Rozdział 28


Bianka

Nie ma nic za darmo. Musiałam pomóc posprzątać dom, naszykować świeże pościele i ręczniki, pojechać z tatą na zakupy. Mama w tym się gotowała i również sprzątała. Nie przeszkadzało mi to. Byłam tak wychowana. Jeśli czegoś chciałam – dostałam to, ale musiałam włożyć przynamniej minimum wysiłku.

Cieszyłam się ogromnie, że spędzę tę noc z Emilką i Nadią.

– Cześć! – Uśmiechałam się szeroko, równie szeroko otwierając drzwi, przez które właśnie przechodził wujek Marek z Emilką i Nikodemem.

– Hej, młoda. – Puścił mi oczko. Uśmiech mi zszedł, bo przypomniałam sobie, co powiedziała o nim Eliza. Nie, wujek nie był seksowny, był... wujkowaty.

– Dobry, dobry! – Klasnął ojciec. – Chodźcie dalej. – Podał dłoń Nikodemowi, a później poklepał po ramieniu Emilkę. Na końcu przywitał się w wujkiem.

– Przywiozłem córkę jedyną, podobno pod twoją opiekę? – zażartował.

– Marco. – Tata położył dłoń na sercu. – Wiesz dobrze, co bym zrobił dla naszych dzieci. Będzie tu bezpieczniejsza od prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Nikodem się zaśmiał, witając z moją siostrą.

– Na szczęście jestem tego pewien – przyznał wujek.

Oni poszli na kanapę. Zuzka od razu usiadła obok wujka, jak kiedyś ja, i zagadywała go wesoło, a on odpowiadał z powagą i szacunkiem, jakby wcale nie była pięciolatką. Nieważne, że pytała o bzdury. Zaprowadziłam Emilkę do siebie, żeby mogła zostawić torbę. Mama już w swoim żywiole weszła w rolę perfekcyjnej pani domu. Ona to kochała, serio. Uwielbiała gości. To znaczy tylko tych, których akceptowała. Od razu rozkwitała.

Z pokoju w końcu wyszedł mój brat, też witając się ze wszystkimi. Również lubił Pietruszewskich. W sumie, kto ich nie lubił? Chyba nie znałam nikogo takiego.

– Hej. – Nikodem wszedł za nami do mojego pokoju. Emilka od razu z niego wyszła. Byli ugadani. Podszedł bliżej i po prostu mnie przytulił. Mocno, a jednocześnie z ciepłem i troską. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Już wiecie?

– Kuba do mnie zdzwonił. Mamy do pogadania, mała.

– Nie mogłam powiedzieć, nie potrafiłam.

Cofnął się, ale wciąż trzymał moje ramiona. Patrzył mi długo w oczy.
– Masz nas. Jesteś cholerną księżniczką Kwiatkowską. Żadne dupki nie mają prawa...

– Ale Kuba...

– Wiem – przerwał mi. – Wszystko wiem. Musiał się komuś wygadać.

Do środka weszła Emilka, kilka sekund później weszła na górę moja mama. Poszła po coś do pokoju. Teraz tym bardziej byłam pewna, że mieli to zaplanowane i pilnowała nas niedaleko, żebyśmy mogli porozmawiać.

– Chodźmy na ogród. Dominik już wyciągnął paletki – zaproponowała Emilka.

Oni chcieli ze mną grać. Nie uważali się za zbyt dorosłych. Przy nich czułam się zupełnie inaczej. Wolna, choć w niewoli Wspólnoty. Byłam inna dla ludzi z zewnątrz, ale jak najbardziej normalna i akceptowana dla ludzi wewnątrz.

Graliśmy na zmianę, kto nie grał, siadał na kocu. Nasi ojcowie również przenieśli się na ogród. Rozmawiali i grali z Zuzią w planszówkę.

Ile mieli lat? – pomyślałam ironicznie o Danielu. – Czterdzieści.

Uśmiechnięta mama usiadła w końcu obok ojca, gdy przyniosła już wszystkie pyszności. Po dwóch sekundach wszyscy wybuchli śmiechem.

Nadeszła zmiana. Teraz Emilka grała z Dominkiem. Ja usiadłam na kocu, a Nikodem obok mnie.
– Wiem, dlaczego tak się zachowywał. – Od razu przeszedł do rzeczy.

– Dlaczego? Bo wiesz, ja miałam go za przyjaciela. I wciąż mam... ale... – Westchnęłam. – To trudne.

– Powiem ci coś, ale tylko dlatego, że się męczysz.

– Powiedz.

– Kuba od jakiegoś czasu wcale nie traktuje cię jak przyjaciółkę.

Zabolało, więc schowałam spojrzenie, a on kontynuował:
– Czuł się zagubiony, źle mu z tym było, sam tego nie rozumiał i dlatego zaczął się od ciebie odsuwać, chociaż jednocześnie wcale nie tego chciał.

– Nie rozumiem?

– Trzymał się z tamtymi kolegami, nawet jak przyszłaś do tej szkoły, a stałaś się ich celem, bo próbował sobie wmówić, że wcale nie jesteś taka fascynująca. Wolał patrzeć na ciebie ich oczami. To znaczy chciałby tak patrzeć. Jak na zwykłą, dziwną dziewczynę.

– Dzięki za pocieszenie. – Uśmiechnęłam się do niego krzywo.

– Kuba... – odchrząknął. – Nie powiedział mi tego wprost, co prawda, ale to stało się dla mnie jasne, Bianka. On już nie patrzy na ciebie, jak na przyjaciółkę, a jak na młodą kobietę.

– Co? Masz na myśli, że...

– Tak... – Przytaknął głową. – Moim zdaniem się w tobie podkochuje. Próbował z tym walczyć, ale jednak ciągnie go do ciebie. Pewnie się boi twojej reakcji, więc chciał trzymać dystans. Jeśli nie czujesz tego samego, zranisz go. To Alfa. – Skrzywił się. – Wiesz, jak źle znosimy porażki.

– Ty tak teraz na poważnie?

– Poważnie.

– Zmiana! – krzyknęła Emilka. – Bianka z Dominikiem!

– Nadia! – Ucieszyłam się na widok kuzynki, która też już dołączyła wraz z ciocią Amandą.


Marcel

Weronika pojechała z Filipem do mojej mamy, Tobiasz gdzieś poszedł, a Kuba siedział w swoim pokoju. Słyszałem te śmiechy na podwórku i było mi przykro. Wiedziałem, co właśnie czuje mój syn. Rozumiałem, że bardzo zawinił w sprawie Bianki. Niestety bliscy trochę go przez to odtrącili. Nie popisał się. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem, kto w młodości nie był głupi. Ja i Tymon oberwalibyśmy tymi kamieniami. Mocno.

Poszedłem na górę. Zapukałem. Siedział nad szkicownikiem. Zbliżyłem się. Jezioro otoczone lasem. To właśnie zawzięcie szkicował mój syn. Okno było uchylone. Na pewno słyszał, co tam się dzieje.

– Nie chcesz do nich iść? – spytałem, zerkając przez szybę. Pod odpowiednim kątem było stąd widać kawałek ogródka Kwiatkowskich.

– Nie jestem mile widziany – odparł z goryczą. Zabolało mnie to.

– Jesteś ich przyjacielem. Trochę członkiem rodziny. Kwiatkowscy i Pietruszewscy są dobrymi ludźmi.

– A ja ich zawiodłem.

Spojrzałem w podłogę, zbierając myśli. Co miałem mu powiedzieć?
– Może czas stawić temu czoła, Kuba? Nie możesz w nieskończoność siedzieć w pokoju.

– Siedzę też w schronisku i w szkole. Nie tylko w pokoju.

– Tymon dał ci w kość na treningu?

– Gorzej.

– To znaczy?

– Przestałem być jego ulubieńcem. Już nie daje mi zadań dodatkowych i nie przybija piątek, gdy je perfekcyjnie wykonam, dając przykład innym. Teraz woli poświęcać czas pozostałym, na przykład Kryspinowi.

– Kryspin awansował. Tymon musi go mocniej szkolić.

– Mhm... – Westchnął ciężko. – W porządku. Rozumiem go. Bianka jest jego córką, a ja obiecałem, że się nią zaopiekuję. Czułbyś to samo. Ja też.

Przyznałem mu rację.
– Nie chcę nawet patrzeć na panią Julię. Tak wiele poświęciła dla Bianki, a ja nie zrobiłem nawet potrzebnego minimum.

– Julia jest jej matką. To coś innego.

– Doprawdy? – W końcu na mnie spojrzał. – Trzymała w ręce nóż dziadka, który mógł na zawsze odebrać jej władzę w dłoni. Właśnie dlatego, bo nasz dziadek, chciał zabić Biankę w jej brzuchu.

Oblizałem usta.
– Jest rodzicem, Kuba. Kiedyś zrozumiesz. Dziewięćdziesiąt procent matek i ojców chwyciłoby ten nóż, nawet jeśli mieliby stracić całą rękę. Ty jesteś przyjacielem rodziny.

– Bianka mogła nie żyć przez naszą rodzinę, a teraz nasza rodzina znów zawiodła.

– Przypominam ci, że Bianka o tym nie wie, jeśli nie chcesz zawieść znów, trzymaj buzię na kłódkę.

– Wtedy miałaby więcej powodów, żeby mnie nienawidzić – odburknął, wracając do szkicowania. – Dlaczego jej nie powiedzieli?

– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Podejrzewam, że Tymon zostawił to Julii, a ona nigdy nie zebrała się na odwagę. Wszyscy wokół milczą, bo nikt nie lubi to tego wracać. Dla nas wszystkich to ciężki temat. Dla wszystkich. Modlić się za kogoś, kto właśnie walczy o każdy oddech, to najmroczniejsze godziny w życiu.

– Dlatego ukrywaliście prawdę o twoich bliznach?

– Pewnie tak. Gdy zabrała mnie karetka, wyrwałem serce wielu ludziom. Nie dziwię się, że to nigdy nie przestanie boleć.

– Dlaczego nie ma tego w twoich aktach? Czytałem je przed mianowaniem na młodszego Alfę.

– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Działo się wtedy tak wiele, że pewnie ktoś zapomniał. A może celowo tego nie ujęli. Byłem w takim stanie, że nie miałem na to wpływu. A teraz...

– A teraz? – Znów na mnie spojrzał.

– A teraz nie wiem, czy wierzę w cokolwiek, czego sam nie widziałem i sam nie doświadczyłem. Wiem jednak, że już czas, żebyś załatwił swoje sprawy z Bianką. Za kilka dni zakończenie roku szkolnego. I tak się spotkacie.

– Pójdę do niej, gdy będzie sama.

– Dobrze. – Poklepałem go po ramieniu. Tylko tyle mogłem zrobić. Być.

Chciałem wyjść, ale odwrócił się za mną na krześle.
– Tato?

– Hm?

– Co jest z nami nie tak?

– Z nami? – Uniosłem brew.

– Dlaczego Matrysowie krzywdzą tak wiele osób, nawet jeśli tego nie chcą? Dlaczego wujek Sławek pociął pana Tymona, dlaczego brutalnie zgwałcił mu siostrę? Dlaczego dziadek chciał zadźgać panią Julię i wyrwać z jej brzucha Biankę? Mamy to we krwi? Naprawdę chcemy tak bardzo krzywdzić Kwiatkowskich, że to silniejsze od nas? Jesteśmy jacyś przeklęci?

Patrzyłem na syna, mając przed oczami babuszkę z opuszczonego domu. Kiedyś wyśmiałbym takie słowa, ale nie teraz. Teraz wydawały się zbyt przerażające.

– To zależy, czy wierzysz w klątwy.

– A jeśli wierzę?

– To z nią walcz. Ona może tylko szeptać, ty masz wolną wolę.

Coś się w nim zmieniło. W jego oczach i całej postawie. Pokiwał głową, a ja miałem wrażenie, że mój syn nabiera nowej mocy. Nie wiedziałem tylko, czy to dobrze, czy źle.

– Ty z nią walczysz?

– Skazałem na śmierć w męczarniach ojca i brata, żeby ochronić Tymona i Julię. Znasz odpowiedź.

– Dlaczego wciąż nam wybaczają tyle lat ciągłych krzywd?

– Bo to Kwiatkowscy. Wybaczą i tobie, zobaczysz.

– Wiem. – Pokiwał głową. – Pani Julia jest taka jasna... – pstryknął palcami, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. – Zauważyłeś? Jest taka... pełna dobra, a gdy naprawdę ktoś jej zajedzie za skórę, robi się dziwnie...

– Nie idź w tę stronę, synu – wtrąciłem. – Julia jest po prostu dobrym człowiekiem, nic więcej. A czasem się wkurza, bo jest tylko człowiekiem.

– Bianka jest taka sama. – Uśmiechnął się. – Ma w sobie moc wybaczania i moc zrzucania piorunów.

To czarownica jest... – Śmiech Tymona przeszedł mi dreszczem po kręgosłupie.

^^^^^^

Hej, hej ;)
Ciekawi mnie, czy zaczynacie się domyślać, jak to wszystko się połączy w całość i czego będzie dotyczyło wielkie bum? Zostało do niego jakies 5-6 rozdziałów. Po drodze zaliczymy imprezkę i bójkę :)

Wiem, że nie po raz pierwszy, ale ogromnie dziękuję Wam za aktywność. Nawet nie wiecie, jak mi się micha cieszy, gdy widzę ilość gwiazdek i komentarzy. Przyznam, że ta historia ma ich najwięcej "na świeżo", czyli kilka godzin po dodaniu nowego rozdziału. Zazwyczaj te aktywności płynęły powolnymi falami w ciągu kilku dni, a nie godzin.

Dobiliśmy do 10K wyświetleń, więc naprawdę DZIĘKUJĘ! <3

Dziś przyszła do mnie papierowa Hannah. Jest naprawdę piękna <3

Jeśli ktoś nie zdecydował się na papierową wersję, znajdziecie na moim profilu Tik Toka, na którym pokazuję środek :) Więc jeśli ktoś jest ciekawy, zapraszam ;)

Pozdrawiam! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top