Światło
Był wczesny ranek, Fryderyk leżał na swoim ciepłym, przytulnym łóżku i w dalszym ciągu spał, włosy bezwładmie opadały mu na poduszkę, a pojedyncze kosmyki przyklejały do czoła, powieki miał delikatnie przymknięte, tak że miało się wrażenie iż najmniejszy gest go obudzi.
Tak również się stało, natrętne światło odsłoniętych rolet drastycznie przerwało sen kompozytora, tym samym pozostawiając go w niekomfortowej sytuacji.
Obraz przed oczami mu się zamazywał, a usta lekko uchyliły jakby miał zaraz coś powiedzieć, lecz absolutnie żadnego odgłosu nie wydał z siebie.
Zamiast tego poczuł, jak ktoś wtula się w jego kark, obdarowując pocałunkami tamte miejsce.
Brunet nawet nie musiał zastanawiać się, kim jest istota spoczywająca tuż obok, doskonale wiedział, że to tylko jego ukochany Ferenc, który był znany z bycia rannym ptaszkiem.
- Śpij, jeśli chcesz, ja zasłonię rolety i zrobię śniadanie - rzekł, a widząc senne skinięcie głową, delikatnie wziął ręce, które z czułością wtulały się w tors bruneta, tylko prosząc o to, by dotykać materiału jego piżamy.
Liszt wstał i zasłonił rolety, skutecznie przeszkadzające Chopinowi spokojnie wypocząć.
Dzień zapowiadał się być słoneczny, jednak Ferenc doskonale wiedział, że pozory mylą, a na podwórku jest temperatura minusowa.
Wolnym krokiem zszedł do kuchni i podszedł do lodówki, szukając w niej pomysłów oraz składników.
Postanowił zrobić coś innego niż zazwyczaj.
***
Fryderyk w końcu wstał, tym razem jednak ze swojej własnej woli i potrzeby organizmu, przetarł w dalszym ciągu zmęczone oczy i usiadł, zakładając fioletowe kapcie na nogi.
Zorientował się rówmież, że Ferenca już od dawna nie ma w łóżku, gdyż miejsce na którym wcześniej leżał było zimne.
Wstał na równe nogi i wolnym krokiem zszedł po schodach czując zapach naleśników, ze zdziwienia uniósł delikatnie brwi.
W myślach przyznał sam, że myślał iż trzeci raz pod rząd będą jedli jajecznice - a tu taka niespodzianka.
- Dzień dobry, śpiący królewiczu - usłyszał głos swojego kochanego, który rozbrzmiewał melodyjnie po pomieszczwniu, Fryderyk zarumienił się.
- Nie moja wina, że mój organizm potrzebuje więcej snu niż twój - przewalił oczami brunet i poczuł, jak Liszt całuje go w czoło.
Chopin uśmiechnął się lekko i zasiadł do stołu, kładąc się niemal na nim.
Ferenc podał mu talerz z naleśnikami, a sam zasiadł naprzeciwko niego, spoglądając na sterczące loki bruneta, które wyglądały uroczo w jego mniemaniu.
***
- Czekaj! - Fryderyk szybko podbiegł do swojego ukochanego, elegancko ubrany.
Gdy tylko był tuż obok blondyna, wyciągnął z kieszeni chustę i związał ją z dokładnością wokół szyi Ferenca.
Liszt widząc to zarumienił się i uśmiechnął pod nosem.
- Nie pozwolę, byś przez twój debilizm się przeziębił - mruknął zakładając na swoje delikatne dłonie rękawiczki.
- Tak, tak, dziękuję - powiedział Węgier i kolejny raz ucałował czoło bruneta, Fryderyk lekko się zarumienił i chwycił dłoń swojego chłopaka, przy której jego dłoń, wydawała się być drobną.
Szli w ciszy, nie była to niezręczna cisza. Była to przyjemna cisza, bo nie mieli nic sobie do powiedzenia, pomijając czułe słówka, których obaj nie używali w publiczności - ludzie dziwnie patrzali, jak trzymali się za ręce, a jakby takie coś usłyszeli to by dopiero się działo.
Zajęli miejsce dla dwojga w restauracji, która wyglądała przytulnie.
W tle grała muzyka klasyczna, ściany były koloru kremowego i pomarańczowego, natomiast ludzie zachowywali się kulturalnie i rozmawiali pomiędzy sobą, tym samym nie zakłócając innych rozmów.
Chopin ściągnął rękawiczki i z ,,gracją" odłożył je na stół, co rozśmieszyło Ferenca, gdyż wyglądało naprawdę uroczo.
Czasem zdawało mu się, że dbał o każdą parę rękawiczek bardziej niż o niego.
Po chwili podeszła do nich kelnerka, podając im menu.
- Co zamawiasz? - spytał nagle Chopin, wyglądając zza ulotki z menu.
- Chyba latte mi wystarczy - odparł niezdecydowanie Ferenc, a Fryderyk spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Ty zawsze zamawiasz latte, spróbuj coś nowego
- Niech ci będzie - Liszt spowrotem spuścił swój wzrok w stronę ulotki z nazwami różnych napojów i kaw.
- Może, mrożona kawa..
- W takim razie ja wezmę latte
- Ej, dlaczego? - Ferenc spojrzał na Fryderyka z wyrzutem.
- Muszę wiedzieć, za co tak bardzo ją lubisz - Liszt roześmiał się słysząc to, a kelnerka odeszła z zapisanymi zamówieniami.
- Nie mogę uwierzyć, że dzisiaj mija już rok odkąd jesteśmy razem - przerwał nagłą ciszę brunet i spojrzał w stronę koronkowego obrusu, rozłożonego elegancko na stoliku przy którym siedzieli.
- Ten czas szybko leci, do dzisiaj pamiętam nasze pierwsze spotkanie - odrzekł Ferenc i delikatnie schował dłonie Fryderyka w swoich.
Chopin oblał się rumieńcem na ten gest i spojrzał na Liszta z uśmiechem.
- Dzisiaj rano, myślałem, że o tym zapomniałeś bo nie pisnąłeś ani słowem o tym
- Jak mógłbym zapomnieć o takim ważnym wydarzeniu?
- O wielu rzeczach zapominasz, więc bym się nie zdziwił - powiedział brunet, zauważając grymas na twarzy blondyna.
- Może trochę..
Po chwili podeszła do nich ta sama kelnerka i postawiła ich zamówienia na środku stołu, życząc im smacznego, podziękowali i już po krótkiej chwili zaczęli delektować się smakiem zamówionych napojów.
- Ta Latte nie jest taka zła - odparł nagle Fryderyk.
- A nie mówiłem? - rzucił dumnie w jego stronę Ferenc powodując u starszego nagły wybuch śmiechu.
- A jak twoja kawa, smakuje ci?
- Jest niezła, ale to nadal nie to samo - rzekł Ferenc i rozejrzał się po pomieszczeniu, ludzi ubywało i przybywało z każdą minutą.
Zdecydowanie tylko im się aż tak nie spieszyło - no i może jeszcze pewnemu młodzieńcu siedzącemu w końcie sali i pochylonemu nad książką.
- Rozumiem, jak chcesz możemy się wymienić - Ferenc pokręcił przecząco głową na znak, że nie potrzebnie główkuje nad obecną sytuacją.
- Ferenc, a ty wyłączyłeś ten palnik?
W tamtym momencie Liszt opluł się kawą.
___
883
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top