Rozdział 62
Chociaż wszystko zdawało się toczyć w jak najlepszym kierunku i nie było powodów do zmartwień, Garbus odczuwał wewnętrzny niepokój. Od momentu, w którym powrócił z księciem do Piekła, próbował rozgryźć zagadkę, która spędzała mu sen z powiek. Naturalnie nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek jest nie w porządku. Był zbyt starym i doświadczonym demonem, aby dać się wrobić tak prosto jak małe dziecko. Spełniał wszelkie zachcianki księcia, był na każde jego zawołanie i pilnował więźnia, wciąż szukając sposobu, w jaki możnaby zmusić Collette do przekroczenia wymiaru Piekła.
Pamiętał, że zerknął księciu przez ramię, aby przeczytać na wpół zwęglony liścik. I to, co tam zobaczył, sprawiło, że zastanawiał się nad zdarzeniem nieprawdobodobnym.
"Postanowiłam odejść razem z Lucifugiem".
Czy było możliwe, aby jakikolwiek mieszkaniec Gehenny nosił jeszcze to imię? Bardzo mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że starano się nie nazywać tak samo. Jasne, bywały demony, które współdzieliły jedno z imion, ale wówczas różniły się kolejnym, przydomkiem...
Jednego Garbus był pewien: dopóki był użyteczny dla księcia Setha, dopóty był względnie bezpieczny. Niestety, ale zaczynał dostrzegać coś, co wcześniej przeoczył: istniała ogromna szansa, że nigdy nie otrzyma imienia, gdyż wiedział zbyt wiele. Jako wolny demon mógłby pogrążyć zarówno księcia Rauma jak i Setha, co było nie na rękę wielu osobom. Dopóki miały nad nim jakąkolwiek władzę, coś co sprawiało że musiał być posłuszny, dopóty ta wiedza, której był w posiadaniu, była ukryta i mniej niebezpieczna. Co więcej - gdy tylko otrzymałby imię, dla własnego bezpieczeństwa powinien zniknąć na jakiś czas.
Księciowi Raumowi nie miał co się pokazywać na oczy - wszak mało brakowało, aby własnoręcznie go zabił podczas wyprawy do Dworu Cieni. Tylko przypadek sprawił, że wyszedł z tego cało. I kiedy nad tym się zastanawiał, coraz bardziej dochodził do wniosku, że Lucifuge z liścika jest tą samą osobą, którą chciał uwolnić, aby odzyskać utraconą wolność. Co znaczyłoby, że jego stary pan nie dość, że odzyskał w jakiś sposób wolność, a co więcej... Znowu wpakował się w identyczne bagno, co przed wiekami.
Demon westchnął ciężko, a w ślad za westchnięciem zaskrzypiały metalowe łańcuchy.
Tylko kto chciałby uwolnić przeklętego banitę? To zakrawało o szaleństwo. On miał motyw - chciał odzyskać wolność. Książę Seth nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Księżna Kurara nie miała powodu, aby ryzykować pozycją swoją i syna. Poza tym, Garbus sądził, że nawet była zbyt młoda, aby pamiętać tamte wydarzenia. Prawdopodobnie nawet przyszła na świat o wiele, wiele później. A książę Raum?
Zasadniczo też nie miał powodu, aby uwolnić Lucifuge'a Rofocale'a, zważywszy na to, że to jego ojciec i wujowie go zapieczętowali. Podjęte ryzyko nie przyniosłoby mu żadnych korzyści.
Wtem przypomniał sobie, że przecież jest sposób, aby dowiedzieć się, czy żyje! Przecież był jego sługą, co znaczyło, że był w stanie zawsze znaleźć jego przybliżoną lokalizację, o ile się nie ukrywał. Tylko... Czy to jeszcze zadziała? Tyle lat byli rozdzieleni, wiele się wydarzyło... A mimo to, Garbus wciąż odczuwał coś na kształt lojalności wobec swojego starego pana.
Poza tym, to co niepokoiło starego demona to były niepokojąco podobne zbiegi okoliczności. Lucifuge Rofocale został skazany za miłość do Walkirii - rykoszetem oberwali wszyscy jego poplecznicy, w tym Garbus. Lucifuge wspomniany w liściku odszedł z boginią śmierci - wszak nie była to Walkiria, ale zajęcie łudząco podobne w swej istocie.
Ilekroć Garbus próbował odtworzyć w pamięci przebieg rozmowy z Collette, kiedy miał ją zaprowadzić na arenę, tylekroć nie był w stanie stwierdzić, czy chociaż raz nie powiedziała cokolwiek o Lucifuge'u. Wydawało mu się, że nie, ale z drugiej strony: musiałaby być skrajnie głupia, aby wówczas cokolwiek o nim powiedzieć. Wystarczy, że jakoś wplątała się między królewskie wojenki.
Ale to podsunęło mu pomysł, w jaki sposób mógłby chociaż przekonać się, czy osoba, której poszukiwał jest tą samą, o której myślał. Przeczucie mówiło mu, że się nie myli.
Zszedł do więzienia, w którym przebywał brat poszukiwanej bogini. W pewnien sposób imponował mu: do tej pory nie powiedział nic, co mogłoby zaszkodzić jego siostrze ani nie zdradził jej lokalizacji. Garbus nie zamierzał nawet o nią pytać. Był pewien, że jeżeli dobrze to rozegra, wyjdzie z o wiele większą wiedzą, niż młody, ale niedoświadczony książę Seth.
Zaskoczyło go to, co zobaczył, kiedy zbliżył się do celi. Współwięźniarka, lisia demonica dzieliła się swoją wodą z nieprzytomnym bogiem śmierci. Kiedy zobaczyła zbliżającego się garbusa, naczynie wypadło jej z rąk, z głuchym brzękiem upadając na podłogę i rozlewając się.
- No proszę - rzucił kpiąco, patrząc z pożałowaniem na kobietę. - Ocuć go, mam do niego kilka pytań.
- Jest w tym stanie od kilku dni - wtrąciła cicho, delikatnie potrząsając Undertakerem.
- Ugryź go, na litość, nie mam całego dnia! - poirytował się Garbus, ale w tym momencie Cedrik otworzył oczy, nieprzytomnie wodząc nimi od swojej współwięźniarki do Garbusa, który przypatrywał im się zza krat.
Ledwo się dźwignął, współwięźniarka musiała mu pomóc, aby mógł oprzeć się o ścianę. Białe, długie włosy zwisały mu w nieładzie, a blizny, których się dorobił, nadawały mu makabrycznego wyglądu. Mimowolnie dotknął gardła i twarzy, gdzie wyczuł pozszywane tkanki, ale ani razu nie uskarżył się na ból, który musiał być powalający. Później zauważył zszytą rękę, co skwitował tylko krótkim westchnięciem.
- Dostaje coś do jedzenia? Książę kazał utrzymać go przy życiu - zapytał Garbus, zwracając się do strażników.
- Dostaje wodę. Nikt nie wie, co mu innego dać.
- Pięknie - mruknął Garbus, ale rozumiał obawy strażników. Gdyby otruł się przez piekielne jedzenie, dopiero wszyscy mieliby problem. A nikt nie miał pojęcia, co nie jest trujące stąd dla byłych śmiertelników. - Dajcie mu cokolwiek, bo w tym stanie równie dobrze zdechnie z braku pożywienia! Jak będzie się uskarżał, do dajcie coś innego, co tu rośnie i jest ogólnodostępne. Zacznijcie od tego, co rośnie w okolicy - zdecydował Garbus, przedstawiając książęcą pieczęć, która uprawniała go do wydawania odpowiednich rozkazów.
Undertaker z trudem wziął głębszy oddech.
- Chcesz mnie przekupić, tak? - zapytał podejrzliwie.
Garbus się uśmiechnął, słysząc pytanie.
- Jesteś mi tak obojętny, że bardziej być nie możesz. Tak się jednak składa, że w razie gdyby coś ci się stało, ja za to odpowiem, a że cenię sobie moją skórę... Rozumiesz - wtrącił pojednawczo. - Posłuchaj. Tak samo jak nie obchodzisz mnie, tak samo mało mnie interesuje twoja siostra. Chciałbym cię zapytać o coś innego - wyłożył od razu karty na stół. Tym samym niemal od razu zdobył uwagę boga śmierci.
- Słucham.
- Dziękuję. Może wiesz... Może sam widziałeś, a może twoja siostra ci opowiadała... Jak wyglądał Lucifuge? - zapytał bez ogródek.
- Dlaczego o niego pytasz? - Oczy Cedrika momentalnie się zwężyły. Wciąż pamiętał, jak Collette wymogła na nim przysięgę, że nigdy nie zabije tej dwójki. Nie rozumiał jedynie, czemu Garbusowi zależało na demonie. Może chciał go złapać, aby ukarać? Gdyby nie było Lucifuge'a, jego siostra byłaby bezpieczna, a on sam pozbyłby się problemu nie łamiąc obietnicy danej siostrze i nie brudząc sobie rąk. Był tylko jeden szkopuł: jeżeli znajdą Lucifuge'a, znajdą też i Collette.
- Był kiedyś moim panem. Chciałbym się przekonać, czy mówimy o tej samej osobie.
- Gilgamesz? - zwrócił się do niego Cedric, aż nie mógł w to uwierzyć. Tak samo zresztą, jak Garbus, który zamarł w bezruchu.
- Skąd znasz moje imię? - zapytał z lękiem. Nikt się tak do niego nie zwrócił od... od czasu, w którym zgładzono Rofocale'a.
- Cóż... Jestem bogiem śmierci - próbował blefować - ale nie znam imion absolutnie wszystkich. Znam twoje... przez przypadek. - Gdyby nie to, że przeczytał księgę życia Collette, kiedy ta pierwszy raz trafiła do Piekła, nie miałby o nim bladego pojęcia. A tak wyglądało na to, że wiedział już dokładnie, z kim ma do czynienia.
Wielkie oczy lisiej demonicy pełne nadziei zerknęły na Undertakera.
- Mniejsza o to. Opowiesz mi, jak wyglądał? Tylko tyle chciałbym wiedzieć.
Z każdym kolejnym słowem Garbus pozbywał się wątpliwości. Jego pan zdolał uciec z Dworu Cieni. To z nim uciekła ta przeklęta Collette! Czuł, jak głowę rozsadza mu niewypowiedziany gniew. Ale wiedział też, co będzie chciał zrobić.
- Posłuchaj. Zaproponuję ci pewien układ - zwrócił się do Cedrica. - Ja nie chcę, aby Lucifuge był razem z twoją siostrą i ty zapewne też nie. Pomóżmy sobie - zaproponował, uderzając w czuły punkt Undertakera.
- Na czym miałby polegać ten plan? - zapytał sceptycznie. Dla niego nie istniało inne rozwiązanie jak sprzątnięcie jednej ze stron. A na to zgodzić się nie mógł, bo nie miał żadnej gwarancji bezpieczeństwa siostry, dla której mimo wszystko chciał jak najlepiej.
- Na ich rozdzieleniu, a na czym by innym?
- Niestety, muszę odmówić - przyznał z ciężkim sercem Cedric. - Nie ufam ci.
- Nie musisz. Zastanów się nad tym. Przyjdę za jakiś czas - zdecydował Garbus, wstając. - Po prostu pomyśl, co jest najlepszym wyjściem z tej sytuacji.
Kiedy skierował się do wyjścia, a drzwi zamknęły się za nim na dobre, momentalnie przy nim znalazła się jego lisia towarzyszka niedoli.
- Jesteś w stanie zwrócić nam imię? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Skąd mam wiedzieć - mruknął. - To ty mnie pozszywałaś?
- Tak. Sądziłam, że nie przeżyjesz, gdybym cię zostawiła w tamtym stanie.
- Może... - mruknął Undertaker, osuwając się po ścianie. Może właśnie tak byłoby najlepiej? Jeśli by zginął, nic nie powiedziawszy, Collette byłaby bezpieczna i nie mogliby ją szantażować w taki sposób. Z drugiej strony ciekawiło go, czy Bogowie Śmierci zauważyli ich zniknięcie. Jednak jak szybko ta myśl się pojawiła, tak szybko poczuł zrezygnowanie. Z doświadczenia już wiedział, że nawet jeśli wiedzieli, to pozostawili ich samych sobie, a to znaczyło tylko tyle, że mogli liczyć jedynie na własny spryt i szczęście.
- Proszę! Jeśli nadasz mi imię, znajdę sposób, aby cię stąd wyciągnąć - z zamyślenia wyrwała go gorąca prośba.
- Jaki?
- Przemycę cię ze sobą do bramy wymiarów. Jest taka ogólnodostępna dla wszystkich. Stamtąd trafisz na ziemię.
- Jesteś w stanie to zrobić? - spytał pełen nadziei.
- Niczego nie mogę obiecać, ale mam pomysł jak to zrobić. Tylko wcześniej nadaj mi imię.
- Jak mam to zrobić?
- Po prostu powiedz: nazywam cię, imię, a potem robisz tak - tu demonica objęła delikatnie jego twarz dłońmi i delikatnie pocałowała w czoło. - Jeśli masz wystarczającą moc, nasze łańcuchy same pękają i stajemy się na powrót wolni. Jak się nie uda - trudno, będziemy kombinować inaczej.
- Chciałbym... Jestem wdzięczny za to, co dla mnie zrobiłaś - przyznał uczciwie. - Może moja siostra miała rację. Może jest szansa, abyśmy się stali sobie bliżsi. Zdaję sobie sprawę z tego, co dla mnie zrobiłaś. A więc - przysunął się bliżej lisiej towarzyszki - Jak miałaś wcześniej na imię?
- Chcę nosić takie, które ty mi nadasz. Nie chcę wracać do przeszłości - poprosiła. Z podekscytowania nie mogła uspokoić swojego lisiego ogona, który merdał tak radośnie, jak u psa.
Undertaker zastanowił się chwilę, zastanawiając nad doborem imienia. Nic mu nie przychodziło do głowy na tyle odpowiedniego, aby nazwać demonicę. W ogóle nie miał pojęcia, jakie imię było na tyle ładne w demonim rozumowaniu, a jakiegoś pospolitego, ludziego nadawać nie chciał.
- Nazywam cię Lilith Rakumi - zdecydował, po czym pocałował płaczącą ze szczęścia towarzyszkę. I w tym momencie ciężkie łańcuchy spadły z rąk i nóg demonicy, przywracając jej upragnioną wolność. A sama Lilith nie spodziewała się, że otrzyma tak potężne imię, jak jedna z pierwszych królowych.
- Poliżę ci rany. Będą się szybciej goić - zaproponowała z wdzięcznością.
***
Tymczasem Garbus przekonany o słuszności swoich podejrzeń zaczął poszukiwać swojego starego pana. Znał specficzną pieczęć, dzięki której mógł znaleźć przybliżone miejsce pobytu. Niewiele myśląc, wykonał stare zaklęcie, dzięki któremu przeniósł się na ziemię. Niezbyt go to zdziwiło, ale nie wyczuwał w pobliżu niczyjej obecności. Okolica wydawała się zupełnie niezamieszkała, a swoim czułym słuchem był w stanie wychwycić szum fal rozbijających się o brzeg, co utwierdziło go w przekonaniu, że jest gdzieś w pobliżu plaży. Kiedy skierował się w kierunku szumiącej wody, całkowicie ukrył swoją obecność, aby być w stanie znaleźć Collette lub Lucifuge'a. Tymczasem usłyszał cichy głosik, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Collette! Przebrzydła istota, przez którą omal nie zginął.
Ostrożnie podpełzł bliżej, przyglądając się prawdziwie sielskiemu obrazkowi.
Białowłosa bogini jaśniejąca radością niczym słońce krzątała się wokół demona, który podzielał w zupełności jej nastrój. Garbus poczuł wręcz obrzydzenie, patrząc na szczęśliwą parę. W jego opinii takie zachowanie nie przystawało porządnym demonom. Co innego zaspokajanie własnych potrzeb, ale miłość? Chwilę później przyszło mu na myśl, że jego pan był kiedyś identycznie szczęśliwy. Na krótko przed tym, jak został skazany za związek z Walkirią.
Postanowił brutalnie przerwać tę sielankę, wychodząc z ukrycia. Collette od razu ukryła się za plecami Lucifuge'a, a jego oblicze spochmurniało. Widać było, że zamierzał ochronić swoją nową wybrankę przed potencjalnym zagrożeniem.
- Tak się cieszysz na widok swojego starego sługi? - zapytał z wyrzutem Garbus, stając naprzeciwko Rofocale'a, krzyżując ręce na piersi.
- Jak nas tu znalazłeś? - warknął demon, a jego oczy zapłonęły szkarłatem. W duszy wyrzucał sobie szaloną nieostrożność i niekompetencję. Rozpostarł masę barier, powinien wyczuć każdego intruza! Jak zdołał tu się przedostać?
- Zapomniałeś, że byłem na każde twoje zawołanie - stwierdził ze smutkiem.
- Proszę, odejdź stąd. Chcemy tylko spokojnie żyć - odezwała się błagalnym głosem Collette. - Nie będziemy nikomu wadzić - próbowała negocjować.
- Nie dotrzymujesz słowa. Dlaczego miałbym robić to, o co mnie prosisz? - zakpił niewolnik.
- To... Po prostu sytuacja się tak potoczyła. Gdybym nie wpadła wówczas na księcia...
- A gdyby nie ukarano Lucifuge'a, ja nigdy nie stałbym się niewolnikiem! - przerwał jej Garbus pełen gniewu.
W międzyczasie Lucifuge za pomocą swoich mocy utwierdził się w przekonaniu, że Garbus nie przyprowadził nikogo ze sobą. Jednak to miejsce, w którym byli, zostało spalone. Mieli mało czasu, musieli jak najszybciej zniknąć. I korzystając z niezwykłej więzi, jaką dzielił z księciem Raumem, przekazał mu wieści o kłopotach.
- Dość! - Warknął Rofocale, nie mając najmniejszego zamiaru rozkopywać przeszłości. - Co chcesz za milczenie?
- Oddaj mi wolność - stwierdził bez ogródek.
- Tak? Tylko tyle? A potem wrócisz i doniesiesz na nas?
- Byłbym idiotą - parsknął śmiechem Garbus. - Nie jestem służbistą. Cenię moje życie, a w tym wypadku ściągnąłbym na siebie niepotrzebną uwagę.
- Niech ci będzie - jęknął Rofocale. Nie miał na razie innego wyjścia, więc postanowił grać na zwłokę. Wyciągnął swoją szponiastą dłoń, wymamrotał jakieś zaklęcie w staroichirańskim, z któego Collette zdołałą zrozumieć zaledwie co drugie słowo, po czym łańcuchy niewolnika obróciły się w pył. - Zwracam ci imię, Gilgameszu. Jesteś wolny.
- W końcu! - ucieszył się demon, obmacując nadgarstki jakby chciał sprawdzić, czy nie śni. W końcu mógł zjeść tyle dusz, ile tylko zapragnął! Mógł zawiązać byle jaki kontrakt z ludźmi! Życie zaczęło mu się malować w weselszych barwach. - A, skoro już tu jestem: złapali twojego brata. Siedzi w więzieniu w Piekle - zwrócił się do Collette. Dziewczyna zamarła, słysząc te rewelacje. - Książę Seth bardzo chce cię złapać. Pomogłem mu cię wytropić, ale od tej pory, sprawa przestaje mnie interesować. Zdobyłem co chciałem.
- Co z nim? Co z Cedrikiem?! - Lucifuge ledwo zdołał złapać Collette, która ruszyła na Gilgamesza. Musiał ją naprawdę mocno trzymać, aby mu się nie wyrwała.
- Widziałem się z nim dzisiaj. Gdyby nie jego delikatna pomoc, nie znalazłbym was tak szybko. Jesteście naprawdę bezmyślni - przyznał, a w tym samym momencie powietrze przeszył dźwięk łamanych kości, a za chwilę Rofocale i Collette zauważyli mroczną sylwetkę Rauma, który niepostrzeżenie zdołał się zakraść za Gilgamesza i właśnie skręcił mu kark. Collette zakryła usta dłońmi, krzyk uwięzł jej w gardle.
- Tym razem naprawię własne niedopatrzenie - mruknął, wyrywając Gilgameszowi serce i oglądając, jak zdziwiony zamienia się w popiół.
- Udało ci się w samą porę - skwitował Lucifuge. - Musimy jak najszybciej zmienić miejsce.
- Oczywiście. Nie mamy żadnej pewności, ile osób poza nim o tym wiedziało.
- Braciszek! - jęknęła Collette - Musimy mu pomóc! Musimy zawiadomić...
- Zajmę się tym - zapewnił Raum - wpadnę na chwilę do Piekła, aby dowiedzieć się, jak się mają sprawy. Rofocale, opiekuj się Collette.
- Idę z tobą! Tam jest mój brat! - zażądała dziewczyna.
- Już raz poszłaś i zobacz, do czego to doprowadziło! - zdenerwował się Raum.
- Nie zostawię brata samego - upierała się przy swoim.
Raum z Lucifuge'm popatrzyli na siebie męczeńsko. Ta misja nie miała szans się udać. Na cud zakrawało to, że ją zdołali jakoś odesłać do domu i że jeszcze nikt za to nie odpowiedział.
- Na razie zmieniamy lokalizację. W międzyczasie zastanowimy się, co robić - wtrącił pojednawczo starszy demon. Cała trójka się zgodziła i zanim Collette zdołała cokolwiek powiedzieć, dwójka demonów otworzyła portal do kolejnego miejsca, w którym nigdy wcześniej nie była.
Ustalili, że najlepiej będzie się trzymać z dala od wszelkich mieszkańców, jeżeli chcieli liczyć na dłuższy pobyt. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie i nie była w stanie myśleć racjonalnie. Znów była rozdarta, bo wszystkie jej myśli biegły ku bratu. Ledwie podjęła jedną trudną decyzję, to teraz musiała sprostać kolejnej. Gdyby tylko nie myśl, że swoim pojawieniem się może zaszkodzić Raumowi, już by forsowała bramy piekła. A gdyby tak...
- Raum, może ty mnie po prostu przyprowadzisz do Piekła, że niby złapałeś sprawcę? Odsuniesz od siebie podejrzenia, braciszka wypuszczą na wolność, a ja powiem że wynny był Gilgamesz?
- Wykluczone - zanegował Rofocale. - Nie pozwolę, aby stała ci się jakakolwiek krzywda.
- Przecież on już nie żyje, a w ten sposób wszyscy będą bezpieczni!
- Naprawdę uważasz, że demony są na tyle honorowe, by dotrzymywać słowa? Muszę cię rozczarować, to zależy od sytuacji - mruknął Raum. - Nie mamy żadnej gwarancji nawet na to, czy twój brat będzie wciąż żył, kiedy tam trafisz, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wymianie.e
- Musi być sposób, abyśmy wszyscy byli szczęśliwi - Collette nie chciała się poddać. - A gdybym została demonem? Wtedy nie byłoby problemu?
- Tylko że to jest niemożliwe. Bogowie śmierci nie mogą zmienić rasy - uciął jej książę.
- Collette - wtrącił spokojnie Lucifuge, gładząc ją po głowie - posłuchaj uważnie. Twój brat chce, żebyś była szczęśliwa. W przeciwnym razie nie milczałby dla twojego dobra. Rozumiesz? Nie powinnaś niszczyć jego poświęcenia w tak głupi sposób. Jeżeli chcesz uszanować to, co dla ciebie robi, nie wychylaj się z cienia. Bądź szczęśliwa, tak jak sama chciałaś i tak, jak pragnął tego dla ciebie.
Bogini zgadzała się z tym, co mówił jej ukochany, co nie zmieniało faktu, że nie mogła się z tym pogodzić. Łzy ciekły nieustannie z oczu, których nie potrafiła zatrzymać.
- Spróbuj się z tym chociaż przespać - poprosił demon, tuląc ją do siebie.
Łapcie kolejną część starych opowieści! Tradycyjnie dajcie znać, co sądzicie.
Sugardemononme
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top