[19]
Syriusz:
Dzień dobry miłości moja
Remus:
Wolnego
Remus:
Minął miesiąc
Syriusz:
Już prawie dwa miesiące od pierwszego spotkania, a ty nadal nie chcesz przyjąć mej ręki
Remus:
Sprawdzam twą cierpliwość
Syriusz:
Której nie mam
Syriusz:
Już nawet James i Ruda są razem od paru tygodni
Syriusz:
A my?
Syriusz:
Kiedy my?
Remus:
A może mi się znudziłeś?
Remus:
Nie bierzesz tego pod uwagę?
Syriusz:
Nie.
Syriusz:
Co jak co ale ja ci się nie znudzę, skarbie
Syriusz:
I obaj dobrze o tym wiemy
Remus:
Spieprzaj
Syriusz:
Brzmi jak przyznawanie mi racji
Tu akurat Black miał racje. Remus nie potrafił się nim znudzić, jedynie zirytować, ale napewno nie odczuwał nigdy znudzenia w jego towarzystwie. Lupin czuł się już bardzo swobodnie w obecności Syriusza, aż doprowadziło to do widzenia się prawie codziennie. Nie były to zawsze długie rozmowy, ale chociażby uśmiechy i zetknięcie dłoni na korytarzach kiedy szli na wykłady. Remus nadal przyzwyczajał się do faktu, że ma kogoś blisko siebie, dlatego też bardzo odsuwał temat, kiedy to Syriusz już chciał, aby byli parą. Nie ignorował go, ale starał się pokazać, że nie jest pewien i zwyczajnie w świecie się boi, gdyż wejście w relacje oznacza pewne obowiązki i zachowania wobec drugiej osoby.
Syriusz:
Za trzy minuty jest dłuższa przerwa
Syriusz:
Proponuje spotkanie przed twoją klasą i udanie się na randkę
Remus:
Ta przerwa trwa dwadzieścia minut
Syriusz:
Wiec przeżyjesz najkrótszą randkę w swoim życiu
Remus:
A ty nie?
Syriusz:
Pozostawię to bez komentarza, rozbudzając twoją ciekawość
Lupin schował telefon i oparł się na krześle. Jeszcze dwie minuty. Sam szczerze miał ochotę na opuszczenie zajęć, gdyż dziś ciągnęły się wręcz w nieskończoność, a wykład był okropnie nudny. Dwie minuty i spotka się z Syriuszem.
Studenci powoli zaczynali się także niecierpliwić, a niektórzy z nich powoli i po cichu się pakować. Sam Remus rownież to uczynił. Jeszcze tylko minuta.
— Kończy nam się już czas — głos ich profesor rozległ się w całym pomieszczeniu. — Nie zapominajcie o pracach, gdyż większość z was ma pare zaległych.
Po tych słowach wszyscy wstali i zaczęli opuszczać aule mówiąc pare razy ,,Do widzenia" wykładowcy.
— Lupin. — Remus westchnął i obrócił się w stronę profesor McGonagall. — Masz dwie zaległe prace.
— Naprawdę?
— Nie żartuj chłopcze — odpowiedziała i usiadła na niewielkim stołku stojącym od biurka. — Jesteś bardzo zdolny, ale z lenistwem nic nie osiągniesz.
Remus wpatrywał się w surowe oczy profesor. Od jakiegoś czasu faktycznie opuścił się lekko w systematycznym uczeniu, ale to przez to, że miał wreszcie czas i stałą grupę znajomych z którymi mógł się widywać.
Przede wszystkim miał Syriusza, który wręcz pochłaniał jego czas.
— Odżyło mi życie studencie — odparł.
— Nie wątpię, że pochłania to czas — głos kobiety stał się spokojniejszy. — Jednak trzeba też robić prace w terminie.
— Wszystko nadrobię — obiecał szatyn nie do końca wierząc w swoje słowa.
— Mam nadzieje. Czas do końca tygodnia. Myśle, że to i tak długo, ponieważ mamy dopiero wtorek.
— Dziękuje.
Remus lekko przeskoczył z nogi na nogę, chcąc już opuścić klasę.
— Idź już i korzystaj z życia studenckiego — McGonagall dostrzegła jego zniecierpliwienie. — Tylko mi masz uzupełnić pracę!
Remus odkrzyknął krótkie ,,Uzupełnię" i wyszedł z klasy. Przez swój pośpiech zapomniał, że Syriusz do niego podejdzie co poskutkowało wpadnięciem na starszego chłopaka.
— Spokojnie nigdzie nie uciekam.
Remus ujrzał ten cholerny uśmiech i odrazu poczuł się lepiej.
— Cholera myślałem, że uda mi się ciebie ominąć.
— Tak, tak. — Syriusz odrazu go objął prowadząc w stronę parku, będącego właściwe częścią uniwersytetu. — Przyznaj się, że po prostu biegłeś ze mną na spotkanie.
— Zawsze tworzysz głupie scenariusze.
Remus przymknął oczy kiedy opuścili budynek. Słońce okropnie raziło i grzało jak na kwiecień. Większość ludzi cieszyła się z tego powodu, jednak Remus nadal się nie przyzwyczaił do tej szybkiej zmiany temperatury.
— Prawie jak lato. — Syriusz należał do grupy tych ludzi którzy cieszyli się nagłą zmianą pogody.
— Mamy kwiecień.
— To prawie lato. Właśnie — czarnowłosy zatrzymał się i zagarnął Remusa bliżej. — Wyjedziemy gdzieś w wakacje?
— Ty i ja? — zapytał Lupin, choć to pytanie było zbędne.
— A kto inny? Możemy gdzieś pojechać, choćby na tydzień — chłopak wydawał się bardzo zadowolony ze swojego pomysłu. — Morze, góry. Morze! Odwiedzimy twoje rodzinne miasto.
— Nie brzmi źle, choć nie ma tam zbyt dużo atrakcji.
— Ze mną zawsze są. — Syriusz jak zwykle musiał podkreślić swą wspaniałość. — Zgadzasz się?
— Przemyśle to — Remus sam uśmiechnął się na swój komentarz.
— Czyli tak.
— Doprowadzasz mnie czasem do szału.
Black roześmiał się głośno, a Remus nie mógł nic zrobić jak tylko cieszyć się tym, że go ma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top