Rozdział 9
Młody żniwiarz szedł przez las ze spuszczoną głową. Ciągle czuł się podle z powodu matki. Jak mógł to zrobić? Dlaczego nie wrócił? Czy to przez tę ekstazę szaleństwa, jakiego doznał po uzyskaniu najpotężniejszych mocy? Zapomniał o niej. Adrian usiadł pod drzewem i ukrył twarz w dłoniach, znów czując łzy.
- Idiota ze mnie - mruknął cicho. Odchyliwszy głowę, oparł się o pień, patrząc w niebo. - Bynajmniej tym razem zamierzam dotrzymać danego słowa.
Na tronie, ani władzy już mu nie zależało. Miał inne cele, jednakże zamierzał dokonać zemsty i odzyskać koronę, która należała się jego matce. Tak zaczął zakładać, że Edward Heartless na pewno nie był żadnym rycerzem księciem, czy królem z innego hrabstwa. Parę razy go widział z daleka.
- Co to za władca, który zabiera wszystko biednym i zostawia sobie? Powinno być, że to władca pomaga ubogim. On się do tego nie nadaje - westchnął cicho. Siedział dalej oparty, przymykając oczy. Nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go niespokojny sen.
Śniło mu się, że znów miał jedenaście lat. Jego mama była zdrowa, a raczej robiła takie wrażenie. Wrócił akurat z lasu. Był bardzo głodny i miał ochotę na coś smaczniejszego, niż skromna zupa.
- Matko! Już jestem, mam ochotę na jakąś dobrą strawę. Nawet konia z kopytami bym zjadł. - powiedział.
Helen tylko spojrzała na syna.
- Jest to co zwykle, synku - odparła cicho.
- Jak to!? Przecież mówiłaś, że załatwisz coś lepszego.
- Wybacz, synku. Nie udało się.
- Wiesz co? To w takim razie sama to wszystko jedz, skoro taka niezdarna jesteś - oznajmił z nutką złośliwości w głosie. - Jesteś okropna.
- Adrianie...
-Nie. Mam dosyć takich tłumaczeń! - odpowiedział ostro, jak na swoje jedenaście lat. - Nie znoszę tego domu. Tego jedzenia. Nie znoszę Ciebie! - wykrzyknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Nawet miał myśli, aby jego matka umarła. Jak jej w tej chwili nienawidził. Uciekł gdzieś. Helen tymczasem usiadła zrezygnowana. Chciała mu powiedzieć, że żołnierze króla nie pozwolili jej na lepszej jakości mięso. Zaczęła nagle kaszleć. Jeszcze jakieś przeziębienie ją brało.
Adrian tymczasem błąkal się bez celu. Był bardzo zły. Zbuntowany.
- Dlaczego ona mi to robi? - myślał wściekły, kopiąc kamyk. Dotarł na jakąś polanę. Ku jego zaskoczeniu, to miejsce było oznaczone krzyżami. Czyżby jakiś cmentarz? Zaczął chodzić po tym miejscu. Widział na krzyżach białe wstążki. Białe kwiaty.
- Czyżby ta ziemia była poświęcona...? A oni nie mają o tym pojęcia? - dumał. Nagle dostrzegł na jednym niedbale napisaną sentencję. "Ukochanej córce, która młodo umarła. Niech aniołki cię prowadzą, Darcy". Zobaczył, że zmarła niedawno miała tylko siedem lat. Posmutniał nagle. Zastanawiał się, czy gdyby ktoś go zabił, albo gdyby umierał na jakąś chorobę, to czy Helen płakałaby za nim?
- No oczywiście, że tak. Jaki ty jesteś głupi, Adrianie. Buntujesz się przeciwko tak wspaniałej istocie, która jest twoją matką i życzysz jej, aby umarła? - Sam mówił do siebie. Miał ochotę strzelić sobie w twarz. Postanowił zebrać polne kwiaty i wręczyć mamie na przeprosiny. Czuł wstyd, za to, jak ją potraktował. Zebrawszy odpowiednie kwiaty, ruszył w stronę domku. Dotarł po półtorej godzinie, był już wieczór. Wszedł cicho.
- Mamo, jesteś tu? - zawołał, wszedł niepewnie trochę. Jakby się obawiał spotkać ją zagniewana. Chłopak wszedł do kuchni i zobaczył, że mama miała głowę opartą o zgięcie łokcia. - Mamo... -Podszedł bliżej i dotknął jej ramienia. Kobieta podskoczyła wystraszona, jednak po chwili odetchnęła z ulgą, widząc syna.
- Nic ci nie jest. Tak się bałam, że mogli cię dorwać - przytuliła Adriana, czując łzy. Jedenastolatek zdumiał się bardziej. Myślał, że będzie bardzo zła.
- Przepraszam, mamo. Nie chciałem robić ci takiej przykrości - szepnął cicho.
- To nic takiego. Dojrzewasz i zapewne jeszcze wiele razy będziesz się buntować. Jednak ja zawsze będę czekać - odrzekła, kucając przy synku. - A wiesz dlaczego? Ponieważ cię bardzo kocham i nic tego nie zmieni. Wiem, masz prawo tak o mnie myśleć. Też bym chciała, żeby nasza sytuacja się zmieniła, żebyśmy odzyskali nasz prawdziwy dom, aby wszystko wróciło do normy. Jednak... Twój cholerny tatuś nigdy na to nie pozwoli.
- Mamo...
- Jego żołnierze nie pozwolili na to, na co miałeś ochotę, synku.- Dlatego on jest taki podły? - zapytał.Helen nie odpowiedziała, bo jedynie skinęła głową i nagle zaczęła kaszleć.
- Mamusiu, co ci jest? - Chłopak się wystraszył.
- To nic, zwykłe przeziębienie, synku nie bój się. - Srebrnowłosy przyłożył jej swoją dłoń do czoła.
- Masz gorączkę. Mamusiu, proszę, idź się połóż. - Czyżby przez te myśli, które miał, mama się rozchorowala? Nie wiedział tego, ale bał się jak diabli.
- Adrianie, nic mi nie będzie, naprawdę.
- Mamusiu, jeśli naprawdę mnie kochasz i się nie gniewasz, to proszę, idź się połóż. Bo ja... Nie chcę cię stracić. Nie chcę zostać sam - powiedział nagle płaczliwie. Helen Crevan popatrzyła na syna i uśmiechnęła się blado.
- Dobrze. Położę się, ale już nie płacz. Nie stracisz mnie. Obiecuję, słoneczko - szepnęła, tuląc synka. Chłopak natychmiast się przytulił do rodzica.
- Będę spał dzisiaj z tobą, mamusiu.
Helen tylko poczochrala synka po włosach i poszła się położyć, a Adrian poszedł za nią .
Położyli się na łóżku. Kobieta zasnęła, zmęczona gorączką, a chłopak coś cicho szeptał do siebie.
- Obiecuję ci, matko. Zostanę rycerzem i obalę złego króla. Wrócimy tam, gdzie jest nasze miejsce i będziemy szczęśliwi - mówił cichutko, glaszcząc z czułością jej policzek. Z tym postanowieniem zasnął.
Adrian obudził się nagle z tego snu. Przeszłość dała mu o sobie znać.
- Przepraszam, matko - spojrzał w niebo. -Za przykrości, jakie wtedy wykrzyczałem. -Adrian wstał i ruszył w dalszą drogę. Musiał na jakiś czas zniknąć, aby przygotować się do konfrontacji z ojcem. Nie dać się ponieść emocjom. Zakończyć rozdział Adriana Crevana, całkowicie zmienić swe imię, albo nawet pseudonim. - The Undertaker. Nawet pasuje, hi, hi. Oh, już niedługo się spotkamy, Edwardzie Heartless. I wtedy... skończę z tobą - roześmiał się i zniknął.
Ciąg dalszy nastąpi..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top