Rozdział 58
Spotkanie z Lucifugiem, rozliczenie się z wydarzeniami z piekła i obietnica złożona Cedrikowi spowodowały, że Collettte chociaż z trudem, ale zdołała powrócić do zwyczajnej kolei życia bogów śmierci. Wraz z ukończeniem szkoły, zgodnie z tym co ustalili wcześniej z bratem, wynieśli się na prawdziwe odludzie, nawet jeśli chodzi o świat zamieszkany przez wysłanników śmierci. Wybrali zwykły domek, nieco podobny do tego, w którym mieszkali jako dzieci na ziemi i spędzali w nim długie dnie, przerywane jedynie zadaniami, które otrzymywali do wypełnienia już jako pełnoprawni bogowie. Wówczas zbierali dusze, kolekcjonowali nagrania, uzupełniali stosowne dokumenty i rozliczali się z centrum, aby mieć pewność, że liczba dusz została nienaruszona.
Można by powiedzieć, że każde z nich potrzebowało tego, czego zabrakło im za życia i czego niedosyt odczuwali nawet teraz.
Collette do tej pory nie widziała żadnego ze swoich demonicznych przyjaciół. Poważnie traktowała złożoną obietnicę i niemal w całości poświęciła się domostwu, mogąc uchodzić za przykład dla wielu średniowiecznych gospodyń. Krzątanie się wokół własnych kątów sprawiało jej niemałą przyjemność. Lubiła gotować, tworzyć przepiękne hafty, wymyślać nowe wzory, zajmować się ogrodem. Zwyczajność przynosiła jej wytchnienie, pozwalała zająć ciało i umysł. Mimo to nie zaniedbywała swoich obowiązków. Nie było dnia, w którym nie ćwiczyła swoich umiejętności jako Shinigami.
Czasami tylko w nocy zrywała się z krzykiem ze snu, ale wówczas mówiła bratu, że śnił jej się koszmar i wychodziła na zewnątrz, aby chód nocy pomógł ukoić jej zszargane nerwy. Nigdy nie opowiadała, co dokładnie jej się śniło, a i sam nie dopytywał.
Zresztą, jak mogłaby mu powiedzieć, że śni, ale o demonach?
Przeważnie śniła o Lucifuge'u. Pojawiały się w jej głowie dziwne strzępki. Szczęk oręża ze snu i krzyki rannych dudniły jej w uszach jeszcze długi czas po wyrwaniu się z koszmarów, kiedy wpatrywała się w rozgwieżdżone, nocne niebo. Nawet patrząc na porastający strome zbocza nieopodal bór, widziała wciąż te twarze, a im dłużej nad tym myślała, tym częściej łapała się na myśli, że widziała wśród nich ukochanego przyjaciela.
Nie wiedziała, dlaczego tak się dzieje, ale cała ta układanka coraz mniej zaczynała się jej kleić. Dlaczego Lucifuge był przy niej odkąd tylko sięga pamięcią? Czemu jej sprzyja, skoro jest demonem? Dlaczego nie powiedział jej o ukochanej Walkirii, skoro zdradził tak wiele?
– Collette, wracaj, przeziębisz się – dotarł do niej ciepły głos jej brata.
Stał w wejściu, z niemą troską malującą się w oczach.
– Już idę – odpowiedziała z uśmiechem, wstając z kamienia. Okryła się szczelniej chustą i zgodnie z rozsądkiem weszła do środka. Czuła, że chociaż była zmęczona, to zaśniecie nie leżało w granicy jej możliwości i stwierdziła, że po prostu uda się do biblioteki po nowy spis dusz, które trzeba będzie zebrać.
– Nie możesz znaleźć sobie miejsca, nie śpisz, ledwo jesz – zaczął ostrożnie Cedric – siostrzyczko, co się dzieje? Jesteś chora, źle się czujesz? Zakochałaś się? Pomogę jak potrafię, ale powiedz jak – poprosił.
– Nic mi nie jest – żachnęła się.
– Przecież wiesz, że to nieprawda – naciskał. – Nie chcę cię unieszczęśliwiać. Może brakuje ci tu po prostu towarzystwa? Możemy przenieść się na jakiś czas do miasta, ludzie tam nie będą nas widzieć, jeżeli sobie nie będziemy tego życzyli.
– Nie chcę ludzi – odpowiedziała niemal od razu – nie brakuje mi też towarzystwa. Ostatnio widziałam Heptlinga...
– A może powinnaś znaleźć sobie przyjaciółkę? Od razu byłoby ci raźniej – zaproponował.
– Pomyślę o tym – ucięła rozmowę, kładąc się do łóżka.
Cedric poddał się i wkrótce zapanowała niczym niezmącona cisza.
Następnego dnia białowłosa wybrała się do dość oddalonego sadu po wiśnie. Celowo wzięła ze sobą dwa ogromne kosze i gąsior na maliny. Może Cedric miał rację? Jeżeli przygotuje nieco soku na sprzedaż, nie tylko będzie miała zajęcie, ale może pozna kogoś sympatycznego, z kim będzie mogła się przyjaźnić, przynajmniej przez jakiś czas? Dopóki nie zbierze tej duszy?
Słońce prażyło już mocno, kiedy dziewczyna z zatoczonymi po łokcie rękawami zrywała dojrzałe owoce. Raz po raz ocierała pot z rozgrzanego czoła, kiedy coraz wspomagała się umiejętnościami boga śmierci, aby dosięgnąć wszystkie wiśnie. W tym aspekcie lubiła swoje nowe wcielenie: gdyby była człowiekiem, z pewnością nie tylko tyle by nie uzbierała, ale nawet nie udźwignęłaby ciężkich koszów.
A tak, odrywając się lekko od ziemi i szybując w powietrzu, niedługo już widziała na horyzoncie swój domek, w którym ochoczo zabrała się za wyciskanie soków, przygotowywanie butelek i ich odpowiednią obróbkę, aby mieć pewność, że sok będzie najlepszy ze wszystkich, jakie do tej pory przygotowała.
Kiedy wszystko było już gotowe, dziewczyna zapakowała butelki do wiklinowego kosza i udała się do Exmes na odbywający się tam targ. Aby nie wzbudzać podejrzeń, portal do ludzkiego świata otworzyła w mało uczęszczanym miejscu traktu prowadzącego do miasta. Upewniła się, że wygląda jak zwyczajna, młoda dziewczyna i ruszyła przed siebie, zastanawiając się, w jaki sposób powinna wybrać sobie kogoś, z kim chciałaby się zaprzyjaźnić.
Wtem usłyszała narastający tętent końskich kopyt. Zapobiegawczo usunęła się z głównego traktu, nie przykładając do podróżnych większej uwagi niż to konieczne. Tymczasem odgłosy stawały się coraz donośniejsze, tak że dzięki swoim wyczulonym zmysłom mogła dokładnie określić, że był tylko jeden jeździec za nią w odległości około stu kroków. Oprócz niej nie było tu jeszcze nikogo, tak że wysnuła wniosek, że najprawdopodobniej jest to goniec z wiadomościami.
Kiedy jeździec zrównał się z nią, spojrzała z ciekawości na przybysza, a wtem koń stanął dęba, wyraźnie czymś przestraszony. Speszona bogini zamarła w bezruchu. Dosiadający konia rycerz, mimo nieludzko zręcznej akrobacji w siodle, jak na człowieka, stracił równowagę i runął prosto na dziewczynę.
– Jak się masz, panno de la Fonde? – usłyszała znajomy głos i niemal w tej samej chwili brzęk tłuczonego szkła, w którym skończył zadowolony z siebie rycerz. I nie tylko, bo jak się okazało, bogini odruchowo zasłoniła się swoją kosą, o którą demon rozciął ramię.
– Mój sok! – jęknęła niepocieszona dziewczyna, patrząc na pobojowisko, jakie właśnie roztaczało się przed nią.
– Niegodziwa niewiasta! Bardziej martwisz się o sok niż o swojego przyjaciela? – zakpił mężczyzna, próbując się podnieść dość nieudolnie, a wówczas Collette, poznała w nim księcia Rauma w ludzkiej skórze.
– Sir Michaelis! Co ty tu robisz?
– Wypełniam swoje obowiązki – odpowiedział wymijająco. – Czy pierniki na przeprosiny rozwiążą sprawę?
– Naprawdę sądzisz, że słodycze zmniejszą straty?!
– Jeden piernik może nie, ale dwa, trzy, cztery...
Collette pokiwała z niedowierzaniem głową. I to właśnie za nim tak szalenie tęskniła? Chociaż kosz pierników wcale nie był aż taką złą wizją, kiedy nad tym się dokładniej zastanowiła.
– Coś jest nie tak – przyznał zaskoczony książę, po czym przyjrzał się bliżej swojej ranie. Nie wyglądała na głęboką, a mimo to czuł, jak traci powoli nad nią kontrolę. Nie goiła się tak, jak sobie życzył.
– Co masz na myśli? – zapytała, ale nie musiała czekać na odpowiedź, bo z dość błahej rany wymknęły się nieudolnie dwie klisze nagrania życiowego księcia piekieł.
– No tak, naciąłem się to teraz mam, będą lecieć puste klisze ewentualnie z historią mojego dotychczasowego kontraktu...
– Skąd wiesz? – zagadnęła go dziewczyna.
– Przecież nie jestem pierwszym demonem, który trafił pod broń boga śmierci. Nic ciekawego, jak chcesz to możesz je przejrzeć.
– Jeżeli nie masz nic przeciwko... Ale wolałabym zejść z głównego traktu, chyba rozumiesz sam, że świadkowie w takiej sytuacji nie są wskazani.
– Jesteś rozsądna! – zauważył z zadowoleniem Raum. – Niech będzie, porozmawiam przy okazji z moim wierzchowcem, co go aż tak wystraszyło, jeśli tylko zajrzał w oczy śmierci. Czyż bycie ulubieńcem księcia piekła nie powinno być straszniejsze?
– Raum!... To znaczy, lordzie Michaelisie – poprawiła się, sądząc, że lepiej będzie na ziemi używać imienia, pod jakim się jej niegdyś przedstawił. – Te nagrania nie są tak ograniczone, jak mówiłeś.
– Jak to? Co masz na myśli?
– Widzę tutaj nasze pierwsze spotkanie w piekle... A tutaj chyba twoich władców? Tak, to na pewno są królowie Piekła! – stwierdziła zadowolona z faktu, że ich pamięta i potrafi rozpoznać.
Raum niemal wyszarpnął jej taśmy, śledząc uważnie wzrokiem. Fakt, doskonałe nie były, momentami były białe klisze, ale gdzieniegdzie były urywki zdarzeń, które dotyczyły tylko i wyłącznie jego historii, a nie kontrahenta. Mimo to Raum już wiedział, że właśnie przez przypadek odkryli coś, za co Piekło niechybnie straciłoby z olbrzymią przyjemnością boginię.
– Co było w tych butelkach?
– Zwykły sok z wiśni i malin, miałam go sprzedawać na targu – mruknęła niepocieszona.
– Zapłacę ci dziesięć razy tyle, jeżeli mi pomożesz – zaproponował ożywionym głosem. – Przecież to jest niesamowite. Daj – przerwał monolog, by wylać resztkę soku z potłuczonej butelki na swoją ranę. – Nie działa – mruknął, polewając potem drugim. Dopiero kiedy potwierdził to, co przypuszczał, a mianowicie, że dopiero mieszanka ma jakikolwiek efekt, nie mógł się doczekać kolejnego etapu, w którym określi, jak powinien zmieszać sok, aby zobaczyć nagrania w całości.
Wszelki sprzeciw ze strony bogini nawet nie został wzięty pod uwagę, młody książę był zbyt zaabsorbowany odkryciem, jakiego niechcący dokonał. Zmusił niemal dziewczynę do tego, aby go ponownie przecięła kosą śmierci, prowokując całkiem udany atak i mimo zapewnień ze strony Collette, że nie ma zamiaru go atakować ani tym bardziej skrzywdzić, to ostatecznie demon sam z wielką ochotą nadział się na ostrze kosy. Gdyby dziewczyna jej nie zmaterializowała w ostatnim momencie, byłaby się pożegnała z własną głową.
– Idealnie – mruknął zachwycony demon, próbując od podstawowych proporcji typu 1:1 i obserwując, w jaki sposób powinien zmieniać proporcje na podstawie swoich ukazujących się nagrań.
Im dłużej Collette przyglądała się szaleńczym poczynaniom znajomego demona, tym bardziej nie wierzyła w to, co widzi. Po jakimś czasie już na komendę rozcinała swoją kosą, w towarzystwie zobojętniałej kotki, myjącej spokojnie swój pyszczek. Tymczasem nagrania życiowe zaczynały przybierać coraz dojrzalszą, żeby w końcu przyjąć ostateczną formę.
Boginię zaskoczyło to, w jaki sposób różniły się od ludzkich, jakie widziała do tej pory. Wspomnienia demonów były wielotorowe. Raum pozwolił jej oglądać do woli wydobywające się taśmy, pod jedynym warunkiem, że nikomu nie powie, co na nich zobaczy, zresztą podobną obietnicę dziewczyna złożyła już odnośnie swojego pobytu w piekle, tak więc rozumiała zasadność takiej prośby.
Najpierw miała okazję poznać dzieciństwo swojego przyjaciela, później z zaskoczeniem odkryła, że jego wspomnienia są powiązane z jej własnymi! Dziwiło ją to niepomiernie, zwłaszcza że mogła obejrzeć na nich fragmenty, o których nawet nie pamiętała, z bardzo wczesnego dzieciństwa.
– Dlaczego one są razem?
– Nie jestem pewien... Słyszałem tylko legendę, że jesteśmy w stanie przechowywać wspomnienia tych, którzy są nam bliscy, ale nigdy nie miałem okazji, aby zweryfikować tę historię – przyznał, przeglądając wspomnienia tym razem dotyczące jego matki. Czy to oznaczało, że była osobą, którą kochał? I czy wspomnienia Collette połączone z jego wskazywały na to, że poczuł to samo co niegdyś Lucifuge?
– Niesamowite – szepnęła, przeglądając kolejne taśmy, tym razem dotyczące właśnie Lucifuge'a. Z początku była zaciekawiona, potem znała już szczegóły ich umowy, ale to naprowadziło ją na niebezpieczny trop.
Jeśli prawdą jest to, co zobaczyła, a nie miała powodu, by zakładać oszustwo ze strony Rauma, to jedno dotarło do niej z mocą, która przyprawiła ją o zawrót głowy.
Wszystko wskazywało na to, że to ona była pisana Lucifugowi. To z tego powodu od zawsze niemal miała kontakt z piekłem, bo jej przeznaczenie było nierozerwalnie z nim związane!
Zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła Lucifuge'a, chociaż zupełnie niezamierzenie, kiedy ostatni raz płakał przy niej krwią. Sama czuła, że serce zaciska się zbyt boleśnie i nawet oddychanie staje się nie lada wyzwaniem. Czuła, że musi go zobaczyć, że musi mu powiedzieć to, co zobaczyła! Łzy same cisnęły się z oczu, nad którymi już nie panowała. Wszystkie usilne próby, aby prowadzić zwyczajne życie boga śmierci znowu zawisły na włosku. Urywki koszmarów, które dręczyły ją nocami, momentalnie nabrały sensu.
– Źle wyglądasz – Raum zwrócił jej uwagę, chociaż pocięty i wysmarowany od stóp do głów owocowym sokiem nie wyglądał dużo lepiej.
– To ze zmęczenia – wymigała się – muszę iść. Obiecałam coś bratu. Dasz sobie radę? Nieźle się załatwiłeś.
– Przejdzie mi, nie martw się – pewny głos demona potrafił przekonać niemal każdego. – Daj mi kwadrans, zabiorę cię ze sobą. Cała się trzęsiesz, nie puszę cię samej w takim stanie.
– Muszę zabrać spis dusz, nie możesz tam wejść – kombinowała, jak tu zniechęcić Sebastiana.
Demon zamilkł i przez chwilę po prostu przyglądał się bogini. Wyglądała na roztrzęsioną, rozpaloną i mógłby przysiąść, że przed oglądaniem nagrań taka nie była. Wówczas przypomniał sobie o jej specyficznej relacji z Lucifugem i domyślił się, że to co zobaczyła musiało spowodować u niej szok. Podejrzewał też, że chciała ograniczyć kontakty z tym, co sprawiało jej cierpienie.
– Dobrze, jeżeli nie chcesz, abym się tobą zajął, zaczekam z tobą, dopóki nie zjawi się Cedric – postanowił, a po tonie jego głosu można było z łatwością wywnioskować, że nic nie jest w stanie wpłynąć na zmianę jego decyzji.
Traf chciał, że jak na życzenie brat białowłosej bogini pojawił się na horyzoncie i nie trzeba było być geniuszem, aby stwierdzić, że nie jest zadowolony z obecności Rauma.
– Nie jesteś tu mile widziany – rzucił od razu, nie przebierając w słowach. – Trzymaj się od nas z daleka. – Po czym niemal od razu zwrócił się do siostry. – Co ci jest?
Collette uparła się, że będzie sama iść tylko wsparta na jego ramieniu, nieprzytomnie błądząc wzrokiem dookoła.
– To tylko zły sen...
– Co jej zrobiłeś! – warknął na Rauma wściekły chłopak. Gdyby nie obietnica siostry, najchętniej wydałby mu pojedynek i ukatrupił na miejscu. Jednak Collette życzyła sobie, aby nigdy nie odebrał mu życia. I jak ma się teraz na nim odegrać? To demon, w dodatku nękający bliską mu osobę.
– Ręczę swoim słowem, że nic.
– Jak mam ci wierzyć? – zapytał z kpiną.
– Gdyby nie ja, nie wróciłaby z piekła żywa – odparł chłodno demon, a jego szkarłatne oczy zmrużyły się.
– Braciszku, daj mu spokój, sir Michaelis mówi prawdę – wydusiła ciężko bogini.
– Sir Michaelis – powtórzył z obrzydzeniem, obierając drogę powrotną do domu.
Książę piekła splunął na bok, po czym wrócił do swojego wierzchowca. Lekko odbił się od ziemi, dosiadając go i ścisnął ostrogami, aż zwierzę pognało w dzikim galopie przed siebie, oddalając się w ten sposób od rodzeństwa bogów śmierci, a tym samym wracając na własne tory, w których musiał wykombinować, jak zatuszować rosnący na dworze skandal Roberta z Herlevą w rolach głównych.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top