-(••÷[113]÷••)-
Dolores jako Wielki Inkwizytor na dobre wprowadziła swoje rządy w Hogwarcie. Przypieczętowaniem jej nieograniczonej władzy miało być usunięcie ze szkoły profesor Trelawney. Na szczęście plan nie powiódł się, a w sercach uczniów trwała iskierka nadziei. Wierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone, a szkoła wciąż jest pod opieką Dumbledore'a.
Dobra passa nie trwała jednak zbyt długo. Na kolejnym, marcowym spotkaniu Gwardii Dumbledore'a, wszystko się zmieniło.
Heather z uwagą słuchała Pottera. Mimo, że wciąż była poirytowana jego pseudozwiązkiem, naprawdę marzyła o tym, by wyczarować Patronusa. Dużo czytała o tego typu zaklęciach, poza tym była po prostu ciekawa, jaką postać mógł przybrać jej dobry duch.
— Wasze wspomnienie musi być naprawdę silne! Niech was całkowicie wypełni!
Black usiłowała przypomnieć sobie najradośniejsze chwile w życiu. Przeszukiwała te wspomnienia, związane z Syriuszem. Niestety, żadne z nich nie wydawało jej się na tyle szczęśliwe, radosne, by wystarczyło do użycia zaklęcia. Poza tym, w zdecydowanej większości ojciec kojarzył jej się z żalem i... za każdym razem, gdy widziała jego strudzoną twarz, współczucie ogarniało jej ciało.
Podobnie było z Malfoy'ami. Chwile, które kiedyś nazwałaby radosnymi dziś powodowały jedynie smutek i żal.
Westchnęła ciężko, gdy po raz kolejny z jej różdżki wydobył się błękitny obłok, który po chwili zniknął.
— To na nic — jęknęła, kierując wzrok na Melę.
McMay jednak nie za bardzo przejmowała się smęceniem Black, bo była zajęta obserwowaniem swojego patronusa - hieny.
Ten widok nie ucieszył Heather. Wyglądało na to, że nikt nie miał tak poważnych problemów z Patronusem, jak ona.
— Wspaniale Ginny! — zawołał gdzieś z oddali Harry, a Black przysiadła na schodce.
— W s p a n i a l e G i n n y... — zaskrzeczała, imitując Pottera. — Mam już dość...
— Oj, daj spo... — Pamela nie dokończyła. Podobnie, jak inni uczniowie ucichła, zaalarmowana dziwnym dźwiękiem.
Huk powtórzył się powodując, że żyrandole i ściany zatrzęsły się. Heather wstała, odruchowo łapiąc dłoń Pameli. Dziewczęta podbiegły do skupiska uczniów i równie przerażone, patrzyły na lustrzaną ścianę, zza której wydawały się dobiegać odgłosy.
Pół minuty później huk stał się jeszcze wyraźniejszy, a lustra runęły, za nimi posypały się gruzy, które jeszcze przed chwilą były ścianą. Kurz opadł, a przerażona Gwardia wpatrywała się w uradowaną twarz Wielkiego Inkwizytora Hogwartu.
— Jak bardzo mamy przejebane? — szepnęła Pamela, ściskając dłoń Black.
Heather omiotła spojrzeniem Brygadę Inkwizycyjną. Na dłużej zatrzymała wzrok na Draconie, który wydawał się równie zaskoczony, co ona. Widziała jego zszokowane spojrzenie, wściekłość wymalowaną na twarzy. Nie miała jednak zamiaru spuszczać głowy, choćby pokazać mu, że żałuje. Bo nie żałowała. Była właśnie tam, gdzie być powinna.
Dopiero po dłuższej chwili spojrzała na dziewczynę, którą Malfoy trzymał przy sobie. Cho Chang.
— Brać ich!
Heather nie musiała być prorokiem, by wiedzieć, że Draco podejdzie właśnie do niej. Chwycił mocno jej ramię, po czym popchnął do przodu nakazując, by ruszyła.
— Ała — syknęła, usiłując wyrwać się z uścisku brata.
— Nie wierzę, że ty też z nimi spiskowałaś... — powiedział blondyn, przykładając różdżkę do pleców czarnowłosej.
— Żadne spiskowałam — warknęła Heather. — Uczyliśmy się.
Malfoy pokręcił głową. Nie wierzył. Nie wierzył, że jego siostra tak jawnie mogła sprzeciwić się rodzinie, Inkwizytorowi. Zupełnie nie myślała o tym, co powiedzą rodzice, jak bardzo naraziła reputację ojca!
— Potter i Chang idą ze mną, resztę zaprowadzić do mojego gabinetu! — nakazała Umbridge.
Draco kiwnął głową i ciągnąc za sobą siostrę, ruszył wraz z pozostałymi do pokoju profesor. Dopiero, gdy wszyscy znaleźli się w gabinecie, blondyn spojrzał wściekły na Heather. Jego złość nie minęła, zapał nie ostudził się. Wydawało się, że cała sytuacja wręcz się zaogniła.
— Czy ty kiedykolwiek zaczniesz myśleć o kimś innym, niż o sobie?! — warknął Malfoy tak głośno, że pozostali natychmiast umilkli.
— Zabierz mi tą różdżkę z pleców, bo wbiję ci ją w oko! — krzyknęła Heather, gdy wyswobodziła się z uścisku brata. Odwróciła się, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. Uniosła wyżej podbródek, gotowa na starcie z Draconem.
— Jak mogłaś?! Pomyślałaś o ojcu? Przecież wiesz, że jest ważnym człowiekiem Knota! A ty tak po prostu... znowu to zrobiłaś! Nie dość, że nie wracasz na wakacje, olewasz święta z nami, nie odpisujesz mamie na listy... i teraz to?! Cholera jasna Heather spójrz, co ty robisz! Rozwalasz naszą rodzinę! Rozrywasz ją kawałek po kawałku i nie dasz sobie nic powiedzieć! Ja też jestem jej częścią i nie mam ochoty patrzeć, jak ojciec staje się twoim wrogiem! Zrób coś ze sobą!
Heather oddychała ciężko, wpatrując się w brata szeroko otwartymi oczami. Nie sądziła, że posunie się do tak wielu gorzkich słów, nie w obecności tylu Gryfonów, a co więcej w obecności pozostałych członków Brygady. Tymczasem Draco stał przed nią i chyba po raz pierwszy w życiu powiedział to, co leżało mu na sercu. Dał upust emocjom, pozwolił, by żal, wściekłość i rozgoryczenie wyszły na wierzch. W końcu ujawnił swoje uczucia.
Black była w takim szoku, że nie wiedziała, co powiedzieć. Żadne słowa nie pasowały do sytuacji. Bała się, że cokolwiek powie, tylko pogorszy sytuację. Więc stała kompletnie zdębiała i modliła się, by ktoś wyrwał ją z tej chorej sytuacji.
Nie spodziewała się, że ta jedna osoba okaże się jej wybawieniem.
— Odpuść Malfoy, bo ci te kudły bardziej zbieleją — powiedział Ronald, wyłaniając się spomiędzy Luny i równie oniemiałej co Heather, Hermiony. Stanął przed Heather, zasłaniając ją całkowicie.
Heather poczuła, jak łapie ją chłodna dłoń. Nie wiedziała, do kogo należała, ale pozwoliła, by pociągnęła ją do tyłu. Wtedy właśnie Hermiona odzyskała rezon i objęła dziewczynę ramieniem.
— Ohoho, Weasley... — prychnął Draco, zbliżając się do Rona. — Za wysokie progi na twoje nogi. Znajdź sobie kogoś swojego pokroju...
— Przestańcie! — warknęła Hermiona, wpatrując się w obu chłopaków naprzemiennie. Na dłuższą chwilę połączyła spojrzenie z Draconem, ale zdawało się, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Sam Malfoy natomiast zrobił coś, czego Granger się nie spodziewała.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
— I co teraz? — zapytał Colin, unosząc przestraszony wzrok na Hermionę, która jeszcze spoglądała w miejsce, gdzie przed chwilą stał Draco.
— Macie kłopoty — zaskrzeczał radośnie Filch. — Oj duże kłopoty.
•••
Profesor Dumbledore zniknął ze szkoły. Zostawił uczniów na pastwę profesor Umbridge. Harry uparcie twierdził, że to wina jego i całego tego pomysłu Gwardii i nie dał sobie przetłumaczyć, jak wiele dobrego zdziałał.
Sytuacja między przyjaciółmi była więc nieco napięta. Temat Cho nie był poruszany w towarzystwie, choć za każdym razem, gdy Heather patrzyła na Krukonkę, miała ochotę wydłubać jej oczy. Wiedziała, po prostu wiedziała, że coś jest z tą dziewczyną nie tak. I wielokrotnie chciała wypomnieć to Potterowi. Nie znalazła jednak odwagi.
Poza tym, bolał ją widok przybitego Harry'ego. W końcu chłopakowi zależało na Cho niezależnie od tego, co sądziła Heather. Chang niezaprzeczalnie skrzywdziła Pottera, zdradzając jego, całą Gwardię. Wszyscy musieli odrabiać szlabany, a na ich dłoniach boleśnie odbijały się coraz to nowe pomysły frazesów Dolores.
Heather westchnęła, zajmując stałe miejsce, obok Pottera. Spojrzała nieśmiało na chłopaka, który wpatrywał się w naleśnik, leżący na talerzyku.
Black pokręciła głową, po czym sięgnęła po słoik z czekoladą i postawiła chłopakowi przed nosem. Harry uniósł wzrok na dziewczynę.
Uśmiechnęła się, jednak chłopak nie odwzajemnił gestu.
— Wolę truskawki.
— Pierdolisz farmazony — prychnęła.
— W końcu postanowiłaś ze mną normalnie rozmawiać? — zapytał, a wyraz jego twarzy coraz bardziej niepokoił Heather.
Wyprostowała się, czekając na kolejne słowa Pottera.
— Powiedz to w końcu i miejmy to z głowy, Heather.
Dziewczyna otworzyła buzię, jednak nie zdążyła zapytać przyjaciela, o co mu chodzi.
— Powiedz, że miałaś rację, że świetnie wyczułaś Cho... zresztą jak zwykle... od samego początku jej nie lubiłaś i zadbałaś, byśmy wszyscy o tym wiedzieli... powiedz w końcu to swoje sławne a nie mówiłam... wiem, że nie możesz się doczekać, ale zachodzę w głowę, dlaczego się powstrzymujesz!
Heather wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Nie miała pojęcia, czym sobie zasłużyła na tak gorzkie słowa. Nie miała nic złego na myśli, chciała jedynie być miłą... tylko tyle i aż tyle. Do cholery, od tygodni powstrzymywała się, by nie powiedzieć nic na temat Cho i to tylko ze względu na Pottera! Nie chciała go jeszcze bardziej ranić. Problem jednak leżał w tym, że chłopak tego nie rozumiał. I chyba nawet nie chciał.
Black chwyciła torbę i bez słowa ruszyła do wyjścia Wielkiej Sali.
Harry patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym zniknęła. Dopiero, gdy usłyszał chrząknięcie Hermiony, odwrócił się powoli w jej stronę. Przełknął ślinę, analizując dokładniej słowa, które powiedział do Heather.
— Przesadziłeś — powiedział George, rzucając Potterowi pełne dezaprobaty spojrzenie.
— Gorzej — syknęła Hermiona. Granger doskonale zdawała sobie sprawę z uczuć, które Heather wciąż żywiła do Pottera i łudziła się, że po świątecznej rozmowie do mózgu chłopaka coś dotarło. Niestety, bezskutecznie. Wciąż był zaślepiony. — Jesteś cholernie niesprawiedliwy, Harry.
•••
— Jesteś coś cicho, Harry — zauważył Hagrid, zerkając z ukosa na chłopaka.
Potter westchnął ciężko, unosząc spojrzenie na olbrzyma.
— Ale to chyba nie Graup zrobił na tobie takie wrażenie, co?
Harry uśmiechnął się pod nosem. Fakt, nie spodziewał się, że Hagrid po powrocie z długiej podróży sprowadzi sobie przyrodniego brata, aby zamieszkał w sąsiedztwie. Pomijając już fakt, że Graup był średnio rozumny, przy pierwszym spotkaniu przeprowadził zamach na Hermionę, a porozumiewał się za pomocą starej kierownicy rozwalonego roweru.
Myśli Pottera krążyły wkoło Heather. Ostatniej kłótni podczas obiadu, także rozmowy z Hermioną. Po dłuższym przemyśleniu wszystkiego, co się działo, chłopak doszedł do pewnej konkluzji jednak nie wiedział, na ile była prawdziwa.
Czy to możliwe, że Heather była najzwyczajniej w świecie o niego zazdrosna? Dlatego tak bardzo nie lubiła Cho?
— Rozstałem się z Cho... — powiedział, drapiąc się po brodzie. — I... jestem przez to trochę zdenerwowany i... i chyba... osądziłem Heather źle... dałem ponieść się emocjom, a ona... właściwie nie zrobiła nic złego... znaczy... nie lubiła Cho, ale...
Hagrid uśmiechnął się szeroko, jego małe oczka błysnęły tajemniczo, czym natychmiast zwrócił uwagę Harry'ego.
— Znam Heather krócej niż ty, ale nie umknęło mi to, jak bardzo przypomina Syriusza...
Potter pokiwał głową. Faktycznie, Heather przypominała ojca nie tylko wizualnie, ale i powielała wiele jego zachowań.
— Ale ty też w jednym go przypominasz, Harry...
— W czym?
— Nie domyślasz się? — Gajowy uniósł brew. — Cholibka, Harry... jesteś tak samo niedomyślny, jak on... Syriuszowi długo zajęło dotarcie do tego, co czuje do Annabeth. Musiał najpierw ją stracić, by w ogóle to zrozumieć...
Harry spuścił wzrok. Hagrid, świadomie lub nie, poparł jego teorię. Chłopak westchnął ciężko, drapiąc się po głowie. Czy to w ogóle możliwe, by Heather czuła do niego coś więcej?
A on do niej? Dotąd była tylko jego przyjaciółką i... chyba nie potrafił wyobrazić jej sobie jako kogoś więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top