Rozdział 14
Wybiegliśmy na otwartą przestrzeń. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie było. Zrobiłem ostrożnie krok przed siebie, Lili rozglądała się uważnie dookoła. Przed nami znajdowały się dwa budynki. Jeden był fabryką, zaś drugi wydawał się być wielką halą. Kątem oka zauważyłem jak ktoś w ciemności przebiega między budynkami. Oddychałem nerwowo, nie wiedziałem co się może stać. Nasze oddziały są jeszcze w środku, może szturmują teraz mury zakładów. Mówiła o drugim budynku... Ruszyłem powoli przed siebie, rozglądając się uważnie. Nie było tutaj reflektorów, panował mrok. Jedyne delikatne światło widniało w oknie hali. Czułem jak serce zaczyna mi mocniej bić. Wiedziałem, że znajdujemy się na terytorium wroga. Wroga, który już wcześniej nas oszukał i doprowadził do śmierci co najmniej dwudziestu funkcjonariuszy. Nagle poczułem jak coś uderza mnie z całej siły w bok. Stęknąłem, gdy kamizelka ucisnęła mój brzuch. Skuliłem się lekko, podniosłem wzrok na Lili. Zauważyłem obok niej wysoką postać. Zamachnęła się, a następnie trafiła dziewczynę czymś długim w głowę. Rudowłosa padła na ziemię i przeturlała się. Wycelowałem w przeciwnika, po czym wystrzeliłem. Widziałem jak pada na kolana. Nim zdążyłem zrobić cokolwiek innego, osoba za mną uderzyła mnie w nogę. Zakląłem. Rozejrzałem się nerwowo. Widziałem wokoło kilka czarnych postaci. Schowałem pistolet i wyciągnąłem nóż. Lili poszukała wzrokiem karabinu, jednak leżał gdzieś poza jej zasięgiem. Podniosła się na nogi, a następnie oparła się o moje plecy. Ściągnęła swój kask, zauważyłem, że ma zniszczoną słuchawkę. Staliśmy tylko we dwójkę przeciwko niewiadomej liczbie napastników. Nie wydawało mi się, że mieli broń palną. Jeden z przeciwników rzucił się na mnie. Instynktownie zrobiłem unik, trafiając go kolanem w brzuch. Posłałem na niego cięcie z góry. Poczułem pod dłonią jak ostrze rozcina skórę. Zrobiło mi się niedobrze. Ustawiłem się stabilniej. Dwie osoby rzuciły się na mnie, w dłoniach trzymały długie przedmioty. Zablokowałem atak tego z prawej strony, jednak nie zauważyłem kiedy atakuje ten z lewej. Pierdolone oko... Oczekiwałem uderzenia, jednak nie nadeszło. Kopnąłem przeciwnika w krocze, po czym wbiłem mu nóż w szyję. Spojrzałem na lewą stronę. Rudowłosa dobijała właśnie wroga. Widziałem jak stoi prawie na jednej nodze. Zacisnąłem dłoń na rękojeści. W oddali słyszałem zbliżające się strzały oraz wybuchy. Szybciej... Kolejna osoba zaatakowała. Podciąłem jej nogi, a Lilith dobiła ją nożem. Znowu oparliśmy się o siebie plecami.
- Młoda, jak się trzymasz? Przesuń się bardziej na moją lewą. - wtrąciłem, ustawiając się stabilniej. Dziewczyna oddychała ciężko.
- Jakoś. Asher, jest ich jeszcze pięciu. - odpowiedziała poważnym tonem, przesuwając się we wskazane miejsce. Rozejrzałem się. Miała rację, chociaż nie do końca wierzyłem mojemu oku. Czekaliśmy na atak przeciwnik. Nie trwało to długo. Ktoś zaatakował z mojej prawej. Doskoczyłem do niego, unikając od razu cięcia nożem. Nim zdążyłem jeszcze raz zareagować, ktoś kopnął mnie w lewą nogę. Stęknąłem z bólu i opadłem na kolano. Zauważyłem, że osoba stojąca przede mną posłała we mnie cięcie z góry. Wystawiłem wolną ręką nad siebie. Ostrze przecięło mundur, poczułem jak krew zaczyna spływać po mojej ręce. Usłyszałem szaleńczy śmiech.
- Trafiłem go! Trafiłem! - wołał zadowolony mężczyzna. Jego kolega obok znowu mnie kopnął, tym razem w plecy. Słyszałem jak Lili walczy z innymi. Spiąłem się i podniosłem na nogi. Wziąłem głęboki oddech, po czym ustawiłem się stabilnie na nogach. Przeciwnik z nożem zaatakował. Doskoczyłem do niego, powalając go na ziemię. Drugi z napastników złapał mnie pod pachami. Próbowałem się wyrwać, jednak nie mogłem. Uderzyłem przeciwnika głową do tyłu. Puścił mnie, odsuwając się. Ten, którego powaliłem, zdążył wstać. Posłał we mnie sztych, który z trudem sparowałem. Kopnąłem go z pół obrotu, mężczyzna padł na ziemię. Błyskawicznie obróciłem się do drugiego. Zamachnął się z mojej lewej strony. Opuściłem się delikatnie na nogach, doskakując do niego. Trafiłem go pięścią w pod żebra. Zakaszlał, odsuwając się do tyłu. Szybko wbiłem mu nóż w brzuch. Przeciwnik osunął się na ziemię. Poczułem jak metalowe ostrze wbija się w mój bark, ten sam który mnie bolał. Wykrzyknąłem głośno. Krew zaczęła spływać w dół po moim ciele. Oddychałem coraz ciężej. Mężczyzna zamachnął się znowu, tym razem pozwoliłem sobie wbić nóż w lewą rękę. Na szczęście przeszedł pomiędzy kośćmi. Wbiłem napastnikowi moje ostrze prosto w gardło. Czerwona ciecz trysnęła na moją twarz. Wzdrygnąłem się z obrzydzenia. Obróciłem się do Lilith. Pokonała już dwójkę, nie wyglądało jakby była ranna. Cóż, tego można było się spodziewać po mistrzyni sztuk walki. Wyjąłem pistolet z kabury, po czym wycelowałem w przeciwnika rudowłosej. Stał akurat w dogodnej pozycji. Nacisnąłem spust, a wróg padł martwy na ziemię. Odetchnąłem z ulgą. Podszedłem do dziewczyny.
- Wszystko w porządku? - syknąłem z bólu, gdy wyciągnąłem z rany nóż. Lili przytaknęła, a następnie wyciągnęła z kieszeni spodni bandaż. Owinęła moją rękę. Podziękowałem jej uśmiechem, który zdołała zobaczyć. Poruszyłem barkiem. Bolał jak cholera, jednak krew przestała już płynąć. Słyszałem jak nasze oddziały przebijają się przez budynek zarządu. Zrobiłem krok do przodu, gdy nagle cały plac stał się jasny. Na obu budowlach zamontowane były reflektory. Spiąłem się, nie wiedząc co robić. Z hali wyszła znajoma mi osoba. R. Jej ciemnoróżowe włosy wyróżniały się na tle szarego budynku. Widziałem na jej twarzy uśmiech. Podeszła jeszcze kilka kroków, po czym zatrzymała się.
- Asher! Miło cię znowu widzieć. - rozłożyła ręce. Zrobiłem krok do przodu, celując w nią pistoletem. Zaśmiała się. - Myślisz, że pozwoliłabym ci dać się zabić?
- Nie obchodzi mnie to. - zacisnąłem dłoń na kolbie. Kobieta pokiwała głową.
- Może to zrozumiesz. - westchnęła i machnęła ręką. Poczułem powiew powietrza zaledwie kilka centymetrów obok mojej szyi, a dopiero potem rozległ się strzał. Zamarłem, opuszczając broń. R wskazała dłonią halę. - Zapraszam, mam tam dla ciebie niespodziankę. Mamy mało czasu, już już. - pośpieszyła mnie klaśnięciem w dłonie. Spojrzałem na Lili. Patrzyła na kobietę swoim zimnym wzrokiem, jakby była gotowa w każdej chwili poderżnąć jej gardło. Gdy przeniosła na mnie wzrok, uśmiechnąłem się troskliwie. Oboje, powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę budynku. Widziałem na dachach strzelców. Zakląłem na myśl, że zaraz tutaj będą nasi. Różowowłosa otworzyła drzwi. Gdy mijaliśmy się, posłała mi buziaka. Zacisnąłem zęby. W środku było ciemno. Światło, które wcześniej widziałem było zgaszone. Nie słyszałem żadnego dźwięku, oprócz wystrzałów dobiegających z poprzedniego budynku. Szedłem ostrożnie. Poczułem jak Lili łapie mnie za dłoń. Byłem zmęczony, chciałem żeby ta akcja już się skończyła. Nagle pomieszczenie rozświetliło się. Na jego środku stał wysoki mężczyzna. Miał krótkie, czarne włosy oraz bliznę przy prawym oku. Nie miałem pojęcia kto to. Mężczyzna ubrany był w poniszczony mundur bojowy Oddziałów Specjalnych. Był dobrze zbudowany. Zrobiłem kilka kroków przed siebie, rudowłosa została za mną. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego. Staliśmy w ciszy, patrzyliśmy się na siebie. Nagle na jego twarzy zagościł krwiożerczy uśmiech.
- Po tylu latach znów się spotykamy, Garrecie. - powiedział rozbawiony. Wzdrygnąłem się na dźwięk tego imienia. - Dokończę to co zacząłem wtedy. Żaden Armin mi nie przeszkodzi. - w jego oczach błysnęła iskra szaleństwa. Spiąłem się, moja dłoń powędrowała w stronę noża.
- Kim jesteś? - zapytałem nerwowo. Nie potrafiłem opanować swojego głosu. Cały drżałem, serce waliło mi w piersi jak szalone. Każda sekunda ciszy wydawała się przygniatać mnie, dusząc mnie jeszcze bardziej. Patrzyłem niepewnym wzrokiem na mężczyznę. Nie potrafiłem go sobie przypomnieć. Nigdy go nie spotkałem. Co ma Garrett z nim wspólnego?
- Nie pamiętasz mnie? Jestem Aaron Kether, to ja prawie cię zabiłem osiem lat temu. Oj, chłopcze, zawiodłeś mnie wtedy. Zabiłeś mojego partnera, potem zostałem wyrzucony z Oddziałów. To twoja wina, śmieciu. - ostatnie słowa wypowiedział z gniewem. Widziałem jak jego dłonie zaciskają się, kostki zrobiły się białe. Czułem kłujący ból głowy. Osiem lat temu? Prawie zabił Garretta? Co to ma wspólnego ze mną?! Ręce drżały mi, nie wiedziałem co robić. Oddychałem coraz szybciej. Spojrzałem na Lilith. Na jej twarzy widziałem żądzę zemsty, w jej zielonych oczach płonął gniew.
- J..ja nie wiem o co ci ch..chodzi... - powiedziałem przerywanym głosem. Byłem przerażony. Wszystko co mówili mi Fiona oraz John, wszystko co czytałem o białowłosym mordercy, to prawda? Nie... Odetchnąłem głęboko, chciałem się opanować. Uniosłem wzrok na mężczyznę. - Nazywam się Asher Hawke, jestem oficerem Oddziałów Specjalnych. Nie wiem o czym do mnie mówisz, ale jeśli nie poddasz się, będę musiał cię zabić.
- Ty psie! - warknął, po czym złapał mnie za szyję. Z trudem próbowałem złapać powietrze. Uścisk zaciskał się coraz bardziej. Zamachnąłem się, jednak nie dosięgnąłem przeciwnika. Widziałem już mroczki przed okiem. Usłyszałem krzyk Lili, która rzuciła się na Aarona. Ten strzelił w nią paralizatorem. Dziewczyna runęła bezwładnie na ziemię. - Tobą, dziewczynko, zajmę się później. Ashley już cię nie uratuje.
Spiąłem się. Ashley? Co ona ma do cholery z tym wspólnego?! Serce pompowało krew jeszcze gwałtowniej. Kręciło mi się w głowie. Mężczyzna uderzył mnie w twarz. Pękła mi warga, z której spłynęła czerwona ciecz. Nie skrzywdzisz.. mojej przyjaciółki... Poczułem jak fala adrenaliny przepływa przez moje ciało. Zamachnąłem się od dołu, trafiając pięścią w łokieć przeciwnika. Puścił moją szyję, a ja cofnąłem się kaszląc. Łapałem jak najwięcej powietrza, mój wzrok wracał do normy. Czarnowłosy rzucił się na mnie. Odskoczyłem na bok, unikając w ten sposób ciosu. Napastnik korzystając z siły obrotowej kopnął mnie w brzuch. Odleciałem metr dalej na ziemię. Stęknąłem z bólu, gdy próbowałem się podnieść. Kątem oka zauważyłem Lili. W jej oczach widziałem łzy, chciała się ruszyć, jednak nie mogła. Zacisnąłem zęby. Z trudem podniosłem się na nogi i przyjąłem pozycję do walki. Mężczyzna wycelował we mnie paralizatorem. Odskoczyłem na bok. Zdjąłem kamizelkę, która zaczynała mi ciążyć. Wziąłem kilka głębszych wdechów. Wyjąłem nóż, a następnie zrobiłem krok do przodu. Aaron znowu strzelił, tym razem również uniknąłem. Szybko podbiegłem do niego. Próbował trafić mnie pięścią, kucnąłem. Doskoczyłem do niego, trafiając go pięścią w brzuch. Stęknął, jednak od razu posłał we mnie kolano. Nie zdążyłem nic zrobić, trafiło mnie w brodę. Odchyliłem głowę do tyłu, a przeciwnik uderzył mnie prosto w nos. Opadłem na ziemię, kuląc się. Stanął nade mną. W jego oczach widziałem żądzę mordu. Odrzucił paralizator, a następnie podniósł mnie za kołnierz. Było mi gorąco, krew lepiła się do mojego ubrania. Każdy oddech zaczynał sprawiać mi ból. Uśmiechnąłem się wrednie.
- T..tylko na tyle cię s..stać? - zapytałem, po czym zakaszlałem. Mężczyzna uderzył mnie w twarz. Znowu zakręciło mi się w głowie.
- Zabiję cię, śmieciu! - kolejny cios wylądował na mojej twarzy. Rzucił mnie na ziemię, po czym siadł na mnie okrakiem. Pięść trafiła mnie w pusty oczodół. Krzyknąłem z bólu. Nie mogłem się ruszyć, a przeciwnik zasypywał mnie gradem uderzeń. Po każdym zetknięciu się jego zaciśniętej dłoni z moją twarzą, czułem, że odpływam. Ból paraliżował mnie, nie mogłem nawet spróbować się bronić. Po jednym z uderzeń w skroń, straciłem przytomność.
***
Leżałem w czarnej pustce. Nie czułem bólu, więc spokojnie wstałem. Nagle mrok zamienił się we wnętrze starej fabryki. Pordzewiałe maszyny, poniszczone metalowe ściany. Zauważyłem lustro, obok którego znajdowały się drzwi. Ruszyłem w ich stronę. Każdy krok odbijał się echem, każdy oddech wydawał się być bardzo głośny. Gdy znalazłem się przed drzwiami, otworzyły się. Ze środka wyszła czarnowłosa dziewczyna, trzymająca w objęciach małą, rudowłosą dziewczynkę. Poczułem ucisk na sercu.
- A..Ashley? - zapytałem, wyciągając dłoń przed siebie. Wydawało mi się, że mała dziewczynka była znajoma. Obie rozpłynęły się, a na ich miejsce pojawił się Armin. Wszedł do środka pomieszczenia, a ja za nim. Cały drżałem, po policzkach spływały mi łzy. Widok mojej przyjaciółki oraz tej małej dziewczynki był mi tak znajomy i bliski, że nie potrafiłem tego wytłumaczyć. W pokoju, do którego weszliśmy, oparty o ścianę siedział zakrwawiony, białowłosy chłopak. Zamarłem. Przypominał mi postać, którą widziałem wielokrotnie w snach. Przed nim stał Aaron, celował w niego z pistoletu. Całą sytuację rozbił Armin, który powstrzymał czarnowłosego przed zabiciem Garretta. Wywiązała się walka. Stałem w bezruchu, patrząc na całą sytuację. Nagle obaj mężczyźni rozpłynęli się, a białowłosy wstał. Podszedł do mnie i uśmiechnął się.
- Teraz pamiętasz, Asher? Ta dziewczynka to Mary, którą zaopiekowała się Ashley. Poprosiłem ją o to. Jak myślisz, co z nią teraz? Znasz może jakąś osiemnastoletnią dziewczynę o rudych włosach i zielonych oczach? Oddaj mi moje ciało, abym mógł się z nią spotkać. - ostanie zdanie wypowiedział groźnym głosem. Cały świat zaczął pulsować, obracać się. Złapałem Garretta za szyję.
- Nie oddam ci ciała. Ono jest moje! - krzyknąłem, po czym popchnąłem go na ścianę. Gdy miałem zadać mu cios, wszystko pękło, niczym rozbite lustro. Znowu stałem sam pośrodku czarnej pustki. Płakałem, nie mogłem uwierzyć w to wszystko. To są tylko wymysły mojej wyobraźni. Poczułem jak tracę przytomność, tym razem we śnie.
***
Otworzyłem gwałtownie oczy. Leżałem bezwiednie na podłodze. Aaron stał nade mną, kopiąc mnie w brzuch. Czułem, że mam kilka złamanych żeber. Byłem cały oblepiony krwią, ciężko mi się oddychało. Na widok tego, że się obudziłem, czarnowłosy zaczął śmiać się szaleńczo. Nie zwróciłem na to uwagi. Z trudem uniosłem się na nogi. Mężczyzna patrzył na mnie podnieconym wzrokiem.
- Wstałeś! Będę mógł drugi raz doprowadzić cię do takiego stanu! - śmiał się, patrząc na mnie. Na mojej twarzy nie było widać żadnych emocji. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Rudowłosa leżała na podłodze, widziałem, że paraliż ustępuje. Uśmiechnąłem się do niej troskliwie.
- Zaraz się to skończy, Mary. - powiedziałem ciepło. Na te słowa dziewczyna zaczęła płakać. W jej oczach zauważyłem ogromną radość. Wydawało się, że ciężar, który nosiła w sobie zniknął, zostawiając ją w spokoju.
- Hej! Mówię coś do ciebie, śmieciu! - krzyknął Aaron. Spojrzałem na niego. Zrobiłem krok do przodu, po czym kopnąłem go z całej siły kolanem pod żebra. Mężczyzna stęknął z bólu i skulił się. Strzeliłem szyją. Rozciągnąłem ręce, patrząc zimnym wzrokiem na przeciwnika.
- Zamknij się już. Nie widzisz, że rozmawiam z moją siostrą? - nachyliłem się, przyglądając się mu z uprzejmym uśmiechem. Uderzyłem go z całej siły w głowę. Padł na ziemię, łapiąc się za obolałe miejsce. Odetchnąłem głęboko. Czyli w jakiejś części jestem Garrettem? Lili to Mary, moja najukochańsza siostrzyczka. A Armin i Ashley uratowali nam obojgu życie... Ale nie oddam mu ciała. Jestem Asher Hawke, nie mam zamiaru znikać z tego świata. Przeczesałem włosy dłonią. Były całe oblepione krwią. Przykucnąłem nad przeciwnikiem, który spojrzał na mnie krwiożerczym wzrokiem. W moich oczach zabłysnęła iskra szaleństwa. - To co się teraz stanie, spodoba się tylko jednemu z nas. Coś ci powiem, na pewno nie tobie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top