-(••÷[10]÷••)-
· • ● ← → · • ●
Spotkania wytyczają drogę ludzkiego losu,
niezależnie od tego,
czy trwają kilka godzin, kilka dni, czy całe życie.
¤¸¸.•'¯'•¸¸.•..>> <<..•.¸¸•'¯'•.¸¸¤
Heather cieszyła się na nadchodzącą wizytę w Hogsmeade.Mogła wyrwać się z zamku, nakupować sobie kilka kompletnie bezużytecznych rzeczy i worek słodyczy.
— Pamela, gotowa? — Spojrzała na dziewczynę.
Blondynka przewiązała szalik i ochoczo pokiwała głową.
— Wiesz, że idziemy razem z trzecioklasistami? — zagadnęła McMay, gdy zbiegały po schodach.
— Eh... — Heather machnęła ręką. Miała dobry humor i nie zamierzała pozwolić bratu na zniszczenie go. — Truteń łazi własnymi ścieżkami.
Dobiegły na dziedziniec w ostatniej chwili. Filch już wywracał oczami, widząc taką zgraję patałachów, a profesor McGonagall rozmawiała o czymś z Potterem.
— Patrz... — Blondynka szturchnęła Malfoy, zwracając jej uwagę na chłopaka, ściskającego kartkę w dłoni. — Ci mugole, u których mieszka... Pewnie mu nie podpisali...
— Szkoda. — Heather kiwnęła głową. Już zamierzała dołączyć do reszty uczniów, gdy profesor McGonagall ją zatrzymała.
— Przykro mi Heather...
Dziewczyna spojrzała na nauczycielkę pytająco.
— Twój ojciec wycofał zeszłoroczną zgodę...
— Co zrobił? — wydusiła.
— Zostajesz z Potterem. — McGonagall potarła jej ramię pokrzepiająco, po czym razem z uśmiechającą się smutno Pamelą, dołączyła do zgrai. Uczniowie oddalili się, pozostawiając tę dwójkę samą.
— Zostały dwie sieroty... — prychnęła. Wściekłym krokiem ruszyła do zamku, po drodze rozwiązując szalik. Widocznie ojciec wkroczył na wojenną ścieżkę. Nie dam ci tej satysfakcji. Jeśli Lucjusz Malfoy chce wojny, dostanie ją.
Przez narastający gniew nie zauważyła Harry'ego, który nadal stał pod drzwiami i wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stali jego przyjaciele. Jednak, gdy dziewczyna go minęła, zreflektował się i pobiegł za nią.
— Heather, poczekaj.
— Znowu będziesz się na mnie drzeć? — westchnęła, odwracając się przodem do chłopaka.
— Hermiona wszystko mi powiedziała. — Podrapał się po karku. — Przepraszam, że nie pozwoliliśmy ci dojść do słowa. Zachowanie Draco to nie twoja wina.
— Cieszę się, że to zrozumiałeś, Po... Harry. Truteń ma swój świat i ciężko przemówić mu do rozsądku. Ojcu z resztą też.Prosiłam go, żeby oszczędził Hagridowi nieprzyjemności, ale... Nie wiem, czy to coś da.
Wybraniec powoli pokiwał głową. Dziewczyna już miała odejść w swoją stronę, jednak Harry czuł, że musi ją o coś zapytać. Chcąc zatrzymać ją przy sobie, złapał jej zimną rękę. Dotyk Pottera, to ostatnie, czego się spodziewała, więc jedyne co z siebie wydobyła to pytające spojrzenie. Stali tak chwilę, mierząc się spojrzeniami. Wydawało się, że w równym stopniu zszokowanymi, jeśli nie przerażonymi.
— Wiesz kim jest Syriusz Black? — Harry wyrzucił z siebie potok słów, zanim Heather zdążyła zagrozić, że jeśli nie puści jej ręki, straci swoją w wyjątkowo bolesny sposób.
— Wiem tyle, że jest kuzynem mamy. — Wzruszyła ramionami. — Też chciałam się dowiedzieć kim jest, ale.. Profesor Dumbledore powiedział tylko tyle, że trafił kiedyś do Gryffindoru, jako jedyny z Blacków. A do Azkabanu trafił za kontakty z Voldemortem... Czemu się nim interesujesz?
— Ściga mnie.
— Harry, nie jesteś drugim Grindelwaldem, po co miałby cię ścigać?
— Pan Weasley twierdzi, że jest wściekły i chce zemścić się za to, co stało się z jego panem..
— No.. — zastanowiła się dziewczyna. — To już ma sens. Czyli... Wygląda na to, że oboje chcemy się czegoś o nim dowiedzieć, tak?
Potter kiwnął głową.
— Wydaje mi się, że muszą być jakieś pamiątki z jego lat szkolnych, albo.. nie wiem... kroniki?
— Izba Pamięci i biblioteka? — zasugerował.
— Tak, ale najpierw...
— Tak?
— Potter, zabierz ode mnie to łapsko, bo będzie wyglądało gorzej niż kończyna Trutnia.
— Oh, wybacz.
¸,ø¤º°'°º¤ø,¸ ¸,ø¤º°'°º¤ø,¸
Izba Pamięci, choć skrywała jedną jedyną pamiątkę po Syriuszu Blacku, wiele nie powiedziała Gryfonom. Odznaka ścigającego z nazwiskiem zbiegłego więźnia to nie poszlaka marzeń, a młodzi poszukiwacze śladów, musieli pogodzić się z porażką. Zawędrowali do biblioteki, gdzie, mieli nadzieję, znajdowała się jakaś kronika, lub coś, co pozwoli im dowiedzieć się czegoś o Blacku.
— Może zapytamy panią Pince? — zaproponował Harry, gdy godzinne poszukiwania nie przyniosły efektów. Heather wychyliła się zza regału, taksując Pottera spojrzeniem pełnym politowania.
— Ona jest gorsza nawet ode mnie — stwierdziła, wzdrygając się na samą myśl o rozmowie z tą kobietą. Jeśli miała wskazać kogoś, kto swoimi chęciami do życia i podejściem do dzieci przypomina Snape'a, byłaby to właśnie bibliotekarka.
Heather opadła na krzesło, tuż obok Pottera. Potarła skronie, gorączkowo rozmyślając nad czymś, co mogłoby choć trochę przybliżyć im historię Blacka. Czarownik naprawdę ją zaintrygował, tym bardziej że łączyły ich więzy krwi. Rozumiała, że temat dla tych, którzy kiedyś go znali był bolesny, jednak wiedziała że w całym Hogwarcie musiała znaleźć się osoba która wiedziała o tym człowieku coś więcej.
— Długo jeszcze będziecie przeszkadzać? — Heather i Harry odwrócili się, słysząc dziewczęcy głos. Emily Walker, czarnowłosa Ślizgonka z piątego roku, przyglądała się Gryfonom karcącym wzrokiem. Przyszła do biblioteki z nadzieją, że napisze wypracowanie dla profesora Binnsa, jednak ciągła gadanina Pottera i Malfoy skutecznie jej to uniemożliwiała.
— Jeśli nie zauważyłaś, biblioteka jest dla wszystkich... — uśmiechnęła się uroczo Heather, po czym wzrokiem wróciła do Harry'ego.
— Tak jak panujące w niej zasady...
— Posłuchaj no... — Malfoy wstała, jeszcze bardziej zirytowana zachowaniem dziewczyny. Gryfonka nie miała ochoty na kolejne kłótnie i żywiła odrobinę nadziei, że wychowanka Slytherinu zaniecha kolejnych prób zwrócenia na siebie uwagi. Jednak wtrącanie się w rozmowę dwóch Gryfonów najwyraźniej bardzo się jej spodobało. — Jeśli coś ci się...
— Heather, daj spokój... — Harry pociągnął dziewczynę za rękaw szaty. Z trudem przyznał, że Emily miała rację. Biblioteka była miejscem nauki, bezwzględnej ciszy. Większość uczniów przychodziła tam, aby móc się skupić i czegoś nauczyć, a nie wysłuchiwać plotek. — I tak nic nie mamy...
Heather posłała Walker piorunujące spojrzenie, pod wpływem którego Ślizgonka cofnęła się nieco. Wzrokiem Malfoy wróciła do Pottera, który nadal uparcie trzymał ją za rękaw.
Dziewczyna dojrzała w jego oczach niemą prośbę. Według chłopaka wymiana ta wymiana zdań była zupełnie bez sensu i w niczym by nikomu nie pomogła.
Czarnooka westchnęła ciężko, po czym odwróciła się, uprzednio wyrywając szatę z dłoni okularnika. Zabrała rzeczy i razem z Potterem opuściła bibliotekę.
Gdy tylko znaleźli się za drzwiami, dziewczyna nie wytrzymała i trzepnęła chłopaka w głowę. Harry złapał się za bolące miejsce, jednocześnie darując Heather zdziwione spojrzenie.
— Nie powstrzymuj mnie, gdy chce się wydrzeć, Potter — ostrzegła. Trzeci rok uczęszczał do Hogwartu i jeszcze nie zdołał nauczyć się, że Malfoy nie należała do osób ukrywających swoje emocje.
— To było zupełnie bez sensu... Poza tym, ona miała rację — wytłumaczył się Potter, wolnym krokiem udając się w stronę wieży.
— Co masz na myśli? — odchrząknęła Heather. Nie lubiła, gdy ktoś sugerował jej, że się myli, a już na pewno gdy tą osobą był cudowny, uwielbiany przez wszystkich, Wybraniec.
— Biblioteka jest do nauki. Obowiązuje cisza. Emily miała pełne prawo... Zwrócić nam uwagę.
— Ja też miałam prawo wypowiedzieć swoje zdanie.
— Zgadzam się. — Potter powoli pokiwał głową. Chyba po raz pierwszy rozmawiał z Malfoy spokojnie i to na temat jej błędnego zachowania. Zwykle dziewczyna odpychała go swoim zachowaniem, może z wyjątkiem sytuacji w zeszłym roku, kiedy to zwrócili się do niej z pytaniem o składniki, potrzebne do Eliksiru Wielosokowego. Heather pomogła im zdobyć muchy siatkoskrzydłe, których nawet Snape nie posiadał w swoich zbiorach. Od tamtego momentu Potter starał się patrzeć na dziewczynę nieco łaskawszym okiem, chwilami nawet współczując jej relacji z rodziną. Malfoy'owie od wieków trafiali do Slytherinu. Heather musiała mieć w domu spore problemy w związku ze swoją przynależnością. — Ale po co miałaś je wygłaszać? Czasami warto ugryźć się w język.
— Nigdy mnie tego nie uczono. Zawsze powinnam...
— Jesteś pewna, że chcesz powielać ten schemat? Być taka jak oni?
— A ty to niby wiesz, jacy są? — prychnęła, gdy Potter wypowiedział o zdanie za dużo. Wiedziała, że nie pała miłością do jej brata i ojca, była w stanie to zrozumieć po wszystkich, co spotkało Harry'ego z ich strony. Jednak oni nadal pozostawali jej rodziną. Jedyną, jaką miała. Jeśli ktoś mógł kłócić się z Draconem i ojcem, wyzywać, wściekać się, to tylko ona. — Nie zachowuj się, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy.
— Przecież sama mówisz, że...
— Och, Potter... — Heather westchnęła, mając dość tej rozmowy. Nie wiedziała, co próbował udowodnić jej Harry, jednak nie za bardzo chciała się tego dowiedzieć. Nieważne jak sławny był chłopak, nie będzie jej moralizował. — Ja to co innego. Mogę się na nich wściekać, ale to wciąż moja rodzina.
— Czasami rodzina to nie wszystko... — ściszył nieco głos, a w jego umyśle pojawiły się wspomnienia z dzieciństwa. Dursley'owie, mimo niezaprzeczalnego pokrewieństwa, nigdy nie byli dla niego rodziną. Obcy ludzie, Hermiona, Ron, Artur i Molly Weasley, stali się mu bliscy w niespełna trzy lata. — Dwa miesiące temu przypadkowo nadmuchałem moją ciotkę. — Wzruszył ramionami, z uśmiechem na twarzy przypominając sobie wakacyjny incydent.
Heather roześmiała się głośno. Perspektywa ujrzenia jakiejś przypadkowej ciotki, nadmuchanej niczym balon, wydawała jej się przekomiczna. Z niedowierzaniem przyjrzała się Potterowi, któremu także udzielił się jej humor.
— Co ci zrobiła ta biedna kobieta? — zapytała, uspokajając się nieco. Zawsze uważała Harry'ego za pokojowego człowieka, więc ciotka musiała mu naprawdę podpaść.
— Ona... — Okularnik zaciął się, gdy jego serce zalała fala niepewności. Pozbył się jej jednak dość szybko, zdając sobie sprawę, że Heather nie była potworem i daleko jej do dziecinnego zachowania Dracona, który za pewne wyśmiałby go. — Obraziła mojego ojca...
— Och... — wyrwało się z ust dziewczyny. Nie wiedziała, jak powinna zareagować. Podobnie jak wszyscy inni czarodzieje, znała historię chłopaka i smutny los jego rodziców. Podczas gdy ona, przekonana o swoim prawie do narzekania na ojca, użalała się nad sobą, Harry mógł tylko pomarzyć o konfliktach z ojcem i kłótniami o każdy drobiazg. — Przykro mi. Każdy zmarły zasługuje na szacunek.
— Nie mówmy już o tym — poprosił Harry, machając ręką.
Gryfoni w ciszy dotarli do salonu. W środku znajdowały się trzy osoby, które nawet nie podniosły wzroku, gdy Heather i Harry przekroczyli próg. Malfoy zamierzała udać się do dormitorium, jednak zaniechała tego ruchu, odwracając się przodem do Harry'ego, który nadal stał w miejscu.
— Dzięki za miłe popołudnie — uśmiechnęła się lekko, co Wybraniec odwzajemnił.
— Wzajemnie. Jeśli tylko dowiem się czegoś, dam znać.
— Spróbuj nie, to osobiście rzucę cię na Wierzbę Bijącą — obiecała dziewczyna, znikając za drzwiami, prowadzącymi do dormitorium dziewcząt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top