[16]
Lily celowo udała się wraz z Jamesem w zupełnie innym kierunku wystawy niż planował Remus. Choć pisał od dłuższego czasu z Blackiem, nie spodziewał się, że jego pewność siebie zniknie, aż tak szybko w obecności człowieka, który szukał w internecie znaczenia połowy słów. I choć Lupin podczas konwersacji starał się jak najbardziej nie ukazywać swojej słabej strony, tak każdy uśmiech czarnowłosego i wesołe spojrzenie wręcz rozpływały jego serce i powodowały niechciane myśli.
— Wygląda jak McGonagall.
— Co?
Remus, zauważył, że zbyt dał się pochłonąć myślą i szybko obrócił głowę w stronę Syriusza.
— Rzeźba. — Syriusz wskazał na stojący przed nimi niewielki posąg. — No kopiuj wklej.
— Porównujesz rzeźbę przedstawiającą Matkę Boską do profesor historii sztuki?
— Ale spójrz na nią! — Syriusz objął go ramieniem przyciskając bok głowy do polika Remusa. — Z tej perspektywy.
Black przekręcił głowę, napierając na te Lupina, mocniej go obejmując. Remus przełknął ślinę, starając się skupić na rzeźbie. Czuł jak Syriusz szeroko się uśmiecha i z zachwytem próbuje udowodnić, że rzeźba przed nimi jest podobna do ich pani profesor.
— Tylko założyć jej okulary i mamy Matkę McGonagall.
— Ty kretynie — odparł Remus krótko się śmiejąc.
— No co — zacmokał Black. — Przecież wiesz, że mam racje.
— Nie ma opcji.
— Uparty jak zawsze.
Remus wywrócił oczami i wyminął Blacka idąc w stronę kolorowego obrazu. Musiał ukryć swoje zestresowanie. Zachowywał się jak głupi zakochany nastolatek, doświadczający pierwszego zauroczenia. W rzeczywistości ostatni raz w związku był w ponad rok temu z dziewczyną. Układało im się, tak przyjemniej myśleli dopóki ich relacje nie zaczęły się psuć. Konkretnie, skończyły im się tematy do rozmów, a związek pozwoli upadał. Rozstali się w zgodzie, ale zaledwie po dwóch miesiącach Nimfadora opuściła Londyn i ich kontakt szybko się urwał.
— Piękny — usłyszał Remus za swoimi plecami.
— Podobają mi się kolory. Są ciemne, a mimo to wydaje się żywy.
— Nie mówię o obrazie — zaznaczył Black.
Remus pokręcił głową i na niego spojrzał. Stał pewnie z rękami w kieszeniach kurtki, z lekkim uśmiechem i przechyloną głową.
— Nawet nie zaczynaj.
— Nie mogę ukryć swojej natury — odparł Black.— Zresztą ja tylko stwierdzam fakty, skarbie.
— Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał.
— Przecież to lubisz.
Remus zacisnął szczękę nie mogąc znieść natarczywego wzroki szarych tęczówkę. Dlaczego ten człowiek musiał na niego tak działać?
— Powinniśmy znaleść resztę. Chodzimy już prawie godzinę. — Remus zerknął na zegarek.
— Nie zaprzeczyłeś — podkreślił Syriusz. — Tak bardzo nudzi cię moje towarzystwo?
— Nie, chce się po prostu czegoś napić żeby je lepiej znieść.
— Ranisz Remmy!
— Nie dramatyzuj tylko chodź.
— Twe życzenie mym rozkazem.
Lupin ruszył w stronę wyjścia uprzednio pisząc Lily, aby spotkali się przy drzwiach głównych. Syriusz szedł prostu za nim rozglądając się na wszystkie strony. Remus naprawdę nie odczuwał różnicy w rozmowie z nim, poza uporczywym wzrokiem i niesamowitym wyglądem. Black miał dokładnie taki sam styl bycia jak przez telefon, co w pewnym stopniu zdobyło uznanie szatyna za całkowitą szczerość.
— Ja nie wiem jak wy możecie to studiować.
— James! — Lily spojrzała na niego ze złością w oczach.
— No co?
— Lepiej to niż złudne marzenie o zostaniu mistrzem siatkówki. — Syriusz stanął koło przyjaciela mierzwiąc mu włosy.
— Wcale nie złudne! — zaprzeczył chłopak, wyrywając się Blackowi. — Jestem wysoki i mam predyspozycje
— I jesteś ślepy.
— Cicho siedź.
Remus spojrzał na Lily która tylko pokręciła głową.
— Możemy iść do baru przy parku. To niedaleko akademika — zaproponowała, kiedy dwójka przyjaciół się uspokoiła.
— Idealnie.
Ruszyli całą czwórką w wybrane miejsce, cały czas żywo przy tym rozmawiając. Remus dowiedział się od Jamesa, że mieszka z Syriuszem w wynajętym mieszkaniu od dwóch lat, a także, że studiuje architekturę jednak marzy o zostaniu siatkarzem. Black z kolei tłumaczył w międzyczasie, że Potter wierzy w swą karierę sportową od pierwszej klasy podstawówki i to z marnym skutkiem co
niesamowicie drażniło okularnika.
— A wy?
— Co my? — spytał Black.
— Całowaliście się już? — padło pytanie, zupełnie nie pasujące do panującej rozmowy.
— Potter oni się widzą pierwszy raz. — Lily spojrzała na zdezorientowanego Remusa.
— Cóż my się całowaliśmy na pierwszym spotkaniu.
— Och, zamknij się. — Evans spłonęła automatycznie rumieńcem.
— O tym mi nie wspomniałaś. — Słowa Remusa spowodowały u Lily jeszcze większe zakłopotanie.
— A mi tak. — Syriusz uśmiechnął się dumnie, dostając w głowę od Jamesa.
— Tylko nie włosy!
— Nie gadaj tyle, a ty — okularnik wskazał na Remusa. — Nie daj mu się.
— Nie zamierzam. — szatyn parsknął na co Black jedynie przekręcił oczami.
— Jeszcze dziś mi dasz długi i namiętny pocałunek na pożegnanie. — Black przesłał szatynowi buziaka.
— Pewność siebie na wysokim poziomie — stwierdził szatyn. — Zobaczmy czy w ogóle zasłużysz.
— Już cię lubię Lupin. — Potter podszedł do Remusa zarzucając przez niego ramie. — Spławiasz Syriego. To będzie piękny początek naszej przyjaźni.
Chłopcy wraz z Lily wybuchli śmiechem, powodując u Syriusza grymas na twarzy. Lupinowi coraz bardziej podobało się to spotkanie, a wątpliwości do niego całkowicie wyparowały.
I to był dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top