Rozdział 5

W sali obrad od samego początku unosił się w powietrzu pewien niepokój, chociaż sędziowie porozumiewali się ze sobą jedynie półgłosem, nie chcąc zaburzać specyficznego klimatu tego miejsca. Za chwilę na podwyższeniu znajdującym się na samym środku okrągłej komnaty miała stanąć oskarżona istota niebiańska, nad losem której miało zdecydować dwunastu bożych sędziów, których to liczba odzwierciedlała boską doskonałość.

Zamek bez niczyjego udziału zgrzytnął w drzwiach, sprawiając, że sędziowie cofnęli się do swoich skąpanych w mroku loży, które oddzielone były od siebie jedynie monumentalnymi kolumnami, bogato zdobionymi tuż przy ziemi jak i przy suficie. Przebywanie w oddzielnych pomieszczeniach miało zapobiegać porozumiewaniu się między poszczególnymi osobami. Co więcej, każdy mógł przez cały czas obserwować skazanego, przez co nie mógł on niczego ukryć. Dodatkowo, każdy sędzia zajmował taką samą pozycję: nie było wśród nich podziałów na ważniejszych i tych mniej.

Światło wpadające z góry przez wąskie, strzeliste okna oświetlało dokładnie środek komnaty, jakby również chciało wskazać miejsce, do którego powinna udać się istota, o której losy ważyły się teraz, decydując o życiu lub śmierci. Zielonkawe, nagie ściany nie przedstawiały niczego: miało to na celu nie odrywanie umysłów od rzeczy najważniejszych, to jest od dowiedzenia winy skazanego. 

Potężne dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się, ukazując skutą anielskimi łańcuchami kobietę. Była prowadzona w towarzystwie czterech postawnych istot skrytymi w całości za połyskującymi zbrojami. W ich otoczeniu wydawała się bardzo drobna. Długie, białe włosy były upięte w niski węzeł tuż przy karku, a pojedyncze kosmyki opadły jej na twarz, uciekając z luźnego uczesania. Wzrok miała nieobecny, szła dobrowolnie, nie trzymana przez nikogo, w rytm kroków wybijanych przez jej niebiańskich strażników.

Kiedy dotarła na podwyższenie przeznaczone dla skazańców, strażnicy skłonili się i opuścili świętą salę obrad. Dopiero wówczas białowłosa podniosła głowę, patrząc z niezrozumiałą odwagą przed siebie. Pustka, jaka ją otaczała, wydawała się równie groźna co stawiane jej zarzuty, jednak nawet w takiej chwili jej piękne, malachitowe oczy ukazywały niezwykły hart ducha, kiedy powiodła spojrzeniem dookoła siebie, zatrzymując się na chwilę przy każdym z wykutych ciemnych wnęk, które zajmowali sędziowie, a którzy byli jednocześnie niewidoczni dla dziewczyny, tak jakby chciała nawet teraz rzucić wszystkim sędziom wyzwanie.

– Ja, Armisael, Góra Sądu Bożego rozpoczynam proces obecnej tutaj na sali Walkirii. Jak masz na imię, waleczna córo? – rozległ się głos pierwszego z sędziów.

– Hildr – odpowiedziała odważnie białowłosa, próbując odnaleźć kierunek, z którego dochodził głos.

– Przed tobą poważne zarzuty, czy odpowiesz na nie? – zapytał inny głos.

– Oczywiście – przytaknęła bogini.

– Ja, Auriel, Lew Boży, zarzucam walkirii Hildr porzucenie jej świętych obowiązków, jakimi było odprowadzanie poległych istot do krainy wieczystego odpoczynku. Zamiast tego, wmieszała się do Wojny Trzech Nacji. Czy tak było, Hildr?

Białowłosa spuściła wzrok. Nie było sensu tutaj wspominać o swoich motywach czy pragnieniach, dobrze wiedziała, że tutaj nie zostaną wysłuchane. Zamiast tego, musiała pogodzić się z faktami: przez swoje postępowanie złamała kardynalne zasady, za co teraz musi zapłacić karę. Oby tylko jej poświęcenie nie poszło na marne. Oby Lucifuge przeżył. Tylko to teraz się liczyło.

– Tak – odpowiedziała, a wzdłuż okrągłych ścian szmer rozmów między sędziami przybrał na sile.

– Ja, Betzalel, Ścieżka Boga, zarzucam Bogini Hildr, że w trakcie Wojny Trzech Nacji nie pozostała neutralna, jak powinna, a opowiedziała się po stronie demonów. Czy możesz to potwierdzić lub zaprzeczyć?

– Potwierdzam – odpowiedziała hardo, a szmery tylko dodatkowo się nasiliły. Zamiast przybrać pozę skruszonej istoty, Hildr dodatkowo wyprostowała się, wypięła pierś do przodu i z dumie podniesionym czołem odważnie spoglądała przyszłości w ślepia. To nic, że nie miała teraz przy sobie swojej włóczni i tarczy, a jej boskie moce zostały zapieczętowane. Sumienie posłuży jej za tarczę, a słowo za włócznię. Zrobiła to, co uważała za słuszne. 

– Ja, Adiel, Świadek Boga, zarzucam Bogini Hildr, że w trakcie Wojny Trzech Nacji uratowała przed niechybną śmiercią demona splugawionego imieniem Lucifuge Rofocale, którego imię nigdy nie powinno paść w tych świętych murach, raniąc jednego z aniołów. Czy tak było?

– W rzeczy samej.

Brak jakiejkolwiek skruchy zdawał się tylko irytować sędziów, co działało na niekorzyść oskarżonej.

– Ja, Adbeel, Zdyscyplinowany przez Boga, zarzucam Bogini Hildr, że splugawiła dobre imię Walkirii.

– Nie zgadzam się z tym – odparła hardo, czym wzbudziła ogólne zdziwienie, jednak proces o krótkiej chwili konsternacji kontynuowano.

– Ja, Azazel, Siła boża, zarzucam Bogini Hildr, że oddała swoje dziewictwo wspomnianemu już Lucifuge Rofocale, przez co nie może być już dłużej Walkirią. Dokonała tego dobrowolnie i w pełni świadomie. Czy jest to prawda?

Przez chwilę dziewczyna była wyraźnie zmieszana, a na jej policzki wpłynął delikatny rumieniec na wspomnienie wspólnie spędzonych chwil wraz z ukochanym. Skąd oni o tym wiedzieli? Przecież... Czyżby naprawdę ich wiedza była nieprzenikniona? W końcu byli Boskimi Atrybutami, jednak ziarno niepewności zasiane w jej sercu zaczęło z wolna kiełkować. O ile to, że podczas walki ktoś mógł widzieć, jak odbiła lancę swoją tarczą, skierowaną prosto w Lucifuge'a, o tyle ten szczegół powinien pozostać jedynie pomiędzy nimi...

– Tak, to prawda – odpowiedziała nieco speszona, nie mniej próbowała nadal zachować godną postawę.

– Ja, Leliel, Szczęki Boga, zarzucam Bogini Hildr, że zadrwiła ze swojej boskości i że niegodną jest dłuższego nazywania jej boginią.

Na ten zarzut Hildr nic nie odpowiedziała.

– Ja, Adirael, wspaniałość Boga, zarzucam Bogini Hildr, że oszukała inną córę Odyna, Geirönul. Mogłaby ją powstrzymać, gdyby znała prawdę. Czy żałujesz tego?

– Nie – odpowiedziała hardo.

– Ja, Arael, wizja Boża, zarzucam Bogini Hildr, że swoim postępowaniem zmieniła nici przeznaczenia, co jest karygodne, zważywszy na fakt, iż nie jest Bogiem.

– Więc miałam pozostać zupełnie bierną?! – wyrwało się jej, zanim jeszcze pomyślała, co mówi. Tak właśnie powinna była zrobić, nie wtrącać się, tylko oddać swoim powinnościom. Niestety, emocje, które zagościły w jej sercu raz na zawsze zmieniły jej postrzeganie na stan rzeczy. – Nie wiedziałam, że poniesie to za sobą takie skutki – dodała na swoją obronę. – Nie zamierzałam ingerować w Boski plan.

– Ja, Hamaliel, Łaska Boża, pragnę zadać ci pytanie: czemu dopuściłaś się swoich postępków? Co cię do nich skłoniło?

To zdecydowanie zaskoczyło oskarżoną. Z początku nie wiedziała, co odpowiedzieć. Spuściła wzrok, spoglądając na swoje bose stopy w łańcuchach. Bez swojej wspaniałej zbroi a także broni była właściwie nikim. W dodatku to pomieszczenie blokowało wszelką moc, aby skazańcy nie mogli stąd zbiec. Długa, biała koszula na ramiączkach, jaką miała na sobie, delikatnie falowała przy każdym z jej wdechów.

Lucifuge, błagam, przeżyj.

– Pokochałam go – odpowiedziała ostrożnie, ważąc każde słowo i długo zbierając się do wypowiedzenia tego na głos. – Nikt z nas nie miał wpływu na rasę, w jakiej się urodził. Mimo to, decydujemy o swoich uczynkach. On jest dobry, ma w swoim sercu prawdziwe uczucia, miłosierdzie. Nie jest zły. Nie powinno się go potępiać jedynie za pochodzenie.

– Ja, Chakiel, Mądrość Boża, pragnę otworzyć ci oczy. To, o czym mówisz, jest prawdą, jednak musisz wiedzieć, że tym, który cię sprzedał i przez kogo tutaj się znalazłaś, jest tą samą osobą, którą wybrało twoje serce.

– Jak to?! – wystraszyła się dziewczyna, nerwowo wzdrygając. Powiodła pytającym spojrzeniem wzdłuż ciemnych wnęk, błagając niemo o odpowiedź.

– Wprowadźcie go – poprosił Chakiel.

Te same drzwi, przez które wprowadzono walkirię ponownie się otworzyły. Dziewczyna momentalnie się odwróciła, błagając niebiosa o to, aby się myliły, aby to nie była prawda, aby to, co przedstawiały jej oczy, było jedynie ułudą. Nic jednak nie mogło zmienić rzeczywistości. Do środka zaciągnięto związanego demona, który mimo to, wciąż szarpał się strażnikom, chcąc dobiec do białowłosej.

– Hildr, błagam, wybacz! Oni nas oszukali!

– Zamilcz! – zagrzmiał głos, od którego trzęsła się podłoga, jednak Lucifuge nic sobie z tego nie robił. Zaparł się mocno szponami w posadzce, aż ją zarysował, a wszystkie swoje zmysły poświęcił temu, aby utrzymać się w miejscu, a jeśli to możliwe, dostać się bliżej swojej ukochanej. Niczego innego nie pragnął, jak tylko jej przebaczenia. Mimo bariery jego oczy przybrały jadowicie czerwony odcień. Rozpacz pożerała go od środka. Była tak silna, że zdawała się rezonować z potęgą bariery, powodując, że jego ciało zaczęło subtelnie się zmieniać, a rogi i pazur wydłużać.

– Hildr, najdroższa, oni obiecali, że jeśli się tutaj zjawisz, unikniesz kary śmierci! Szantażowali mnie, że cię zabiją, jeśli cię nie przekonam... Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! To dla twojego dobra! Ja nigdy... Przysięgam!

– Lucifuge, jak mogłeś być takim głupcem... – zapytała Hildr łamiącym się głosem, a kiedy spojrzała w twarz demona, z jej malachitowych oczu pociekły łzy. Widok ten był jak nóż prosto w serce upadłego anioła. Momentalnie zdołał się wyrwać strażnikom i w jednej chwili znalazł się przy płaczącej dziewczynie, obejmując ją rękoma.

– Błagam, wybacz mi. Hildr, kochana, błagam – powtarzał, otuliwszy ją na moment, biorąc w swoje ramiona, dopóki nie został powalony przez strażników na ziemię i siłą odciągnięty ponownie do drzwi.

Walkiria ukryła twarz w dłoniach, zanosząc się głośnym szlochem. Zdrada ze strony najbliższej osoby bolała ją tak, że czuła, jakby jej serce miało zaraz pęknąć na pół. Dlaczego los tak okrutnie ją potraktował? Czym zawiniła, szczerze kochając i będąc kochaną? Dlaczego Lucifuge dał się złapać, mimo że uczyniła wszystko, co w jej mocy, aby do tego nie doszło? Gdyby tylko ona została skazana, miałaby pewną osłodę na swojej ostatniej drodze. Wiedziałaby, że było warto. A teraz? Teraz już wiedziała, skąd Azazel wiedział o ich dwójce.

Lucifuge musiał to powiedzieć podczas zeznań.

Lucifuge ją wydał.

Ten sam Lucifuge, który tak wiernie zapewniał ją o swoich uczuciach.

– Hildr! – krzyczał demon, szamocząc się niezmordowanie pod silnym uściskiem anielskich strażników. – Zawsze będę po twojej stronie, nie ważne, co się stanie! Kocham cię!

– Nie chcę tego więcej od ciebie słyszeć – wyrzuciła z siebie z ciężkim sercem, wiedząc, że tymi słowami zrani go najdotkliwiej, nie mniej nie potrafiła teraz inaczej się zachować. Przez jego głupotę pogrzebali swoje szczęście. – Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego? – wykrzyczała w jego kierunku, chociaż już jej to powiedział. Nie mogła sobie poradzić z bólem, który zdawał się rosnąć i rosnąć, pożerając jej duszę od środka.

– Ja, Daniel, Sąd Boga, wydaję wyrok – odezwał się ostatni głos z dwunastki. – Odbieram boską cześć Walkirii Hildr, a także skazuję ją na śmierć i ponowne odrodzenie się na ziemi, już jako człowiek. Jej los jest w rękach Pana. Lucifuge'a Rofocale przekazuję w ręce czterech Władców Piekieł: Lucyfera, Azazela, Beliala oraz Lewiatana. Ukarzcie go według waszego prawa.

– Nie! Błagam, litości, zabijcie mnie, ale ją oszczędźcie! Obiecaliście! – chrypiał demon, kiedy drzwi do sali się otworzyły i po przerażoną dziewczynę weszło tym razem sześciu strażników. – Zróbcie ze mną co chcecie, ale darujcie jej życie! Danielu, zmień sąd, wiem, że ty jesteś w stanie!

– No proszę, któż to widział – rozległ się głos, który zmroził krew w żyłach pojmanemu demonowi. Przy wejściu otworzył się smoliście czarny portal prosto z piekła, z którego przybył na wezwanie sam Lucyfer. – Demon, który plugawi własną rasę, kajając się i bredząc o miłości! Cóż za odraza... – dodał, po czym zwrócił się do Daniela z nieukrywanym szacunkiem. – Sądzie Boży, przyjmuję do wiadomości twoje stanowisko. Rad jestem, że dzięki waszej interwencji sprostuję nieprawidłowości również u siebie – zakończył, kładąc rękę na piersi w dowód najwyższego uznania.

– Niezmiernie nas to cieszy. W takim razie, nie mamy już do Waszej Książęcej Mości żadnych innych spraw – odpowiedział Daniel.

– Winszuję pomyślnego rozwiązania sprawy. Do zobaczenia, Sędziowie Boży – odpowiedział, po czym zawrócił się do wyjścia. Z jego ciała wydobyły się smoliste macki, zniekształcając nieco jego majestat, a następnie okręciły się wokół gardła Lucifuge'a, ciągnąc go po podłodze za sobą wprost do przejścia między tym wymiarem, a Piekłem.

– Hildr! Błagam, nie pozwólcie na to! Proszę, pomóżcie jej, ktokolwiek... – chrapliwe błagania ucichły razem z zamknięciem portalu, który zniknął tak samo cicho, jak się pojawił, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, że kiedykolwiek się pojawił.

Hildr trwała w szoku. Nie była w stanie powiedzieć ani słowa, a co dopiero myśleć. Nie docierało do niej nawet to, że spędza właśnie swoje ostatnie chwile tutaj, w tym ciele. Bezwiednie dała się wyprowadzić, nie wiedząc nawet dokąd idzie. W jej umyśle kłębiły się tylko słowa jej ukochanego, które raniły jej serce i sprawiały, że raz po raz zaczynała na nowo płakać. Ne udało się ani jej, ani jemu. Lucyfer wyglądał tak majestatycznie, niemal jak anioł, którym przecież kiedyś był, zanim wypowiedział posłuszeństwo. Jego złociste, długie włosy, które zafalowały, kiedy znikał w przejściu razem z jej ukochanym ciągniętym jak owca na rzeź... Jak na zawołanie zobaczyła w swoim umyśle twarz Lucifuge'a, kiedy się do niej uśmiechał. Jak delikatnie mrużył oczy w tym pięknym grymasie na twarzy, jak z jego ust wystawały długie kły, które zahaczały o jej usta, gdy ją całował. Jak miękką miał skórę, jak pięknie pachniało całe jego ciało, jakie było silne, nawet dzisiaj, kiedy ostatni raz ją przytulił. Jak wspaniałe płomienie potrafił kreować na zawołanie, jak łatwo władał ogniem.

Jak szczęśliwe i piękne były chwile, które mogli spędzić razem. Jak wspaniałe były dni, które razem dzielili. Jak ważna była ta chwila, gdy spotkali się pierwszy raz. Jak cenna była chwila, gdy powiedzieli sobie pierwszy raz, że kochają. Jak mało ważne były ich wszystkie sprzeczki.

Jak bardzo chciałaby mu powiedzieć ostatni raz, że go kocha.

Jak o wiele za mało razy mu powiedziała, że go kocha.

W obliczu śmierci wszystkie inne rzeczy przestawały mieć znaczenie.

– Lucifuge, przebaczam ci – powiedziała na głos dokładnie w momencie, w którym przeszyła ją włócznia Michaela. W momencie, w którym archanioł ją wyszarpnął, dziewczyna już nie żyła. 


Niespodzianka! Zupełnie nowa część, wcześniej ten rozdział nigdy nie istniał. Doszłam jednak do wniosku, że powinien, bo wyjaśniłby później parę rzeczy. Piosenka też znaleziona klimatyczna do rozdziału, z NAWET PASUJĄCYM OBRAZKIEM.

Tradycyjnie proszę o komentarze jak wyszło czy coś. Upał jest dobijający, więc mogę nie myśleć zbyt trzeźwo. 

Trzymajcie się, 
Sugardemononme/Andatejka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top