Rozdział 12

Podskoczyłem lekko, gdy przebudziły mnie wibracje telefonu. Zdezorientowany spojrzałem na Ashley, jednak była po mojej lewej stronie, więc nie mogłem jej zobaczyć. Obróciłem mocniej głowę. Dziewczyna spała, skulona w kłębek. Delikatnie zszedłem z kanapy, po czym wziąłem telefon ze stolika obok i wszedłem do kuchni. Spojrzałem na ekran. 7:11. Ale pospałem... Wpisałem kod, aby odblokować urządzenie, a następnie otworzyłem wiadomość. Była od Evrena. "Sprawdź cyfrowe dane w archiwum. Będę czekał tam o 9. Weź ze sobą Carla". Chodzi mu o archiwum Oddziałów? Wspominał coś o tym, ale jak dobrze pamiętam, dostęp do tych danych mają tylko wysocy rangą oficerowie. I pewnie właśnie dlatego chce mieć tam Carla. Jest jednym z najlepszych hakerów. Na testach w Akademii udało mu się złamać zabezpieczenia oficerów wywiadu. Niestety hierarchia oraz żelazne zasady, którymi kierują się Oddziały Specjalne, nie pozwalają na awans ze względu na unikatowe umiejętności. Trzeba długo i mozolnie przeć przed siebie aby coś osiągnąć. No i mieć plecy. Schowałem telefon do kieszeni, po czym wziąłem z lodówki coś do jedzenia. Swoje "śniadanie" zjadłem po drodze do łazienki, gdzie zmierzałem aby wziąć prysznic. Po szybkim umyciu się, ubrałem świeże ciuchy, a następnie poszedłem do pokoju Carla. Zapukałem, mając nadzieję, że nie śpi. Po kilkudziesięciu sekundach stania i wpatrywania się w zamknięte drzwi, otworzył mi blondyn. Wyglądał na zaspanego, ale był ubrany do wyjścia. Miał na sobie białe, wąskie spodnie oraz niebieską bluzę. Spojrzał na mnie prawie nieobecnym wzrokiem, po czym przeczesał swoje bujne włosy dłonią.
- Dzień dobry. Coś się stało? - zapytał ospałym głosem.
- Dzień dobry, Carl. Nic się nie stało. Po prostu potrzebujemy cię z Evrenem do małej.. sprawy. - odpowiedziałem, uśmiechając się. Chłopak nie wnikał o co chodziło, skinął tylko przytakująco głową. Wyszedł z pokoju i poszedł do łazienki. Nie dało się z nim normalnie rozmawiać z samego rana. Mimo, że z własnej woli wstawał tak wcześnie, jego organizm tego nie popierał. Cierpliwie poczekałem aż się przygotuje do wyjścia, a następnie razem poszliśmy cicho do kuchni, aby nie obudzić Ashley. Nastawiłem mleko na płatki, które blondyn musiał codziennie jeść na śniadanie. Bez nich nigdy się nie najadał. Oparłem się o blat i spojrzałem na chłopaka.
- Będziesz musiał złamać zabezpieczenia cyfrowego archiwum. Dasz radę?
- Dam. Ale to trochę zajmie. I będzie cię kosztować.. - oznajmił poważnie, grzebiąc w misce z czekoladowymi kuleczkami. Wziął jedną, po czym ta zniknęła w jego ustach.
- Czego ci potrzeba, mój nerdzie? Nowy laptop? Tablet? - zapytałem rozbawiony. Chłopak uśmiechnął się jakby właśnie wymyślił plan wszech czasów.
- Wyszła najnowsza karta graficzna, co nie? Przydałaby mi się, bo...
- Dobra. Masz nową kartę. Ale musisz to zrobić, dobrze? - wziąłem garnek z gotującym się mlekiem i zalałem płatki. Blondyn przytaknął, wziął łyżkę, następnie zaczął jeść na stojąco. Włączyłem czajnik, aby przygotować kawę. Wyjąłem kubek oraz kawę z szafki na górze, po czym wsypałem do niego dwie łyżeczki czarnego pyłku. Gdy już woda się gotowała, zalałem zawartość. Wziąłem łyk napoju bogów i westchnąłem. Tego mi rano brakowało. Nagle do kuchni weszła Lilith. Wyplułem z ust kawę, gdy zobaczyłem jak chodzi ubrana. Miała na sobie cienką, zieloną koszulkę z krótkim rękawem, przez którą prawie było widać jej kształtny biust, oraz krótkie, niebieskie szorty. Spojrzałem na Carla. Patrzył na dziewczynę wzrokiem typowego nastolatka, który zobaczył właśnie nagą kobietę. Niewiele rudej do tego brakowało. Odstawiłem kubek na blat i podszedłem do chłopaka. Ustawiłem się tak aby zasłonić mu widok.
- Młoda, pośpiesz się. Zaraz mu szczęka opadnie. - odezwałem się do niej. Traktowałem ją jak swoją siostrę, czasami nawet jak córkę. Nie wiedziałem czemu, ale od samego początku była mi bliska. Oczywiście Molly była dla mnie jak młodsza siostra, którą musiałem chronić, ale do Lili czułem.. coś. Nie miałem pojęcia co. Rudowłosa wyjęła z lodówki sałatkę, którą szykowała sobie wieczorem na śniadanie. Wyprostowała się, więc mogłem się odwrócić. Dalej zasłaniałem widok Carlowi, przeczuwałem, że nie był wniebowzięty.
- Mhm. Już idę. A co wy tutaj planujecie? - zapytała, jedząc kawałek pomidora.
- Nic ważnego. Takie tam rozmowy przy śniadaniu. - odpowiedziałem z uśmiechem. Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym ruszyła w stronę wyjścia z kuchni. Jednak zatrzymała się, odwracając się w moją stronę.
- Armin napisał mi wiadomość. Mamy się oboje u niego stawić o dwunastej. A dokładnie w sali treningowej. - oznajmiła i wyszła. Odsunąłem się od blondyna, a następnie wziąłem kubek i napiłem się kawy. Znowu czeka mnie lanie... Najpierw od Armina, który pokaże mi nową technikę, a potem od Lili, która będzie ze mną ją ćwiczyć. Czym ja na to zasłużyłem? Westchnąłem, po czym wyjrzałem przez wąskie okno na końcu pomieszczenia. Było już w miarę jasno, jednak niebo przykryła warstwa ciemnych chmur. Jesienne poranki w tym mieście uwielbiały być deszczowe. Dopiłem kawę w tym samym czasie co Carl zjadł śniadanie. Umyłem naczynia, żeby nie zostawiać wszystkiego na głowie Ashley. Zastanawiałem się nawet czy nie zaprosić jej żeby z nami mieszkała, jednak pięć osób w mieszkaniu to i tak dużo. Wróciliśmy do salonu. Czarnowłosej już nie było, prawdopodobnie obudziła się i poszła umyć. Usiedliśmy na kanapie, po czym włączyłem telewizor. Zrobiłem to tylko dlatego aby nie siedzieć w ciszy, powodowała u mnie drobny niepokój. Przypominała mi chwile gdy obudziłem się sam w szpitalu, a wokół nie było nikogo. A potem ta straszna wiadomość... Dotknąłem palcami zakrytego oka. Czuć było otwór, który został w miejscu gdzie kiedyś była gałka oczna. Odpłacę się jej... Z rozmyślań wyrwała mnie Ashley, która wróciła z łazienki. Była ubrana w czarne, wąskie spodnie oraz białą koszulę.
- Asher, jak tam? Boli cię oko? - zapytała z troską w głosie. Uśmiechnąłem się tylko zdawkowo, jednak wiedziała co to oznacza. "Mogło być gorzej". Nie zwracając już uwagi na otoczenie, oglądałem telewizję. Czas mijał szybko, gdy patrzyło się bez celu na płaski ekran, nie przejmując się tym co dzieje się obok. Gdy już wszyscy się pobudzili i przyszykowali, wyszliśmy z mieszkania. Jazda zajęła kilkanaście minut, głównie z powodu deszczu, który zaczął padać. Kiedy weszliśmy do budynku, spojrzałem na cyfrowy zegar, wiszący obok bramek kontrolnych. 8:57. Podszedłem do Carla, który stał tyłem rozmawiając z jakąś funkcjonariuszką, po czym stuknąłem go w ramię. Obrócił się do mnie. Ruchem głowy wskazałem kobietę. Chłopak pożegnał się z nią uprzejmie.
- Jesteś pewien? Jeszcze możesz się wycofać. - powiedziałem prawie szeptem. Nie było przestępstwem sprawdzanie archiwum, jednak łamanie jego zabezpieczeń już tak. Blondyn uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiło się pożądanie.
- Dla tej karty zrobię wszystko... - zatarł ręce. Wyglądało to komicznie, jednak zignorowałem jego zachowanie. Technologia była dla niego jak narkotyki. Odetchnąłem z ulgą, cieszyłem się, że nie odmówił. Podziękowałem mu, a następnie razem poszliśmy do windy. Nikt jej w tym czasie nie używał, więc bez opóźnień zjechaliśmy na piętro archiwów. Na dole czekał już Evren. Ubrany był w czarne spodnie i fioletową koszulę. Na dłoniach założone miał czarne rękawiczki.
- Znalazłeś coś czy to tylko przypuszczenia? - zapytałem go, patrząc na koniec korytarza. Stał tam mężczyzna ubrany w galowy mundur Oddziałów Specjalnych. Nie czekając na nic, ruszyliśmy w jego stronę.
- Cóż, przypuszczenia. Nie ma informacji o tym w zwykłych aktach, ani w ogólnie dostępnych cyfrowych. - odpowiedział, przyglądając się oficerowi przy drzwiach. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się przed wejściem.
- Stać. Dokumenty. - warknął niemiło strażnik. Wyglądał na pewnego siebie, po jego postawie widać było, że drwi sobie z nas. Miał góra dwadzieścia lat. Najpierw zidentyfikowali się Carl oraz Evren. Mężczyzna wyśmiał ich wzrokiem. Przypuściłem, że chodzi o stopień albo wiek. Gdy przyszła kolej na mnie, uśmiechnąłem się uprzejmie.
- Asher Hawke, oficer pierwszej klasy. - podałem mu dokumenty. Widziałem jak uśmiecha się pod nosem.
- To za niedługo dopiszą tutaj kaleka? - zapytał rozbawiony oddając mi papierek. Zrobiłem zamach, po czym trafiłem go w brzuch pięścią. Skulił się i zakaszlał.
- Jeśli nie chcesz żeby tobie dopisali, naucz się trzymać język za zębami, szczeniaku. - warknąłem, a następnie wszedłem wraz z przyjaciółmi do środka. Skierowaliśmy się w stronę komputerów. Carl usiadł na krześle, po czym włączył urządzenie. Czekaliśmy kilkadziesiąt sekund, aż wreszcie się uruchomi. Gdy już tak się stało, Evren powiedział co blondyn ma szukać. Chłopak bez problemu wyszukał docelowy folder. Jednak kiedy próbował go otworzyć, wyskoczyły okienka do podania swoich danych oraz wpisania kodu dostępu. Zakląłem.
- To zajmie wieki. Będziemy tutaj siedzieć nastę...
- Już. - przerwał mi wesoło Carl. Popatrzyłem na niego zszokowany.
- Mówiłeś, że to trudne. - powiedziałem poirytowanym głosem. Blondyn uśmiechnął się.
- Bo jest trudne. Ale jak kiedyś tutaj byłem, żeby zrobić raport, jeden z oficerów otwierał taki folder. Zapamiętałem dane oraz kod, które pisał na klawiaturze. A gdybym powiedział, że łatwe, nie kupiłbyś mi karty.
- Jesteś jakimś potworem... - wyszeptał Evren, drapiąc się po głowie. Po raz kolejny byłem pod wrażeniem umiejętności chłopaka. Nie dość, że jest hakerem to ma pamięć fotograficzną. Pokiwałem głową.
- Ev, powiedz mu co ma szukać.
- Wpisz "Miller", "handel" i "dzieci". Muszą tam być jeszcze inne akta. - powiedział zamyślonym głosem. Oparł się o biurko, patrząc na ekran. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Po kilku minutach szukania, Carl znalazł odpowiedni plik. Zatytułowany "Tim Marlow" zawierał pięć stron. Z tego co wyczytałem, chłopak z tytułu był jednym z dwójki porwanych, o których wspominał czarnowłosy. Akta zawierały jego dokładny życiorys, w którym kilkukrotnie pojawiło się nazwisko Miller. Idąc tropem nazwiska dotarliśmy do danych Garretta Millera, byłego mordercy. Wzdrygnąłem się na ten widok. Czyli ta osoba istniała naprawdę... Informacje o nim miały kilka stron. A więc po kolei. Lubiany w szkole, w domu brak problemów. Jeden z najlepszych uczniów. Pobicie siostry przez znajomych ze szkoły. Dziewczynka zmarła przez wylew. Krwawa zemsta chłopaka. Zabił kilkanaście osób, w tym swoich rodziców. Stracił ukochaną, Crystal Harvest, podczas akcji policji w pobliskim lesie. Podczas swoich zabójczych wypadów zabił dilera narkotyków, Taniego Fabio. Po tej chwili oddechu od problemów, według akt, zaczął się konflikt z innym mordercą, Jasonem. Ten porwał dziewczynkę, Mary Howard, którą Garrett się opiekował. Wszystko rozwinęło się w błyskawicznym tempie. Ogarnięty szałem Miller próbował dokonać zemsty na porywaczu... Tu wchodzą do gry Oddziały, a dokładniej wchodzą do gry dzięki Ashley Maiwer. Chłopak spotkał się z nią przed wydarzeniami, zadzwonił po nią w czasie ich trwania. Po długich walkach otrzymano oczekiwane efekty. Garrett zginął podczas akcji. Jednak Jason zniknął. Los Mary nieznany. Westchnąłem. Nic mi to nie dało. Wiem tylko, że nie żyje. No i że Ashley brała udział w tych wydarzeniach. Ale patrząc obiektywnie, cała jego historia życia nie przybliżyła mnie do zrozumienia, czemu mam go w głowie oraz w jaki sposób jestem z nim powiązany. Może Ashley mi potem pomoże... Zrezygnowany podziękowałem Carlowi za pomoc oraz Evrenowi za pomysł. Może oni znajdą to czego szukają. Zostawiłem ich w tyle, wychodząc z archiwum. Strażnik na mój widok stanął na baczność. Wyjąłem telefon z kieszeni aby sprawdzić godzinę. 9:34. Skierowałem się do stołówki, gdzie postanowiłem przeczekać do dwunastej. Przyglądałem się ludziom, zastanawiałem się jak wygląda ich życie poza pracą. Pewnie rodzina, niedzielny grill. Nikt nie ma problemów z drugą osobowością. Drażniło mnie, że na mój widok większość osób patrzyła się uparcie na moją twarz. Dobrze wiedziałem, że to wina oka. A raczej tego co zakrywało ubytek po nim. Po dwóch godzinach siedzenia, ruszyłem w stronę sali treningowej. Cały czas zastanawiałem się o powiązaniu Garretta z handlem ludźmi. Oraz nad tym, że ta osoba we mnie żyje. Jeśli można to tak nazwać. Po chwili znalazłem się na miejscu. Czekał już tam Armin oraz Lili. Oboje byli ubrani w krótki, sportowy strój. Przebrałem się szybko i wszedłem na matę. Siwowłosy stanął przede mną.
- Musisz się nauczyć walczyć lewą stroną ciała. Masz tam ograniczone pole widzenia. Musisz być gotów do walki, ponieważ przeciwnicy właśnie to miejsce wykorzystają. - oznajmił swoim spokojnym głosem. Stanął w pozycji bojowej. Odetchnąłem głęboko i przygotowałem się do pojedynku. Mężczyzna natarł z prawej strony. Zrobiłem szybki unik przed kopnięciem w przeciwną stronę. Poczułem jak tracę równowagę, a przeciwnik to wykorzystał. Podciął mi nogi, a ja runąłem na ziemię. Stęknąłem.
- Masz zmniejszoną równowagę przez brak oka. Nie skacz na lewą stronę. Pokażę ci dobrą metodę na kontratak prawej. - powiedział, po czym znowu ustawił się do walki. Również się przygotowałem. Armin nakazał mi ruchem głowy, żebym zaatakował. Posłałem prosty cios z prawej strony. Mężczyzna lekko opuścił się na nogach, a następnie szybko doskoczył do mnie i trafił mnie pięścią w brzuch. Zakaszlałem, cofając się do tyłu.
- Przećwiczysz to z Cranel. - odszedł na bok i usiadł na ławce. Lili podeszła do mnie, po czym uśmiechnęła się. Odpowiedziałem jej tym samym. Wyprostowałem się. Rudowłosa zamachnęła się z lewej strony. Odskoczyłem do tyłu. Dziewczyna kopnęła mnie z pół obrotu. Z trudem sparowałem cios. Następnie posłała we mnie kilkanaście szybkich uderzeń. Próbowałem ich unikać, ale nie potrafiłem obronić się z lewej strony. Ciężko było walczyć z czymś czego nie widziałem. Przeciwniczka zamarkowała cios z lewej strony, jednak trafiła mnie nogą w prawy bok. Jęknąłem, kuląc się w pół. Kolejny atak był ten, do którego metodę pokazał mi Armin. Obniżyłem się na nogach i doskoczyłem do Lilith. Moja pięść trafiła ją w brzuch. Cofnęła się do tyłu, a ja podciąłem jej nogi. Dziewczyna upadła na ziemię. Pomogłem jej wstać. Siwowłosy pogratulował mi skinieniem głowy. Uśmiechnąłem się. Jednak to był tylko wstęp do piekła. Trenowaliśmy przez następne dwie godziny. Byłem poobijany, zmęczony ale i szczęśliwy. Czułem się już bezpieczne w walce. Po skończonym treningu wziąłem szybki prysznic. Zimna woda była kojąca. Cieszyłem się każdą kroplą, która spływała po moim ciele. Gdy już się odświeżyłem, ubrałem się i wyszedłem z sali treningowej. Szedłem korytarzem w stronę swojego biura, które znajdowało się na tym samym piętrze. Pole widzenia miałem prawie przecięte na pół. Nie wiedziałem, kiedy do tego się przyzwyczaję. Miałem jedynie nadzieję, że szybko. Po chwili znalazłem się na miejscu. Siedział tam Evren, Carl oraz Molly. Usiadłem przy swoim biurku, po czym oparłem się wygodnie i zamknąłem oko. Miałem jeszcze dobre kilka godzin do początku akcji, więc postanowiłem je wykorzystać na drzemkę.
- Obudźcie mnie jak się zacznie. - powiedziałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Usłyszałem ciche "mhm", więc spokojnie odpłynąłem w krainę snów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top