-(••÷[14]÷••)-

· • ● ← → · • ●

Wiedziałam, jak ciężko jest być córką ludzi,

którzy cię nie dostrzegają, 

nawet jeśli stoisz przed nimi i tupiesz nogą.

- Jojo Moyes "Kiedy odszedłeś"

¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤ 


Draco z uwagą słuchał słów Pansy, która z nietypowym dla siebie entuzjazmem opowiadała, co stało się na lekcji czwartoklasistów. Chłopak podparł brodę dłonią, usiłując sprawić wrażenie, jakby w ogóle go to nie interesowało.

— I to naprawdę był pan Malfoy?! — zawołał Blaise, zwracając tym samym uwagę przechodzących Gryfonów. 

Draco wywrócił oczami, po czy trzepnął Zabiniego w głowę. Jego rodzina nie potrzebowała dodatkowego rozgłosu, a na pewno nie za pośrednictwem czegoś takiego. Jego siostra i tak była uważana za wybryk natury, a wieść, że najbardziej boi się własnego ojca, w tamtej sytuacji nie pomagała. 

Trzynastolatek nigdy nie przejmował się relacją ojca i Heather. Szczerze mówiąc, nigdy się jej nią nie przejmował. Skupiał się bardziej na tym, by przed tatą wypaść jako godny, wartościowy syn. Zasługiwał na jego miłość i starał się, by było to widoczne na każdym kroku. Sądził, że jego siostra postępuje podobnie, a jej pobudki były identyczne. 

Sytuacja z boginem rzuciła nieco cienia na jego teorię. Heather widocznie bała się ojca, choć nigdy tego nie okazywała. Często się z nim kłóciła, dbała o wygłaszanie swojego zdania niezależnie od tego, czy mogło ono zranić ojca, czy może rozbawić. 

Chłopak spojrzał na stół Gryfonów, przy którym także toczyła się rzewna dyskusja. Granger pochylała się nad stołem, szepcząc do Pottera. Była tak rozemocjonowana, że blondyn miał wrażenie, że za chwile przejdzie na drugą stronę, by usiąść obok Bliznowatego. Z całej tej trójki jedynie Weasley zachowywał się jak zwykle. Zapychał buzię kurczakiem, nie zwracając uwagi na dziwne zachowanie przyjaciół.

— Harry, mówię ci co słyszałam! — wyszeptała Hermiona, jednocześnie wyjmując włosy, które wpadły jej do posiłku. Z niesmakiem odrzuciła je na ziemię. 

Harry nadal wpatrywał się w półmisek z mięsem, z którego co chwila ubywało. Zerknął na Rona, chcąc usłyszeć jego zdanie, jednak zrozumiał, że tym razem Weasley nie miał nic do powiedzenia. Po dłuższym zastanowieniu Potter stwierdził, że to może lepiej. Jego przyjaciel rzadko bywał obiektywny, a jeszcze rzadziej jeśli chodziło o Heather. 

— Ja to widziałam na własne oczy! — zawołała Angelina, wychylając się zza Freda. Pokiwała poważnie głową, jakby chcąc upewnić wszystkich, że nie kłamie. 

Harry westchnął ciężko, wbijając spojrzenie w posiłek. Heather Malfoy była niewątpliwie ciekawą personą. Było o niej głośno nie ze względu na ciekawy charakter, czy charyzmatyczną osobowość. Była swojego rodzaju wyjątkiem, lecz mało kiedy to określenie przybierało pozytywny wydźwięk. Czarnooka była inna. Ta inność nie działała jednak na jej korzyść. Dziewczyna nie potrafiła wykorzystać tej cechy jako swojego atutu. Jedynie używała jej do odpychania innych, aby nie wypominali tego, że nie dopasowała się do środowiska. Wybryk Slytherinu, jedyna córka Lucjusza Malfoy'a, która nie sprostała jego oczekiwaniom.

Harry nie wiedział, co go ciągnęło do tej dziewczyny. Może po prostu był masochistą? Albo było mu jej żal? W jakiś sposób czuł, że byli do siebie podobni. Oboje byli inni.

Chłopak zabrał pączka, mając w głębi duszy nadzieję, że zawierał nadzienie inne niż różane. Szybkim krokiem wyszedł z sali, ignorując nawoływania Hermiony, którą przecież zostawił w środku monologu. Miał jednak nadzieję, że gdy wróci wszystko jej wytłumaczy, a dziewczyna nie będzie długo chowała urazy.

Potter nie kłopotał się z pukaniem. Profesor Lupin nie wydawał mu się człowiekiem rozgarniętym, więc wątpliwe było, by usłyszał ewentualne odgłosy. Okularnik wszedł do gabinetu powoli. Jego krok stał się bardziej zdecydowany, gdy dojrzał profesora siedzącego przy biurku.

— Co cię do mnie sprowadza, Harry? — zapytał Remus, nie podnosząc wzroku znad pergaminów. Musiał dokończyć sprawdzanie wypracowań przed kolejną lekcją z piątoklasistami, a nie był nawet w połowie.

— Wie pan... — Chłopak zająknął się. Dopiero, gdy znalazł się w pokoju profesora zdał sobie sprawę, jak absurdalne było jego posunięcie. Jaki był sens przychodzenia do nauczyciela i wypytywania o sytuację związaną z innym uczniem? 

— Nie wiem? — Remus podniósł głowę znad wypracowań, gdy Harry przez dłuższy czas milczał. Przyjrzał się mu nieco uważniej powodując, że Potter speszył się nieco. — Harry?

— Profesorze... Czy bogin może się mylić? 

— Jeśli aż tak zainteresował cię temat boginów, w bibliotece znajdziesz bardzo pokaźne zbiory na ten temat... — Lupin wstał, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Jeśli Harry był choć trochę podobny  do Jamesa, do biblioteki zaglądał jedynie w wyjątkowych przypadkach. Wilkołak upewnił się w tym przekonaniu, widząc niewyraźną minę okularnika. — Boginy to mary. Stworzenia, które tylko strach trzyma przy życiu.Nie byłyby w stanie istnieć, gdyby nie wyczuwały naszych najbardziej skrywanych lęków. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, co jest naszym największym strachem. Bogin to odkryje.

— Czyli... nie ma opcji, aby bogin pomylił się...

— Harry, przecież sam przyznałeś, że boisz się dementorów bardziej niż czegokolwiek innego... — Lupin skrzyżował ręce na piersi. Nie rozumiał, dlaczego Harry nagle zainteresował się magicznymi stworzeniami. Owszem, chłopak był wyraźnie zadowolony z lekcji i rozczarowany faktem, że Remus nie dopuścił do niego bogina, ale profesor podświadomie czuł, że nie to przywiało Pottera do jego gabinetu.

— Tak, ale... — Potter odchrząknął, gdy poczuł, że pora się wycofać. Chciał uniknąć kolejnych niewygodnych pytań, które mogłyby odkryć przed nauczycielem prawdziwe powody jego wizyty. — Dziękuję panu, pójdę już... — Chłopak odwrócił się na pięcie, a zrobił to tak szybko, że zderzył się z szafą, stojącą przy drzwiach. Wydał z siebie ciche jękniecie, a jego wzrok powędrował na zdjęcia, leżące wśród sterty pergaminów. Na jednym z nich stali dwaj młodzi chłopcy. 

Ten po prawej miał jasnobrązowe włosy, ciemne oczy i blizny na twarzy. Drugi natomiast czarne przydługie włosy, oczy tego samego koloru i szeroki uśmiech. Obaj ubrani w szaty Gryffindoru. 

Harry chwycił zdjęcie, by przyjrzeć się czarnowłosemu. Miał dziwne wrażenie, że skądś kojarzył jego twarz. Odwrócił je, mając nadzieję, że zostało podpisane. 

— RL i SB? — zapytał, odwracając się w stronę Lupina, który znajdował się w odległości kilku centymetrów od chłopaka. Remus westchnął ciężko, po czym sięgnął po zdjęcie, jednak Harry cofnął rękę. 

— To prywat...

— Remus Lupin... — powiedział Potter, znów zerkając na bruneta. — I Syriusz Black? Znał pan Syriusz Blacka?! Przyjaźniliście się?!

Lupin zacisnął zęby, przeklinając się w duchu, że zostawił stare zdjęcia na wierzchu. Niestety czasy, gdy był wyjątkowo porządny, a w jego pokoju panował ład, już dawno minęły. Wyrwał zdjęcie Harry'emu, który przewiercał go spojrzeniem. 

— Idź już, bo spóźnisz się na zajęcia... 

— Niech mi pan odpowie!

— Moje lata młodości nie są twoją sprawą, Harry! Idź na zajęcia, chyba że chcesz, abym zaczął brać przykład z profesora Snape'a!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top