2. Misja wykonana

     Nalewam którąś już z kolei próbkę antidotum na specjalne zwoje, ale nie znalazłam jeszcze tej działającej. Nie wiem, ile już sprawdziłam, nawet nie liczyłam. Zerknęłam kantem oka na Naruto, który siedzi półprzytomny pod ścianą, ale nadal bacznie mnie obserwuje. Cóż, nic dziwnego skoro w między czasie znowu kasłałam krwią...
     Kolejna kropla odtrutki i w końcu pojawił się drobny dym nad zwojem. Odetchnęłam głęboko z ulgą i z uśmiechem napełniłam strzykawkę substancją. Usiadłam obok blondynka i wstrzyknęłam sobie antidotum. Czując, jak rozchodzi się ono po moim organizmie, przymknęłam powieki. Przydałoby się już wracać do domu, jestem strasznie zmęczona po całym dniu, a jeszcze nie widziałam się z rodzicami.
     - To co, idziemy? - spytałam, patrząc się na chłopaka, z którym spotkałam się spojrzeniami.
      - Jasne. - odpowiedział Uzumaki, wstając na równe nogi i pomógł mi wstać.
      Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy przed siebie. Na ulicach nadal jest dosyć sporo ludzi, mimo że jest już po 23. Oczywiście przez cały czas towarzyszą mi ich nieufnie spojrzenia oraz krytyczne komentarze. Po dłuższym czasie zauważyłam, że ominęliśmy zakręt, który prowadzi do mieszkania Naruto. Zaskoczona stanęłam na chwilę w miejscu, zwracając tym samym uwagę chłopaka.
     - Ano... Nie wracasz do siebie?
     - Pomyślałem, że może cię odprowadzę. - odpowiedział, pokazując zęby w szczerym uśmiechu.
     - Skoro chcesz, to nie pogardzę. - odpowiedziałam pogodnie i ruszyliśmy dalej.
     Towarzyszyła nam cisza, ale czułam na sobie spojrzenie przyjaciela, jakby chciał się o coś zapytać, ale nie miał do tego odwagi. Już chciałam się nawet zapytać, o co chodzi, ale w końcu sam się odezwał.
     - Jak tam było?
     - Szczerze mówiąc to nawet normalnie... - mruknęłam z cieniem uśmiechu, domyślając się, że chodzi o Aka. - Mimo wszystko to zachowują się jak zwykli ludzie. Naturalnie rozmawiają, żartują, ale mimo to są... specyficzni, bo są skłonni zrobić wszystko bez mrugnięcia okiem, nawet zabić... - zaśmiałam się cicho.
      Muszę przyznać, że po dwóch latach przebywania w towarzystwie morderców rangi S, zmieniłam się. Inaczej zaczęłam ich traktować i podchodzić do życia. Zrozumiałam Peina oraz częściowo Sasoriego, poznałam prawdziwego Itachiego i przyjazne oblicze Deidary. Przez to wszystko zmieniłam o nich zdanie z chorych umysłowo ludzi na osoby, które tylko wybrały złą drogę.
      - Soka... - mruknął blondyn wyraźnie zaskoczony. - Ale dlaczego nie znałem prawdy? Dlaczego miałem myśleć, że zdradziłaś wioskę i umarłaś? - spytał, zatrzymując się w miejscu i spojrzał mi w oczy. W niebieskich tęczówkach udało mi się z łatwością wyczytać ból sprawiony moją osobą.
      - Gomenasai, Naruto... - również stanęłam w miejscu. - Chciałam, żeby wszyscy byli bezpieczni i nie narażali życia, chcąc mnie sprowadzić z powrotem. Gdybyście znali prawdę, że to misja, nie zgodzilibyście się na to, chcielibyście mnie zatrzymać. Poza tym, miało to wyglądać wiarygodnie dla Akatsuki, więc lepiej było, żeby jak najmniej osób o tym wiedziało.
      Taka jest prawda. Tsunade ustaliła to z Gaarą, uważając, że nikt więcej nie powinien o tym wiedzieć. Gdyby Akatsuki zaczęło coś podejrzewać, Konoha byłaby zagrożona, a ja martwa. Zresztą, teraz też grozi mi niebezpieczeństwo, bo wiem za dużo na ich temat, a potrafią być bardzo mściwi. Poza tym, nie mogą dać mi tak łatwo uciec skoro ja, 16-letnia dziewczyna z Liścia, wykiwała ich w tak łatwy sposób.
      - Kto o tym w ogóle wiedział? - dopytał blondyn i ruszył z miejsca.
      - Tylko Tsunade-sama, Shizune i Gaara.
      - Soka...
      Dotarliśmy pod mój dom, na którego widok lekko się spięłam. Zaraz mam wejść do środka i spotkać się z rodzicami, którzy nie wiadomo jak zareagują na powrót "córki zdrajczyni".
       - No i już jesteśmy. - mruknął Naruto, wsadzając ręce do kieszeni.
       - Arigato, Naruto. - podziękowałam mu ze szczerym uśmiechem.
       - Nie ma za co. - podrapał się po karku, szczerząc zęby.
       Gdy mrużył przyjaźnie oczy w uśmiechu, śmiało do niego podeszłam i przytuliłam. Po prostu objęłam rękoma i wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową, gdyż jest ode mnie wyższy o głowę. Zdezorientowany chłopak dopiero po chwili odwzajemnił gest.
       - Nawet nie wiesz jak tęskniłem... - mruknął w moje włosy.
       - Ja też... - odparłam z lekkim uśmiechem, którego chłopak nie mógł nawet zauważyć.
       Po kilku minutach stania w uścisku, oderwaliśmy się od siebie i pożegnaliśmy. Powolnym krokiem podeszłam pod drzwi domu i niepewnie zapukałam. Przecież nie wejdę tam sama jakby nigdy niby nic.
       - Już idę! - usłyszałam stłumiony krzyk zza drewnianej powierzchni, na który zaschło mi aż w gardle.
       Co mam powiedzieć?
      - Tak? - spytała kobieta, otwierając drzwi.
      Gdy tylko mnie rozpoznała, zamarła w miejscu, a talerz, który trzymała w dłoni, wyślizgnął się, rozbijając o podłogę. Mama nic się nie zmieniła, nadal ma schludnie ułożone, brązowe włosy, białą sukienkę i w pasie przewiązany fartuszek.
      - Kochanie, coś się stało? - spytał wchodzący do korytarza ojciec.
      Tak samo jak kobieta stanął w miejscu i z wielkimi oczami mi się przygląda.
       - Sa-kura... - wyszeptał cicho, a ja jakbym się w końcu odcięła.
       - Mamo... tato... wróciłam... - powiedziałam zdławionym głosem pozwalając wypłynąć kilku łzom.
      - Boże... kochanie! - rzuciła się na mnie rodzicielka, by zamknąć w szczelnym uścisku i zaraz dołączył ojciec. - Myślałam, że nigdy cię już nie zobaczymy. - załkała głośno.
      - Gomenasai... wszystko wam wytłumaczę. - odpowiedziałam krótko i po chwili ruszyliśmy do salonu.

       Po opowiedzeniu im o wszystkim, mogłam w końcu pójść do siebie, do pokoju. Nic się przez te dwa lata nie zmienił. Nadal wszystko stoi na swoim miejscu i niestety pełno wszędzie kurzu. Zmęczona otworzyłam szafę z ubraniami i skrzywiłam się, przypominając sobie, że dawne ubrania na mnie nie pasują. Z tego też powodu po wykąpaniu poszłam spać w samej bieliźnie.

        Obudziłam się z promieniami słońca wpadającymi do mojego pokoju przez okno. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał jakąś czwartą, co oznacza, że już dosyć dawno rozładowała mu się bateria. Stwierdzając, że musi być jakaś dziewiąta, porządnie się rozciągnęłam i poszłam się ogarnąć. Dopiero w łazience zorientowałam się, że nie mam ubrań na zmianę a wczorajsze są brudne. Nie widząc żadnego innego rozwiązania, wyprałam ubrudzone ciuchy, które potem ułożyłam równo na szafce. Złożyłam przed sobą dłonie, żeby skupić chakrę i w skoncentrowaniu zmarszczyłam brwi. Patrząc zaparcie na wilgotne ubrania, spróbowałam przekierować na nie chakrę o naturze ognia i już po chwili zaczęła z nich parować woda. Zadowolona z widocznych efektów samowolnie się uśmiechnęłam z niedowierzaniem. Pierwszy raz coś takiego zrobiłam, jedynie Itachi opowiadał mi kiedyś, że takie coś jest możliwe, jednak ja w to nie wierzyłam.
      Przebrana już zeszłam schodami na dół i weszłam do kuchni, gdzie zastałam widok, za którym tak bardzo tęskniłam. Tata siedzący przy stole z kubkiem kawy i gazetą w ręku oraz mama krzątjąca się przy kuchni, przygotowując śniadanie.
      - Ohayo. - powiedziałam z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia.
      - Ohayo, Sakura. Jak się spało? - spytała na powitanie kobieta.
      - Bardzo dobrze, już dawno się tak dobrze nie wyspałam.
      Zasiadłam do stołu i zaczęliśmy jeść, co jakiś czas rozmawiając. W połowie posiłku usłyszałam jak ktoś puka do drzwi, więc poszłam otworzyć. Gdy już to zrobiłam, w wejściu dostrzegłam młodego mężczyznę w stroju Anbu i kociej masce.
      - Haruno Sakura? - spytał oficjalnym tonem, a ja kiwnęłam twierdząco głową. - Tsunade cię wzywa do siebie jak najszybciej.
      Zaskoczona zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi. Nim zdążyłam się odezwać, mężczyzna zniknął w kłębach dymu. Niezadowolona z takiego pożegnania odgarnęłam trochę obłoki, machając ręką i wróciłam do kuchni, gdzie natknęłam się na pytające spojrzenia.
       - Kto to był? - spytał ciekawy ojciec.
       - Anbu. Tsunade pilnie mnie wzywa, muszę już wyjść. - mruknęłam zrezygnowana, odnosząc talerze do zalewu.
       - Dopiero co wróciłaś a już ci nie daje spokoju? - odezwała się kobieta.
       - Widocznie nie może beze mnie wytrzymać. - zaśmiałam się pod nosem.
       Szybko poszłam do swojego pokoju po kaburę z bronią i wyszłam z budynku. Oczywiście nie obyło się bez przeszywających spojrzeń mieszkańców.
       Na szczęście doszłam do siedziby Hokage dosyć szybko i mogłam spokojnie odetchnąć ulgą, że nikt mnie już nie chce zabić wzrokiem. Wspięłam się powoli po schodach i stojąc przed drzwiami do gabinetu blondynki, zapukałam. Wcześniej słyszalne szmery rozmów raptem ucichły i usłyszałam silny głos kobiety, który dał mi pozwolenie na wejście. Westchnęłam głęboko i weszłam do środka z przymkniętymi powiekami.
      - Wzywałaś, Tsunade-sama? - spytałam, otwierając oczy i zamarłam w miejscu.
      W pomieszczeniu znajdują się wszystkie drużyny z mojego rocznika wraz z opiekunami i każdy patrzy na mnie szczerze zaskoczony oprócz Naruto i Kakashiego, którzy stoją przy oknie. Za biurkiem jak zwykle siedzi Tsunade, a po jej lewej towarzyszy Jiraya i Shizune.
      - Sakura... - rzuciła się na mnie zapłakana Ino i mocno przytuliła. - Myślałam, że... że... - nie dokończyła, bo głos jej się całkowicie złamał.
      Po tym sama poczułam jak oczy robią mi się wilgotne, więc zamrugałam kilka razy, nie chcąc się rozpłakać jak dziecko. Dziewczyna dopiero po chwili się ode mnie odsunęła i podszedł do mnie śmiałym krokiem Kiba, który przez dwa lata, gdy nie było Naruto w wiosce, stał się dla mnie jak brat.
       - Boże, wiśnia! - przytulił mnie mocno unosząc do góry, na co się zaśmiałam. - Gdzie ty byłaś przez te dwa lata?! - podniósł na mnie srogi głos, gdy stałam już na nogach.
       Zdziwiona uniosłam brwi i spojrzałam pytająco na Hokage, która nam się przygląda i uśmiecha pod nosem.
      - Nie powiedziałaś im jeszcze?
      - Wolałam na ciebie zaczekać. - wytłumaczyła krótko i poprawiła się na krześle. - Podejdź tutaj.
      Zrobiłam co kazała i stanęłam po jej prawej.
       - Dobra, teraz wszystko wam wytłumaczę. - zaczęła kobieta i wstała z krzesła, podpierając się rękoma o biurko. Odchrząknęła głośno, przygotowując się do oficjalnego tonu. - Sakura nigdy nie zdradziła wioski. Dostała misję rangi S, której zadaniem było podawanie się za członka Akatsuki i zdobycie jak największej ilości informacji o wrogu. Wszystko zostało specjalnie zaplanowane, żeby wyglądało na zdradę, a potem sama zakrywała wszelkie ślady, by być uważaną za zmarłą. Jedynie ja, Shizune, Jiraya i Gaara byliśmy w to wszystko wtajemniczeni.
       Czyli jemu też to powiedziała...
       W pomieszczeniu rozległy się szepty osób, a reakcja przyjaciół była różna. Jedni patrzyli się na mnie z podziwem, a inni z zaskoczeniem lub niepewnością. Jedynie Naruto i Kakashi wspierali mnie pocieszającymi uśmiechami.
       - Przyszliście tutaj nie tylko po to, żeby poznać prawdę. - wznowiła blondynka, po czym na mnie spojrzała. - Sakura, mogłabyś teraz przedstawić wszystkie zebrane informacje?
      - H-hai. - odparłam nie do końca przygotowana na to.
      Wykonałam kilka pieczęci i zebrały się przede mną płatki wiśni, które uformowały się w ludzką sylwetkę, co wywołało niemałe zaskoczenie.
       - Lider Akatsuki, Pain, alkoholik jakich mało i łatwo go upić... - zaczęłam i pojawiła się przed wszystkimi jego postać z iluzji. - Posiadacz rinnegana, nie udało mi się dokładnej określić jego umiejętności, ale dowiedziałam się, że ma panowanie nad sześcioma ciałami o różnych zdolnościach, na co pozwala jego kekkei genkai i metalowe pręty w ich ciałach jako nośniki chakry.
       Wykonałam kilka gestów dłonią i znowu sylwetka przybrała inną postać.
        - Konan z Amegakure, misje wykonuje rzadko, ale jak już to samodzielnie. Jej specjalnością jest papierowe jutsu. Może zmienić nawet swoje ciało w małe karteczki.
       Ponownie wykonałam wcześniejsze gesty.
        - Itachi Uchiha z Konohy... Posiada sharingan na najwyższym stopniu: Mangekyo Sharingan i może wzywać Susanoo. Jest mistrzem w tworzeniu iluzji, w czym pomaga mu jego kekkei genkai. Podczas walki lepiej nie patrzeć mu w oczy, bo można łatwo wpaść w jego technikę. - zrobiłam krótką przerwę. - Kisame Hoshigaki, rybka Akatsuki, jego partner, jest jednym z Siedmiu Szermierzy Ninja Mgły. Specjalnością są wodne jutsu i posiada miecz, Samahedę, który potrafi pochłaniać chakrę i doskonale ją wykrywa nawet na wielkie odległości.
       Wszyscy mnie w skupieniu słuchają i dokładnie analizują moje słowa.
       - Sasori Akasuna z Sunagakure, czerwona menda, nawet jeśli go już spotkaliście to i tak nie rozpoznacie, bo kiedyś bez przerwy się chował w wielkiej kukle, ale raczej już nigdy jej nie użyje...
       - Skąd masz taką pewność? - przerwał mi Shikamaru, na którego wszyscy spojrzeli, by po chwili przenieść na mnie ciekawe spojrzenia.
       - Bo na jednym z treningów wkurzył mnie i jednym ciosem rozwaliłam jego zabawkę na drobne kawałeczki. Potem opieprzył mnie za to i chciał zabić, bo, jak powiedział, już nigdy nie zbuduje takiego "arcydzieła". - zaśmiałam się głupio i podrapałam ręką po karku, gdy przypomniałam sobie jego zdenerwowaną minę oraz to, jak Itachi i Kakuzu musieli go powstrzymywać przed uśmierceniem mnie.
       Chyba tym, co powiedziałam, wszystkich zaskoczyłam, bo patrzą na mnie z wielkimi oczami. Odchrząknęłam znacząco, głównie żeby sama się ogarnąć i kontynuowałam.
      - Jest lalkarzem i sam buduje sobie marionetki, które mają wbudowaną broń o długim zasięgu rażenia, przez co jest dobry w zarówno walkach krótko jak i długo dystansowych. Najciekawsze w nim jest to, że nawet własne ciało zmienił w lalkę, żeby być bardziej wytrzymałym w walce. - zmarszczyłam brwi, przypominając sobie jego drewniane ciało. - Deidara z Iwagakure, partner Akasuny, mimo wyglądu jest chłopakiem, ma dosyć specyficzny sposób walki. Na dłoniach ma dodatkowe usta, za pomocą których miesza glinę z chakrą, tworząc gliniane bomby i nimi atakuje przeciwników. W ten sposób jest dobry w walce na dystans, ale w walce wręcz ma marne szanse...
       Trochę dziwnie się czuję, zdradzając im umiejętności i słabości blondyna. Stał się moim przyjacielem i mnie wspierał przez 2 lata, mimo, że go okłamywałam.
        - Hidan to nieśmiertelny, zboczony, niewyżyty masochista i najbardziej powalony członek Akatsuki, przynajmniej moim zdaniem... Wyznawca Jashina, któremu często składa ofiary. W walce z nim nie można dać się zranić, a nawet drasnąć, bo drobna ilość krwi wystarczy do "połączenia" i wtedy zadając sobie rany, przeciwnik także je otrzymuje i z łatwością może go zabić, sam pozostawając przy życiu. Jego partnerem do misji jest Kakuzu, cholerny skąpiec, który też w pewnym sensie jest nieśmiertelny, ale nie udało mi się tego jeszcze do końca rozgryźć, o co z tym chodzi. Potrafi także używać wszystkich pięciu podstawowych żywiołów chakry. Muszę niestety przyznać, że ich duet jest najlepszy ze wszystkich w Akatsuki, bo przynajmniej współpracują.
       To akurat prawda, mimo że nieraz chcieli się nawzajem pozabijać i sobie grożą, to doskonale sobie radzą na misjach.
       - Zetsu, kanibal, nie jest typem osoby walczącej tylko szpiega, potrafi szybko się poruszać dzięki umiejętności "znikania" w ziemię. Jedyne co u niego zaobserwowałam to tworzenie niezliczonej ilości klonów, które mogą pochłaniać chakrę przeciwnika poprzez bezpośredni kontakt. Największą zagadką zostaje natomiast Tobi, nikt nie zna jego prawdziwej twarzy i umiejętności. Nie wiem nawet, dlaczego znajduje się w tak silnej organizacji jak Akatsuki, ale, jak widać, Pain musi mieć jakiś konkretny powód. Na ogół zachowuje się jak niedorozwinięte dziecko, przez co nikt nie traktuje go poważnie. Jedyne co zauważyłam to posiadanie sharingana w prawym oku i umiejętność "teleportacji" części ciała, by uniknąć ataku.
      Po powiedzeniu wszystkiego, głęboko westchnęłam i jednym ruchem ręki zakończyłam technikę, przy czym płatki wiśni wyleciały przez uchylone okno. Rozejrzałam się po wszystkich twarzach. Każdy jest zamyślony i skupiony, na pewno analizują moje słowa oraz umiejętności członków Akatsuki. Mam nadzieję, że dobrze wypełniłam swoje zadanie...
       - Dobra robota, Sakura. Wybacz, że to powiem, ale nie sądziłam, że tak dobrze sobie poradzisz z tą misją. - powiedziała do mnie z uśmiechem Hokage.
      Na jej słowa samowolnie uniosły mi się kąciki ust do góry. Nagle przypomniałam sobie o zwojach, które wykradłam z siedziby Chmurek.
      - Ano... mam coś jeszcze. - podeszłam bliżej biurka.
      Wystawiłam lewą rękę do przodu wewnętrzną stroną dłoni do góry i nacięłam ją kunaiem, po czym prawą wykonałam potrzebne pieczęcie. Po chwili pojawił się zwój, który położyłam na biurku i odpieczętowałam go.
      - Zabrałam od nich zwoje z tajnymi technikami, które wykradli wcześniej z innych wiosek. - wytłumaczyłam pokrótce zdziwionej kobiecie.
      - Niesamowite... Wioska wodospadów, skał, żelaza, gwiazd... - wymieniła kilka zwoii, przebierając w nich. - Jak je zdobyłaś?
      - Nie tak trudno upić Paina, zwłaszcza, gdy ma się mocniejszą głowę do tego... - zaśmiałam się lekko.
      - Jesteś niepełnoletnia, a piłaś alkohol? - spytała się niezbyt zadowolona kobieta, a mi zrzędła mina. - Wiesz po co im były potrzebne? - zmieniła temat.
      - Prawdopodobnie chcieli ukraść zwoje z kilku konkretnych wiosek, ale nie wiem po co... Wiem, że kolejnym celem miała być Konoha, ale wątpię, żeby nadal mieli takie plany skoro utracili je wszystkie. - odparłam obojętnym tonem.
      - Soka... - mruknęła blondynka pod nosem. - Trzeba będzie mimo wszystko wzmocnić ochronę...
      Dalej zaczęła wydzielić rozkazy drużynom, by oddali zwoje wioskom, ale już nie słuchałam. Zamiast tego podeszłam do członków drużyny 7 i oparłam się plecami o chłodną ścianę.
       - Dobra robota. - powiedział szczerze Kakashi.
      - Arigato.
      Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam się na resztę przyjaciół. Każdy się zmienił, nawet Akamaru urósł do rozmiarów wilka... Jestem ciekawa ile mnie ominęło. Co jak co, ale 2 lata to kawał czasu.
       - Możecie już się rozejść. - usłyszałam zmęczony głos Hokage.
       Wszyscy opuścili już pomieszczenie oprócz mnie, Jirayi i Tsunade. Zapatrzyłam się na nią i przypomniała mi się obietnica jaką dałam Itachiemu. Miałam nikomu nic jeszcze nie mówić, ale nie mogę żyć ze świadomością, że każdy uważa go za zdrajcę i chcą go zabić, nawet jego brat. To nie był przecież tylko jego wybór i zrobił to, żeby bronić Konohę.
      - Coś się stało, Sakura? - wyrwał mnie z myśli głos blondynki.
      - Nie, tylko się zamyśliłam. - odparłam szybko i ruszyłam do wyjścia. - Do widzenia!
      Szybkim krokiem opuściłam budynek i byłam już na świeżym powietrzu. Weszłam w zatłumione uliczki, gdzie oczywiście spotkałam się z zawistnymi spojrzeniami. Tacy ludzie mnie wnerwiają... Niby są tacy odważni, a dupy z wioski nie ruszają i nie ryzykują własnego życia dla innych. Potrafią jedynie oceniać i potępiać tych, których nawet nie znają.
      Mając już dosyć tych błądzących za mną oczów, postanowiłam wrócić do domu i weszłam w jedną z bocznych uliczek na skróty. Najlepszy sposób na unikanie ludzi... Na szczęście prawie nikt nie zapuszcza się w takie ciemne i wąskie alejki, gdzie wala się mnóstwo śmieci.
      Przyznam szczerze, że trochę tęsknię za tymi idiotami z Aka. Niby mordercy, ale przez dwa lata stali się dla mnie prawie jak przyjaciele. Jestem ciekawa, co się teraz dzieje w ich siedzibie. Lider na pewno jak zwykle siedzi u siebie i pije sake i możliwe, że Konan dotrzymuje mu towarzystwa. Ruda menda na 100% majstruje coś przy marionetkach, a Deidara ćwiczy swoją sztukę wybuchu. Itachi i Kisame raczej trenują lub są na jakieś misji, Kakuzu liczy pieniądze, a Hidan albo czyta świerszczyki, albo modli się do swojego Jashina. Zetsu pewnie zjada jakiegoś trupa a Tobi bawi się w kucharkę i próbuje coś ugotować na obiad, ale i tak nie będzie to zjadliwe. Uśmiechnęłam się pod nosem do swoich myśli.
       Moje rozmyślania przerwał jakiś szelest za mną i świst powietrza. Od razu przystanęłam w miejscu i bez obracania uniosłam prawą rękę w górę, którą złapałam ostrze kunaia pomiędzy palcami. Usłyszałam prychnięcie za plecami, więc ciekawa obróciłam delikatnie głowę w bok i zerknęłam kantem oka w tamtym kierunku. Tak się zamyśliłam, że aż nie wyczułam chakry trzech mężczyzn. Wyglądają na 20 lat, ewentualnie trochę starsi i na moje oko tylko jeden z nich, ten z przodu, jest chunninem, a reszta to genini.
      - Coś się stało? - spytałam beznamiętnym głosem, odwracając się do nich przodem.
      - Tak. - warknął chłopak o najwyższej randze. - Jak to możliwe, że taka zdrajczyni jak ty normalnie chodzi sobie po wiosce?
      Zdegustowana określeniem, jakie użył, zmarszczyłam brwi.
      - Jesteś taki odważny, czy głupi, że mnie zaatakowałeś? - spytałam, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
      - Grozisz mi? - zaśmiał się pod nosem.
      Wszystko jasne, on próbuje udawać twardziela a jego koledzy są tylko na pokaz, bo w rzeczywistości od razu by zwiali.
      - Nie, tylko próbuję ustalić, dlaczego mnie zaatakowałeś na terenie wioski i to bez żadnych podstaw. - odpowiedziałam pewnie.
      - Ty...- syknął na mnie z nienawiścią. - Nie pozwolę, żeby ktoś taki jak ty chodził wolno, gdy powinien umrzeć za zdradę! - krzyknął.
      Chłopak rzucił się na mnie i zamachnął się pięścią prosto w twarz. Szybko odchyliłam głowę w bok, przez co poleciał do przodu. Zwinnie się obróciłam i jeszcze w locie, złapałam go za wyciągniętą rękę i wykręciłam mu ją za plecy, a do gardła przystawiłam kunai, którym wcześniej we mnie rzucił. Chłopak wylądował na kolanach i głośno przełknął ślinę, czując chłód żelaza na krtani.
      - Wybacz, ale nie jestem zdrajczynią. To była misja. - syknęłam mu do ucha i obróciłam twarzą do reszty. - Chcecie się czegoś jeszcze dowiedzieć?
      Mężczyźni nie odpowiedzieli, tylko wystraszeni zaprzeczyli głowami. Westchnęłam głośno i puściłam tego klęczącego. Ten opadł, podpierając się rękoma o grunt i zaczął w przerażeniu macać gardło, czy go przypadkiem nie poderżnęłam. Załamana pokręciłam tylko głową, rzuciłam ostrze gdzieś w bok i poszłam przed siebie do domu.
       Po pięciu minutach już doszłam i po krótkim przywitaniu z rodzicami, ruszyłam do siebie. Od razu po wejściu do pokoju coś mi nie pasowało, gdyż poczułam na twarzy podmuch lekkiego wiatru. Z tego co kojarzę to nie otwierałam okna z rana... Trochę zaniepokojona podeszłam, by je zamknąć i się rozejrzeć, ale w połowie drogi się zatrzymałam, bo moją uwagę przyciągnął znajomy zwój na łóżku. Ze zmarszczonymi brwiami go odpieczętowałam. Gdy tylko zniknął dym i ujrzałam swoje ubrania, uśmiechnęłam się pod nosem.
       Gdy wracałam do Konohy i walczyłam z Sasorim, musiałam wyrzucić zbędne rzeczy, czyli ubrania, żeby lepiej chronić tajne zwoje. Myślałam, że już ich nie odzyskam, a tu taka miła niespodzianka.
       Raptem przez otwarte okno wleciał skrzeczący kruk i usiadł mi na ramieniu. Delikatnie pogładziłam go pod dziobem po czarnych piórach.
       - Podziękuj Itachi'emu ode mnie. - mruknęłam cicho, a ptak zadowolony zaskrzeczał. - I przekaż mu, że ma wracać szybko. - westchnęłam głośno i sięgnęłam po rzeczy ze zwoju.
       Ptak wyleciał przez okno, a ja zaczęłam chować ubrania do szafy, przy okazji wyrzucając stare, czerwone tuniki. Przyznam szczerze, że teraz nie nosiłabym czegoś takiego, bo wydają się zbyt urocze i niewinne, co całkowicie do mnie nie pasuje. Zmieniłam się zarówno z wyglądu i charakteru, co widzę doskonale. Mam jedynie nadzieję, że przyjaciele nie będą mnie za wszystko nienawidzić...

________________

     Witam, witam ^^'
     Jak widzicie rozdziały będą naprawdę rzadko dodawane, ale jednak będą. Wiąże się to nie tylko z tym, że chcę przede wszystkim pociągnąć do końca "Zapomniane"~SasuSaku, ale także z tym, że muszę się trochę ogarnąć. Weny jest niewiele i w głowie mętlik, co zaczyna niestety być normą.
      Tak więc przepraszam za tą sporadyczność i mam nadzieje, że się podobał rozdział. Pozdrawiam ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top