Rozdział 17

- Dochodzenie ruszyło czystym przypadkiem. Kiedy zniknąłem na kilka dni, natrafiłem na pewnego mężczyznę, którego żona, prostytutka, zaginęła. Trop doprowadził mnie do domu publicznego pod nazwą "Tańczące Piękności" czy jakoś tak - usłyszałem pogardliwe prychnięcie jednego z oficerów. - Nazwa tego przybytku jest akurat najmniej ważna, bardziej interesujące jest to, że trzy kobiety tam pracujące przepadły. Postanowiłem zbadać co się z nimi stało. Zostałem podczas śledztwa wielokrotnie zaatakowany, co doprowadziło mnie do mężczyzny o imieniu Mike. Ten zaś powiedział, że ktoś ważny sprzedaje ludzi różnym osobom. Oczywiście powiedział też, że towar został dostarczony jakiejś grupie satanistycznej do domu przy ulicy Lincolna. Reszta raportu została już złożona przez Ashley oraz Evrena. Dziękuję - dokończyłem spokojnie, a następnie usiadłem na miejsce. W sali nastała krótka cisza, którą przerwał Adalbert.
- Nie wykazaliście się. Dalej nie wiemy jaki związek z tą całą sprawą mógłby mieć Magnus von Schwarzberg. Zawiodłem się - oznajmił najwyższy stopniem dowódca. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Większość osób miała na twarzy wymalowaną pogardę oraz rozbawienie. Zacisnąłem pięści, szykując się do wstania. Nie zdążyłem nic zrobić, ponieważ odezwał się Fang.
- A mnie się wydaje, że Asher osiągnął o wiele więcej niż całe Oddziały Specjalne przez czas trwania handlu ludźmi. Pan, panie dowódco, również nie wykazał się niczym specjalnym, nie dał pan nawet tropu, który mogliby śledzić - wtrącił z uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego zszokowany. Czy on postradał zmysły? Sala ucichła, nikt nawet nie śmiał oddychać. Wzrok zebranych skupił się na twarzy Adalberta. Wpatrywali się w nią, jakby oczekiwali, że pojawią się na niej jakieś emocje. Jednak nic nie można było z niej odczytać. Po długiej, niezręcznej ciszy, mężczyzna odezwał się.
- Panie Wolf, jak zwykle ma pan za długi język. Jeszcze raz wyskoczy pan z podobnym stwierdzeniem, pożegna się pan ze swoim stopniem. Oficer Hawke dostał w swoje ręce sprawę, którą miał rozwiązać. Nie osiągnął nic, co pomogłoby nam się zbliżyć do jej ukończenia. W dodatku zniknął na kilka dni, dwa razy stracił nad sobą kontrolę, o mało nie spóźnił się na spotkanie oraz nie przygotował raportu, tylko improwizował. Jeśli uważa pan to za jego osiągnięcia, świadczy to o nim, i o panu, bardzo źle - powiedział spokojnym głosem, jednak można w nim było usłyszeć nutkę irytacji. Siedziałem ze wzrokiem wbitym w kartkę papieru przede mną. Ashley wstała gwałtownie, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ dowódca jej przerwał.
- Pani Maiwer, jeśli powie pani cokolwiek w obronie tych dwóch mężczyzn, zostanie pani oddalona ze sprawy, a to oznacza powrót do szkolenia nowych kadetów. Zrozumiano?
- Tak, dowódco - dziewczyna przytaknęła i usiadła. Po sali rozszedł się cichy śmiech oraz szepty. Zacisnąłem zęby, powstrzymując się od odpyskowania. Chciałem aby to zebranie się skończyło, nie mogłem już dłużej słuchać tego nadętego bufona. Nagle odezwał się Armin, uciszając tym wszystkich.
- Uważam, że to co zebrał Asher jest przydatne. Wiemy kto mógł mieć udział w sprzedaży ludzi oraz skąd znikają. Jeśli wyślemy swoich ludzi na przeszpiegi, możemy znaleźć wiele interesujących i przydatnych informacji. Możliwe, że nawet odkryjemy nazwiska niektórych pośredników w handlu. Moim zdaniem to wystarczy na początek - wytłumaczył spokojnie. Zauważyłem, że większość osób zgodziła się ze słowami mężczyzny, ponieważ nie nastąpiły żadne szepty ani śmiechy. Odetchnąłem z ulgą. Może jednak wyjdę z tej sytuacji z twarzą.
- Masz rację, Arminie. Przepraszam, panie Hawk. Spotkanie zakończone, możecie wrócić do pracy - oznajmił krótko Adalbert. Widać było, że nie chciał dyskutować z siwowłosym. Przeczuwałem, że nie miał już argumentów, którymi mógłby wyjść z tej sytuacji. Zaśmiałem się w duchu.
Wstałem jak najszybciej i skierowałem się do wyjścia. Postanowiłem odwiedzić Lili w więzieniu. Nagle ktoś złapał mnie za dłoń, więc odwróciłem się do tyłu. Była to Ashley. Patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, jakby czuła się winna, że mnie nie obroniła. Uśmiechnąłem się, po czym pogłaskałem ją po głowie. Dziewczyna zaczerwieniła się, ale po chwili wróciła jej pewność siebie.
- Asher, chcesz może wyjść jutro ze mną na kolację?
- Chciałem się ciebie wieczorem spytać o to samo. Co powiesz na sushi? - zapytałem uprzejmie, z trudem kryjąc moje prawdziwe emocje. Byłem wściekły, nie znosiłem gdy ktoś podważał wyniki mojej pracy. Chciałem po prostu pójść porozmawiać z Lili i wrócić do domu.
- Brzmi dobrze. Tylko wróć dzisiaj, nie żebym znowu szukała cię kilka dni - zaśmiała się czarnowłosa. Odpowiedziałem jej uśmiechem, po czym wyszedłem z biura. Przez korytarz przewijało się wiele osób, w większości kadeci albo nowi funkcjonariusze. Wyżsi stopniem oficerowie byli zajęci raportami z ostatniej akcji, która przyniosła Oddziałom spore straty. Szedłem przed siebie, wymijając zabieganych ludzi. Nie mogłem do końca pozbierać myśli, wspomnienia Garretta nie dawały mi spokoju. Dlaczego przypomniała mi się tylko Mary? Jaki byłem kiedyś? I czy ja.. to naprawdę ja? Czuję się jakbym miał w głowie dwie osoby. Kiedyś tak nie było, byłem w stu procentach Asherem, miałem swoją osobowość i życie, a teraz okazuje się, że to wszystko to kłamstwo.
Zakląłem i uderzyłem pięścią w ścianę. Wystraszyło to dwie panie sprzątające, które akurat wychodziły z biura obok. Przeprosiłem je uśmiechem, po czym skierowałem się do windy, aby zjechać na najniższy poziom budynku. Na szczęście nikogo w niej nie było, więc udało mi się dotrzeć do celu bez przystanków po drodze. Korytarz wykonany był w całości z metalu, srebrne ściany, sufit, podłoga. Słychać było mój każdy krok, co było powodowało u mnie dość nieprzyjemne uczucie. Przeszedłem do samego końca, gdzie za szybą siedziała kobieta ubrana w mundur Oddziałów Specjalnych. Na mój widok wstała i zasalutowała. Podniosłem w odpowiedzi niedbale rękę, a następnie podszedłem do niej.
- Hawke. Chciałbym porozmawiać z Lilith Cranel - powiedziałem spokojnym głosem. Kobieta przejrzała dokumenty leżące na biurku, po czym spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Nie może pan z nią rozmawiać. Rozkaz samego dowódcy.
- To co? Mam przyjść z pozwoleniem? Nie rozśmieszaj mnie - warknąłem zirytowany. Funkcjonariuszka skrzywiła się, jednak widać było, że nie ustąpi.
- Nie mo...
- Wpuść mnie kobieto, bo załatwię ci przeniesienie do bojówki i skończy się siedzenie za biurkiem - uderzyłem pięścią w szybę. Rozmówczyni odsunęła się krok do tyłu, po czym chwyciła za telefon. Strzeliłem szyją.
- Jeśli nie wyjdzie pan stąd dobrowolnie, we...
- Spokojnie, moja droga. Kolega tylko żartował. A poczucie humoru to on ma okropne - usłyszałem znajomy głos za plecami. Obróciłem się i zauważyłem Fanga, który zmierzał w moją stronę. Śledzi mnie... Szatyn uśmiechnął się uwodzicielsko do kobiety. Ta odłożyła telefon na miejsce. Westchnąłem, po czym skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- To jak? Może zrobisz wyjątek? Nikt się nawet nie dowie - uśmiechnął się do funkcjonariuszki, a ta zaczęła się czerwienić. Wywróciłem oczami.
- No dobrze, ale tylko na chwilę - oznajmiła spokojniej i otworzyła drzwi. Podziękowałem jej skinieniem głowy, a następnie wszedłem wraz z Fangiem do środka. Po obu stronach korytarza znajdowały się drzwi, przy których znajdowały się czytniki kart dostępu. Szybko przeleciałem wzrokiem po spisie więźniów i znalazłem Lili. Była zapisana jako Lilith Cranel/Mary Howard. Skierowałem się w stronę odpowiednich drzwi i przybliżyłem swoją kartę do urządzenia. Niestety oznajmiło, że nie mam dostępu. Zakląłem. Na szczęście był ze mną Fang, użył swojej karty, a drzwi się otworzyły. Podziękowałem mu, a chłopak oznajmił, że na mnie poczeka. Wszedłem do środka, a moim oczom ukazała się wielka szyba, za którą znajdował się pokój. Na łóżku leżała Lili i czytała książkę. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć, Li... Mary - podszedłem do szklanej bariery. Dziewczyna zerwała się na nogi i podbiegła do mnie. Była szczęśliwa, łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
- Miałam sporo czasu i uznałam, że nie wypada już mówić do ciebie braciszku- zaśmiała się i otarła twarz rękawem białej bluzy. Również się zaśmiałem, poczułem jak chce mi się płakać. - Garrett, tęskniłam za tobą. Bolało mnie kiedy nie pamiętałeś jak naprawdę się nazywasz i...
- Mary, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie cię spotkałem. Ale ja dalej nie pamiętam wszystkiego. Wiem tylko, że byłaś dla mnie jak młodsza siostra - powiedziałem ze smutkiem w głosie. Rudowłosa popatrzyła na mnie, a jej wyraz twarzy złamał mi serce. Zacisnąłem zęby, nie chciałem jej krzywdzić, nie teraz.
- Ale wtedy podczas akcji byłeś sobą! Nie każ mi znowu o tobie zapomnieć! - krzyczała przez łzy i uderzała w szybę. Wzrok miałem wbity w podłogę, nie miałem odwagi na nią spojrzeć. - Uratowałeś mnie z rąk Jasona! Przez kilka lat myślałam, że nie żyjesz! A teraz gdy cię odzyskałam mówisz mi, że nic nie pamiętasz?! Nienawidzę cię! - wykrzyczała ostatnie zdanie głosem pełnym bólu i rozpaczy, po czym opadła na podłogę. Nastała między nami cisza, która bolała bardziej niż wszystkie moje rany.
- Nie, Mary, to ja się nienawidzę. Okazało się, że całe moje życie jako Asher Hawke było kłamstwem. Nie pamiętałem ciebie, nie pamiętałem tego, że kiedyś byłem zabójcą. Cholera, dalej nie pamiętam tego drugiego! Nie wiem już co mam robić! Nie wiem jak odzyskać wspomnienia, nie wiem czy być dalej Garretem czy Asherem! Czemu nie mogłem po prostu zginąć?! - krzyknąłem, po czym uderzyłem z całej siły w szybę. Ból rozszedł się po całej mojej ręce, syknąłem zdenerwowany. - Przepraszam cię, siostrzyczko. Obiecuję ci, że odzyskam wspomnienia i nadrobimy ten stracony czas.
- Dobrze. Ale musisz sobie przypomnieć. Nie możesz do końca życia być wymyśloną osobą - powiedziała Mary pociągając nosem. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Dziewczyna otarła łzy, po czym wstała i ucałowała szybę na wysokości mojego policzka. Wyszeptała jeszcze krótkie "dziękuję", a następnie wróciła na łóżko. Zrozumiałem, że nie chce już kontynuować rozmowy, ponieważ znowu się pokłócimy. Wyszedłem z pomieszczenia i westchnąłem głęboko. Chciałbym już wszystko pamiętać. Powiedziała, że nie mogę być zmyśloną osobą, ale czy aby na pewno tak jest? Czy Asher Hawke to nie Garrett Miller, który się zmienił? Z drugiej strony nie wiem. Mam już tego wszystkiego dość. Ruszyłem w stronę wyjścia z więzienia, a Fang bez słowa poszedł za mną. W drodze powrotnej szatyn mrugnął do strażniczki, która po raz kolejny się zaczerwieniła. Pokiwałem z rezygnacją głową. Weszliśmy do windy, po czym wcisnąłem przycisk z literą P.
- Idę do domu. Dziękuję za twoją pomoc, Fang. Mam u ciebie dług - powiedziałem, patrząc na drzwi windy.
- Nie ma sprawy. W końcu od czego ma się przyjaciół - odpowiedział mi, a następnie podaliśmy sobie dłonie. Usłyszałem dźwięk oznajmiający dotarcie na piętro. Wymamrotałem ciche "cześć" i ruszyłem w stronę wyjścia z budynku. Moją głowę zaprzątały najróżniejsze myśli. Zastanawiałem się jak rozwiązać sprawę, którą mi powierzono, a zarazem starałem się przywrócić sobie wspomnienia. Niestety jedno, ani drugie nie było łatwe. I cholera, zapomniałem oddać Evrenowi marynarkę. Trudno, zostawię mu w pokoju.
Odbiłem się na kontroli, po czym wyszedłem z budynku. Ryk silników, głośna muzyka oraz hałas rozmów uspokoił moje nerwy. Przynajmniej dźwięki miasta są stałe i niezmienne. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc na parkingu biegali już ludzie kończący pracę. Wziąłem kilka głębszych wdechów, a następnie powolnym krokiem skierowałem się na przystanek autobusowy. Nie przeszedłem więcej niż pięć metrów kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. "Przychodzące połączenie - R". Zdziwiłem się, lecz przyjąłem je.
- Czego chcesz? - odezwałem się niechętnie. Dziewczyna zaśmiała się.
- Opryskliwy jak zawsze. No ale trudno, jakoś muszę z tym żyć. Co powiesz na małą randkę? Tak za dwie minuty?
- Przejdź do rzeczy, nie mam ochoty na twoje wygłupy - warknąłem do słuchawki. Kątem oka zauważyłem w odbiciu na szybie budynku obok jak pewna czerwonowłosa osoba podchodzi do mnie z lewej strony. Nie czekałem aż się zbliży, obróciłem się od razu w jej kierunku i rozłączyłem się. R popatrzyła zdezorientowana, lecz po chwili na jej twarz wrócił ten wredny uśmieszek.
- Ale jesteś czujny! A myślałam, że cię wystraszę skoro nie masz lewego oka! - zawołała melodyjnie. Skrzywiłem się na te słowa.
- Jakbyś nie pamiętała, to ty mnie go pozbawiłaś. A teraz mów o co chodzi, bo nie mam ochoty tutaj sterczeć.
- No doobrzee. Mam dla ciebie propozycję. Podobno prowadzisz dochodzenie w sprawie Magnusa von Schwarzberga i handlu ludźmi - oznajmiła wesoło. Chciałem spytać się skąd to wie, ale dziwniej by było gdyby nie wiedziała, więc powstrzymałem się od głupiego pytania. - Akurat tak się składa, że dzisiaj w nocy będzie miała miejsce aukcja, na którą przyjdzie pewna bogata i wpływowa osoba. Ba, nawet dwie przyjdą. Jednak dowiesz się kto, jeśli pójdziesz na nią ze mną, jako mój towarzysz - wyszczerzyła się czerwonowłosa. Nie ufałem jej, lecz jeśli mówiła prawdę, udałoby mi się zamknąć tę sprawę w jedną noc. Spojrzałem w niebo, które miało już powoli granatowy kolor. Westchnąłem i zrobiłem krok w stronę dziewczyny. Byliśmy od siebie oddaleni o kilka centymetrów, miała na sobie tym razem perfumy o zapachu truskawek. Uśmiechnąłem się, po czym chwyciłem ją za kołnierz. Jej turkusowe oczy rozbłysły iskrą podniecenia.
- Zgoda. Ale jeśli spróbujesz mnie oszukać, zabiję cię - wyszeptałem, aby tylko ona usłyszała tę groźbę. Wiedziałem, że jej ludzie są niedaleko. R uśmiechnęła się, następnie chwyciła moją dłoń trzymającą jej koszulę. Na ten gest rozluźniłem uścisk.
- Nie kuś mnie... - powiedziała równie cicho co ja, a następnie odskoczyła do tyłu i melodyjnie zawołała. - To jedziemy na randkę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top