-(••÷[115]÷••)-

Napięcie między Harrym i Heather nie spadało. Wręcz przeciwnie. Zbliżające się egzaminy także nie napawały chłopaka zbyt wielkim entuzjazmem. Nie mówiąc już o koszmarach i lekcjach legilimencji ze Snape'em. 

Nic więc dziwnego, że pewnego wieczoru doszło między Gryfonami do wymiany zdań, która jeszcze poważniej nadszarpnęła przyjaźń Harry'ego i Heather.

Black weszła do pokoju okularnika, nawet nie pukając. Stanęła pośrodku pomieszczenia, rozglądając się uważnie. 

— Hermiona przysłała mnie po książkę — powiedziała beznamiętnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Potrzebuje jej do nauki.

Harry wstał i podszedł do biurka, na którym walały się książki. Złapał tę, którą pożyczyła mu Hermiona i bez słowa wręczył Heather. Gdy tylko czarnowłosa złapała brzeg okładki i pociągnęła w swoją stronę, zorientowała się, że Potter tak łatwo jej nie odda.

— Ale najpierw powiedz mi, o co ci chodzi.

— Jak to o co?! — warknęła. — O książkę! Zamieniłeś się z Weasley'em na mózgi?!

— Wiesz, że nie o tym mówię — powiedział Harry, puszczając mimo uszu uwagę o Ronie. Wciąż stał i uparcie trzymał tomisko, a jego oczy uciążliwie wpatrywały się w Heather. Tak intensywnie, że dziewczynie zrobiło się ciepło. Odruchowo sięgnęła do szyi, by rozluźnić krawat. 

— Nie wiem, o czym chrzanisz, Potter — przyznała, choć było to kłamstwo. — Od kilku tygodni nie potrafię zrozumieć, o czym do mnie mówisz...

Harry uśmiechnął się delikatnie, ironicznie. Tak, jak miała w zwyczaju Heather.

— O Cho — rzekł krótko, co zadziałało na dziewczynę, jak płachta na byka. W jednej sekundzie jej oczy zajaśniały wrogością, a dłoń zacisnęła się mocniej na książce. 

— Nie będę z tobą o tym rozmawiać. Wiesz, że jej nie lubię i na tym zaprzestańmy tę wymianę zdań, Potter.

— Właśnie, że nie! — syknął chłopak. Gdy Heather puściła książkę i odwróciła się z zamiarem odejścia, złapał ją za rękę, ciągnąc znów w swoją stronę. — Powiedz mi, dlaczego? Co ci zrobiła? Co takiego zrobiła, że...

— Zabrała mi ciebie! — krzyknęła Heather, gdy już nie wytrzymała spojrzenia Harry'ego. Jej ciemne oczy zaszły łzami pod wpływem jego wzroku. Nie wiedziała, dlaczego zareagowała tak emocjonalnie, ale pozwoliła, by strumienie płynęły po jej policzkach. Czuła się obdarta ze swojej wierzchniej, twardej skorupy. Harry kilkoma zaledwie słowami spowodował, że była gotowa wykrzyczeć mu wszystko w twarz. 

— A-ale...

— Byliśmy przyjaciółmi, Harry... przyjaciółmi, ale... — Heather wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała, z oczami wbitymi w swoje dłonie. — Nie zrobiłam tego specjalnie... to samo jakoś tak... mimowolnie... ja... stałeś się dla mnie ważniejszy, niż Hermiona, Pamela... w końcu nawet niż... niż Oliver... byłam po prostu tchórzem, bo nie potrafiłam ci tego wyznać... potem... potem zjawiła się Chang, a ty już w ogóle o mnie zapomniałeś, Harry... I teraz, kiedy okazała się zdrajcą... nawet nie wiesz, ile razy miałam ochotę wytargać ją za te kudły. Nie z czystej nienawiści... nie dlatego, że okazało się, że miałam rację... tylko dlatego, że... Nie powiedziałam ani słowa od momentu waszego zerwania, bo i tak chodzisz przybity... a nie mogę patrzeć, gdy jesteś smutny, Harry.

Chłopak nie wydusił ani jednego słowa. Nie potrafił spojrzeć Heather w oczy, ba! w tamtej chwili nie potrafił choćby ułożyć logicznego zdania. Nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę. Sądził, że Black powie mu, jak bardzo nie lubi Cho, trochę się posprzeczają i w końcu wszystko wróci do normy. Ale... ale Heather Black właśnie wyznała mu, że jest dla niej ważny. A on nie wiedział, co z tym zrobić.

Heather zabrała książkę, która w całym tym zamieszaniu wylądowała na ziemi, po czym wybiegła z pokoju.

•••

Następnego dnia Harry nie spotkał się z Heather na śniadaniu. Nie było to aż takie nadzwyczajne, jednak chłopak dobrze wiedział, że był to rezultat ich ostatniej rozmowy. Nie siedzieli obok siebie także w porze lunchu i obiadu. A gdy po kolacji wstał, gotów wyciągnąć Heather na spacer i porozmawiać, dziewczyna została bezceremonialnie zabrana z Wielkiej Sali przez Pamelę. Potter westchnął więc i zamierzał samotnie powałęsać się po zamku.

Jego plany pokrzyżowała jednak Hermiona. Zdziwił się trochę, gdy dopadła do niego przy wyjściu z Sali, jednak nie protestował. Pozwolił, by złapała go pod ramię i we dwoje podążali mniej uczęszczanymi korytarzami zamku.

— Ciężko jej — powiedziała Hermiona po dłuższej chwili ciszy.

Harry nie musiał nawet pytać, o kogo chodzi. Domyślał się, że Hermiona jest jedną z lepiej poinformowanych osób. W końcu podczas świąt podjęła z nim rozmowę, która już wtedy powinna była nakierunkować chłopaka na właściwie tory. On jednak doszedł do konsensusu po kilku miesiącach. Czasami sam nie wierzył w swoją głupotę.

— Też mi jej brakuje — przyznał.

— Powiedz jej to.

Harry uśmiechnął się. Gdyby wszystko było takie proste. Wciąż nie mógł nadziwić się, że Heather faktycznie... mogła coś do niego czuć. Jak to w ogóle możliwe?

— Nic nie zauważyłem, Hermiona... Jak to możliwe? Przecież spędzamy ze sobą każdy dzień, a...

— Och, Harry... — Granger uśmiechnęła się smutno, gładząc przedramię chłopaka. — Faceci często mają problem z zauważeniem tego typu rzeczy. Poza tym... Heather to wyjątkowo trudny przypadek. Nie zapominaj, że w jej życiu dużo się zmieniło i okazywanie uczuć to wciąż dla niej problem. Dobrze się kryła... choć przyznam szczerze... niektóre jej zachowania powinny dać ci do myślenia...

Potter zmarszczył brwi, nieświadomie zwalniając kroku. Hermiona patrzyła na przyjaciela z ukosa czekając, aż sam wpadnie na rozwiązanie zagadki.

— Pamięta, kiedy jem naleśniki z czekoladą, a kiedy... kiedy z truskawkami...

Hermiona uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową. 

— Wie, że... zjadanie żelowych myszek rozpoczynam od odgryzienia głowy... na urodziny przysłała mi zdjęcie rodziców, gdy byli młodzi... w listach do Syriusza opisujących przeszłość poprosiła, by zawierał także informacje o... o mamie i tacie... stanęła w mojej obronie wtedy, gdy jakaś Puchonka nazwała mnie oszustem...

— Dobrze ci idzie — przyznała Granger, kiwając głową. 

•••

Heather stała na dziedzińcu i wraz z innymi uczniami biła brawo, wpatrując się w wielką, pomarańczową literkę W na nieboskłonie. Bliźniacy ostatnimi czasy zachowywali się bardzo dziwnie, ale nie sądziła, że planują odejść z Hogwartu i to z tak wielkim przytupem. Nie martwiła się jednak o nich, bo wiedziała, że doskonale sobie poradzą. Poza tym, mieli zobaczyć się już za kilka tygodni, we wakacje. Już nie mogła się doczekać. 

Było to jedno z przyjemniejszych wydarzeń ostatnimi czasy. Black łudziła się, że już nic go nie zepsuje. Niestety, była zbyt naiwna. Stojący dwie osoby dalej Harry, upadł na ziemię. Czarnowłosa nie traciła czasu i przepychając się przez dwie Krukonki, kucnęła przy chłopaku.

Słowa, które wypowiedział wystarczyły, by serce stanęło jej w gardle.

Gryfoni we czwórkę pobiegli do gabinetu Umbridge, gdzie zamierzali przedostać się do Ministerstwa Magii. Choć ostatnio stosunki Harry'ego i Heather były napięte, dziewczyna zgadzała się z chłopakiem w stu procentach. Jeśli Syriuszowi coś grozi, nie mieli czasu do stracenia. 

Nic jednak nie przebiegło po ich myśli. Umbridge przyłapała czwórkę przyjaciół, kilka osób z Gwardii zostało przyprowadzonych do gabinetu. 

Heather gorączkowo zastanawiała się, co mogła zrobić, by wydostać się z gabinetu. Musiała jakoś zaalarmować członków Zakonu. Musiała zrobić coś, by ocalić Syriusza.

Milczała, gdy Hermiona obwieściła Inkwizytorowi, że Dumbledore posiada tajną broń. 

Czuła, że to jedyna szansa.

Gdy Dolores zniknęła z dwójką Gryfonów, a Ślizgoni nieco się rozbestwili, zerknęła na Ronalda. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy dostrzegła w jego dłoni sławne cukierki Freda i George'a.

— Ojciec będzie wściekły — wycedził Draco, spoglądając na siostrę. Odciągnął ją w drugi kąt gabinetu, by móc w spokoju porozmawiać.

Heather zmarszczyła brwi, zerkając na Malfoy'a. Od ostatniej kłótni nie zamienili ze sobą ani słowa. Mijali się na korytarzu, jakby w ogóle nie zauważali swojej obecności. Black posyłała bratu pełne tęsknoty spojrzenia zawsze wtedy, gdy nie widział. Nie mogła pozwolić sobie na nic więcej. Raz na zawsze powinna odciąć się od tej rodziny.

— Nie obchodzi mnie to, Draco — powiedziała, nadzwyczaj spokojnie. — Nigdy mnie to nie obchodziło. 

— Nie mówisz poważnie... — szepnął blondyn, kręcąc głową. 

Heather wzięła głęboki oddech, w akcie desperacji gotowa powiedzieć bratu coś, co raz na zawsze miało zburzyć ich więź. Uśmiechnęła się smutno, wpatrując się w znajome oczy Draco. Za kilka dni będą wakacje, a ona wróci na Grimmauld Place i już nic nie będzie takie samo. Blondyn stanie się dla niej obcym człowiekiem. W końcu musiała się z tym pogodzić.

— Nigdy nie kochał mnie tak, jak ciebie, Draco. Ani on... ani matka... 

— O czym... o czym ty...

— Przysłał mi list... list, w którym... nie pozwala mi wrócić do domu. Wyrzekł się mnie, Draco. A ja w pełni to zaakceptowałam. Już nie jesteśmy rodziną... jesteś dla mnie zupełnie obcy. 

Draco wybiegł z sali, jednak zanim zniknął, Heather dostrzegła, jak po jego policzku spływa łza.

•••

Heather stała w otoczeniu przyjaciół. Obok czuła obecność Harry'ego, wiedziała, że gdzieś z tyłu ubezpieczają ją Neville i Ron. Dookoła stali Śmierciożercy, z różdżkami wycelowanymi w młodych uczniów. Nikt jednak nie zrobił na dziewczynie takiego wrażenia, jak Lucjusz. 

Stał naprzeciwko, dwa kroki za nim ukrywała się Bellatrix. Słodka, rozwydrzona Bella, o której z taką miłością wypowiadała się Narcyza.

— Radzę, żebyśmy się wszyscy uspokoili... — powiedział Lucjusz, wzrokiem omijając Heather.

Dziewczyna prychnęła, doskonale zdając sobie sprawę z zagrywek Malfoy'a.

— Dlaczego? — zapytała pół szeptem, w jednej sekundzie zwracając na siebie uwagę Lucjusza. W końcu zdołał na nią popatrzeć, oczami zimnymi, jak lód. 

Uniósł brew, czekając na dalsze słowa.

— Po tym wszystkim? — kontynuowała, robiąc krok do przodu. Została jednak przytrzymana przez Harry'ego. — Po latach kłamstw, oszukiwania... stoisz tutaj i grozisz mi i moim przyjaciołom? 

— To ta mała? — pisnęła Bella, z zaciekawieniem przyglądając się Heather. 

— Nie wtrącaj się, Bello...

— Ależ dlaczego? — prychnęła Heather, która znajdowała się już na granicy wytrzymałości. Przybyła do Ministerstwa, by ocalić ojca, tymczasem zastaje puste pomieszczenie i Lucjusza wraz z radosnym korowodem Śmierciożerców. — Powiedz jej! Powiedz jej, jak przez lata grałeś mojego ojca! Wpajałeś mi te swoje chore ideologie! Sprawiłeś, że wstydziłam się tego, kim jestem, tego, że jestem Gryfonką! A ty przez te wszystkie lata wypierałeś się jakichkolwiek związków z Voldemortem! Przyznaj się, że jesteś tchórzem i łgarzem! 

— Bacz na słowa... — zastrzegł Malfoy, wyciągając ostrzegawczo palec w stronę Heather. Ona jednak pokręciła głową, pozwalając łzom spływać po policzkach. 

— Nie... już nie... Jesteś dla mnie nikim. Nienawidzę cię ze szczerego serca i zawsze będę winić cię za to wszystko, co stało się w moim życiu... traktowałeś mnie, jak szmacianą lalkę... sprawiłeś, że czułam się gorsza... nigdy nie kochałeś mnie tak, jak Dracona i starałeś się, bym o tym nie zapomniała... tato...

— Dość tego! — krzyknął Lucjusz, tracąc nad sobą panowanie. Przesunął różdżkę tak, że znajdowała się zaledwie metr od twarzy Black. — Nie mów tak do mnie! Nie masz prawa nazywać mnie ojcem! Jesteś córką zdrajczyni krwi i mordercy! Przeklętego Blacka!

Heather uśmiechnęła się. 

— Owszem. — Kiwnęła głową. — Jestem córką Syriusza i Annabeth Black... i jestem z tego dumna... 

Black nie zdołała zobaczyć reakcji Lucjusza, bo Potter pociągnął ją w swoją stronę, krzycząc głośne Teraz!.

•••

Wiiitajcie Aniołki!

Mini maratonik dla Was, bo wiem, że nie możecie doczekać się sytuacji w Departamencie Tajemnic, tak samo, jak ja XD

Za chwilę wstawię Epilog, który zakończy część drugą i zaprosi Was do trzeciej, która mniej będzie skupiać się na Heather, a bardziej na Annie i Syriuszu, jeśli w ogóle się odnajdą XD 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top