9.

Noc nie była dla Sama zbyt przyjemna. Posiniaczona łydka przez walkę ostatniego wieczora dała o sobie znać podczas snu. Mia budziła się kilka razy w nocy i prosiła o odprowadzenie do łazienki, ponieważ bała się ciemności. Dodatkowo pobudka z samego rana przez dziewczynkę nie podniosła mężczyzny na duchu. 

Tak oto o ósmej rano Wilson stał nad patelnią, smażąc jajka, a jego siostrzenica siedziała w salonie i oglądała bajki. Kiedy rozpoczęła się przerwa na reklamy, Mia przyszła do wujka i poprosiła go o coś do picia. 

— Współlokator Bucky będzie z nami jadł? — spytała, biorąc łyk soku.

— Nie wiem. Wątpię w to. Pewnie obudzi się dopiero o dwunastej — odpowiedział Sam, nie odwracając wzroku od przygotowywanego jedzenia.

— Jest aż takim śpiochem?

— Tak. Czasami nawet przez całe dnie nie wychodzi z łóżka.

— To ja go obudzę! — Podskoczyła z ekscytacji.

— Mia, nie rób tego. — Wujek spojrzał na nią ostrzegawczo. 

— Ale ja chcę! Będziemy mogli razem zjeść, a potem się pobawić. 

— Nie. Idź obejrzeć bajkę do końca. Niedługo wszystko będzie gotowe.

— Wujku — jęknęła niezadowolona.

Nagle oboje usłyszeli skrzyp otwierających się drzwi i zbliżające się kroki. Do kuchni wszedł zaspany Bucky, który chciał jak najszybciej dostać się do lodówki, aby sięgnąć z niej schłodzoną wodę. 

— Dzień dobry — przywitała się wesoło dziewczynka.

— Dzień dobry — odpowiedział zachrypniętym i zmęczonym głosem Barnes.

— Zjesz z nami śniadanie? Wujek Sam robi jajka i bekon lepsze niż moja mama. 

Pijąc wodę, brunet uśmiechnął się delikatnie na wzmiankę o zdolnościach kulinarnych Falcona dotyczących jajek. Zakręcił butelkę i odłożył ją z powrotem do lodówki. Popatrzył chwilę na Mię, a następnie na jej wujka. 

— Nie. 

— Dlaczego? — Uśmiech zniknął z twarzy dziewczynki.

— Wolę jeszcze pospać — odpowiedział i wyszedł szybko z pomieszczenia, aby uniknąć dalszych pytań i próśb. 

— Mówiłem, że nie warto — powiedział Sam.

— To poczekajmy, aż się obudzi — zaproponowała.

— Dziecko — Przewrócił oczami — naprawdę nie warto. Obudzi się, kiedy będziemy robili obiad.

— Chcę być miła. Mama zawsze mówi, żeby być miłą dla nowych kolegów, a do tego śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.

— To dobrze, że o tym pamiętasz, ale Bucky nie jest twoim kolegą. 

— Powinnam mówić do niego "proszę pana"? 

— Nie. Po prostu musisz zrozumieć, że trudno się z nim dogadać. Najlepiej zostawić go w spokoju. Jeżeli będzie coś od ciebie chciał, to sam przyjdzie. 

— Ech, to idę oglądać bajkę. 

Wyszła zrezygnowana z kuchni, zostawiając wujka samego. Mijając drzwi do sypialni Barnesa, pomyślała, czy nie zapukać i do niego wejść. Postanowiła jednak, że na ten moment sobie odpuści. Nie oznaczało to, że zaprzestanie prób zaprzyjaźnienia się z mężczyzną. Chociaż wyglądał trochę jak bezdomny motocyklista, a jego oschłość i wiecznie smutny wyraz twarzy nie były zbyt przyciągające, każdy był dla Mii odpowiednią osobą do zabawy. 

Jakiś czas później Sam i jego siostrzenica siedzieli przy stole, jedząc poranny posiłek. Dziewczynka nie należała do osób cichych, więc pytała wujka o najróżniejsze rzeczy, byle rozmowa trwała. Temat, o którym najwięcej chciała wiedzieć, to praca mężczyzny z Avengers. Każdy, kto poznawał Mię po raz pierwszy, musiał wysłuchać jej długiego monologu o bohaterskim Falconie, który jest najlepszym kolegą Kapitana Ameryki, potrafi latać, ratuje ludzi i odwiedza najróżniejsze miejsca na całym świecie. 

— A kiedy poznam Kapitana? Obiecałeś mi, że będę mogła potrzymać jego tarczę.

— Przywiozłaś swój zeszycik z nim? Pamiętasz, że to na pierwszej stronie miał być jego autograf. — Uśmiechnął się. 

— Oczywiście, że tak! Mam w nim nawet zdjęcie z Disneylandu. Jestem tam ja, Iron Man i Cap.

— Więc jeszcze w tym tygodniu do nas przyjdzie.

— Naprawdę?! — zapiszczała.

— Tak. O ile nie będzie musiał jechać na misję.

Mia, usatysfakcjonowana taką odpowiedzią, rozpromieniła się i dokończyła śniadanie z uśmiechem.

Sam był bardzo szczęśliwy, że siostrzenica go odwiedziła. Bardzo lubił dzieci, a dziewczynka była mu bliska już od momentu urodzenia. Była wcześniakiem, który dostawał bardzo mało szans na przeżycie pierwszych dwudziestu czterech godzin po porodzie. Cała rodzina czekała z zapartym tchem na informacje dotyczące maleństwa i jego stanu zdrowia, a Sarah i jej mąż wypłakali się wtedy za wszystkie czasy. Wilson był pierwszym bliskim, który przyjechał wspierać młode małżeństwo w tak trudnych chwilach. Doglądając siostrzenicy, bardzo się z nią zżył i wiedział, że będzie pomagał w jej wychowaniu. Będąc żołnierzem oraz dołączając do Avengers, poczuł, że może być dla niej jeszcze lepszym przykładem. Gdyby mógł, opowiedziałby o wszystkich jego przygodach na wojnie oraz z superbohaterami, jednak pewne rzeczy należało pozostawić dla siebie ze względu na procedury, a także drastyczność niektórych z misji. 

Reszta poranka minęła dwójce na oglądaniu bajek i zaczepianiu się. Sam napisał do Steve'a w sprawie spotkania, a swoją ukochaną powiadomił o pojawieniu się siostrzenicy i chwilowej przerwie w spotkaniach. Potrzebował kilku dni, aby dostosować się do obecności Mii w domu i powiedzieć jej co nieco o swojej dziewczynie. 

Nadszedł czas na zrobienie obiadu. Choć dziewczynka była niska i szczupła, bardzo szybko robiła się głodna. 

— Czy teraz współlokator Bucky do nas dołączy? — zapytała Mia, spoglądając na wujka zza stołu.

— Nie wiem. — Wzruszył ramionami.

— Pójdę go...

— Mówiłem coś o tym — zatrzymał ją.

Dziewczynce opadły bezradnie ręce. Przewróciła oczami i wróciła do rysowania w swoim zeszycie. 

Barnes uprzedzał Sama, że nie lubi dzieci. Widać było po jego minie wczoraj, że nie był zbyt pozytywnie nastawiony do dziewczynki. Nie chciał, aby brunet skrzyczał Mię za zakłócanie jego spokoju od rana, znaczy popołudnia. Starczyło mu wysłuchiwanie narzekań mężczyzny na codzienne życie, a co dopiero na jego siostrzenicę. Poza tym mała mogłaby się poczuć odrzucona. Chociaż była bardzo wesołym, energicznym i towarzyskim dzieckiem, to wszelkie krzyki i uprzedzenia odbierała negatywnie – bała się, płakała. 

Kilka godzin później Bucky nadal nie pojawił się, aby zjeść obiad. Mia przez cały czas siedziała w kuchni, cierpliwie na niego czekając, ale teraz nie mogła już usiedzieć w miejscu. Sam w tym czasie uzupełniał jakieś dokumenty w salonie, więc nie widział, co robi siostrzenica. Mała wykorzystała tę okazję, zgarnęła ze stołu posiłek dla współlokatora i po cichutku poszła pod jego pokój. Nie pukała, ponieważ wujek mógłby usłyszeć. 

Barnes leżał na łóżku przykryty kołdrą po pas i ze słuchawkami w uszach oglądał teledyski nowych piosenek na telefonie. Przerwał, kiedy zauważył, że drzwi się otwierają. Spiął się gotowy do obrony, ale powstrzymał się przed wykonaniem jakichkolwiek ruchów, kiedy zobaczył Mię niosącą ostrożnie talerz z jedzeniem. 

— Cześć, współlokatorze Bucky. — Uśmiechnęła się do niego, jednak widząc jego niewyraźną minę, zmieniła ton. — Dzień dobry, proszę pana. 

Mężczyzna odłożył telefon i słuchawki, obserwując uważnie dziewczynkę. Ta podeszła do łóżka i położyła talerz na jego brzuchu. 

— Co to jest? — zapytał.

— Obiad. Nie przyszedłeś wcześniej. Pomyślałam, że pewnie siedzisz tu głodny, więc sama przyniosłam. Miałam już dość czekania na ciebie w kuchni. — Usiadła na skraju łóżka.

— Czekałaś na mnie?

— Tak. 

— Po co?

— Och, zjedz to wreszcie, no! — Uniosła ręce w górę zmęczona zachowaniem bruneta.

Bucky usiadł wygodniej, chwycił za sztućce i zaczął jeść. Zignorował fakt, że wszystko było już zimne. Patrzył na zadowoloną minę Mii, która obserwowała, jak je. Po chwili przestała się na niego gapić i zaczęła rozglądać się po pokoju. 

Barnes zauważył, że z wyglądu nie jest za bardzo podobna do Sama. Co innego jej upartość i optymizm. Te cechy z pewnością upodabniały ją do wujka. Badawcze spojrzenie, którym skanowała pomieszczenie, także było znajome. Pamiętał, jak Falcon obdarzał go takim samym, podczas ich spotkania, kiedy to unieruchomili ze Stevem jego rękę i zadawali pytania. 

Gdy znów mała wróciła wzrokiem do Bucky'ego, uśmiechnęła się delikatnie, widząc, że mężczyzna powoli zjada posiłek. W tym momencie ten ponownie dopatrzył się kolejnej cechy łączącej Sama i Mię. Tym razem chodziło o ten delikatny uśmieszek. Wilson zazwyczaj obdarzał nim Steve'a, z tego co zauważył długowłosy. Najczęściej po udanych misjach, kiedy oboje opowiadali mu o swoich wyczynach. Nie przypominał sobie jednak, aby kiedykolwiek mężczyzna uśmiechnął się tak do niego. W sumie nie było nawet takiej okazji. W końcu przez większość czasu się kłócili albo w ogóle do siebie nie odzywali. Nie było mu żal, ale jednak miał nadzieję, że któregoś dnia sprawi, że Sam spojrzy na niego i uśmiechnie się w taki sposób. 

"Chwila. Czy ja naprawdę o tym myślałem?" — odezwał się głosik w głowie Barnesa.

— O, lubię tę piosenkę! — ucieszyła się Mia, patrząc w telefon mężczyzny.

Bucky potrząsnął głową i oprzytomniał. Spojrzał na dziewczynkę, która położyła się na jego nogach i nuciła melodię, patrząc w komórkę. Szybko opróżnił naczynie i odłożył je na szafkę nocną, aby następnie zabrać małej urządzenie. 

— Hej, słuchałam tego! — oburzyła się.

— Wyjdź już. Chcę wstać i się ubrać.

— To weź rzeczy i idź do łazienki. Ja sobie posłucham, a jak wrócisz, to ci oddam... Proszę.

 — Ech, no dobra. — Przewrócił oczami i podał jej telefon. — Tylko nic mi tam nie przestawiaj.

— Dobra, dobra. — Włożyła słuchawki do uszu i ułożyła się wygodnie na łóżku. 

Bucky wygramolił się spod kołdry i poszedł wziąć szybki prysznic. Wychodząc z pokoju, wpadł na Sama, który obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem.

— Ona sama weszła — powiedział długowłosy i zniknął za drzwiami łazienki.

— Nie wytrzymam długo z tą dwójką. — Wilson pomasował skroń. 

— Sam! Otwórz! Dlaczego je teraz zamknąłeś?! — Usłyszał krzyk Steve'a zza szklanych drzwi. 

— Następny — mruknął. — W drugą stronę! Wymienialiśmy je ostatnio!

— O, faktycznie — zaśmiał się blondyn, otwierając. — Witaj, Sam. — Uścisnął dłoń przyjacielowi.

— Cześć, cześć. 

— Przywiozłem tarczę, jak prosiłeś, więc jestem gotów, aby poznać twoją...

— Aaaaaaaaa! — rozległ się dziewczęcy pisk.

Po chwili do nóg Rogersa przylepiła się mała, wrzeszcząca istotka, która zaczęła szczęśliwie podskakiwać. Mężczyzna nie czekając chwili dłużej, uniósł Mię i przytulił. 

— Boże, obdzieracie ją ze skóry czy co? — Bucky pojawił się obok Sama, który uśmiechał się, widząc scenkę.

— Możesz nie niszczyć chwili? — Wilson spojrzał na długowłosego.

 — A czy ona może nie niszczyć mi bębenków?

Falcon jedynie pokręcił głową i zwrócił wzrok z powrotem na Steve'a i siostrzenicę, która właśnie wyznawała miłość superbohaterowi. 

— Wujku, czy ja mogę go zatrzymać dla siebie? — spytała dziewczynka, tuląc się do Kapitana.

Wszyscy mężczyźni zaśmiali się głośno. Mia była zachwycona postacią Rogersa i wiadomo było, że nie będzie odstępowała go na krok przez najbliższe godziny. 

Po ochłonięciu wszyscy przenieśli się do salonu, aby porozmawiać na spokojnie i napić się kawy. Oczywiście, kiedy tylko każdy zajął miejsce, najmłodsza zaczęła swoją serię pytań. Niektóre były głupie, a inne zahaczały o tematy, których lepiej było nie poruszać. 

— Więc ty i Bucky jesteście przyjaciółmi od dzieciństwa? — Dziewczynka wyglądała na zafascynowaną całą historią o życiu Kapitana.

— Tak. Znamy się bardzo długo.

— Też tak chcę!

— Mieć takiego przyjaciela? — zapytał Steve.

— Nie. Też chcę być zamrożona!

— O matko. — Bucky zaśmiał się pod nosem.

— Mia! — Sam wybuchnął śmiechem, o mało nie dławiąc się ciastkiem.

— Yyyyy... — blondyn spojrzał zmieszany na kolegów.

— Uwierz nam, nie jest tak miło, jak myślisz — powiedział Barnes. 

— Dlaczego? Mogłabym spać przez sto lat i śnić cały czas o kucykach. 

— A wiesz, jak nieprzyjemne jest odmrażanie? 

— Jak będą mnie odmrażać, to już będzie przyjemne. Postęp. — Uśmiechnęła się.

— Lepiej powiedz im o tym, jaka byłaby twoja supermoc — zachęcił Sam.

— Moja moc byłaby najlepsza na świecie! Wszystko, czego bym dotknęła, zamieniałoby się w dinozaury. Ja bym nimi rządziła. Pomagałyby ludziom i zjadałyby przestępców. Tylko jeszcze pracuję nad moim imieniem. 

— Niezwykła moc — przyznał Steve jeszcze bardziej zmieszany.

— Mogłyby zjeść Bucky'ego — mruknął Sam.

— Zamknij się. — Barnes szturchnął Wilsona. 

— No! — Mia klasnęła w dłonie. — To kiedy poznam resztę drużyny? — zapytała, patrząc na wujka.

— Z tym to spokojnie, mała — powiedział mężczyzna, czochrając włosy dziewczynki. — To grubsza sprawa.

— Ale kiedyś ich na pewno spotkam? — Dało się usłyszeć nadzieję w jej głosie.

— Oczywiście, że tak — odpowiedział Steve, uśmiechając się ciepło. 

— O nie, prawie zapomniałam! — krzyknęła i pobiegła do pokoju.

Wpadła do pomieszczenia, czym prędzej otworzyła walizkę i zaczęła szukać pewnego przedmiotu. Kiedy go odnalazła, wróciła do mężczyzn.

— Dasz mi autograf? — zapytała słodko, stojąc przed Rogersem.

— Oczywiście. — Uśmiechnął się.

— Musisz na pierwszej stronie — szepnęła. — To specjalne miejsce.

Kapitan posłuchał i spełnił jej prośbę. Kiedy się podpisał, oddał jej zeszyt z jego podobizną oraz niebieski długopis z puszkiem na końcu. Mia – od teraz najszczęśliwsza osoba na świecie – zasiadła wesoła na fotelu i zaczęła zajadać się ciastkami. 

Pomijając małą bitwę pomiędzy Buckym a dziewczynką o słodycze, mężczyźni zeszli na poważniejsze tematy. Steve opowiedział o wypadku Tony'ego w warsztacie, o którym nie słyszał Sam. Barnes rzucił kilkoma ciętymi uwagami, a Wilson podzielił się doświadczeniami z randki z Susan, oszczędzając szczegóły, o które uparcie prosili przyjaciele. 

Spotkanie minęło bardzo szybko, ale na szczęście było miło. Cap uznał, że siostrzenica Sama to bardzo radosna i słodka dziewczynka, a Bucky powiedział, że nie jest taka zła, co było naprawdę pozytywną opinią wypowiedzianą przez takiego gbura. Wilson przytaknął, wiedząc, że ta mała istotka jeszcze nie pokazała rogów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top