XXI
~Wanda Maximoff~
Kiedy Tony poprosił mnie o tą przysługę, sama nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. W końcu to nie było za bardzo odpowiedzialne zadanie, a on popadł w jakąś skrajność na punkcie tego dzieciaka.
Nie zamierzałam go wydawać, ale coraz bardziej zacznęłam się zastanawiać, ile to jeszcze potrwa? Czy on w ogóle zamierzał to komukolwiek wyjaśnić?
Westchnęłam ciężko i zobaczyłam, że do pomieszczenia znów wchodzi Natasha.
- Co ten dupek chciał od ciebie? - zapytała na wstępie.
- Nic ważnego. Głównie to chciał, żebym mu pomogła znaleźć Wrencha, ale odmówiłam. Przecież nie będę ścigać jakiegoś niebezpiecznego gówniarza z niepełnym umysłowo miliarderem. Weź - prychnęłam i popatrzyłam na nią rozbawiona.
- To zaczyna się robić coraz dziwniejsze - westchnęła. - Powiedz, jak ten debil będzie chciał coś odwalać. Widzę, że ci ufa, a ty chyba ufasz mi, nie?
- Tak, oczywiście, że dowiesz się jako pierwsza - skłamałam.
Nie lubiłam tego robić, ale widząc, jak zdesperowany był Tony, zwyczajnie nie umiałam mu odmówić. Zachowywał się zupełnie, jakby miał być ojcem Wrencha, który uporczywie szuka swojego zagubionego syna.
Może i chłopak faktycznie był zagubiony? Może wystarczyłoby mu pokazać, jak żyć inaczej, żeby w końcu rozróżnił dobro od zła?
Otrząsnęłam się z tych myśli i uśmiechnęłam się w stronę mojej towarzyszki.
- Mogę to teraz skończyć?
- Oczywiście - odparła i przysunęła się bliżej mnie.
Zaczęłam z powrotem zaplatać warkocze i ułożyłam je do zgrabnego koka, po czym zakończyłam zakładając gumkę.
- Gotowe - powiedziałam z dumą, podając jej lusterko za pomocą mojej magii.
- Ślicznie dziękuję.
Obie zaśmiałyśmy się cicho i przeszłyśmy do kuchni, gdzie siedział też Clint i Steve.
- Moja ulubiona para! - zaczął uradowany, gdy nas zobaczył.
- Clint, ogarnij się - zgromiła go Natasha.
- Co mam na to poradzić, że wyglądacie razem tak słodko.
- Nic - rzuciłam i usiadłam obok niego przy wyspie. - Co tam pichcisz Steve?
- Robię naleśniki czekoladowe.
- Czy ktoś powiedział naleśniki czekoladowe?! - zapytał Sam z samego końca korytarza.
- Tak, Steve je robi! - odpowiedział mu Barton.
Po niecałej minucie w kuchni zgromadzili się prawie wszyscy Avengersi, oprócz jak zawsze Tonego.
- Zabraknie mi ciasta! - lamentował Kapitan, przygotowując kolejne składniki.
- Nie moja wina. Sam chciałeś je zrobić - zaśmiał się łucznik, a reszta mu zawtórowała.
- Naginaj z tym smażeniem, bo jestem głodny - powiedział Rhodey, który właśnie usiadł na ostatnim wolnym miejscu.
- Nie dam rady w pojedynkę!
Na te słowa wstałam ze swojego siedzenia i obeszłam wyspę, znajdując się obok Steva.
- Co mam robić? - zapytałam.
On popatrzył na mnie wdzięcznym wzrokiem i wytłumaczył mi na szybko, o co chodzi w smażeniu naleśników. Z moimi mocami udało nam się w piętnaście minut przygotować sto pięć czekoladowych placków.
- Mam nadzieję, że coś zostawiliście - burknął groźnie Ameryka.
- Spoko mrożona, zostało jeszcze dziesięć. Zjecie sobie - odparł Bucky.
Kiedy wszyscy się już posililiśmy, ktoś zaproponował film, na co każdy głośno przytaknął.
Ja zostałam w kuchni i pomogłam Stevowi w ogarnianiu garów.
- Dzięki Wanda. Gdyby nie ty, to pewnie stałbym tu z dwie godziny.
- Żaden problem.
- Właściwie, to wiesz, co się dzieje ze Starkiem?
- Chyba wpadł w obsesję na punkcie Wrencha.
- Chce go dorwać?
- Raczej bym powiedziała, że adoptować - rzuciłam cicho.
- Co?!
- Zachowuje się zupełnie, jakby był ojcem chłopaka.
- Toteż nowość. Tony jako ojciec. Dziwnie brzmi nawet.
- Trochę - zaśmiałam się i zerknęłam na zegarek. -Ja już będę się zbierać. Trochę jestem padnięta, więc chyba się położę.
- Szkoda. Powiem reszcie, że poszłaś, żeby się nie martwili.
- Dzięki Steve.
Po tych słowach wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do pracowni miliardera. Była dopiero dwudziesta trzecia, ale chciałam ogarnąć Tonego, zanim wymyśli jeszcze coś głupiego.
Gdy zjechałam na odpowiednie piętro, zastałam go siedzącego w fotelu, z rękami w dłoniach. Zrobiło mi się go zwyczajnie żal. Podeszłam bliżej i uklękłam przed nim.
- Tony?
- Hm?
- Nie możesz się tak zadręczać.
- Ja chcę mu tylko pomóc. Chcę być lepszy niż mój ojciec. Chcę być jak Pep...
- Oh Tony, wiem, że ci na tym zależy, ale zadręczając się mu nie pomożesz.
- Po prostu nie umiem wymyślić nic bardziej sensownego. Zabrałem jego broń, po tym, jak wywołał ten wypadek. Myślałem, że oddam odciski palców i zdjęcie dzieciaka policji. Miałem to już zrobić, kiedy pomyślałem o tym, co by na to wszystko powiedziała Pepper. Nie mogłem... Zwyczajnie nie i koniec. Nie zamierzam tego tak zakończyć. On mi już nie zaufa, więc czytanie z myśli to jedyny sposób na ten moment.
- Wiesz, że jeśli nam nie wyjdzie, to dzieciak znienawidzi cię jeszcze bardziej?
- Liczę się z tym, że może to mieć miejsce. No trudno. Raz się żyje. Lepiej się przygotujmy. Za chwilę musimy wyruszyć, o ile chcemy się tam dostać niezauważenie.
~Peter Parker~
Po wymianie w TBI wróciłem do domu. Nie było normalnie, bo jak zawsze Kingpin musiał mi powiedzieć, że się nie postarałem, wywołałem za mały zamęt, niewiele wybuchów, kazał mi jak zawsze pokazać, co potrafię i na co mnie stać.
Wkurwiało mnie to, że musiałem dodatkowo mu coś udowadniać, zanim dał mi pieniądze.
Kiedy przyszedłem do jego biura, miałem nadzieję, że choć raz powie, że jest ze mnie dumny, ale się przeliczyłem. Dla niego wciąż niewystarczająco się spisałem. Miałem to trochę w dupie i byłem za bardzo zmęczony, żeby dłużej nad tym rozmyślać.
Poza tym Starkuś zabrał jeszcze moją broń, ale nie mówiłem już o tym Kingpinowi. Na pewno kazałby mi tylko bardziej za to płacić.
Rzuciłem się na łóżko i skuliłem się na nim.
Nienawidziłem swojego życia. Nienawidziłem siebie, tego popierdolonego miliardera i przede wszystkim mojego zjebanego szefa.
Chciałem normalności, dostałem kłamstwa i oszczerstwa. Ciekawiło mnie tylko, co jeszcze na mój temat wie Kingpin i nie chce mi tego powiedzieć.
Chyba pierwszy raz w życiu miałem ochotę porządnie się najebać. Zamiast tego, resztką silnej woli sięgnąłem po papierosy i zapaliłem jednego. Przyniosło mi to swego rodzaju ulgę. Poczułem się odrobinę lepiej i wiedziałem, że to głupie, ale i tak wypalałem jednego za drugim, dopóki nie skończyłem całej paczki.
Moja egzystencja nie miała już sensu. Kradłem dla szefa, trenowałem dla szefa, nienawidziłem Starka dla szefa, oddycham, bo szef tak chce, nie mam rodziny, bo kiedyś szef mi ją wymordował. Wszystko, cokolwiek się ze mną działo, było zasługą szefa. Moje życie nie należało do mnie, tylko właśnie do tego dupka.
Westchnąłem ciężko i rzuciłem pudełkiem po szlugach o ziemię. W sumie to smutne, że tak skończyłem. Miałem ambicje, żeby pójść do szkoły i być normalnym dzieckiem. Tylko los zdecydował inaczej i musiałem się z tym pogodzić.
Ułożyłem się wygodniej na sofo-kanapo-czymś tam i przymknąłem powieki.
- Gdyby nie ten jebany pająk - westchnąłem i po chwili zasnąłem.
~Wanda Maximoff~
- Tony, to na pewno bezpieczne? - zapytałam idąc za miliarderem w jakichś dresach i wyglądając przy tym jak patus.
- Może i nie, ale masz moce, a ja zegarek ze zbroją. Nic nam nie będzie - odparł półszeptem, po czym wszedł do jednej z kamienic.
Nie wyglądało to zbyt ciekawie i z każdym postawionym krokiem zastanawiałam się, co ja tu w ogóle robiłam?
Wyszliśmy na ostatnie piętro, a wtedy Tony pociągnął za klamkę drzwi się tam znajdujących. Otworzył je bez większych problemów i po chwili byliśmy już w środku.
Jako, że zaczynało się przejaśniać, rozejrzałam się po mieszkaniu. Może i nie równało się z Wieżą, ale też nie odpychało mnie jakoś szczególnie. Zdjęłam kaptur i postanowiłam zajrzeć w głąb lokum.
- Ostatnio, kiedy tu byłem, zastałem jedynie bałagan - szepnął miliarder i udał się w stronę czegoś na wzór pokoju.
Ja w tym czasie zaciekawiona obeszłam łazienkę i kuchnię. Potem nie widząc lepszej opcji, po prostu dołączyłam do geniusza.
Wchodząc zobaczyłam, jak Tony okrywa chłopaka kocem i aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Dawno nie widziałam, jak ten zawzięty i zadufany w sobie dupek się o kogoś troszczy.
Wtedy właśnie zrozumiałam cały sens racji miliardera. On kochał tego dzieciaka i to było pewne.
_____________________________
Hello Peter :)
Tak wiem... Nie bijcie XD
Standardowo mam nadzieję, że się podobało, chociaż powiało nudą XD
Liczę, że next napiszę już szybciej :3
Miłej pory dnia, w której czytacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top