Rozdział 3
Czasami lepiej nie zadawać pewnych pytań. W końcu ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, a gdzie jak gdzie, ale tam to mi wcale nie śpieszno – przemknęło przez myśl Grellowi. Nie chciał już drążyć tematu ponieważ czuł, że zmierza w niebezpieczne strony. Niepewny grunt pod stopami nie sprzyja podejmowaniu ryzyka. Nie wiedział czemu, ale przeczucie mu podpowiadało, że legendarny shinigami i jego ukochany demon musieli mieć ze sobą w przeszłości jakiś związek, tylko nie miał pojęcia jaki ani dlaczego. Z jakiego innego powodu grabarz pałałby aż taką żądzą zemsty? Mało to demonów wykradło im dusze? Jednak z jakiegoś powodu to właśnie Sebastian budził w nich obu największe uczucia. Co więcej, na chwilę obecną mógł z łatwością stwierdzić, że zupełnie skrajne.
– To jak w końcu, będzie mały sparing? – rzucił Grell w nadziei, że uda mu się odwrócić uwagę grabarza od niefortunnego pytania. Poza tym, naprawdę chciał się z nim zmierzyć. Taka okazja nie nadarzała się codziennie.
– Naturalnie, tylko musimy zmienić miejsce. Nie chcę narobić tu bałaganu. Może wyjdziemy na tamten cmentarz, o którym ci wspominałem? – zaproponował grabarz.
– Miejsce nie sprawia mi różnicy – ucieszył się Sutcliff. Na samą myśl pojedynku z chodząca legendą czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Czerwonowłosy zupełnie oddałby się kontemplowaniu szczęścia, gdyby nie dręczyła go jeszcze jedna, mała kwestia. Nurtowała go do tego stopnia, że musiał o nią zapytać. – Dasz radę zmaterializować moją kosę? Domyślam się, że to twoja specjalna umiejętność, ale do tej pory widziałem to tylko raz, dzisiaj. W ogóle jak ty to robisz? Nauuuucz mnie! Zaskoczę Sebastianka, kiedy wpadnę do niego na niezapowiedziane rendez vous!
Undertaker prychnął. Nie zamierzał tym razem odpowiadać swojemu towarzyszowi. Przywoływanie było jedną z umiejętności, które zostały zakazane wskutek pewnego wypadku, a które opanował dzięki swojej siostrze. Wystarczyło się odpowiednio skupić i znać starożytną formułę.
Grell obserwował, jak bóg śmierci bezgłośnie porusza ustami. Ile się nie starał, jak bardzo się nie skupiał, nie mógł wyczytać nic z ruchu warg, nawet pojedynczego słowa. Z tego właśnie powodu założył, że zaklęcie było w nieznanym dla niego języku, co tylko podsyciło ciekawość czerwonowłosego. Zupełnie tak jak poprzednio, najpierw pojawił się zaledwie zarys, bardzo niewyraźny, tak delikatny, że Grell obawiał się, że jego głębszy oddech mógłby rozwiać jego ukochaną piłę, dlatego też niemal przestał w ogóle oddychać, niecierpliwie oczekując końca. Wydawało mu się to nieprawdopodobne, jednak wraz z upływającymi sekundami broń stawała się coraz bardziej realna, coraz bardziej namacalna, aż w końcu grabarz przekazał mu ją do rąk własnych.
Trzymając przy sercu swoją ukochaną piłę i nie mogąc się nadziwić, że faktycznie jest, że to nie są jedynie zwidy, Sutcliff sięgnął pamięcią do baśni, które słyszał, gdy był dzieckiem. Demony, aniołowie, śmierć, magia. Nigdy nie sądził, że będzie miał z tym styczność w swoim życiu. Zaczął się zastanawiać, czy shinigami ich stulecia w ogóle używali magii i im dłużej poszukiwał odpowiedzi na to pytanie, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie.
Przed oczyma stanął mu jeden z wykładów historii na akademii. Siedział wówczas w ostatnim rzędzie, gryząc trawę i patrząc w okno. Pamiętał, że straszliwie się nudził, a za oknem padał ulewny deszcz. Chyba tylko dlatego się tam znalazł. Pogoda uniemożliwiła mu wagary. Zresztą, i tak był tam jedynie ciałem, dusza studenta hulała hen daleko, goniąc niedościgłe w tamtej chwili dla niego rzeczy.
Jak przez mgłę usłyszał głos swego starego wykładowcy.
„Dawno dawno temu, starożytni bogowie śmierci potrafili władać magią. Dzięki niej przemieszczali się pomiędzy wymiarami, stanowiąc siłę równoważną dla aniołów i demonów. Jednakże ta sztuka do dziś się nie zachowała, z kilku przyczyn. Po pierwsze: należy mieć olbrzymie pokłady energii, a po drugie, trzeba umieć ją precyzyjnie kontrolować. Pośrednim skutkiem było też zaniechanie wskrzeszania ludzi, co zresztą jest surowo zakazane".
Wzrok młodszego boga śmierci przepełniony szacunkiem spoczął na jednej z blizn grabarza, tej poniżej brody. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego na co dzień białowłosy sprawiał wrażenie niespełna rozumu. Jego wiedza była niebezpieczna nawet dla samego zarządu. Gdyby chciał, mógłby bez problemu przeprowadzić przewrót i nie znalazłby się nikt, kto by go powstrzymał. Z taką osobą się zwyczajnie nie zadziera, aby nie mieć kłopotów. Jednocześnie wymaga się, aby ta jednostka nie sprawiała problemów.
Przerywając swoje intelektualne zapędy, czerwonowłosy zwrócił się pieszczotliwie do swojej kosy, zapewniając ją o swojej wyjątkowości i o tym, jak bardzo za nią tęsknił. Otworzył nawet klapę i sprawdził, czy łańcuch jest poprawnie zamocowany i czy wszystkie śruby są na miejscu oraz czy przez przypadek się nie poluzowały. Poziom oliwy również wydawał się w normie. Uradowany, odpalił ją ze dwa razy aby ostatecznie pozbyć się wszelkich wątpliwości. Jego ukochana piła przybyła do niego za sprawą grabarza bez najmniejszego uszczerbku! Fascynujące zaklęcie!
– Jazda, staruszku! Na co czekasz? – zawołał do Undertakera i popędził co sił do wyjścia. – Zaatakuję, gdy tylko się pojawisz na powierzchni. Nie dam ci forów!
Białowłosy tylko się uśmiechnął. Nie zamierzał folgować swojemu koledze, a przy okazji, sam był ciekawy, jak mu pójdzie. Schwycił swoją kosę i opuścił w ślad za towarzyszem pomieszczenie. Brak regularnych treningów prowadzi do obniżenia sprawności i umiejętności, a te pragnął zachować na najwyższym możliwym poziomie.
Opuszczając pomieszczenie, Undertaker przyłożył ponownie swoją dłoń do kamiennej ściany, jednak tym razem jej nie rozcinał. Zasuwa zgrzytnęła. Powoli, z ciężkim łoskotem, kamienne drzwi powracały na swoje miejsce, by ponownie stać się częścią ściany. Wibracje, jakie temu towarzyszyły, przeszywały ciało aż do najdrobniejszych zakamarków, wprawiając je w dość przyjemny rezonans. Towarzyszył temu pewien niepokój.
Grell nawet nie był w stanie powiedzieć, czy to było dokładnie to samo miejsce, co wtedy czy nie. Ile się nie wpatrywał w kamienne przejście, nigdzie nie mógł się dopatrzeć śladu krwi, przynajmniej tej grabarza.
Szczury biegające pod nogami pośpiesznie uciekały na zewnątrz. Wyczulone na wszelakie bodźce, na które ludzie nie zwracają zazwyczaj uwagi, masowo zmieniały swoje miejsce pobytu. Parę z nich wrota bezlitośnie rozgniotły o ścianę. Białe futerka oblały się szkarłatną cieczą, a wewnątrz tunelu roznosił się ich ostatni pisk w agonii i bezwładne drżenia łapek. Shinigami byli zupełnie obojętni na ten widok. Ich umysły ogarnęła jedynie myśl o zbliżającej się potyczce.
Biegnąc, dotarli do wyjścia. Obydwaj spojrzeli w górę i przysłonili ręką oczy. Świt. Oślepiające promienie słońca raziły ich wzrok. Znajdowali się w głębokim wykopie starej studni. To oznaczało, że dotarli do celu.
Obaj spojrzeli po sobie. Uśmieszki na ich twarzach zdradzały, że doskonale się rozumieją. Jak na komendę jednocześnie odbili się od piaszczystego podłoża i zaczęli biec z nadludzką prędkością po pionowej ścianie szybu. Wzbite w powietrze drobinki wznieciły chmurę kurzu, niby kurtynę, która zaraz poszybuje w górę i zaprezentuje widowni aktorów biorących udział w sztuce. Wiatr owiewał ich twarze i odgarniał kosmyki włosów. Z tyłu trzymali swoje kosy, gotowe w każdej chwili do ataku. Krawędź była coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka metrów. Trzy. Dwa. Jeden. Skok.
Nie czekając na żaden znak od razu skrzyżowali swoje kosy, będąc jeszcze w powietrzu. Ostrza odbiły się od siebie ze szczękiem i każdy z nich wylądował w przeciwległym końcu cmentarza, żłobiąc w ziemi koleiny poprzez gwałtowne hamowanie butami.
Grell musiał wspomagać się ręką, aby wyhamować. Spojrzał na grabarza. Stał na ugiętych nogach w szerokim rozkroku również podpierając się ręką z przodu. Niezwykle pokrzepiającą okazała się myśl, że nie tylko dla niego to był ciężki do odparowania cios.
Undertaker cofnął nieco swoją kosę do tyłu, jednak wciąż ostrze trzymał w kierunku do napastnika. Włosy rozsypały mu się w nieładzie po całym ciele. Na twarzy gościł obłędny uśmiech, w którym wyszczerzył zęby. Przypominał nieco białego tygrysa przyczajonego do ataku na upatrzoną ofiarę. Odbił się nieznacznie od podłoża i ruszył z takim impetem, że czerwonowłosy musiał szybko odskoczyć bok, gdyż w przeciwnym razie nie byłby tego w stanie zablokować. Korzystając z tej chwili, uruchomił swoją piłę szybkim szarpnięciem za włącznik. Łańcuch zawył jak szalony, tak jakby bojowy nastrój walczącej dwójki również mu się udzielił. Sutcliff wzbił się w powietrze i runął na Undertakera, chcąc powtórzyć atak z początku, jednak odniósł podobny, jeśli nie gorszy wynik. Grabarz był dla niego zbyt szybki. Spudłował. Piłą rozrył ziemię, podczas gdy napastnik zbliżał się od lewej strony. Ponownie zdecydował się na atak, krzyżując z nim swoją broń. Tym razem nie zamierzał pozwolić, by przeciwnik tak łatwo mu uciekł, w końcu nie na darmo mówią, że do trzech razy sztuka. Łańcuch wściekle zgrzytał, ocierając swoje ząbki o żebra kosy, którymi shinigami zablokował atak.
Spojrzenia walczących mężczyzn spotkały się na moment. Ta chwila wystarczyła, aby Grell nieco stracił czujność, co nie omieszkał wykorzystać jego przeciwnik. Silnym kopniakiem uderzył Sutcliffa prosto w splot słoneczny. Odrzucony, znów poleciał, tym razem aż na mur okalający cmentarz. Jęknął, uderzywszy plecami o kamienie, jednak nie miał czasu, by zastanawiać się nad obrażeniami. Natychmiast przewrócił się na bok, dziękując niebiosom za dobry refleks. W miejscu, w którym jeszcze przed ułamkiem sekundy leżał, zobaczył wbite ostrze kosy i do jego uszu dotarł złowieszczy chichot. Niewiele myśląc, zamachnął się piłą na wysokości kolan napastnika. Musiał zyskać na czasie, jeśli chciał to rozegrać na poważnie i mieć jakiekolwiek szanse na wygraną.
Undertaker zręcznie wskoczył na mur, unikając ciosu. Grell postanowił wykorzystać okazję. Odbił się z ziemi, wspomagając ręką i oddalił na bezpieczną odległość, w której mógł widzieć wszystkie ruchy swojego przeciwnika.
Kosa legendarnego boga śmierci była równie niezwykła jak on sam. Charakterystycznym znakiem rozpoznawczym był ludzki fragment szkieletu, ukoronowany wieńcem z ciernia. Ostrze wychodziło z tyłu czaszki, a kręgosłup przechodził w długą, zespojoną rękojeść. Czyniło to z niej idealną broń długodystansową. Wówczas Grell dostał olśnienia: jeżeli chce mieć jakiekolwiek szanse na zwycięstwo, musi sprowokować walkę wręcz.
Ze zdumieniem zauważył, jak Undertaker rozkłada ręce na boki, zupełnie jakby nie przejmował się ewentualnym atakiem ze strony Sutcliffa. Dłońmi precyzyjnie ujął swoją kosę i uśmiechnął się do swego przeciwnika. Grell nie zamierzał zmarnować takiej okazji, chociaż przed chwilą jeszcze obawiał się podstępu. Przy takim ułożeniu przód jest zupełnie odsłoniony, a co za tym idzie, bezbronny.
Ułożył swoją piłę przy prawym boku, nieco ukośnie i ruszył do ataku. Przy zbliżeniu będzie mógł spokojnie uderzyć w okolice serca. Już miał zadać cios, gdy jego przeciwnik zeskoczył z muru. Przez chwilę czerwnonowłosy miał wrażenie, jakby oglądał wszystko w zwolnionym tempie. Undertaker w locie cały wygiął się w tył. Przez białe włosy przebłyskiwały promienie światła. Zdecydowanym, szybkim ruchem przełożył broń nad głową i zamknął go w klatce, między sobą a swoją kosą.
Jak, skoro jest to niemożliwe z fizycznego punktu widzenia? przemknęło przez myśl Grellowi. Jednak już po chwili zrozumiał. Dostrzegł, baczył, jak grabarz niezwykle szybko przebiegał palcami po rękojeści, zupełnie jakby jego paliczki należały do oddzielnego bytu. To zmniejszało siłę uchwytu i pozwalało na szybka zmianę położenia broni, będąc jednocześnie doskonałym blefem pozornie małej ruchliwości. Przypominało to nieco grę na instrumencie, coś a la szybkie arpeggio.
Sutcliff poczuł silne uderzenie w brzuch. Zdążył zobaczyć jeszcze jak grabarz tuż po wyprowadzonym ciosie puszcza zupełnie broń z prawej ręki i lewą ciągnie ją po łukowatym torze. Siła uderzenia spychała czerwonowłosego na trajektorię lotu ostrza. Nie miał szans tego uniknąć.
Chwilę później poczuł, jak kosa boga śmierci wbija mu się w ramię. Ciepła struga krwi natychmiast trysnęła z rany i zaczęła wsiąkać w zabłoconą koszulę, która przylegała do spoconego ciała.
Przegrał. Taka była niepisana zasada wszystkich potyczek bogów śmierci: do pierwszej krwi.
– Pokonasz go – usłyszał głos Undertakera. Dopiero teraz zorientował się, że kosa grabarza była już oparta o ramię właściciela, a ten ostatni oderwał mu rękaw koszuli. Materiał rozdarł na długie pasmo i zacisnął mocno nad raną.
– Przecież przegrałem – obruszył się.
– Ale myślisz podczas walki. Masz szansę go pokonać, jeżeli to dobrze rozegrasz. A tymczasem musimy chyba wrócić do mojego zakładu. Tam opatrzę ci ranę i ją zszyję. Nie będzie po niej śladu.
Grell odwrócił głowę. Skąd grabarz to wiedział? I dlaczego mówił takim pewnym tonem?
– Zastanawiasz się, skąd to wiem? – spytał białowłosy, jak gdyby czytając mu w myślach. – Nigdy nie widziałem cię takiego podczas walk. Twoje pragnienie umożliwi ci osiągnięcie zamierzonego celu. Po prostu musisz się w nie wsłuchać. Mam nadzieję, że dasz radę iść samodzielnie?
Shinigami skinął głową. Wstał, trzymając się za skaleczoną rękę, szukając wzrokiem swojej broni. Leżała przewrócona na boku, zabrudzona wilgotną ziemią. Podszedł, uklęknął przy niej i delikatnym ruchem palców przeciągnął po metalowej obudowie. Po chwili wziął ją na ręce jak najukochańsze dziecko i wstał. Powoli odwrócił się twarzą do grabarza. Krew cieknąca z rany zdążyła zalać mu już całą rękę, co nadawało mu nieco makabrycznego wyglądu, szczególnie gdy kolor krwi zlewał się w jedno z jego długimi, falującymi na wietrze, długimi karmazynowymi włosami. Na pobitej twarzy zagościł uśmiech. Językiem oblizał spiechrzchnięte usta, odsłaniając trójkątne zęby. Słońce wschodzące na nieboskłon zza widnokręgu ustawiło się dokładnie z tyłu i oświetlało jego postać w nieco czerwonawym odcieniu, sprawiając wrażenie mistycznej poświaty. Długi cień, jaki rzucała jego postać dosięgał niemal miejsca, w którym stał grabarz.
– Obiecuję ci, że go pokonam – zapewnił z nadzwyczajną pewnością w głosie, wciąż tkwiąc w tym samym miejscu.
Czeeeść :P Dajcie znać, jak odczucia. Dobrze/źle, co się podoba a co nie. To dla mnie bardzo ważne :) Dzięki temu wiem, co poprawiać i na co zwracać uwagę.
Trzymajcie się!
Sugardemononme
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top