XXII
~Tony Stark~
Jak tylko zobaczyłem śpiącego dzieciaka, moje serce aż zakuło. Był nieprzykryty i taki niewinny. On nie mógł stać po tej złej stronie. Wiedziałem to, mogłem nawet powiedzieć, że byłem tego pewien.
Podszedłem do kanapy i od razu chwyciłem do rąk koc którym z troską okryłem Petera, uprzednio układając go wygodniej. Pewnie był wyczerpany tym ciągłym bieganiem za Kingpinem i nie dziwiłem się temu. Sam jego wyraz twarzy mówił, że ma dość.
Nagle za moimi plecami usłyszałem głos Wandy.
- Nie wydaje mi się, że Wrench jest zły. Wygląda tak niewinnie.
- Właśnie to cały czas próbuje wam udowodnić. Tli się w nim dobro, które próbuję z niego wydobyć. Wierzę, że może mi się to udać.
Po tych słowach uśmiechnąłem się lekko i odgarnąłem opadający lok z jego twarzy. Był najwidoczniej tak zmęczony, że nawet się nie poruszył.
- Musi mu być ciężko - powiedziała współczująco Wanda.
- Prawdopodobnie ten dzieciak niesie ze sobą większy ciężar, niż my wszyscy. Czas to sprawdzić i pomóc mu wydostać się z tego bagna.
- Racja, trzeba go stąd wyciągnąć.
Kobieta podeszła bliżej chłopaka i położyła mu dłonie na skroniach. Zamknęła oczy, a wtedy w pomieszczeniu uniosła się czerwona energia.
- Ma okropny mętlik Tony. Ciężko będzie coś się z tego dowiedzieć - zaczęła i poruszając dłonią, przesuwała wspomnienia Petera. - Od czego mam zacząć?
- Od początku. Od samego początku - poleciłem z poważną miną.
- Dobrze więc.
Wanda szybko przesunęła ręką w bok, a ja zobaczyłem pierwszy obraz, jakim było dzieciństwo nastolatka. Bawił się w obecności swoich szczęśliwych i uśmiechniętych rodziców. Nagle do pomieszczenia wpadł... Kingpin. Chwilę zajęło mi, żeby ogarnąć, co on tam w ogóle robił, ale przypomniałem sobie, co powiedział raz dzieciak. Przecież jego biologiczna rodzina została zabita przez tego gnoja. Wkurzyłem się, bo kto normalny odbiera życie w obecności nic nie wiedzącego, małego chłopca?
Postanowiłem jednak zaczekać i zobaczyć coś więcej, bo w końcu po to naginałem teraz wszelkie zasady społeczne i moralne.
- Da się usłyszeć co oni tam mówią? - szepnąłem cicho.
- Nie wiem, czy tak potrafię - oznajmiła, a przed oczami przewinął mi się kolejny obraz.
Tym razem Kingpin stał nad wystraszonym Peterem z czymś w rodzaju kija w dłoni i pokazywał mu, co ma robić. Chłopak nie mógł wstać więc starszy przyłożył mu narzędziem parę razy, a wtedy zapłakany podniósł się na nogi i zaczął wykonywać zlecone zadanie z bólem wymalowanym na twarzy. To był dla mnie równie wielki cios. Totalnie nie spodziewałem się zobaczyć czegoś takiego, tym bardziej, że myślałem cały czas, że Wrench jest wkurzony na Kingpina przez to, że zabił jego rodziców. Ale bił go? To było dziwne, ale i logiczne.
Dzieciak bał się, bo wiedział, że może oberwać i dlatego pewnie pracował dla tego gnoja.
Kolejno pojawił mi się przed oczami starszy Wrench, walczący z kilkoma mutantami na raz. Nie do końca sobie radził, ale ostatecznie wygrał. Wtedy zobaczyłem, że wychodzi z tej ich bazy i stanąłem w niemałym szoku. Chowali się w małym, niepozornym sklepiku, a ja wiedziałem nawet gdzie. Postanowiłem więc ich śledzić i nie interweniować od razu.
Widziałem ból, widziałem, jak płacze z nadmiaru tego całego cierpienia. W końcu oparzenia, stłuczenia, rany i wiele innych obrażeń to nie najprzyjemniejsza sprawa, zwłaszcza dla dziecka... Dla Petera.
Ostatnim obrazem, jaki zobaczyłem, było mieszkanie Wrencha, on siedzący na parapecie okna i gapiący się na dzieciaki z placu zabaw. Po policzku spłynęła mu samotna łza.
Wtedy już na prawdę zrozumiałem. Zrozumiałem istotę tego całego szajsu i jego zachowanie. Został wyszkolony na zabójcę, wrednego i zimnego sukinsyna, ale w środku nigdy nie umiał się z tym pogodzić. Był zupełnie zagubiony w sobie samym. Nie potrafił dobrze rozróżnić dobra od zła, bo w nim samym nadal toczyła się walka. Walka o to, czy ma zostać bezuczuciowym następcą i prawowitym synem Kingpina, czy może wrażliwym i szczęśliwym dzieckiem, którym nadal był.
Nie umiał wybrać. Stał pośrodku, a każda ze stron ciągnęła go do siebie.
Nie wiedziałem, co robić. Peter już mi nie ufał, nie ufał też Kingpinowi. Ani ja, ani on nie mogliśmy go do siebie przekonać. Zwyczajnie musiał wybrać i powoli dotrzeć do tego, kim tak naprawdę jest.
Westchnąłem zrezygnowany, ale postanowiłem dać mu czas.
- Nic tu po nas Maximoff - rzuciłem i chwyciłem kawałek kartki wystającej z komody, kreśląc na niej znalezionym długopisem litery.
- Ale jak to? - zapytała zdziwiona półszeptem, zamykając wizję. - Mieliśmy mu pomóc.
- Musi sam najpierw zrozumieć kim jest. Nie możemy go zabrać, bo jeszcze nie jest gotowy, żeby stać się całkowicie dobrym.
- To co, uważasz, że jest zły?
- No właśnie nie do końca. Nie odkrył jeszcze, że bycie dobrym przyniesie mu same korzyści. Potrzebuje czasu Wanda.
Zostawiłem uprzednio napisany liścik na stoliku przy kanapie i delikatnie pchnąłem wiedźmę do przodu, dając jej sygnał, że wychodzimy.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Do pomieszczenia wpadła jebana Tarcza i osaczyła mnie, Maximoff i leżącego chłopaka.
Oczywiście byli na tyle głośni, że się obudził i od razu rozglądnął się zdziwiony, podrywając się do pozycji obronnej. Niestety po pierwsze w pokoju znalazło się zbyt wielu agentów, a po drugie w tempie natychmiastowym założyli mu Asgardzkie kajdanki i nie miał już dostępu do mocy.
Spojrzał na mnie nieźle wkurwiony i zaczął się motać, chcąc uwolnić się od trzymających go agentów.
Po chwili wszedł też Nick Fury, jakbym się tego nie spodziewał... Stanął na czele całej zgrai i przyjrzał się uważnie zmęczonej twarzy Petera.
Byłem równie wściekły, jak Wrench, ale musiałem wykminić, co tu się właśnie odwaliło. Zdrada? Nie, Wanda by mi tego nie zrobiła. Jakiś czip? Też nie, bo niby jak...
Nagle jakby mnie olśniło. To wszystko była wina Natashy Romanoff, ruskiej agentki, która musiała od samego początku coś podejrzewać.
Przekląłem się w myślach za to, że o tym nie pomysłem i zerknąłem w kierunku drzwi wejściowych. Stała w nich właśnie Czarna Wdowa.
- Dlaczego? - to jedyne pytanie, które zdołało się wydobyć z moich ust, kiedy wyprowadzali mnie i Maximoff z mieszkania.
Zrezygnowany wzrok Wrencha, współczujący Wandy i przepraszający Natashy, które i tak przyćmiewał ten zwycięski Furego.
Słyszałem jeszcze, jak ten czarnoskóry pirat zaczyna czytać fragment mojego liściku na głos przy wszystkich.
- Pete, wiem, że musisz jeszcze wiele zrozumieć, ale możesz na mnie zawsze liczyć. Nieważne, że mi nie ufasz, może kiedyś to się stanie, lecz na razie...
Potem zeszliśmy z klatki schodowej i wypchnęli nas z budynku. Wkoło stały samochody Tarczy, a nad kamienicą latało parę helikopterów.
- Mogę coś z tym zrobić - zaproponowała zrezygnowała czarownica.
- Wiem, ale lepiej to zostawić. Nie możemy zostać wrogami Tarczy, bo potrzebujemy ich, żeby walczyć z Kingpinem. To skomplikowane, ale zostaw to mnie. Ja już pogadam sobie z tym jebanym jednookim piratem.
Wanda poklepała mnie po ramieniu i spojrzała do mieszkania dzieciaka, jak grupa saperów i wyszkolonych ludzi mota się po nim, szukając czegokolwiek na Kingpina.
- To co robimy? - zapytała.
- Wracamy do Wieży. Tam go zabiorą, przynajmniej tak myślę.
- Mogą go zabrać do bazy Tarczy.
- Wiem, ale muszę się postarać o widzenie z nim. Dodatkowo muszę jeszcze przekonać do moich poglądów Steva, zanim zrobi to Natasha. Będzie nam potrzebny.
- Nam?
- No chyba pomożesz mi w tej sprawie? Bo ja już założyłem...
- W co ja się wpakowałam - przerwała mi, przecierając twarz ręką.
- Będą nas też przesłuchiwać - kontynuowałem ignorując jej wypowiedź. - Musimy ustalić co im powiemy i jak skłamać, żeby powiedzieć prawdę.
- Tony, to nie jest logiczne.
- No właśnie wiem i dlatego przyda nam się Steve.
- Co ty znowu planujesz? - zapytała, a kiedy nacisnąłem zegarek, żeby zbroja oplotła moje ciało, popatrzyłem się na nią i uśmiechnąłem, zanim maska zakryła moją twarz.
- Zobaczysz - rzuciłem i wzbiłem się w powietrze.
Kobieta uniosła się na swojej czerwonej energii i ruszyła za mną do Avengers Tower.
Szykowała się niemała akcja, ale to chyba był już standard.
_____________________
Hip, hip, hura!
Napisałam rozdział xD
W końcu doczekaliście się tego historycznego momentu, a teraz znów dwa miesiące poczekacie hehe
Nie no, może nie będę aż taka okrutna :3
Miłej pory dnia, w której czytacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top