Rozdział 33
Jednego Heptling był pewien: Lancaster nie donosił do zarządu. I to wystarczało Heplingowi w zupełności. O bezpieczeństwo swojej podopiecznej mógł być spokojny.
Jednak to, co skrywało rodzeństwo de la Fonde nadal pozostawało zagadką.
Heptling obserwował w milczeniu zmagania białowłosej dwójki. Widać było na pierwszy rzut oka, że coś go trapi i że prowadzi wyczerpującą wewnętrzną walkę. Patrząc na to, jak zwinnie poruszała się jego podopieczna, przemknęło mu przez myśl, że mimo wszystko nie powinien rezygnować z normalnych zajęć. Możliwe, że czegoś mogła nie znać. A nawet, gdyby była genialnym samoukiem, to i tak będą razem pracować nad kondycją dziewczyny.
– Czy Cedric też... Po prostu czuł oręż w ręce? – wydusił z siebie w końcu, kierując uważne spojrzenie na twarz swojego rozmówcy. Moment również wybrał nieprzypadkowy. W danej chwili rodzeństwo było zupełnie pochłonięte wspólnymi zmaganiami, tak że miał pewność, że to, co tu teraz padnie, nie dotrze do niczyich niepowołanych uszu.
Lancaster nie musiał nawet odpowiadać, ich spojrzenia mówiły wystarczająco dużo.
– Mówił, że nigdy nie uczył się rzemiosła. Jedynie to, że kopał groby dla zmarłych.
– Collette również zapewniała mnie w podobnym tonie, z tym że ona zajmowała się domem. Martwi mnie ta runa – westchnął Heptling. – Staroichirański... Kto go jeszcze zna? U nas niewiele osób, u demonów i aniołów jeszcze mniej, zważywszy na to, że muszą to być naprawdę wiekowe osoby...
– Spójrz, jak oni walczą – zwrócił jego uwagę Lancaster – to nie powinno mieć miejsca, a widzę to przecież na własne oczy. To tak, jakby w swoich poprzednich wcieleniach byli wojownikami – zwerbalizował swoje przypuszczenia.
– Czy jej brat przyciąga demony? – Heptling otwarcie postawił pytanie.
Oczy Lancastera momentalnie się zmrużyły.
– Co masz na myśli?
– Kiedy umierała, widziałem, jak jeden z nich był w pobliżu. Nie wiem, czy chciał ją pożreć, namówić na kontrakt, czy to był tylko przypadek. Drugi był nieco dalej, na polowaniu z towarzyszką. Ostatnio, kiedy szliśmy, znalazła pióro kolejnego z nich. Zaczynam się niepokoić – podsumował, jakby żałując, że podzielił się posiadaną wiedzą.
Mimo swoich obaw, Lancaster pozostawał jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać o takich sprawach, jeżeli nie chciał ściągnąć na siebie natychmiast uwagę Zarządu Bogów Śmierci. A gdyby doszło do tego, o czym nawet nie chciał myśleć, przyszłość jego podopiecznej jak i jego samego mogła być zdecydowanie nieciekawa.
Lancaster siedział chwilę w milczeniu zgarbiony, gładząc palcami swoją bródkę, aż w końcu zdjął okulary i przetarł w nich szkła kawałkiem koszuli.
– Nie. On nie – odparł po dłuższej chwili. Kiedy upewnił się, że szkła były wystarczająco czyste, założył je na nos obiema rękoma i upewnił się, że dobrze leżą. – Po prostu niech walczą z innymi, tak jak reszta. Może to nie tylko oni, może coś się stało w świecie, o czym jeszcze nie wiemy. Musimy być ostrożni i nie wyciągać pochopnych wniosków – postanowił Lancaster. – Ale na razie, niech ćwiczą sami ze sobą.
– Doprawdy, nie mogę się przestać im przyglądać. Czego my mamy ich nauczyć? Oni instynktownie wiedzą, co powinni w danej chwili zrobić. Cedric jest jak czarny szermierz, a Collette przypomina mi stare Walkirie z opowieści – jęknął Heptling.
Spuścił niechętnie głowę, a palce obu rąk wsunął między swoje krótkie włosy. Łokcie oparł o szeroko rozstawione kolana i siedział tak dobrą chwilę, tępo patrząc w klepisko między swoimi butami i resztki słomy, na której siedzieli, dopóki szczęk broni nie sprowadził go ponownie między brata a siostrę. Ci, jakby zupełnie ich ta sprawa nie dotyczyła, beztrosko okładali się na wszystkie możliwe sposoby, chociaż widać było, że zmęczenie powoli brało nad nimi górę.
– Ich już dawno nie ma, przejęliśmy ich rolę – przypomniał Lancaster.
Tymczasem rodzeństwo, zbyt zaabsorbowane w nową zabawę, zupełnie nie zwracało uwagi na zmartwione twarze swoich opiekunów, okładając się kosami dopóty, dopóki nie padli ze zmęczenia, trzymając się za ręce, rozchichotani i rozpaleni do czerwoności.
Ich bronie, chociaż porzucone w nieładzie, dopełniały ten dziwaczny obraz zupełnej jedności, jaką wspólnie tworzyli.
– Nigdy nie sądziłam, że to będzie takie świetne! – przyznała Collette – czuję, jakbym w końcu żyłą pełną piersią!
–Ja też – zgodził się Cedric – nigdy nie sądziłem, że można mieć z tego tyle frajdy. I to jest takie oczywiste, takie proste!
– Nie mogę się doczekać, żeby spróbować się zmierzyć z innymi.
– Lancaster mówił mi, że niedługo powinny się odbyć ćwiczenia dla wszystkich nowoprzyjętych.
– Heptling nic mi takiego nie mówił, kazał się tylko pouczyć paru rzeczy.
– Dobrze się już czujesz? – zapytał brat, odwracając twarz w stronę ukochanej siostry.
– Odpoczęłam, wszystko już w porządku.
– Martwiłem się. Czułem, że coś się stało – przyznał. – Nie napędzaj mi więcej zmartwień – poprosił. - Wiesz, że wyczuwam twoje kłopoty z daleka. To się nie zmieniło.
– Robi się – zażartowała dziewczyna, salutując w powietrzu. – Będę grzeczną siostrą, obiecuję!
Po niedługim czasie Lancaster zaczął się zbierać, a więc i całe spotkanie czwórki dobiegło ku końcowi. Heptling wykorzystał pozostały czas na nadrobienie zaległości, jakie hipotetycznie mogłaby mieć Collette z powodu nieobecności. Osobiście uważał, że w obecnym kształcie stało się nawet lepiej. Miał już pewność, że dziewczyna poradzi sobie, a także dobitnie przekonał się o jej niezwykłości. Umiejętności prezentowane przez białowłosą kruszynkę zaimponowały mu do tego stopnia, że nawet zaczął darzyć ją jeszcze większym szacunkiem.
Dopiero w następnym tygodniu Collette powróciła na regularne zajęcia, a po południu albo trenowała z Heptlingiem, albo stary bóg zabierał ją w różne miejsca, warte według niego zobaczenia bądź poznania. Z początku dawał jej do wykonania różne zadania, które wymagały od dziewczyny sporej wytrzymałości i tężyzny fizycznej. Czasami odpuszczał jej wykonanie niektórych zadań, innymi razy pozostawał uparty jak osioł, jak na przykład wtedy, kiedy kazał Andatejce przebiec całą wyznaczoną trasę w jak najkrótszym czasie, podczas kiedy sam utrudniał jej to na wszelkie możliwe sposoby, łącznie z atakiem swoją lancą.
Nie wszyscy przykładali do tego aż taką uwagę, skupiając się bardziej na teoretycznej stronie pracy bogów śmierci. Heptling wolał dmuchać na zimne i przygotować swoją podopieczną najlepiej, jak mógł na ewentualne spotkania z silniejszymi od niej przeciwnikami.
Innym razem postanowił zabrać dziewczynę do ogromnej Biblioteki Shinigamich, gdzie gromadzono spisy ludzkich losów. Powoli zagłębiał ją w arkana sztuki, a także gdzie powinna czego szukać, na wypadek gdyby tego potrzebowała.
Andatejka chłonęła nowy świat z zapałem godnym pozazdroszczenia. Docinki, które w dalszym ciągu pojawiały się, nie dotykały już jej, a prawdę powiedziawszy nie obchodziło ją już głupie gadanie. Po pierwsze, przywykła, a po drugie, z nieocenioną pomocą Heptlinga i wsparciem od brata uwierzyła w swoje możliwości, tym bardziej, gdy mogła naocznie się o nich przekonywać, widząc swoje postępy zarówno w nauce jak i w sztuce walki.
Heptling dość wcześnie zorientował się, że dziewczyna uwielbiała wszelkie historie, więc zaczął jej wypożyczać spisane ballady i opowieści, jakie tylko zdobył w przeróżnych bibliotekach. Niektóre z nich razem czytali, ze względu na fakt, żeby dziewczyna ćwiczyła czytanie na głos i przy okazji dykcję. Inne czytała sama, w swoim wolnym czasie, w którym oddawała się zwyczajnym, drobnym przyjemnościom, takim jak gotowanie.
Andatejka lubiła gotować i często przynosiła coś ze sobą Heptlingowi i bratu. Żałowała momentami tylko tego, że Lucifuge nigdy nie mógł spróbować jej wyrobów.
Co do Lucifuge'a, Collette coraz częściej doskwierała jej tęsknota. Nie wiedziała, gdzie go szukać, nie wiedziała też do końca, kim tak naprawdę był i dlaczego tak bardzo mu na niej zależało. Mimo to, pragnienie, by go zobaczyć, zaczęło ją popychać do poszukiwań.
Czasami wymykała się sama, szukając różnych zbiorników wodnych. Kiedy miała pewność, że jest sama, zaglądała do wszystkich z uporem maniaka, czasami nawet wiele godzin, aby wrócić z niczym.
Dopiero któregoś razu, kiedy w Bibliotece Shinigamich zapytała w zaufaniu, gdzie mogłaby znaleźć taką osobę, jedna z pracujących tam osób zgodziła się jej pomóc. Razem przejrzeli wszystkie roczniki, jakie do tej pory były, dopóki Collette nie przypomniała sobie, że widmo wspominało, że nie należy do tego świata. Kierując się tą wskazówką, pracownik w końcu odesłał ją do części ze spisem wszystkich bogów śmierci, aniołów oraz demonów.
Naturalnie Andatejka nie skończyła swoich poszukiwań od razu. Pierwszego dnia wyszła tak zmęczona, że niemal od razu padła twarzą w poduszkę i nawet wizja podróży do świata ludzi z Heptlingiem następnego dnia nie zdołała jej przywrócić sił.
Następnie Collette została częstym gościem w Bibliotece, tak że gdy przekraczała jej mury, witały ją ciepłe uśmiechy i żywo zainteresowane głosy, jak idą jej poszukiwania. Determinacja dziewczyny, aby odnaleźć jedną osobę zaczynała imponować pracownikom, przez co i sama młoda Bogini była postrzegana w bardzo pozytywnym świetle.
Niestety, żaden dokument nie traktował o kimś takim jak Lucifuge Rofocale. Biedna dziewczyna zaczęła w końcu sądzić, że postać zwyczajnie skłamała, podając jej nieprawdziwe imię.
Po upływie trzech miesięcy od przyjęcia ich w mury, zarządzono pierwszy sprawdzian umiejętności praktycznych. Dziewczyna trochę się obawiała części teoretycznej, chociaż Heptling zapewniał ją, że nie ma się czego obawiać. Za to nie mogła się doczekać popisu umiejętności praktycznych.
Umiejętności młodych adeptów szkoły Shinigamich postanowiono sprawdzić, wykreślając po prostu turniej. Z każdej pary zwycięzca przechodził dalej, dopóki nie zostanie wyłoniony najlepszy szermierz.
Rodzeństwo bez trudu eliminowało swoich rywali, przedostając się na coraz wyższe i wyższe lokaty. Z początku nie byli traktowani poważnie, ale kiedy w wielkim stylu zwyciężali kolejne pojedynki, walcząc własną kosą śmierci, podczas gdy wielu adeptów wciąż używało jeszcze nożyczek, zaczęli wzbudzać szacunek, a także i strach.
Heptling zawczasu poradził dziewczynie, aby nie używała swojej końcówki z trucizną i aby zwróciła szczególną uwagę, aby nikt się nie dowiedział o zaklęciu, jakie nałożono na jej broń. Z tego samego powodu często kazała kotce gdzieś się schować i nikomu nie oddawała swojej broni, nawet na moment, dopóki nie ukończyła pojedynku.
Koniec był bardzo prosty do przewidzenia. Rodzeństwo zostało samo na finałowy pojedynek, a reszta z lękiem poodsuwała się pod ściany. Piękna dziewczyna z włosami rozwiewanymi przez wiatr i jej brat, bardzo do niej podobny, z tym że on swoje długie włosy spiął w wysoką kitkę na czubku głowy.
Podczas swojego pojedynku wyglądali tak, jakby nie walczyli, a tańczyli. Ich ruchy były pełne lekkości i gracji, a jednocześnie ich twarze zdradzali, że czerpią z tego pojedynku masę zabawy. Dwie śnieżnobiałe kosy szczękały o siebie, żadne krwi, a żadne z rodzeństwa zdawało się nic z tego nie robić.
Dopiero ogłoszony przez sędziów remis przerwał niezwykłe widowisko. Oni również byli pod wrażeniem poziomu umiejętności, jaki zaprezentowało niezwykłe rodzeństwo. Nieoficjalnie szeptano, że nawet starzy bogowie mogliby mieć z nimi problem podczas prawdziwej walki. Postanowiono bacznie się im przyglądać, a tym czasem ukończyli swój pierwszy test z najwyższymi notami.
Po tym wszystkim Heptling oświadczył, że przygotował dla swojej podopiecznej niespodziankę i kazał aby zaczekała na niego dokładnie o czwartej w pokoju u siebie. Collette nie miała pojęcia, co takiego chciał jej pokazać, więc czekała, przeglądając jedną z książek, które Heptling przyniósł jej do czytania. Mimo to, po testach nie miała ochoty na naukę, więc odłożyła ostrożnie książkę na czysty blat przykryty serwetką, którą sama w całości wykonała i z której była szalenie dumna.
W oczekiwaniu na swojego przewodnika postanowiła ubrać się trochę ładniej w długą, zieloną sukienkę z rozciętymi rękawami, takimi jakie były obecnie w modzie na ziemi. Czuła się dość wygodnie w prostym kroju materiału, a kolor podkreślał jej niezwykły odcień oczu.
– Jesteś? To bardzo dobrze, chciałem ci coś pokazać – przyznał Heptling, zaglądając do dziewczyny, po czym zabrał ją ze sobą w podróż. Przy okazji tuż przed wyjściem wręczył jej ciepła opończę, co z jednej strony zdziwiło dziewczynę, a z drugiej zwiastowało wizytę na ziemi.
– Dostałem parę zleceń, więc chciałbym zabrać cię ze sobą – wyjaśnił dziewczynie pokrótce. – Przy okazji chciałem ci coś pokazać i zabrać w pewno miejsce, jeśli naturalnie masz ochotę.
Andatejka dwa razy nie trzeba było namawiać. Od razu się zgodziła, biorąc ze sobą torbę z małym prowiantem na drogę.
Razem przeszli przez portal do świata ludzi, do miejsca które Collette wydali się znajome. Im dłużej szła, tym bardziej nie mogła wyzbyć się tego wrażenia. Heptling widząc jej zmartwiony wyraz twarzy, pospieszył z pomocą.
– Poszperałem nieco, żeby przekonać się, gdzie jest grób twojej matki. Jeśli masz ochotę, mogę ci go pokazać – zaproponował, nie będąc pewnym, czy dziewczyna w ogóle będzie zainteresowana.
– Nawet jej nie znałam – przyznała uczciwe. Nie miała pojęcia, jak wyglądała ich matka, pamiętała jedynie nieliczne szczątki, jakie czasami mówili jeszcze mieszkańcy wsi, z której ostatecznie ich przepędzono. – Nawet nie wiem, czy za nią tęsknię. Czy to źle?
– Nie – uspokoił ją mężczyzna, obejmując ramieniem, na którym chętnie oparła głowę.
– To dobrze – przyznała jakby z ulgą. – zobaczmy się z nią – zdecydowała, zerkając na twarz Heptlinga.
Kiedyś się go bała, teraz twarz ogorzała od wiatru z krótkimi, jasnymi włosami nie wzbudzała już w niej tego uczucia. Lubiła nawet jego głęboko osadzone oczy i orli nos, zawsze przewidujący co najmniej kilka rozwiązań sytuacji, w jakiej się znajdą. A przede wszystkim szanowała go za to, że zawsze był wobec niej szczery, wyrozumiały i po prostu dobry.
Heptling poprowadził ją drogą pnąca się na wzgórze, na którym zobaczyli powbijane w ziemię krzyże. Nikogo oprócz nich nie było. Dwie mogiły odróżniały się od innych świeżo przekopaną ziemią usypaną w kopce. Inne, gdyby nie krzyże, byłyby nie do odróżnienia od zwykłego kawałka łąki.
– To ten – pokazał jej Heptling, prowadząc do jednego z dalej położonych.
Andatejka podeszła niepewnym krokiem, po czym dotknęła krzyża, jakby chciała w ten sposób przywitać się z nieznajomą sobie osobą. W myślach przedstawiła się, opowiedziała pokrótce o sobie, o tym że miała jeszcze braciszka, który też się dobrze miewał. I że jest szczęśliwa.
– Czy mogłabym się z nią spotkać, skoro jestem Bogiem Śmierci?
– Niestety – pokręcił głową – ona Jet już po drugiej stronie. Nasza moc tam nie sięga. My tylko pilnujemy porządku.
– Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – przyznała, wstając. Nic więcej nie łączyło jej z tym miejscem, ale czuła się dobrze z myślą o takich nietypowych odwiedzinach. Zmówiła pacierz za zmarłą matkę, mając nadzieję, że ta nie ma nic przeciwko. Chciała wierzyć, że ich kochała, zanim odeszła z tego świata.
– Z tego co widziałem na nagraniach, jesteś do niej bardzo podobna – powiedział Heptling, chcąc sprawić dziewczynie komplement. – Była bardzo piękną kobietą.
– Nawet gdyby była brzydka, to nie zmienia faktu, że jest naszą mamą – odpowiedziała dziewczyna. – Chodźmy. Nie zakłócajmy zmarłym spokoju. Dokąd jeszcze chciałeś się udać?
– Kolejna propozycja jest zupełnie odmienna od tej – przyznał otwarcie. – W pobliskim mieście odbywa się właśnie jarmark, będzie mnóstwo kupców, przyjadą muzykanci. Powinnaś nauczyć się nie tylko walczyć, ale i tańczyć. Jednak to również jest tylko propozycja.
– Jestem na tak! – zdeklarowała się ochoczo dziewczyna. – Z przyjemnością! Kiedy zobaczysz mój Gigue*, będziesz zachwycony!
– Wiedziałem, że się zgodzisz. W takim razie, w drogę – zadecydował stary Bóg.
Oczywiście, w drodze nie marnował czasu, opowiadając dziewczynie kolejne rzeczy, które jako Shinigami powinna znać. W trakcie ich wędrówki natknęli się na jedno ze zleceń Heptlinga, którym mężczyzna pozwolił w całości zająć się Andatejce. Białowłosa ostrożnie zaksięgowała zgon, wycinając odpowiednie fragmenty z nagrań życia nieboszczyka, uprzednio obejrzawszy nagranie życiowe, po czym ruszyli dalej, jak para zwyczajnych podróżnych, śmiejąc się i rozmawiając na niezobowiązujące tematy.
*Średniowieczne i renesansowe początki tańca są związane z Wyspami Brytyjskimi, gdzie tańczono jig lub gigg (czyt. dżig). Nie wiadomo, jakie były kroki, ale najpewniej był to taniec solowy (dla jednego lub kilku solistów) i bardzo wirtuozowski. Gigue (czyt. żig) jest żywym tańcem w parzystym złożonym 6/8, który wchodzi w skład czterech podstawowych tańców . Umieszcza się go na czwartym miejscu po allemande, courante i . Istnieją dwie zasadnicze odmiany tańca: francuski, w tempie umiarkowanym, z częstym wykorzystaniem imitacji oraz włoski, bardzo szybki, wirtuozowski i homofoniczny.
Zupełnie nowy rozdział od początku do samego końca, niepublikowany we wcześniejszej wersji. Tym razem zdecydowałam się w końcu na imię dla Undertarkera (w starej wersji go nie miał). Bazowałam na domniemaniach z mangi i rzekomym drzewie genealogicznym Phantomhive'wów. Uprzedzam więc, że nie jest to stuprocentowa prawda, tylko jedno z licznych fanowskich domniemywań.
Do tej pory w mandze oficjalnie nie padło imię grabarza.
Jak zwykle proszę o znak, gwiazdkę, co będziecie chcieli mi pozostawić. Komentarze bardzo mile widziane :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top