Rozdział 36
Ostatecznie, raz już umarła. Drugi raz nie powinien być taki straszny. Collette odruchowo zaciskała powieki, dopóki głos jej towarzysza ponownie nie kazał się jej zmierzyć z rzeczywistością.
– Będziesz musiała przełknąć to, co ci podam – uprzedził Raum.
Bogini skinęła głową na znak, że rozumie, wpatrując się w prążkowane czerwono-białe płatki, które demon odrywał z każdego kwiatu, zostawiając na łodyżkach po dwa białe. Odrzucone części najspokojniej w świecie spalił w dłoni na oczach półprzytomnej dziewczyny, nie robiąc sobie przy tym najmniejszej krzywdy.
Collette była w szoku, mogła przecież przysiąść, że na własne oczy widziała, jak żywioł tańczył na jego gładkiej skórze. Po wszystkim po prostu wyrzucił prochy za siebie, jakby nic się nie stało.
Raum chciał zdążyć przed trucizną, więc nie miał innego wyjścia. Rozgryzł i bardzo dokładnie przeżuł twarde ścięgna płatków, aby uwolniła się lecznicza substancja. Następnie ostrożnie poprawił na sobie dziewczynę, upewniając się, że nie osunie mu się na żadną ze stron. Głowa ozdobiona białymi jak mleko włosami bezwiednie oparła się na jego ramieniu.
Powoli zbliżył swoją twarz do jej ust, przytrzymując jej głowę dłonią i językiem przesunął rozdrobnioną zawartość w kierunku gardła. Bogini skrzywiła się, a na jej twarzy wystąpiły rumieńce, gdy tylko poradziła sobie z pierwszą dawką. Wiedziała, że to konieczne, jednak nie mogła uporać się z pewnym zawstydzeniem, w odróżnieniu od jej wybawcy, który zdawał się tym wcale nie przejmować. Po drugiej dawce podanej w dokładnie ten sam sposób, wróciła jej bystrość umysłu. Zauważyła, że długie włosy demona, które uprzednio były związane w warkocz, teraz opadają swobodnie czarną kurtyną, a niektóre pasma przyjemnie łaskoczą ją w policzki. Jego uważne spojrzenie czerwonych oczu niczego nie pomijały, z czym czuła się niepewnie, bo sama nie mogła za nim nadążyć.
Po następnej dawce rana na udzie zniknęła bez śladu.
– Dziękuję – wyszeptała odrobinę zażenowana, jednak pełna nieskrywanej wdzięczności. Po tym wszystkim nie była nawet pewna, czy nie powinna przypadkiem uznać tego jako swój pierwszy pocałunek.
– Teraz jesteśmy kwita. Ty uratowałaś mi życie, a ja odwdzięczyłem ci się tym samym – wyjaśnił demon – dasz radę sama siedzieć?
Collette niepewnie skinęła głową. Wciąż była oszołomiona. Wyzwoliwszy się z objęć demona, ostrożnie oparła się plecami o suchy pień. Raum usiadł naprzeciwko niej, zżerany ciekawością.
– Komu mam być wdzięczna? – spytała niepewnie, bo chociaż już się jej przedstawił, to w tym wszystkim nie potrafiła nawet powtórzyć jego imienia. Odruchowo przyciągnęła do siebie nogi i objęła je ramionami.
– Nazywam się Raum. Jestem synem Beliala, jednego z czterech władców piekieł. – Demon przedstawił się ponownie, nawet nie zamierzając ukrywać swojego pochodzenia. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a też nie było to nic, czego miałby się wstydzić. Uważał wręcz odwrotnie: nie każdy może się pochwalić królewska krwią krążącą w żyłach.
Na twarzy bogini malowały się skrajne emocje. Można było z niej czytać jak z otwartej księgi, co niezwykle bawiło Rauma. Poniekąd specjalnie zajął teraz miejsce naprzeciwko niej. Nie chciał stracić nic z jej wyrazistej ekspresji. Zwyczajnie nie potrafiła maskować swoich uczuć. Była tak zmieszana, że raz po raz obejmowała się rękoma, chociaż nic jej nie groziło. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw. A skoro on miał się nią opiekować, to przynajmniej chciałby mieć z tego jakąś satysfakcję. Na razie zastanawiało go, dlaczego - najwyraźniej podświadomie - chciała zachować dystans. Przecież on, gdyby chciał, już dawno by się jej pozbył, więc nie powinna go traktować jako zagrożenie. Przynajmniej na razie.
– Twoje zwierzątko naprawdę się o ciebie martwiło – powiedział, żeby zmienić temat i ulżyć nieco dziewczynie. Nie chciał, aby jego wybawicielka czuła się niekomfortowo. Coraz bardziej go intrygowała. Tak skrajnie nie pasowała do tego, co robiła.
– To nie zwierzątko, to fragment mojej broni – odpowiedziała i wzięła do ręki kosę, aby pokazać i tym samym wyjaśnić zdumionemu demonowi, co miała na myśli.
Zdecydowanym ruchem wbiła potężną iglicę wieńczącą dół rękojeści w ziemię, aby ustawić kosę w pionie. Kot natychmiast wskoczył na sam jej czubek, siadając dokładnie na przedłużeniu rękojeści ponad ostrze. Jego skóra natychmiast przyoblekła się metalem, aż stał się po prostu kolejnym żelaznym zdobieniem, z wyjątkiem oczu, które pozostały złociste.
– Prawda, że jest świetna? –zapytała zafascynowanego Rauma, wyglądającego tak, jakby najchętniej wdrapał się za kotem na sam czubek broni.
– Musisz być chyba wyjątkiem wśród ponurych żniwiarzy, mam rację? – zapytał niezwykle trzeźwo w porównaniu z jego aktualną ekspresją malującą się na szalenie przystojnej twarzy. Najwyraźniej kot nie był w stanie zmącić mu jasności umysłu.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Domyślił się. Skarciła się w duchu. Czego niby miała się spodziewać? Pomimo całej niezwykłości, poprawnie przyporządkował ją do właściwego miejsca, które od niedawna zajmowała w nowym dla siebie świecie i pomimo to, nadal siedział naprzeciw niej. Pomimo, że był demonem, a ona shinigami.
Opuściła broń, pozwalając kotu na ponowne odłączenie się.
– Tak – potwierdziła domniemania księcia, spuszczając wzrok.
Książę poczuł się wręcz rozczarowany. Taka z niej cnotka? Przecież to będzie jeszcze bardziej uciążliwe niż pilnowanie tego pożal-się-boże-króla-z-jego-własnej-łaski. Co ten Lucifuge w niej zobaczył? Głucha cisza zapadła pomiędzy nimi, której nie chciał nawet przerywać. Przypomniała mu się jedna z piekielnych pieśni, chociaż nie mógł jeszcze orzec, czy zawarte w niej słowa mówiły prawdę.
Śmierć jest jak dziewczyna
Uśmiecha się do każdego.
Śmierć jest jak dziewczyna
Przynosisz jej kwiaty na grób.
Śmierć jest jak dziewczyna
Jej słodki pocałunek zapiera dech w piersiach.
Śmierć jest jak dziewczyna
Zaprasza cię w szalony taniec.
Śmierć jest dziewczyną,
której nikt nie pokochał.
– Raum?
Jej głos wyrwał go z zamyślenia. Na swojej drodze spotkał niepewne spojrzenie malachitowych oczu, wpatrujących się w niego jak w panaceum na całą niesprawiedliwość, jaka nawiedza ludzkość od zarania dziejów. Tym razem twarz dziewczyny zdradzała jakąś ukrytą nadzieję, podszytą sporą dozą naiwności. Czego mogła oczekiwać od niego? Czyżby rozpoznała w nim rycerza z balu? Nawet nie podejrzewał, jak bardzo się mylił.
– Zostańmy przyjaciółmi.
Na początku sądził, że się przesłyszał, albo że zbyt bujna wyobraźnia zwodzi go na manowce. Mrugnął parę razy, zanim zdołał poprosić o powtórzenie tego, co przed chwilą powiedziała.
– Yyy... – jęknęła, szukając odpowiedniego słowa – Miałam na myśli, że... Jeżeli nie masz nic przeciwko... Bo wiem, że może to być dziwne pytanie...
Biedaczka zaczęła się jąkać ze zdenerwowania. Urywki myśli, które usiłowała przekazać utwierdziły Rauma w przekonaniu, że jednak się nie przesłyszał.
Collette nie wiedziała, gdzie oczy podziać. Zaczęła nerwowo skubać brzeg sukienki.
– To znaczy... – była bliska płaczu. W końcu wzięła kilka głębokich oddechów i omal nie wykrzyczała wszystkiego co chciała przekazać demonowi prosto w twarz. – Ja po prostu chciałabym mieć chociaż jednego przyjaciela w moim życiu, który istnieje! Nie wymyślanych, nie wytworów wyobraźni, a takich prawdziwych, z krwi i kości...
To było jej marzenie, które nigdy się nie spełniło, ani gdy żyła jeszcze jako człowiek ani do chwili obecnej. Odkrycie, że Lucifuge był kimś takim, jak podawał opis z biblioteki shinigamich, bardzo zachwiało jej poczuciem wewnętrznej równowagi do tego stopnia, że nawet nie przemyślała ani odrobinę swoją obecną prośbę. Nie mniej, nie wydawała się jej ona nie do zrealizowania.
Inni bogowie nie chcieli mieć z nią do czynienia więcej, niż to było konieczne. Co innego z jej bratem, który bardzo szybko zyskał sympatię wszystkich współpracowników. I znów powód był ten sam. Była kobietą. Jedyną kobietą shinigami od niepamiętnych czasów.
Książę nie posiadał się ze zdumienia. Zaproponować utrzymywanie znajomości demonowi, która nie jest podszyta nienawiścią, to było coś. Pewnie też bez żadnych ukrytych motywów, o ile dobrze ją ocenił na podstawie dotychczasowych obserwacji. Tak po prostu, jakby byli ludźmi. Jakby byli równi sobie. To było dla niego prawie nie do zaakceptowania.
Zapadła niezręczna dla obu stron cisza. Sebastian zdawał sobie sprawę, że powinien odmówić, jednak nie dał rady tego z siebie wykrztusić. Zwyczajnie nie miał ochoty porzucać znajomości, która wnosząc nadzieję i dobro, obiecywała mu dość rozrywki, aby nie uskarżać się na nudne życie.
Postanowił uciec się do kłamstwa. Od jej odpowiedzi uzależnił swoją przyszłość. Było to bardzo ryzykowne, jednak niezmiernie ciekawiła go jej reakcja. To nie ma znaczenia, kogo ratuje? To tak jakby wszyscy byli wobec siebie równi i zasługiwali na te same elementarne prawa, co było po prostu śmieszne i naiwne.
– Demony nie mają uczuć – stwierdził chłodno, zerkając w jej oczy. Może powinien dodać, że są chłodne i interesowne? Ale to raczej było oczywiste.
Collette podniosła na niego wzrok. Zarumieniona twarz zdradzała ją na tyle, że nie miała już nic do ukrycia przed demonem.
– To nie prawda – wyszeptała cichutko, odrzucając spadające kosmyki do tyłu.
– Dlaczego tak sadzisz? – spytał z ciekawości. Nie zawiódł się, ale nie zamierzał z nią na ten temat dyskutować. Doskonale wiedział, czym to się skończy: wmawianiem, że na pewno coś czuje i innych bzdurnych rzeczy wysnutych na podstawie ludzkiej pseudoobserwacji. Widziała tę kwestię inaczej. Tylko jak?
– Każdy coś czuje. – Kolejne wyrazy mówiła coraz ciszej, jakby w razie potrzeby mogła wyprzeć się swoich słów. Aż tak nie ufała swoim przeczuciom? Była w piekle, słuchanie własnego instynktu było tu akurat najbardziej właściwe i pożądane!
Rauma uśmiechnął się lekko, odnajdując potwierdzenie swoich przypuszczeń. Po prostu była niezwykła w tej swojej zwyczajności. I to było niesamowite. Drobne ciało, które skrywało wielkiego ducha i olbrzymie serce otwarte dla każdego.
– Dobrze. Zostańmy – zdecydował Raum i wyciągnął do niej dłoń. Postanowił spróbować. Najwyżej nic z tego nie wyjdzie, ale nie będzie miał poczucia, że zaprzepaścił szansę, którą postawił na jego drodze los.
Collette nabiegły łzy do oczu. Słone krople zaczęły spływać po jej drobnej twarzy, zostawiając mokre ślady. Była tak szczęśliwa, że aż nie mogła w to uwierzyć. Jej maleńkie życzenie miało szansę się w końcu spełnić. Wiedziała, że z boku musiało to wyglądać idiotycznie, ale nie mogła się powstrzymać. Zaczęła trzeć pięściami oczy i zacierać ślady łez. Głupio jej było podać teraz dłoń do jej nowego znajomego, dlatego zaczęła nerwowo wycierać ją o sukienkę.
Raum ani chwili nie żałował swojej decyzji. Zachowanie dziewczyny jedynie rozbawiło go do reszty, jak również było gwarancją, że nie będzie się nudził. W końcu wstał i przytulił rozhisteryzowaną przyjaciółkę. Gdy poczuła ciepło jego ciała, rozpłakała się na dobre, co Sebastian skwitował jedynie krótkim westchnięciem.
– Skoro zamierzasz teraz płakać, to może nie trzeba było wysuwać takiej propozycji? – kpił sobie w najlepsze – pamiętaj, zawsze możemy to jeszcze anulować i puścić w niepamięć. Wrócisz do siebie i będziemy udawać, że się nie znamy.
Collette wtuliła się w niego i energicznie zaprzeczyła głową. Nie ma mowy. Była szczęśliwa. W końcu wyglądało na to, że odnalazła to, czego szukała. Dopiero po pewnym czasie doszła do siebie na tyle, aby zauważyć, że demon wcale nie jest tak szkaradny, jak opisywały je ludzkie podania. Wyglądał pięknie. Przynajmniej dla niej. Odsunęła się nieznacznie, aby w pełni mu się przyjrzeć. Do tej pory nie miała okazji. Wytarła rękoma zapłakane oczy i chłonęła widok jak spragniony wodę na pustyni.
Majestatyczne czarne skrzydła obejmowały prawie całą przestrzeń. Z otwartą buzią przeniosła wzrok na zakręcone rogi, które zdobiły jego głowę. Szkarłatne oczy z długimi, aksamitnymi rzęsami. Niedbale opadające włosy. Długie, czarne pazury. I ten delikatny, różany zapach.
– Coś się stało? – spytał nieco zbity z tropu. Po chwili dotarło do niego, że być może przeraża ją jego pełna forma, więc czym prędzej powrócił do swojej zwyczajnej, bardziej ludzkiej. Jakież było jego zaskoczenie, gdy na twarz Collette wkradło się rozczarowanie.
– Nic. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ukrywasz przed innymi tak piękną formę.
Ciągle jeszcze nie przywykł, że dziewczyna zaskakiwała go na każdym kroku. Wszystkie demony obawiały się ujrzenia go w pełni. Ci, którzy ją widzieli, opowiadali o niej z lękiem i obrzydzeniem. Tymczasem w jej oczach zasługiwała na miano pięknej i nie obawiała się o tym powiedzieć na głos.
Raum nie miał zielonego pojęcia, co z nią jest nie tak, a był niemalże pewien, że pod sufitem najrówniej nie miała. Jakie podłe życie musiała mieć na ziemi, aby stworzyć tak niesamowity charakter? Może w ogóle nie miała gustu? Co takiego w nim utwierdziło ją w swoim przekonaniu? Co takiego widziały jej oczy, co było skryte przed innymi?
– Dziękuję ci. Nikt inny wcześniej mi nic takiego nie powiedział – odparł zaskoczony.
Collette odwróciła głowę. Czuła się niezręcznie. Skarciła się w duchu, że zawsze przez swoje nieprzemyślane uwagi wpakowywała się w dziwaczne sytuacje. Aby ukryć swoje zażenowanie, wstała i odeszła kawałek pod pretekstem mrowienia w nogach. Może faktycznie za długo tutaj siedziała? Straciła rachubę czasu.
– Jak się tutaj w ogóle znalazłaś? – spytał z ciekawości demon, wracając na swoje stare miejsce.
– Cóż, właściwie sama nie wiem – odpowiedziała bezradnie rozchylając ręce – pamiętam tylko tyle, że poszłam do biblioteki shinigamich. Szukałam miejsca, w którym mogłabym pobyć sama. Musiałam poćwiczyć zaklęcie, o którym opowiadał mi mój nauczyciel. Przywołanie i ukrycie kosy. – wtrąciła, aby dobrze ją zrozumiał. – Powtarzałam je sobie w myślach, żeby mieć pewność, że je zapamiętam, a w bibliotece postanowiłam wypowiedzieć na głos i sprawdzić, czy zadziała. Wówczas pojawiło się takie jasne przejście. Byłam ciekawa, więc weszłam... – wyjaśniła dość szczegółowo dziewczyna, machając rękoma, jakby chciała narysować w powietrzu drogę, którą przebyła, zaklęcie oraz wszystko, czego nie mogła przekazać słowami.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – mruknął pod nosem jedno z ludowych mądrości. To lubił szczególnie, a w dodatku nad wyraz oddawał paradoks sytuacji – i zgubiłaś się, zgadłem? – dodał już wystarczająco głośno, tak aby go usłyszała.
– Dokładnie tak było – zmartwiona spuściła głowę. Znowu zaczęła skubać materiał sukienki - Ja wiem, że to bardzo niepoważnie brzmi. W końcu, w tym długim korytarzu zauważyłam światło. Gdy wyszłam z tunelu, zobaczyłam ciebie i niewiele myśląc, ruszyłam na ratunek.
Myślałam, że poprawię trochę więcej, ale okazało się, że piszę o mikrobiomch układowych na zaliczenie przedmiotu, przez co pływam w różnych drobnoustrojach, a Wattpad musi poczekać...
Dajcie znać, co sądzicie, jak wyszły poprawki. Kocham komentarze <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top