-(••÷[105]÷••)-

Dla Harry'ego w końu nadszedł wielki dzień. Wielki, jednak w tym negatywnym znaczeniu. Musiał stawić się na przesłuchanie. Choć Syriusz proponował, że może udać się z nim w ramach wsparcia psychicznego - oczywiście pod peleryną niewidką, chłopak zdecydowanie odmówił. Spotkało się to z głębokim odetchnięciem Heather, która prawie się zapowietrzyła, słysząc pomysł ojca. Czasami wątpiła, że Syriusz był odpowiedzialnym dorosłym, zwłaszcza w takich chwilach... oraz tych, kiedy przyłaził nocą pod Malfoy Manor, by dać jej prezent urodzinowy. 

Dziewczyna wciąż zachodziła w głowę, jak to możliwe, że Lucjusz uwierzył w tak beznadziejne kłamstwo - poszukiwanie centaurów. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, bo wołanie pani Weasley zmusiło ją do zejścia na dół. 

Zbiegła ze schodów i ze zdziwieniem dostrzegła, że byli tam także Ron z Hermioną, Syriusz, Remus i pan Artur. I oczywiście Harry. 

— Pomyślałem, że dasz mi kopniaka na szczęście — mruknął Potter, zwracając się do czarnowłosej. 

Zdziwiona dziewczyna zerknęła na wiszący w kuchni zegar. Zostało jeszcze sporo czasu do przesłuchania. Czyżby Harry był tak zdenerwowany, że nie mógł usiedzieć w domu?

Heather uśmiechnęła się blado do chłopaka, który przepchnął się przez dyskutujących dorosłych i stanął przed nią. 

— Będzie dobrze, Potter — zapewniła, przytulając chłopaka do siebie. Poczuła, jak mięśnie Gryfona nieznacznie się rozluźniają. Black wierzyła w powodzenie procesu. Harry był niewinny, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Użył magii, by ocalić życie swoje i kuzyna. Ministerstwo powinno dać mu za to medal, a nie karcić. — W Azkabanie jeszcze nie sadzali za niew... — Ugryzła się w język. Tak boleśnie, że musiała złapać się za policzek. 

Harry zmarszczył brwi. Odsunął się od dziewczyny i zerknął w stronę Syriusza. Z ulgą dostrzegł, że Łapa niczego nie usłyszał.

— To ja będę tą, która wsadzi cię za kratki, pamiętaj. I żadna latająca szmata, polująca na nastolatków w Little Whinging nie zabierze mi tego zaszczytu. 

Harry uśmiechnął się niemrawo. Pozwolił jeszcze, by Heather uścisnęła jego dłoń i odwrócił się w stronę pana Weasley'a. Chyba był gotów. 

— Chodźmy, Harry — polecił pan Artur, uśmiechając się zachęcająco w stronę Gryfona. 

Okularnik pokiwał głową.

— Może jednak... — wtrącił jeszcze Syriusz, kładąc dłoń na ramieniu chrześniaka. — Może cię chociaż odprowadzę pod...

— Wykluczone! — warknęła Heather, przeciskając się przez całe zgromadzenie. Stanęła wściekła przed ojcem. — Durny pomysł! Idiotyczny! Wszyscy kochamy Harry'ego, ale równie dobrze możesz wyjść na podwórko i dawać znaki świetlne dementorom śpiewając, że to ciebie poszukują. Nigdzie nie idziesz. 

Syriusz stał i wpatrywał się w córkę zdziwiony. Jeszcze nigdy nie usłyszał z jej ust takiej kombinacji słów. Nie wiedział, czy się śmiać, czy jednak sytuacja była zbyt poważna. W każdym razie Heather zadziwiała go z każdym dniem. Zwłaszcza wtedy, gdy dawała wyraz temu, jak bardzo się o niego martwiła. 

— Zdajesz sobie sprawę, że jestem starszy? W dodatku jestem twoim ojcem.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Kto ma się o ciebie troszczyć, jak nie ja. — Heather odwróciła się do Pottera, który patrzył na nią przez ramię. Pokręciła głową widząc, że chłopak jeszcze tu jest. Skorzystała z jego zadumania i podeszła, by delikatnie go kopnąć. Chłopak uśmiechnął się. — Zmiażdż ich tam, Potter. 

Harry pokiwał głową i razem z panem Weasley opuścił dom. Heather odetchnęła, jeszcze przez chwilę wpatrując się w zamknięte drzwi. Przez to nie zwróciła uwagi na Syriusza, który wciąż stał, rozczulony ostatnią uwagą córki. 

Może i ominęły go chwile, gdy dorastała. Nie miał okazji patrzeć, jak z dziecka staje się nastolatką, ale w tamtej chwili zrozumiał, że dane mu było towarzyszyć córce, gdy z nastolatki stawała się wyjątkowo inteligentną, młodą kobietą.

Objął dziewczynę ramieniem i zaprowadził do kuchni.

— Głodna?

— Chyba nic nie przełknę — przyznała zgodnie z prawdą. — Stresuje się.

— Nie wyglądało na to, gdy rozmawiałaś z Harrym. — Syriusz zmarszczył brwi. 

— I tak wyglądał jak przerażona kura. Nie mogłam pokazać, że też się boję, bo rozsypałby się zupełnie. Biedak.

Kilka godzin później dom przy Grimmauld Place wypełnił się okrzykami radości. Harry Potter został oczyszczony z wszelkich zarzutów. A to oznaczało, że spokojnie może wrócić do szkoły. Radosnym rozmowom nie było końca, przyjaciele spędzili ze sobą czas do późnego wieczora.

W ciągu kilku kolejnych dni emocje opadały, a nastolatkowie powoli przyzwyczajali się do myśli, że za kilkanaście dni wrócą do Hogwartu. Heather starała się więc jak najlepiej wykorzystać czas, który pozostał. Spędzała go w zdecydowanej większości z Syriuszem, który opowiadał jej o wydarzeniach z przeszłości. Dziewczyna dowiedziała się bardzo dużo o nastoletnich latach zarówno Blacka, jak i Annabeth. 

Wieczorami siadywała w swoim pokoju, gdzie odbywały się pogaduchy z Hermioną. Heather z radością zauważała, że Syriusz był jej coraz bliższy. Poznawała go powoli, nie spiesząc się. On także nie naciskał, wykazywał się wyjątkową cierpliwością. Przyłapywała się nawet na tym, że bywało jej smutno, gdy rozmyślała o powrocie do szkoły. Przecież tam będzie mogła jedynie pisać listy. 

Tęskniła jednak za Hogwartem. Za Pamelą. Nawet wysłała do dziewczyny kilka listów, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Tylko w dwóch delikatnie poruszyła temat Cedrica, jednak na te Mela także nie odpowiedziała. Black była cierpliwa i starała się nie osądzać przyjaciółki. W końcu śmierć Diggory'ego była dla niej wielkim ciosem. 

Dzień przed wyjazdem do Hogwartu, przy Grimmauld Place panował harmider. Podczas, gdy Heather, Hermiona i Harry byli spakowani, Weasley'owie gonili w tę i z powrotem, w poszukiwaniu swoich rzeczy. Oczywiście towarzyszyły temu krzyki pani Weasley i dźwięki szmaty, obijającej się o rude głowy - George'a i Freda, najczęściej. 

W końcu, około osiemnastej wieczorem, domownicy zasiedli do kolacji, a Weasley'owie obwieścili, że są spakowani. Tak więc Molly mogła odetchnąć, a pozostali wyciągnąć zatyczki z uszu.

— Ronald, masz odznakę prefekta? — dopytywała pani Weasley, patrząc z uśmiechem na syna. Była naprawdę dumna z Ronalda. Nie spodziewała się, że to akurat on zostanie wybrany. Choć głupio jej było się przyznać, obstawiała Harry'ego. — Pamiętaj, że od tej pory wymaga się od ciebie nieskazitelnego wręcz zachowania... 

— Zachowuj się odwrotnie niż dotychczas, a będzie dobrze. — Heather wymusiła sztuczny uśmiech. Naprawdę nie chciała być wredna, ale jej zdaniem Ronald nie zasługiwał na odznakę. I w tamtej chwili była obiektywna! — W końcu... nie wywalą cię pierwszego dnia... przy wszystkich...

— Zrobią to drugiego, w gabinecie Dumbledore'a! — dodali bliźniacy, mrugając do Heather. 

Dziewczyna zamierzała się podnieść i sięgnąć nad stołem, aby przybić im piątkę, jednak powstrzymała ją uniesiona brew Remusa. Czasami wydawało jej się, jakby miała dwóch ojców i to Lupin był tym karcącym, wiecznie mającym jakieś ale

Uśmiechnęła się więc pięknie udając, że tylko poprawia się na krześle.

— Och nie bądźcie tacy i cieszcie się szczęściem brata! Widocznie dyrektor uznał, że Ron zasłużył.

— Szkoda, że tylko dyrektor — mruknęła Heather. Syknęła cicho, gdy poczuła, jak ktoś kopnął jej kostkę. Zerknęła pod stołem i zrozumiała, że to Hermiona, siedząca naprzeciwko. — Sorry — zreflektowała się w końcu, wzdychając ciężko.

Może czuła się delikatnie, ale tylko delikatnie zazdrosna? W końcu ona nie została prefektem, choć gdzieś w głębi serca musiała przyznać, że byłoby to ciekawe doświadczenie. 

— Gdyby dyrektor wybierał na prefekta kogoś z twoim zachowaniem i podejściem do nauki, Hogwart już dawno zszedłby na psy — odgryzł się Ronald.

Heather otworzyła szeroko usta, gwałtownie łapiąc powietrze.

— Podejście do nauki macie akurat podobne — pozwolił sobie zauważyć Potter. 

Black zgromiła go spojrzeniem, jednak po dłuższej chwili namysłu musiała przyznać, że coś w tym było. Podejście mieli podobne, wyniki nieco inne. 

— Dzieciaki przestańcie — zirytowała się pani Molly. — Lepiej jedzcie, bo to wasza ostatnia kolacja w te wakacje. 


Następnego dnia po śniadaniu, dzieciaki dostały nakaz zniesienia swoich kufrów. George i Fred wybitnie się z tym ociągali, czym naturalnie zdenerwowali swoją matkę. Heather natomiast postanowiła nie wchodzić wściekłej pani Weasley w paradę i posłusznie ruszyła po swój bagaż. Stał w kącie pokoju, pod ścianą.

Dziewczyna rozejrzała się ostatni raz, by upewnić się, że niczego nie zapomniała. Zostawiła pokój w dość dobrym, jak na nią, stanie. Nawet zaścieliła łóżko. Chwyciła rączkę kufra, gotowa wyjść, jednak w tym samym momencie jej oczy spoczęły na niewielkiej komodzie. Podeszła bliżej, zauważając zdjęcia, niedbale wrzucone pomiędzy mugolskie gazety, które przyniosła jej Hermiona.

Zupełnie zapomniała o swojej wakacyjnej przygodzie, o Avenie. 

Kierowana jakimś dziwnym przeczuciem, złapała zdjęcie i wsunęła w kieszeń peleryny. Chwyciła kufer i wyszła z pokoju. 

— Potter spinaj poślady, czas leci! — zawołała, gdy dostrzegła, że drzwi do pokoju okularnika są uchylone. Nie zadawała sobie jednak tyle trudu, by wejść do środka pomieszczenia. Zamiast tego zwlekła kufer na sam dół. 

Odetchnęła, stając przed Remusem i Syriuszem. Zmarszczyła nos, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jej ciemne spojrzenie wędrowało oskarżycielsko od jednego, do drugiego.

— Dzięki za pomoc, panowie — prychnęła w końcu, zerkając na walizkę. 

— Mogłaś zawołać. — Remus wzruszył ramionami. 

— Bo facetom wszystko trzeba mówić... — Wywróciła oczami. 

Lupin roześmiał się pod nosem. Wsunął ręce do kieszeni i podążył powoli na górę.

— Sprawdzę, czy Hermiona nie potrzebuje pomocy.

— Bezczelny! 

Do uszu dziewczyny dotarł nieco głośniejszy śmiech Lupina. Nie zdołała jednak nic więcej powiedzieć, bo skoncentrowała się na Syriuszu, który podszedł bliżej.

— Wszystko masz? — upewnił się, na co Heather pokiwała energicznie głową. Na tamtą chwilę wydawało jej się, że miała. Pewnie w samym Hogwarcie okaże się, że o czymś zapomniała i poprosi Blacka, by jej to przysłał. — To dobrze. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała... napisz... w ogóle pisz do mnie często, ale... ale uważaj, co piszesz...

— Nie rozumiem — przyznała po chwili czarnowłosa, uważnie wpatrując się w ojca. 

— Heather... — Black ściszył głos — świat, który znacie uległ zmianie. W Hogwarcie jesteście w pełni bezpieczni, ale pamiętaj, że poza zamkiem już tak bezpiecznie nie jest... Nie chcę cię straszyć dziecko, ale... Voldemort wrócił. Ucz się, spędzaj czas z przyjaciółmi, ale... proszę... chrońcie siebie nawzajem. Niebezpieczeństwo czyha za bramami i musicie być tego świadomi... 

— Wow — mruknęła Heather. — To wcale nie brzmi, jakbyś chciał mnie przestraszyć...

Syriusz zaśmiał się. 

— Uparta jesteś, jak matka... ach... i jeszcze jedno... pamiętaj, że oficjalnie wciąż jesteś siostrą Malfoy'a, ale pod żadnym pozorem nie wolno ci ufać temu chłopakowi, dobrze?

Dziewczyna zacisnęła wargi. Przez cały pobyt na Grimmauld Place jakoś udawało jej się wyprzeć ze świadomości fakt, że na świecie wciąż jest Heather Malfoy. W otoczeniu przyjaciół łatwiej jej było zapomnieć o Draconie. A teraz musiała zmierzyć się z chłopakiem, który tak boleśnie przypominał jej o przeszłości. Nie miała jednak wyboru i dobrze o tym wiedziała. 

Jeśli nie zastosuje się do nakazu Lucjusza, on wyda Remusa i Syriusza. Powie, że Lupin wie, gdzie przebywa Black. 

Heather przełknęła ślinę.

— Możesz mi zaufać, Syriuszu — uśmiechnęła się niepewnie, wtulając się w ojca. — Będę uważać, obiecuję. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top