Rozdział 10
Młody już osiemnastoletni chłopak o srebrnych, długich włosach, żółto - zielonych oczach i czarnym ubiorze, powrócił do królestwa Anglii. W międzyczasie szkolił się przez ostatnie dwa lata, w dokładnym używaniu kosy śmierci. Potrafił ją nawet ukrywać przed widokiem śmiertelników. Nikt nie wiedział, iż był Adrianem Crevanem. Za to on przyuważył, że była coraz większa bieda w miasteczku. Za to zamek wyglądał, jakby lśnił złotem.
- Gdy będzie po wszystkim, zniszczę ten zamek. I jeśli kiedykolwiek wybiorą innego władcę, to niech zbudują inny zamek. -Shinigami rozejrzał się i zauważył karczmę. Postanowił do niej wejść, uprzednio sprawdzając, czy ma sakiewkę z monetami. Upewniając się, że była, otworzył drzwi, tym samym dając znać swą obecność dzwoneczkiem, który wisiał nad drzwiami. Rozmowy w środku ucichły, jak i śmiechy. Wszyscy obserwowali przybysza, który podszedł do lady. Z zaplecza wyszła kobieta miała około trzydziestu pięciu lat, jednak jak na swój wiek, była młoda.
- Tak słucham? - zapytała.
- Chciałbym coś zjeść i napić się wina -powiedział. Kobieta przyjrzała mu się uważniej, na co Crevan położył niewidocznie palec na ustach, by go nie zdradziła. Bowiem on także wiedział, kim była kobieta. Praktycznie od siedemnastego roku życia była doradczynią królewską jego matki.
- Oczywiście. Widać, iż jest pan zmęczony po podróży.
- Oh, tak. A czeka mnie jeszcze szmat drogi - położył sakiewkę na blacie.
- W takim razie proszę usiąść, zaraz coś wyjątkowego upichcę, panie...
- Undertaker - odrzekł, woląc zachować anonimowość.
- Ciekawe imię. Takie oryginalne.
- Dziękuję - poszedł usiąść. - Jest pani wyjątkowo miła.
- Za to pan bardzo przystojny -odpowiedziała i zaraz zatkała usta. - Znaczy się, racz wybaczyć, panie. Palnęłam gafę - Adrian zaczął się śmiać.
- Ależ nic się nie stało - uśmiechnął się. Keith, bo tak miała na imię, poszła szybko upichcić danie. Crevan tymczasem przysłuchiwał się rozmowom niedostrzegalnie.
- Słyszeliście o tej tajemniczej rzezi na południu hrabstwa? - mówił jeden z nich. -Podobno ktoś wybił wszystkich żołnierzy.
- Ja słyszałem, że na zachodzie.
- Clayton, to było na południu.
- Isaacu, a ja ci mówię, że na zachodzie.- Och, dajcie spokój - powiedział Henry. - Na obu. Ponoć ten wojownik ma niezłą broń. Jakby nie z tego świata.
- Wierzysz w to? - żachnął się Isaac.
- Zack, to może być prawda - dodał Clayton.
- Panowie, już przestańcie wygadywać te głupoty - poprosiła Keith, przynosząc dużą wazę z gulaszem dla gościa.
- Ketih, ty to uważaj, żeby ciebie nie dopadł -zaśmiał się Henry.
- Nie zdziwię się, jeśli dopadnie was za gadanie bzdur. A nawet jeśli, to ten człowiek na pewno ma powody, aby robić to, co robi.
- Droga Keith. Król Edward wyznaczył ponoć ogromną nagrodę na pojmanie tego gościa. Jak nic czeka go stryczek. Ot co - zagrzmił czwarty z nich, Gregory.
- Ja nie wiem, jak możecie tak ślepo mu wierzyć - nie dowierzała Keith. Adrian mimo tego, że jadł gulasz, który był pyszny, przysłuchiwał się. - Była tylko jedna królowa, którą ten rzekomy władca ją wykurzył.- Bo urodziła bękarta - odpowiedział Henry.
- Ta jasne - prychnęła właścicielka. - A on to nie lepszy? Tylko trwoni bogactwo, a nam zabiera, jedynie rzuci jakimiś ochłapami. Wiecie co. Ja czekam, aż kiedyś ten mężczyzna pojawi się u nas i załatwi tego króla. Bo wierzę w sprawiedliwość i honor. -Keith uderzyła się w pięść.
- Jakaś naiwna, Keith - zaśmiali się panowie. - To co, dopijemy wina i ruszamy na polowanie? - spytał Isaac. Reszta ze śmiechem zgodziła się na ten pomysł.
- Panowie wybaczą, że się wtrącę - Zaczął żniwiarz, wycierając kąciki ust serwetką. - Ale czy wiecie, gdzie go tak naprawdę szukać? Na pewno potrafi się świetnie maskować. A może to któryś z was jest tym zabójcą - zaśmiał się.- Ty...- Chciał wstać Clayton, ale Gregory go powstrzymał. Undertaker jak gdyby nigdy nic, dopił wino i wstał.
- Panno Keith. Jeśli mogę się tak do pani zwracać. Dziękuję za pyszne danie. Reszty oczywiście nie trzeba. A co do uprzejmych panów... - zaczął - Proszę nie brać mych słów zbyt dosłownie, jeśli panów to uraziło -odrzekł, kładąc otwartą dłoń na klatce piersiowej. - Wszak jestem tylko jak najbardziej zwyczajnym podróżnikiem, hi, hi. Do widzenia - skłonił się z gracją i wyszedł, zostawiając mężczyzn z głupimi minami na twarzach. Keith się tylko uśmiechnęła pod nosem.
- Co to było? - zapytal Gregory. - Jakiś dziwny ten jegomość - powiedział Isaac.- Dobra, nie ma co czekać. Ruszamy na polowanie i po nagrodę - odparł Henry. Dopili wino i wyszli.
Tymczasem Adrian był w pobliskim lesie. Siedział na gałęzi drzewa, trzymając w ustach źdźbło trawy.
- Interesujące. Nawet nie zdają sobie sprawę, z kim będą mieć do czynienia. To bardzo, ale to bardzo zabawne...
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top