Rozdział 16
2/4
Bianka
Naprawdę długo stałam przed lustrem. Czy lubiłam się stroić? Oczywiście, ale na jakieś ważne imprezy Wspólnoty czy inne rodzinne spotkania, gdzie wszyscy wyglądali pięknie. Na co dzień nosiłam po prostu swoje ulubione ciuchy, w których było mi wygodnie. Malowałam się, kiedy po prostu czułam „to coś" i miałam na to ochotę. A teraz? Teraz miałam problem. Jak się wystroić, żeby wyglądać dobrze i udawać, że wcale nie chciało się wyglądać dobrze?
Ta randka... Wróć! To nie randka. Szliśmy do kina we czwórkę. Chciałam robić wrażenie i już czułam to spojrzenie Kuby, który szybko by się zorientował, że starałam się za bardzo. Wydałam z siebie jakiś dziwny niezidentyfikowany dźwięk, mający wyrzucić ze mnie frustrację. Trochę pomogło... ale tylko trochę.
Gotowa do wyjścia zeszłam na dół, marszcząc brwi, bo tylu głosów w domu się nie spodziewałam.
– Dzień dobry – powiedziałam nieśmiało, a cały chórek mężczyzn mi odpowiedział.
Wujek Marcel, wujek Marek, pan Fabian, brat wujka Marka, Adam, wujek Wojtek i mój ojciec. Wszyscy ubrani na czarno od stóp do głów. Czarne spodnie garniturowe, drogie paski i czarne koszule z rękawami podwiniętymi do łokci, bo było dość ciepło.
– Masz kasę na to kino? – spytał tata.
– Tak.
– Ech, młoda! – Skrzywił się wujek Marek. – Zawsze mówi się: nie. Tatuś od razu wyciągnąłby portfel.
– A masz na taksówkę, gdyby towarzystwo przestało ci odpowiadać? – zadał kolejne pytanie pełne troski.
– Kuba z nimi idzie – wtrącił wujek Marcel.
– Więc gdyby towarzystwo mi nie odpowiadało, mogę dojść do domu piechotą. – Uśmiechnęłam się, co wujek Marcel odwzajemnił, rozumiejąc przytyk. – Ale tak, na taksówkę też wystarczy i na popcorn też. Nie wydałam tej kasy, co mi dałeś ostatnio na galerię.
– Chyba zaczynam zazdrościć ci córki. – Zaśmiał się wujek Marek. – Taka oszczędna.
– Macie jakieś zebranie? – Spojrzałam po kolei na każdego z nich.
– Tak – przytaknął tata. – Takie tam spotkanie Alf ze Starszyzną.
– Aha... okej.
– Jestem! – Wpadła do domu zdyszana mama. – Przepraszam. – Zatrzymała się dopiero w salonie, trzymając dłoń na klatce piersiowej. – Chyba się przeze mnie nie spóźnicie?
– Mamy jeszcze czas, spokojnie. – Puścił jej oko tata.
Podeszła, żeby przywitać się z każdym z mężczyzn.
– To ja idę. Pa. – Machnęłam ręką. – Do widzenia!
Znów odpowiedział mi chórek. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i uśmiechnęłam się, widząc, że Daniel wchodzi właśnie na naszą posesję.
– Cześć. – Uśmiechnął się do mnie.
– Hej. – Zeszłam o jeden stopień, a on na jeden wszedł.
– Gdzie reszta? – Rozejrzał się wokół.
– Nie ma.
Zagryzł dolną wargę, lustrując mnie wzrokiem, a następnie oblizał usta, gdy wrócił do oczu.
– A jaką mamy szansę, że nie przyjdą?
– Chyba nikłą. – Odgarnęłam włosy za ucho, próbując ukryć zawstydzenie. Boże, po raz pierwszy zabierał mnie do kina ktoś, kto nie był znany mi od zawsze.
I wtedy drzwi się otworzyły...
Wujek Marek zmierzył naszego gościa, chowając nonszalancko ręce do kieszeni. Następny wyminął nas pan Fabian, mając podobną minę. Pan Adam nie odstawał od nich. Daniel wytrzymywał ich spojrzenie, a nawet miałam wrażenie, że...
O, nie... Prowokował ich?
Nie błagam, nie rób tego – prosiłam w myślach. – Nie z nimi takie numery.
Wujek Marcel spojrzał na niego wręcz kpiąco. Bawiła go twarda postawa Daniela. Miałam nadzieję, że chociaż zawsze opanowany wujek Wojtek da sobie spokój. Och, jakże się myliłam. Wyminął nas, najpierw patrząc na mnie z miłością, jaką czuł do bratanicy, a później na niego z miną: Lepiej sobie uważaj.
Wszyscy stanęli w półkole o kilka kroków od pleców Daniela. Ojciec zamknął za sobą drzwi, bacznie badając wzrokiem stojącego na naszych schodkach chłopaka.
Daniel! Zachowaj się!
Aż z ciężkością przełknęłam ślinę. Daniel właśnie zarobił ogromnego minusa u mojej rodziny. Ani jednego „dzień dobry", ani jednego serdecznego spojrzenia, ani sekundy dobrego taktu. Czułam, jak ojciec do nas podchodzi i aż przeszły mi dreszcze po kręgosłupie. Musiałam mocniej złapać torebkę, żeby nie zadygotać.
– Dzień dobry. – Ojciec pierwszy wyciągnął do niego dłoń.
Do cholery! Wyciągnij tę łapę z kieszeni i podaj rękę mojemu ojcu! I przestań się tak na niego gapić!
Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu to zrobił.
– Dzień dobry – odpowiedział Daniel pewnie. Zbyt pewnie. Równie mocno chwycił dłoń ojca, powodując u niego uśmiech. Nie, nie ten życzliwy.
– Mocny uścisk. – Tata potrząsnął ich dłońmi. – Jestem Tymon, ojciec Bianki.
– Daniel.
Dlaczego się nie puszczacie? Puść jego rękę, tato!
Ale on odwrócił ich dłonie tak, żeby obejrzeć wierzch ręki Daniela i jego tatuaże na palcach.
– Fajne. – Pokiwał głową. – Trzymaj je w kieszeniach. – Znów się do niego uśmiechnął, jakby właśnie planował mord. – Moja córka ma wrócić bezpiecznie do domu, bo chyba nie chcielibyśmy, żeby tatuaże się przemieściły.
– Tato... – upomniałam go.
Wujek Marcel uśmiechnął się szeroko, a jego blizna znów stała się przerażająca. Reszta mężczyzn również bawiła się wyśmienicie. Tata w końcu go puścił i schował ręce do kieszeni.
– Idziecie sami?
– Nie – odpowiedziałam, chociaż to nie mnie pytał. – Kuba i Eliza jeszcze nie przyszli.
– Okej. To bawcie się dobrze.
– Dzień dobry. – Usłyszałam spłoszony głosik.
– Dzień dobry – odpowiedział jej chórek, rozstępując się, żeby przepuścić Elizę.
– Hej, Bianka. Hej, Daniel. – Przystanęła tak, żeby wpatrywać się w moich wujków.
W końcu ojciec się ruszył, a reszta za nim. Kiedy zamknęli za sobą bramkę, pomachałam im, a oni wszyscy mi odmachali, a później zaczęli wsiadać do samochodów. Aż wypuściłam z siebie całe powietrze, czując, jak uchodzi ze mnie stres.
– Kto to był? – Eliza wbiła we mnie swoje wielkie oczy.
– Różnie. – Wzięłam głęboki oddech. – Wujkowie, znajomi ojca i tak dalej...
– A ten z tatuażem?
Zmarszczyłam czoło, bo wszyscy mieli tatuaże.
– Który?
– No, miał tatuaż smoka na ręce i tu – wskazała na swoje obojczyki. – Chyba wystawały pazury. Ten smok jest taki wielki? Na całe ciało? Ciekawe, gdzie jest ogon? – zachichotała.
Przewróciłam oczami, na co rozłożyła ręce na boki.
– Przecież on był cudowny! Jezu – pomachała swoją koszulką, jakby zrobiło jej się gorąco. – Naprawdę jestem ciekawa, gdzie ma ogon.
– On ma czterdzieści lat! – warknęłam w jej stronę.
– I? – Wzruszyła ramionami. – Przecież tylko mówię, że jest seksowny.
Pokręciłam głową, potrzebując kolejnego głębokiego oddechu. To obrzydliwe, że seksualizowała wujka Marka. Siedziałam mu na kolanach, nosił mnie na barana i opatrywał rozdarte kolanka. „Seksowny" to ostatnie słowo, jakie przyszłoby mi do głowy, gdyby ktoś kazał mi go opisać.
– A myślałam, że nie możesz doczekać się Kuby? – odgryzłam się odrobinę zbyt wrednie.
– Właśnie, gdzie on jest?
Wzruszyłam ramionami, a później się wydarłam:
– Kuuubaa!
Daniel się skrzywił. Eliza roześmiała.
– Idę! – odkrzyknął z któregoś okna w domu.
– Idzie. – Uśmiechnęłam się do nich słodko, udając, że to wcale nie ja potrafię tak się drzeć.
Kuba zamknął swoje drzwi. Kiwnął nam głową i nonszalancko pokonał swoje podwórko. Bramka zapikała, gdy nią trzasnął. Następnie wbił kod do mojej i uchylił ją lekko.
– Panie przodem.
Tak właściwie, dlaczego się nadal nie ruszyliśmy? Tak, wszyscy byliśmy oczarowani Kubą. Eliza ruszyła się pierwsza, ja następna, a za mną Daniel. Spuściłam głowę, mijając sąsiada, przytrzymującego mi bramkę, bo siła i ciepło, bijące z jego klatki piersiowej, przyciągały i otumaniały. Nie potrafiłabym spojrzeć mu w twarz i się z tym zmierzyć.
Mając dziś doskonałe porównanie, doszłam do pewnych wniosków. A moje wewnętrzne ja wcale nie chciało się z tymi wnioskami pogodzić. Alfy nie grały twardych, nie oznaczały terenu, nie siliły się na walkę na spojrzenia. Nie musieli. Świat należał do nich. Oni doskonale o tym wiedzieli, to było częścią ich natury. Oni nie musieli grać. To płynęło w ich żyłach.
Kuba, przemierzając przed chwilą swój ogródek, nie grał pewnego siebie. On był pewny siebie. A twarde spojrzenie Daniela nie robiło wrażenia na moich wujkach i ojcu. Oni wiedzieli, że są ponad nim i nic tego nie zmieni.
Tak po prostu działał ich świat.
Eliza szła ramię w ramię z Kubą, a on ją miło zagadywał. Chichotała i się zawstydzała, chociaż ani jej nie podrywał, ani nie rozśmieszał. Po prostu był, szedł obok niej. Obok mnie szedł Daniel, a mi zabrakło języka w gębie, bo za bardzo byłam pochłonięta rozgryzaniem magii tkwiącej w Alfach małych i dużych.
Postanowiłam się otrząsnąć, spojrzałam na Daniela i delikatnie się do niego uśmiechnęłam. Niby to odwzajemnił, jednak bez przekonania. Trzymał ręce w kieszeniach i wystarczającą odległość od mojego boku, tak jak kazał mu mój ojciec.
– Przepraszam za moją rodzinę – wyszeptałam. – Oni są dość... opiekuńczy.
Wzruszył ramionami z dziwną miną, która mi się nie podobała. Była jak lód, podczas gdy ja próbowałam być ciepła.
– Nie zrobili na mnie wrażenia. Ani złego, ani dobrego. Żadnego.
Ścisnęłam ze sobą wargi, połykając gniew. Może i chciałam mieć znajomych innych niż dotychczas, chciałam iść do kina z Danielem, wiele mogłam chcieć. Wciąż jednak byłam Kwiatkowską. Wciąż byłam rodziną i przyjaciółką ludzi Wspólnoty. Przytyk mnie nie zabolał. Zezłościł mnie.
W myślach tłumaczyłam sobie zachowanie Daniela. Pewnie nie chciał pokazać, jak bardzo go speszyli, żeby nie wyjść na mięczaka. Nie wiedział tylko, że oni wcale nie chcieli go ani speszyć, ani spłoszyć. To było prawdziwe ostrzeżenie. Wszyscy oni wsiedliby w samochody, gdybym zadzwoniła z płaczem. Co nie znaczy, że bym zadzwoniła. Miałam taką możliwość, ale raczej bym z niej nie skorzystała. Sama za bardzo bałam się gniewu Alf, chociaż nigdy go nie widziałam, nie odczułam i tak naprawdę niewiele o nim wiedziałam. Intuicja mi jednak podpowiadała, że lepiej nie mieć w nich wrogów. A ja nie chciałam niszczyć komukolwiek życia. Pomijając jakieś straszliwe krzywdy, nigdy nie odważyłabym się nasłać wujków na jakiekolwiek człowieka.
Już od wejścia do kina zrobiło się jeszcze dziwniej. Udało się przegadać chłopaków, że zrobimy na wszystko zrzutkę, bo miałam dość spierania się, kto, co kupuje. Kuba z Elizą poszli kupić bilety, my z Danielem popcorn i napoje.
– Mogę mu napluć? – Wskazał na popcorn Kuby.
– Nie, to szczeniackie – odparłam.
– Czyli do niego pasuje – odpowiedział mi lekko wrednie, więc znów musiałam przełknąć gniew.
To miało być fajne wydarzenie, a wszystko się sypało. Dlaczego czuł się urażony faktem, że nie zamierzałam robić na złość Kubie? Nawet jeśli to miał być głupi żart i nie zamierzał napluć, to niekoniecznie musiał mnie śmieszyć. Czy z mężczyznami właśnie tak jest? Żeby ich nie zezłościć, musimy lawirować? Miałam nadzieję, że poza Wspólnotą to odbywa się zupełnie inaczej. Aż poczułam zawód, że ci spoza mojej społeczności pod niektórymi względami nie różnią się za bardzo od tych, których znam. Ba, przy niektórych z nich mogłam być bardziej sobą niż teraz przy Danielu.
– Możemy po prostu miło spędzić czas? Cieszyć się filmem i samym wypadem?
– Jeśli mi powiesz, że po tej szopce sami pójdziemy na spacer, to będę miał jakieś pocieszenie. – Westchnął teatralnie, odbierając kolejny popcorn.
A niby dlaczego ja mam cię pocieszać? – przeszło mi przez myśl, bo odebrałam to trochę jak szantaż.
– Dobrze – zgodziłam się mimo wszystko, mając nadzieję, że ten wypad nie będzie katastrofą.
– Gotowi? – Uśmiechnął się do mnie serdecznie Kuba i czułam, że nie mogłabym wybierać między nim a Danielem. Nie mogłabym go zdradzić i odwrócić się plecami.
– Tak – odparłam, a każdy z nich złapał swój popcorn i napój.
Kuba podał nasze bilety i weszliśmy. Zanim usiedliśmy, znów zrobiło się zamieszanie. Jeden chciał prześcignąć drugiego. W końcu zajęliśmy miejsca, a ja znów miałam dość tego wieczoru. Siedziałam między Kubą a Danielem. Eliza zaraz obok Kuby. W głębi duszy cieszyłam się, że wybraliśmy kino, bo zaraz wszyscy się zamkną. Gdybyśmy poszli na bilard czy cokolwiek innego, to mogłoby skończyć się źle.
Zrobiło się ciemno, na ekranie zaczęły wyświetlać się reklamy. Kolana chłopaków naruszyły moją przestrzeń osobistą, więc musiałam trzymać nogi mocno razem, jeśli nie chciałam się stykać z żadnych z nich. Zerknęłam w prawo i okazało się, że jakoś po stronie Elizy, Kuba nie musi się tak rozpościerać.
Może jednak powinnam pójść do tego kina sama. Albo zabrać ze sobą Nadię i Emilkę. Bawiłabym się lepiej...
^^^^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top