Rozdział 31
Bianka
Pierwszy tydzień wakacji upłynął mi na treningach, spędzaniu czasu z mamą i siostrą, i ogólnych obowiązkach. Czułam, że z każdym dniem staję się silniejsza, nie tylko fizycznie. Coś zmieniało się wewnątrz mnie. Pokochałam siebie taką, jaką mnie stworzono. Patrzyłam w lustro, w głowie godząc się z tym, kim byłam naprawdę.
Jestem Bianka Kwiatkowska. Córka Tymona i Julii, którzy zapisali się kartach historii Wspólnoty, a ja byłam częścią tej społeczności. Nie zamierzałam dłużej próbować wchodzić w inne szuflady, dopasowywać się, udowadniać coś sobie. Tylko wśród tych ludzi czułam się dobrze. A szkoła kiedyś się skończy, to tylko etap. Wspólnota będzie na zawsze...
Mając takie myśli, nie wiedziałam, co odpisać Danielowi, który znów namawiał mnie, żebym do niego przyszła...
Julia
Nieważne, co na siebie założyłam, jak ułożyłam włosy i jak bardzo starałam się wykonać perfekcyjny makijaż. Kinga miała w sobie coś, co nadłamywało moją pewność siebie. Ta zołza miała moc odbierania mi mojej mocy. Minęło wiele, wiele lat, odkąd tu mieszkała i trochę czasu od kiedy widziałam ją po raz ostatni, ale czułam, że mnie zaskoczy.
Nie miałam jednak wymówki... Teściowie wyprawiali huczną imprezę, na którą byli zaproszeni chyba wszyscy. Co prawda, ich okrągła pięćdziesiąta rocznica ślubu już minęła, ale wtedy teściowa trochę podupadła na zdrowiu, więc teść przesunął termin świętowania na „kiedyś". To „kiedyś" właśnie nadeszło.
Mocowałam się z zapięciem łańcuszka przed lustrem, kiedy Tymon wszedł do naszej sypialni.
– Daj. – Chwycił dwa srebrne końce w swoje palce. Gdy skończył, pochylił się i ucałował moją szyję, złączając nasze dłonie na moim brzuchu. – Jesteś piękna, żono.
– Lepiej nie będzie – odparłam z przekąsem.
– Auć! – Puścił mnie. – Zarzucasz mi brak gustu?
– Co? – Odwróciłam się w jego stronę ze śmiechem.
– Uważasz, że wybrałem sobie brzydką żonę? – Patrzył na mnie prowokująco. – No, dalej. Powiedz mi to w twarz, jeśli masz odwagę.
– Odkąd wziąłeś mnie za żonę, wiele się zmieniło.
– Masz rację – przyznał z powagą. – Wiele przeszliśmy, urodziłaś trójkę dzieci – kiwał głową, wyliczając na palcach. – Mnóstwo za nami stresów, nieprzespanych nocy, znalazłaś pracę, zaangażowałaś się w życie Wspólnoty...
– Dobra, już dobra. – Machnęłam ręką, wracając do szykowania się. – Dzieci! Jesteście gotowe?!
– Ale ja nie skończyłem... – odpowiedział naburmuszony.
– Nie dobijaj mnie. Nie dziś.
– Nie zamierzałem. Nie posłuchałaś do końca.
– Dzieci?! Pytałam o coś! Pomóc wam w czymś? – Chowałam przybory do malowania na miejsce, kiedy Dominik i Bianka wpadli do sypialni, mówiąc coś jednocześnie, przez co w ogóle ich nie zrozumiałam, a do tego wszystkiego przekrzykiwał ich Tymon.
– Przecież chciałem zasypać cię komplementami. Jak mogłaś zwątpić we mnie? Czy ja kiedykolwiek cię zawiodłem? Stanąłem przeciwko tobie?
Uniosłam mocno wytuszowane rzęsy, patrząc w oczy męża, którego mina rzedła z sekundy na sekundę. Dzieci zamilkły. Tymon wziął głęboki oddech, chowając dłonie do kieszeni eleganckich spodni.
– Wiem, że stresujesz się Kingą. Ją miałem na myśli. Czy ja kiedyś cię nie obroniłem? Już raz wyszedłem z tobą i Bianką na rękach, po tym, jak się czepiała, pamiętasz?
– Co z tą Kingą? – zagaił Dominik.
– Gdzie jest Zuzia? – ucięłam dyskusję.
– Ty widziałaś jak ona jest pomalowana? – Tymon wskazał na Biankę. – Czy ty powinnaś mieć tak mocno czerwone usta w twoim wieku, córko?
Poszłam szukać młodszej.
Ukrywała się w swoim pokoju. Ukrywała, bo dobrze wiedziała, że nie powinna tak robić. Wzięłam głęboki oddech, zbierając się w sobie, żeby nie zacząć krzyczeć.
– Moja szminka! – krzyknęła Bianka, zauważając siostrę, która zrobiła sobie makijaż jej kosmetykami. Dość nieudany i krzywy makijaż trzeba przyznać. – Zniszczyłaś moją ulubioną szminkę!
– Och, to jest twoja ulubiona? – zadrwił Tymon. – Różowa? To dlaczego wybrałaś dziś numer 80, krwista, ponętna czerwień, ugryź mnie w wargę?
– Co? – Obruszyła się Bianka, zabierając siostrze swoje zniszczone kosmetyki. – A jej nic nie powiesz? Wlazła do mojego pokoju i wzięła rzeczy bez pozwolenia.
Na domiar złego, za moimi plecami jeszcze zaczął się śmiać Dominik.
– Cisza – powiedziałam spokojnie, rozkładając ręce i to podziałało lepiej niż krzyk. Wszyscy zamarli, chyba bojąc się, że jeśli wybuchnę, mogą popękać mury. – Bianka, zabierz to stąd i przynieść coś do zmazywania makijażu. Dominik, ty idź przebierz koszulę.
– Skąd wiedziałaś? – spytał zszokowany.
– Jestem twoją matką, oczywiście, że zauważyłam tę plamę. Na pewno masz coś zapasowego i eleganckiego w szafie.
– A ta... – zaczął, ale mu przerwałam.
– A tę wrzuć do pralki. To chyba jasne?
– Okej... – wycofał się. Wolał ze mną nie zadzierać.
– Tymon, ty sprawdź, czy wszystko gotowe, żebyśmy mogli od razu wyjść, gdy skończę z Zuzią.
– Tak jest, szefowa. – Również wyszedł.
– Oj, Zuzia... – Westchnęłam. – Dlaczego to zrobiłaś?
– Chciałam być jak ty i Bianka. – Zrobiła smutną minę.
Pokręciłam głową, odbierając od starszej córki waciki i płyn micelarny.
Gdy parkowaliśmy, już widziałam podskakujące loczki. Mało się nie posikała, bo pewnie ktoś z zebranych powiedział, że w końcu jesteśmy. Potrzebowałam bardzo, bardzo głębokiego oddechu.
– Spokojnie – powiedział Tymon. – Śpią u moich rodziców. To oczywiste, że przyjechali z nimi wcześniej.
– Oczywiście...
Wysiedliśmy, Tymon postawił Zuzię na chodniku i zabrał z bagażnika pakunek, a my zbliżaliśmy się powoli w stronę grupki.
– Hej! – Wyszła z sali Ana, machając nam energicznie. Jak dobrze mieć taką Anę w swoim życiu.
– Cześć! – Kinga klasnęła w dłonie. – Tymon! Ile my się nie widzieliśmy?! – Objęła go ramionami, naprawdę to zrobiła. Zołza przytuliła się właśnie do mojego męża.
On w jednej ręce trzymał prezent, w drugiej rękę Zuzi i patrzył na mnie wielkimi oczami, jakby pytał mnie, co ma zrobić.
– A tej panienki to nie znam. – Puściła go i pochyliła się do Zuzi. – Cóż za piękność! Oczy to masz wręcz magnetyczne. Po tacie! – Wyciągnęła do niej dłoń. – Cześć, jestem Kinga.
– I wszystko jasne – powiedział cicho Dominik i razem z Bianką parsknęli krótkim śmiechem.
– Gdzie twój ukochany? – spytałam, bo miałam ochotę poucinać jej ręce za to, że dotyka mojej córki.
– W środku. – Wyprostowała się, patrząc w końcu na mnie. – A ty jak zawsze spóźniona.
– Impreza się nie zaczęła – przemówił Tymon. – Jeszcze czas.
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się do niego. – Ale Kwiatkowscy powinni być wiele wcześniej.
– Byłabyś idealną Kwiatkowską, prawda? – Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a ona niemal urosła do nieba z dumy. – Jaka szkoda, że Tymon ma gust.
Wyminęłam ją, a Bianka znów się zaśmiała, łapiąc mnie pod rękę.
– To było dobre, mamo.
Po mojej drugiej stronie szedł syn i byłam pewna, że idzie również mąż. Na pewno szedł. O ile chciał mieć nadal władzę w nogach.
– Mam rozumieć, że kiedyś chciała być żoną taty? – zagadał mnie Dominik.
– Mądre z ciebie dziecko. – Puściłam mu oczko. – Po mamusi.
Wchodziłam do środka, ze swoimi dziećmi, które drżały ze śmiechu. I tym razem znalazłam się w dobrych ramionach. Wyściskali nas wszyscy Kwiatkowscy.
Zabrałam się za pomoc w przygotowaniach, witając się z przybywającymi gośćmi. Tymon, gdy coś niósł, nadrabiał drogi, żeby tylko wyminąć Kingę. Ujęło mnie to, że tak bardzo bał się podpaść żonie.
– Tymon? – Kinga i tak go złapała w locie. Trzymała dłoń na jego bicepsie, żeby sobie pomacać i coś do niego mówiła.
On od razu odnalazł mnie wzrokiem. Widział, że widzę. I znów chciało mi się śmiać z jego miny. To nie była jego wina, że Kinga najchętniej dosiadłaby go na pierwszym lepszym krześle, mnie by otruła i zamieszkałaby na stałe w moim łóżku. Nie zapomniałam jednak nigdy, że raz odpuściłam. Raz. I to był błąd. A Tymon dostał jedną, jedyną, ostatnią szansę do końca swojego życia i też o tym nie zapomniał. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek próbował znów zniszczyć moją rodzinę.
Impreza się rozkręciła, zeszli się już wszyscy, nawet ci niemile widziani, którzy nie odpuściliby sobie takiego wieczoru. Umiałam sobie radzić, lecz mąż i tak miał na mnie oko. Na mnie i na dzieci, a posiadał tylko jedną parę. I dobrze. Przynajmniej miał zajęcie.
Zachęcano nas do wyjścia na środek. Miał za chwilę rozpocząć się taniec Wspólnoty, który podobno łączył. Cóż, niektórych spraw już nie da się naprawić, a to co zostało rozdzielone, nie złączy się nigdy. Mogłabym się założyć, że Kinga nie mogła się doczekać, aż wpadnie w ramiona Tymona. Mareccy również stali zadowoleni tuż za swoimi żonami. Uśmiechnęłam się do Hani, myśląc: „Co rozdzielone, nie zostanie połączone". Niby utrzymywałyśmy ze sobą „dobrą" relację, ale to raczej było dyplomatyczne zawieszenie broni niż przyjaźń. Nie zaprzyjaźnimy się już niestety...
Muzyka się rozpoczęła, odwróciłam się do męża, który od razu do mnie przylgnął.
– Pamiętaj, że kocham wiele kobiet na tej sali, ale tylko z tobą pragnę tańczyć nago.
Wypuścił mnie roześmianą, do następnego partnera, którym okazał się Marco.
– Pani Kwiatkowska – Skinął mi przesadnie grzecznie głową.
– Panie Pietruszewski – Zrobiłam to samo, nim mnie wypuścił i oddał Marcelowi.
Później wpadłam w ramiona Gabriela.
– Kto by pomyślał... Prawda, Julia? – Domyśliłam się, że chodzi mu to, że się dotykamy bez przemocy.
– Sam Lucyfer, Gabrielu. – Pokazałam mu wszystkie zęby w sztucznym uśmiechu, a on z ochotą podał mnie dalej.
Czasy, w których drżałam przed Gabrielem Mareckim również odeszły bezpowrotnie.
Zrobiłam dwa okrążania w ramionach mężczyzn dużych i małych, Alf i nie Alf. A kiedy muzyka wydała ostatnie tony, wpadłam na Gracjana. Z ciężkością przełknął ślinę, nim złapał moją dłoń i się ukłonił. Tak. Karmiłam się jego ukłonem. Gracjan Marecki kłaniał się Julii Kwiatkowskiej. Zerknęłam na jego brata ze wzrokiem: „Kto by pomyślał, Gabrielu?"
On nie mógł zrobić nic. Żaden z nich nie mógł. Bo mój mąż właśnie objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Wracałam do stolika, mając po swoich bokach Tymona i Wojtka.
Bianka
– To Tymi. – Nielubiana przez moją mamę kobieta, właśnie przedstawiała mi swojego syna. – Pewnie go nie pamiętasz. Byliście tacy mali, gdy się razem bawiliście – wspominała z nostalgią.
– Yy... Tymi? – Uścisnęłam grzecznie jego dłoń, a on przewrócił oczami. – Jestem Bianka.
– Tytus. Mama tak zdrabnia, przepraszam za nią.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Ty się matką nie zasłaniaj. Tymi ładniej brzmi, prawda? – Spojrzała na mnie.
– Ymmm... Masz rodzeństwo? – spytałam, ciekawa, jak nazwałaby córkę. Blanka? Julita? Anabella, by móc ją wołać: „Ana"? Zaczęłam podejrzewać, że niechęć mamy do tej kobiety jest jak najbardziej uzasadniona.
– Nie. – Pokręciła głową. – Doczekaliśmy się jednego dziecka.
Zerknęłam odruchowo na jej męża, siedzącego przy stoliku. Patrzył przed siebie, jakby go tu nie było, a i zbyt atrakcyjny nie był.
– Rozumiem – przytaknęłam. – Różnie bywa. Różnie się w życiu układa.
– Tak, tak. Widzisz twoja mama też jedynaczka, a sama była w tylu ciążach.
– Tak. – Uśmiechnęłam się z grzeczności. – Jak mówiłam, różnie się w życiu układa. Przepraszam, ale muszę... – Wskazałam w byle jakim kierunku. – Naprawdę miło mi było poznać.
Zwiałam od nich. Chłopak wydawał się nawet w porządku, ale od jego matki czułam dziwne prądy.
Po trzeciej godzinie imprezy młodzież, jak zwykle, nie siedziała już z rodzicami, a utworzyła własny stolik. Siedziałam obok Kuby, który co jakiś czas dotykał mnie mniej lub bardziej przypadkowo. Czułam się z tym inaczej kiedyś. Kiedyś nie zwróciłabym na to nawet uwagi. Graliśmy w karty, śmialiśmy się, opowiadaliśmy jakieś historyjki. Cieszyłam się, że niewiele osób wie o tym, co stało się między mną a Kubą. Niektórzy mogliby przez to inaczej go traktować.
Nagle sięgnął do kieszeni po telefon. Odruchowo zerknęłam, a on schował przede mną wyświetlacz, poważniejąc w sekundę. Poklikał coś i schował. Obserwowałam czujnie, co teraz się stanie. Pierwszy po urządzenie sięgnął Nikodem. Kryspin coś wyczuł, spojrzał na jednego i drugiego. Podrapał się po brodzie i zagadał na jakiś temat do Emilki, powoli wyciągając komórkę z kieszeni. Odczytał wiadomość, a późnej znów ta trójka na siebie spojrzała.
Kuba znów wystukał jakąś wiadomość. Tym razem do Dominika, który upił ze swojej szklanki po przeczytaniu. On na nikogo nie spojrzał, więc teraz nie byłam pewna, czy oni SMS–ują między sobą. Po chwili jednak zauważyłam, że i Tobiasz coś robi w telefonie.
Wstałam od stolika, bo zaczynałam dostawać paranoi. Dzisiejsza młodzież spędza sporo czasu na telefonach. Niekoniecznie oni przekazywali sobie wiadomości. Postanowiłam pójść do ciotek. Kobiety były prostsze.
Wybuchałam co rusz śmiechem w towarzystwie kobiet Kwiatkowskich. Dominik chyba chciał podejść po coś do ojca.
– Gdzie Kuba? – zaczepił go wujek Marcel.
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo ciotki znów wybuchły śmiechem, ale wujek wydawał się uspokojony. Rozejrzałam się po sali i odwróciłam za siebie, żeby zerknąć przez okna. Nigdzie nie było Kuby, Nikodema ani Kryspina. A Dominik i Tobiasz mieli ich zapewne kryć...
^^^^^^
Macie jakieś podejrzenia, gdzie podział się Kuba? ;)
Przekroczyło 2 tys gwiazdek! Dzię-ku-ję! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top