie mogła wydusić słowa. Chciała przytaknąć, wykrzyczeć bratu, że boi się nie tyle samego Lucjusza, co wyrzeczenia się jej. Miała dość bycia dziwadłem. Nie chciała należeć trochę do Gryfonów, trochę do Malfoy'ów. Pragnęła być dziewczyną z normalnymi problemami sercowymi. Taką, która posiadała prawdziwych przyjaciół i kochającą rodzinę, której nie obchodziła głupia przynależność do domów w Hogwarcie. 

Wielka gula ugrzęzła jej w gardle. Utkwiła w Draco spojrzenie pełne bólu. Pokręciła głową, usiłując odgonić łzy. W tamtej chwili czuła się jeszcze bardziej samotna.

Pamela już od dłuższej chwili nie słuchała Pottera, który opowiadał, czego dowiedział się od profesora Lupina na temat boginów. Zielone oczy utkwione miała w rodzeństwie Malfoy, które prowadziło rozmowę pod ścianą. Kiedy Harry chrząknął, blondynka jedynie wskazała głową Heather i jej brata. Okularnik zmarszczył brwi, uważniej im się przyglądając. 

McMay była coraz to bardziej zaniepokojona miną czarnowłosej. Widziała, że Malfoy była bliska płaczu, co wyjątkowo ją zdziwiło, jednocześnie upewniło w przekonaniu, że z czarnooką działo się coś złego. Heather, którą znała Pamela, nie płakała, nie okazywała słabości. 

Czara goryczy przelała się, gdy Draco zagrodził drogę siostrze. Pamela nie wiedziała dokładnie o co chodziło, jednak nie było jej to potrzebne. Pewnym krokiem podeszła do rodzeństwa, wymierzając palec w blondyna. 

— Malfoy dotknij ją jeszcze raz, a przysięgam, że zamienię cię w glizdę! — stanęła naprzeciwko Dracona, który spojrzał na nią zdziwiony.

— O, McMay, może ty mi powiesz, co się dzieje z moją siostrą! — zawołał chłopak, ignorując groźbę dziewczyny. Nie miał nic do Pameli, w końcu była czystej krwi czarownicą, z pewnością nie należała do gorącego fanklubu Pottera, a w dodatku wydawała się jedyną osobą, na której Heather mogła polegać. Może i Malfoy nie był ekspertem relacji międzyludzkiej, ale widział w czyim towarzystwie jego siostra stawała się sobą. Do tego grona z pewnością należała McMay.

— W tej chwili? — zapytała, krzyżując ręce na piersi. Mierzyła zdezorientowanego chłopaka ostrym spojrzeniem i nie zamierzała mu odpuścić. Może i była wściekła na Heather, jednak nie mogła pozwolić, by Draco wykorzystał jej dziwny stan i doprowadzał do płaczu. — Usiłuje nie rozpłakać się na środku korytarza — syknęła, wbijając palec w klatkę piersiową Malfoy'a. — Więc bądź łaskaw powydzierać się innego dnia. Nie widzisz, w jakim jest stanie? 

— W... normalnym. — Malfoy i McMay odwrócili się, słysząc niewyraźny głos czarnookiej. Oboje spojrzeli na jej szklane oczy, ciekawi kogo próbowała oszukać. — Nic mi nie jes...

— Nie, wcale! — zawołała blondynka, wyrzucając ręce w górę. — Draco, idź już.. — poradziła blondynowi, na co chłopak zdecydowanie pokręcił głową. Musiał rozmówić się z siostrą, a to znaczyło, że nie mógł jej w tamtej chwili odpuścić.

— Heather... — zaczął blondyn, nie zwracając uwagi na zaciętą minę McMay.  Wyciągnął dłoń do dziewczyny, jednak zamarł, gdy z jej oczu pociekły kolejne łzy.

Gryfonka nie mogła czekać na rozwój wydarzeń. Odwróciła się i pobiegła do wieży Gryffindoru, uprzednio prawie wpadając na dwóch Puchonów.

Malfoy prychnął cicho, nie mając ochoty na konfrontacje, która za pewne przyniosłaby braki w punktach obu domów i zupełnie niepotrzebne szlabany.

McMay oparła się ciężko o mur. Gdyby Heather miała normalniejszą rodzinę, w której byłaby w stanie nawiązać przeciętne więzi, wszystko byłoby prostsze. Dziewczyna nie odrzucałaby od siebie wszystkich ludzi, próbujących zbliżyć się do niej. Pamela nigdy nie była uprzedzona do czarnookiej. Owszem, znała ciekawe historyjki na temat jej rodziny, ale nie dokonała osądu, jak uczyniła to większość uczniów już pierwszego dnia pobytu dziewczyny w Hogwarcie.

Blondynka dała jej szansę, dzięki czemu zbliżyły się do siebie, a Heather odkryła swoją prawdziwą twarz. Nie była złą dziewczyną, jedynie stłamszoną przez etykietę i wyobrażenia swoich rodziców. Dlatego usiłowała chronić się sarkazmem, a jej lodowaty wzrok potrafił mrozić nawet najbardziej rozweselone serca.

¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸

— Wiesz, że łzy to nic złego? — Pamela odsunęła kotarę łóżka czarnowłosej, by na nią zerknąć. Uśmiechnęła się smutno, widząc dziewczynę, wpatrującą się tępo przed siebie. Leżała, tuląc do siebie poduszkę. Wyglądała przy tym tak mizernie, że McMay zrobiło się jej jeszcze bardziej żal. — Każdy musi czasami popłakać. Niezależnie od nazwiska — dodała, siadając na brzegu łóżka. Widząc, że Heather nie miała ochoty na rozmowę, dodała: — Pamiętam, jak w drugiej klasie Irytek rozbił słój tuż przed twoimi nogami. Odłamek wbił się w twoją nogę, a ty nawet nie zapłakałaś.

Malfoy sprawiała wrażenie, jakby nie słuchała Pameli. W rzeczywistości jednak przypomniała sobie tamtą sytuację. Z perspektywy czasu niebywale ją bawiła, jednak dwa lata temu w jej głowie krążyły słowa ojca.

— Nie pokazuj słabości... — szepnęła, na co McMay przerwała swój monolog. Zerknęła na dziewczynę.

— Co?

— Ojciec powtarzał nam od dzieciństwa. Nie wolno pokazywać słabości...

— Heather... — Pamela pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie rozumiała, jak rodzice mogli zabraniać dzieciom płaczu.  To naturalna reakcja, która często pomagała rozładować napięcie. Nic więc dziwnego, że Malfoy czasami przypominała bombę zegarową, skoro kazano jej dusić emocje. — Płacz to nie słabość. To wrażliwość. Dowód na to, że jesteś człowiekiem, masz uczucia i emocje. To jedna z najpiękniejszych rzeczy, która odróżnia nas od zwierząt, potworów... Nie wolno się tego wstydzić.

— Łatwo ci mówić kiedy...

— Kiedy co? — zapytała, kucając przed twarzą dziewczyny. Zrównały się poziomem, a po chwili Pamela odgarnęła ciemne kosmyki włosów, które spadły Heather na twarz. — Kiedy mój dom był pełen miłości, a ja nauczyłam się jak być chodzącym wulkanem energii? Heather, zdradzę ci mój sekret. To kwestia twojego myślenia. Ciesz się życiem, zachowuj się wobec innych tak, jak chciałabyś aby oni zachowywali się wobec ciebie. Wtedy będą w stanie ci zaufać i nikt nie będzie cię od siebie odpychał...

— To brzmi tak... — Malfoy westchnęła, odwracając się na wznak. — Nierealnie.

— Wszystko to kwestia praktyki. Jeśli chcesz, pomogę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top