-(••÷[110]÷••)-
— Czy to nie dziwne, że Hagrida tak długo nie ma? — zapytała Hermiona, odkładając widelec.
Heather uniosła wzrok na dziewczynę. Wzruszyła ramionami, jednak zaraz jej wzrok powędrował na siedzącego obok Weasley'a.
— Mózgu Ronalda też nie ma od lat i nikt prócz mnie nie zwrócił nigdy na to uwagi... — mruknęła, przekładając kolejną kartkę w książce.
— Uważasz to za błyskotliwe? — mlasnął zniesmaczony rudzielec.
— Cholernie — uśmiechnęła się szeroko Heather, tylko na chwilę krzyżując spojrzenie z Weasley'em. Zaraz znów wróciła do podręcznika z Eliksirów.
Snape nastraszył ich, że następna lekcja będzie prawdziwą rzezią. Black zamierzała więc pokazać mu, że niestraszne jej zajęcia z Postrachem Hogwartu i poradzi sobie wyśmienicie zupełnie tak, jak dotychczas.
Może poniekąd jej pilna nauka w ostatnich dniach była jej odpowiedzią na ciągłe znikanie Pottera z pewną Krukonką, jednak Gryfonka nie zamierzała przyznać tego głośno. Harry według niej zachowywał się jak totalny osioł z opaską na oczach, jednak nie mogła mu tego powiedzieć wprost, bo wyszłaby na zazdrosną. A przecież nie była zazdrosna.
Poza tym, miała na głowie dużo innych spraw. Nie potrafiła wymienić na poczekaniu ani jednej, ale była pewna, że było ich od groma.
— Musisz to czytać przy kolacji? — zapytała Pamela, znikąd pojawiając się przy przyjaciółce. Zasiadła obok, na miejscu, które zwykle zajmował Harry. Heather przełknęła ślinę starając się nie pokazywać, że przez to jeszcze bardziej odczuła brak chłopaka.
— Chcę, żeby Snape'owi ta krzywa szczęka opadła... — wyjaśniła, wzdychając. — Miałam przeczucie, że się zakumplujemy, ale widzę, że przez Umbridge stracił swój pazur... a nie chcę mieć na głowie drugiego... — przerwała, gdy McMay wyrwała jej książkę.
— Zero Snape'a. Jedz kolację.
Heather wywróciła oczami, jednak widząc ostre spojrzenie Meli, posłusznie zabrała się za jedzenie kanapki, która od piętnastu minut leżała na talerzu.
— Zero Snape'a brzmi tak pięknie... — rozmarzyła się po chwili McMay, podpierając brodę dłonią. Zaraz jednak wyprostowała się gwałtownie, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Szczękościsk? — zagadnął Weasley, widząc minę dziewczyny.
Blondynka pokręciła głową tak energicznie, że końcówki jej blond loków smagnęły nos siedzącej obok czwartoklasistki.
— Ty zaraz będziesz miał szczękoniedobór — ostrzegła Heather, celując w rudzielca widelcem.
— Fred zaprosił mnie do Hogsmeade! — zaszczebiotała Pamela, z ekscytacji podskakując na ławce.
Reakcje na tę wieść były zróżnicowane. Hermiona pokręciła nosem zastanawiając się, czy to na pewno dobra nowina. Heather uśmiechnęła się szeroko i pozwoliła Pameli się uściskać, Ronald natomiast wywrócił oczami.
— Fred i George nigdy nie byli stabilni psychicznie — zauważył. — Pasujecie do siebie.
Po tych słowach Weasley przeciągnął się i ogarnął jeszcze spojrzeniem stół. Pewien, że już nic więcej nie zje wstał, gotowy pójść do dormitorium. Sięgnął jednak po tosta i muffinkę.
— Za chwilę sam będziesz wyglądał jak ta babeczka... — prychnęła Black, unosząc brew.
Weasley jednak zupełnie nie przejął się tą uwagą.
— Harry prosił, żebym coś mu wziął. Będzie późno z randki — odpowiedział, po czym zgarniając po drodze Neville'a, ruszył do dormitorium.
Heather wciąż mieliła w buzi kanapkę, która i tak była już papką. Nie mogła jednak przełknąć tych kilku kęsów, bo żołądek zacisnął się boleśnie. Wpatrywała się uparcie w pusty już puchar. Usiłowała sprawić wrażenie, że to wcale jej nie dotknęło. Nie mogła przecież zakazać Potterowi spotkań z Cho. Mimo, że tak bardzo pragnęła, by przestał się z nią zadawać.
Westchnęła ciężko czując, że nie doje kanapki. Bez słowa odłożyła ją na talerz, zabrała książkę i nie żegnając się z dziewczynami, ruszyła do pokoju.
Mela podążyła wzrokiem za przyjaciółką. Nie do końca zrozumiała zachowanie Heather. Sądziła, że od momentu, gdy weszła w związek z Oliverem, wyleczyła się z dziwnego zauroczenia do Pottera i w ogóle nie brała pod uwagę, że to uwaga o Harrym mogła spowodować taką reakcję.
Blondynka spojrzała pytająco na wciąż siedzącą Hermionę.
Granger uśmiechnęła się delikatnie. W obliczu ostatnich problemów Pameli, nie chciała dokładać jej zmartwień nieudanym życiem miłosnym Black, więc postanowiła zmienić temat.
— Pamiętasz, że jutro o czternastej...
— Widzę się z panią Pomfrey, tak... — westchnęła McMay, tracąc humor.
Minę zbitego psa miała jednak niecałą minutę, bo po tym czasie przypomniała sobie o zaproszeniu, otrzymanym od Freda. W obliczu świetnego weekendu w Hogsmeade, nie mogła przejmować się jakimiś dziwnymi rozmowami z panią Pomfrey, które zaleciła profesor McGongall. Oczywiście Pamela nie miała zielonego pojęcia, że pomysłodawczynią spotkań były Heather i Hermiona i tak musiało pozostać.
Gryfonki dobrze wiedziały, że gdyby McMay dowiedziała się, że psychologiczne pogadanki to ich sprawka, udusiłaby je własnymi rękami. A tak się składa, że chciały dożyć choćby świąt.
•••
Atak na pana Weasley'a był jak wiadomość, która padła niczym grom z jasnego nieba. Heather, Hermiona i Pamela zostały powiadomione o wszystkim dopiero rano. Harry opowiedział im całą historię, pomijając jednak mały, dla niego nieistotny szczegół. Przecież dziewczyny nie musiały wiedzieć, że podczas tego snu Potter czuł się, jak napastnik. Wszyscy mieli dość własnych problemów, wliczając to Umbridge, Voldemorta grasującego po Anglii i egzaminy, którymi Granger bardzo się stresowała.
Harry nie wracał więc do całej historii z atakiem, zresztą miał coraz mniej czasu dla przyjaciół. Zajęcia ze Snapem kosztowały go nie tylko wiele wyrzeczeń i cierpliwości, ale i masę nerwów.
Heather zauważyła, że Potter przez dodatkowe zajęcia z Severusem był bardziej opryskliwy. Czuła, że z chłopakiem działo się coś złego, jednak nie miała sposobności, by poruszyć ten temat. W końcu, gdy Harry nie siedział w lochach, to hasał sobie po Hogsemade w towarzystwie Chang.
Nawet na żarty z Weasley'ami Heather nie miała już tak wielkiej ochoty. Zresztą chłopcy byli zajęci dopracowywaniem Magicznych Dowcipów i odsiadkami u Umbridge. Dodatkowo jeden z nich wykazywał nadzwyczajną chęć spędzania czasu z Pamelą. Na jednym wypadzie do Hogsmeade się nie skończyło, a McMay chodziła cała rozanielona, gdy tylko ktoś wspominał o Fredzie.
— Rzygam tymi zakochanymi — prychnęła Heather, siadając obok Hermiony.
Mugolaczka podniosła wzrok na Black.
— Co?! — syknęła ciemnowłosa, gdy dostrzegła spojrzenie Granger.
— Rozmawiałaś z Harrym? — westchnęła, zamykając książkę.
Hermiona od dłuższego czasu próbowała przekonać Black, że powinna porozmawiać szczerze z Harrym. Niestety, nie zapowiadało się, by Heather choćby zamierzała to zrobić. Wolała zachowywać się jak pięciolatka i wściekać na Pottera za każdy głośniejszy oddech i wspomnienie o Cho.
— Nie mam o czym. Poza tym, łazi za tą...
— Ona nie jest aż taka zła — przerwała Granger. — Umbridge się na nią uwzięła, na jej matkę też...
— A ona zamiast się ogarnąć gania za kolejnym sławnym. Faktycznie, dzięki temu Ropucha na pewno się odwali! Najpierw Cedric, teraz Potter...
— Jesteś niesprawiedliwa... — Granger pokręciła głową z dezaprobatą. Nie chciała kłócić się z Black, jednak uważała, że jej wrogość wobec Chang za nieuzasadnioną.
Cho nic złego nie zrobiła. Prawda, że była blisko z Diggory'ym, ale to chyba nie zbrodnia. Poza tym, nie powinna cały czas chodzić w żałobie po chłopaku, tylko żyć dalej. Nie mówiąc już o tym, że to Heather nie ma odwagi, by wyznać swoje uczucia Potterowi i najwyraźniej wini za to właśnie Krukonkę.
— Dobrze, nie kłóćmy się... — westchnęła Hermiona, dostrzegając niewyraźną minę Heather. — Rozmawiałaś ostatnio z Draconem?
Black wytrzeszczyła oczy na Gryfonkę, zupełnie nie rozumiejąc pytania. O ile mogła zrozumieć zmianę tematu, to poruszenie tak drażliwej kwestii, jaką był Malfoy, nie była w stanie przewidzieć.
— A pytasz, bo?
— B-bo... — Hermiona spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się dłońmi. — Kilka razy... wspominał o tobie i...
Black odrzuciła pergamin i pióro, przysuwając się do Granger. W najśmielszych snach nie mogła przewidzieć, że jej przyjaciółka, Gryfonka, zagorzały wróg Ślizgonów tak po prostu obwieści, że ucięła sobie pogadankę z Draconem.
— Nie patrz tak... — poprosiła Granger, unosząc ciemne oczy na Black. Czuła się dziwnie z tym, że w końcu wyznała prawdę, jednak nie mogła dłużej ukrywać się z tym, że chyba... nawet... Draco dał się lubić. — Martwi się o ciebie... unikasz go... poprosił o pomoc mnie i...
— O pomoc?! — zawołała Black, plując przy okazji na swoje dłonie. — Draco prosił? I to o pomoc? Ciebie?!
— On... przyznaję to z trudem, ale... chyba miałaś rację, Heather. On nie jest taki zły i w tej całej sytuacji również... okłamywali go. Okłamują wciąż, a...
— A ja nie mogę nic z tym zrobić, bo stawką jest wolność Syriusza, Hermiono... Nie wiem skąd, ale Lucjusz wie... jedno moje słowo... jedno... a Syriusz znów skończy w Azkabanie. Nie mogę do tego dopuścić. Wolę okłamywać Dracona...
— Znienawidzi cię — szepnęła Granger.
Heather zacisnęła wargi, by tylko się nie rozpłakać. Hermiona powiedziała na głos coś, czego od kilku miesięcy Black nie dopuściła do siebie.
Draco znienawidzi ją. Nie ojca, nie matkę. Na nich co najwyżej się zezłości, ale... potem... zda sobie sprawę, że tylko oni mu zostali. Stanie po stronie rodziny, a Heather będzie tą po drugiej stronie barykady. I nic, ani nikt tego nie zmieni.
— Wiem — odpowiedziała Black, ocierając łzę, spływającą powoli po policzku.
•••
Przerwa świąteczna nadeszła dużo szybciej, niż Heather się spodziewała. Zanim się obejrzała, znosiła kufer do dormitorium, by skrzaty przeniosły go do pociągu. Odetchnęła, gdy pokonała ostatni stopień. Jej wzrok powędrował na Rona, który taszczył ze sobą dwie walizki.
— Dorabiasz jako pokojówka? — Heather uniosła brew, lustrując rudzielca. — Kupię ci fartuszek pod choinkę.
— Jestem po prostu miły — odparł Weasley. — Spróbuj czasami.
— Raczej nie. — Black machnęła ręką. — Wolę moje czarne serce.
— Idziemy? — do oczekującej dwójki dołączyła Hermiona. — Harry dołączy później...
Ron i Heather pokiwali głową. Gryfoni we trójkę ruszyli na stację. Dopiero w połowie drogi, pomiędzy dyskusją Neville'a i Luny o gnębiwtryskach, Heather przypomniała sobie, co obiecał jej Potter.
— Miona, peleryna... — syknęła, ściskając nadgarstek Granger.
Mugolaczka pokiwała głową, podając Black torbę.
— Dał mi ją szybciej... Idź tam, nikt cię nie zobaczy.
Heather pokiwała głową i łapiąc torbę, popędziła w gęste drzewa. Cała akcja została wymyślona tylko po to, by Black przez przypadek nie nadziała się w ciągu drogi na Dracona. Wtedy zdecydowanie trudniej byłoby wytłumaczyć chłopakowi, że owszem, jedzie pociągiem do Londynu, ale na święta nie wraca.
Tak więc Gryfoni wymyślili, że Black całą podróż spędzi w pelerynie niewidce, a oni będą utrzymywali, że dziewczyna została na święta w zamku.
Black odczekała, aż cały zastęp uczniów zniknie w pociągu. Dopiero wtedy wyszła z kryjówki i ukryta pod peleryną ruszyła w stronę lokomotywy. Zanim jednak zdołała znaleźć przedział, natknęła się jeszcze na pewną ciekawą scenę.
Tuż przed wejściem do jednego wagonów dostrzegła Harry'ego. I nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu chłopak także wracał na święta, jednak tym, kto bardziej przykuł uwagę Heather, była Cho.
Black zacisnęła pięści, by tylko nie zacząć krzyczeć ze złości.
Złość ustąpiła jednak rozczarowaniu, gdy czarnowłosa ujrzała, jak Krukonka całuje Pottera, po czym chichocząc, wbiega do pociągu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top