XX
~Tony Stark~
Kiedy tylko uwolniłem się z tych całych sieci, wstałem i wyszedłem ze zbroi. Potrzebowałem nabrać parę głębokich oddechów i ogarnąć, co tu się przed chwilą stało. Dałem zwiać szesnastolatkowi, który okradł mnie i spowodował niemały wypadek.
Byłem na niego wściekły, jednak bardziej wkurwiałem się na siebie. Nie potrafiłem normalnie pogadać, tylko od razu zacząłem z nim walczyć. W zasadzie to mogłem się pochwalić jedynie tym, że pokonał mnie dzieciak albo, że dałem się mu wykiwać.
A już myślałem, że mi zaufał. Wiedziałem, że to wszystko działo się za sprawą jebanego Kingpina.
To on manipulował chłopakiem, jak mu się podobało, a ten uległy, zgadzał się na każdy ruch swojego szefa. Nie było innego wytłumaczenia.
Stanąłem i rozejrzałem się wokoło. Chciałem tylko mu pomóc, a jeszcze bardziej nawaliłem. Teraz to mogłem już zapomnieć, że Wrench kiedykolwiek obdarzy mnie jakąkolwiek sympatią.
Nie chodziło już o sam fakt, że zabrał sobie ten wisiorek, bo nie był dla mnie aż tak ważny, ale o to, że nie miałem już szans. Kingpin uświadomi Peterowi, jakim jestem dupkiem, a on do końca mnie znienawidzi. Oficjalnie mogłem sobie pogratulować mądrości.
Wypuściłem głośno powietrze i nacisnąłem przycisk na moim zegarku. Zbroja oplotła moje ciało, a ja postanowiłem zrobić jeszcze rundę wokół miasta.
Lecąc tak, zauważyłem w dole małego chłopca, który najwidoczniej się zgubił. Postanowiłem chociaż jemu pomóc.
Wylądowałem przed nim i odsłoniłem twarz.
- Zgubiłeś się młody? - zapytałem wprost.
- Pan Stark?! - wrzasnął zdziwiony i uradowany jednocześnie.
- Tak, to ja - zaśmiałem się.
- Właściwie to się nie zgubiłem, tylko mama poszła do sklepu i kazała mi poczekać. Co pan tu robi?!
- Chciałem ci pomóc, bo myślałem, że nie wiesz, jak dotrzeć do domu.
- Spokojnie, mama by mnie nie zostawiła - powiedział łagodnie, - Wygląda pan na dosyć zmartwionego - dodał. - Coś się stało?
- Jesteś za młody na takie rzeczy - westchnąłem.
- Ej! Proszę dać mi chociaż szansę.
- Eh, bo wiesz - zacząłem. - Jest taka jedna osoba, która robi złe rzeczy, ale ja wiem, że ona nie chce tego robić. Zacząłem chyba odczuwać coś dziwnego, co wcześniej zdarzyło mi się tylko raz...
- Miłość? - spytał, a mnie wcięło.
- Bystry jesteś - odparłem. - Po prostu zaczęło mi na tej osobie zależeć, a ona robi złe rzeczy, od których nie może się uwolnić.
- Hm, a próbował pan z nią porozmawiać na spokojnie? Mamusia mówi, że szczera rozmowa zawsze jest wyjściem z sytuacji.
- No można powiedzieć, że tutaj wkopałem. Od naszego poznania, w ogóle nie rozmawialiśmy szczerze.
- To źle. Musi pan spróbować - zachęcił mnie ochoczo.
W tamtym momencie z budynku naprzeciwko wyszła jakaś kobieta, która zapewne była rodzicielką dzieciaka. Gdy zobaczyła mnie, rozmawiającego ze swoim podopiecznym, stanęła w niemałym szoku.
- Ma pani świetnego syna - zacząłem i uśmiechnąłem w jej stronę. - Będzie z niego dobry człowiek.
Po tych słowach poczochrałem włosy młodszego i wyszedłem z pancerza. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem mały przedmiot, który zawsze nosiłem przy sobie.
- To obrączka mojej zmarłej żony - oznajmiłem i wcisnąłem ją do rączki chłopca. - Teraz jest twoja.
- Panie Stark, my nie możemy - powiedziała kobieta.
- Ależ możecie. Dzięki za rady mały - odparłem i wróciłem do zbroi.
Z powrotem wzbiłem się w powietrze i skierowałem w stronę Avengers Tower.
Szczera rozmowa. Tylko czy obaj byliśmy na nią gotowi? Nie miałem pojęcia, czy to co wcześniej wyjawiał mi Wrench to prawda, czy zmyślone na szybko brednie. Mogłem sobie wmawiać, że się przede mną otworzył, kiedy on właściwie tylko knuł jakiś spisek.
W końcu pracował dla Kingpina i zrozumiałem, że to nie on powinien zacząć ufać mi, ale to ja powinienem przestać ufać jemu. Był złoczyńcą. Spowodował wypadek, kradł i właściwie nie wiedziałem, co jeszcze. On znał mnie, ale ja nie znałem jego.
Gdy dotarłem do Wieży, zorientowałem się, że nadal mam jego kostki. Mogłem go teraz zniszczyć. Pokazać twarz, sczytać odciski palców i byłoby po sprawie. Policja zaczęłaby go szukać, a ja wróciłbym do wcześniejszych zajęć i normalności. Tylko czy ja potrafiłem to zrobić? Na prawdę polubiłem tego dzieciaka, mimo jego dziwnego usposobienia i Kingpina, który stał nad nim ciągle.
Westchnąłem i ruszyłem w kierunku sali narad, gdzie miałem nadzieję spotkać Maximoff. Tylko ona wiedziała, co się święciło, a chciałem się kogoś poradzić.
Jednak, kiedy wszedłem do środka, na kanapie siedziała Natasha razem z Wandą, która robiła jej jakąś fryzurę.
Poczułem się dosyć niezręcznie, ale postanowiłem grać takiego dupka, jakim byłem i wszedłem do środka.
- Natasha, musisz wyjść - powiedziałem beznamiętnie, a kobiety zwróciły swój wzrok prosto na mnie.
- Niby dlaczego? - zapytała zdziwiona. - To przestrzeń wspólna i mogę tu przebywać.
- Nie, jak wyrzucę cię z tego domu. Tak tyko przypominam, że właśnie jesteś na mojej posesji Nat - rzuciłem i posłałem jej cwaniacki uśmieszek.
Wdowa przewróciła oczami, ale wyszła bez zbędnych słów. Zaraz po tym podszedłem i zająłem miejsce obok czarownicy.
- Mogłeś być mniej wredny.
- Oj no weź, mam sprawę. Musiałem ją jakoś spławić.
- Czyli nadal nie zamierzasz im powiedzieć, że potajemnie spotykasz się z Wrenchem? Macie romans, czy jak?
- Nie! - krzyknąłem. - To po prostu... Eh, słyszałaś o tym wypadku, gdzie uratowałem ludzi od zmiażdżenia tirem?
- Jak masz się przechwalać, to chyba powiem, że nie.
- Nie będę się chwalił. Chodzi o to, że spowodował go Wrench i...
- Trzeba było mu tak nie ufać. Widzisz, do czego jest zdolny.
- Tak, ale Kingpin nim manipuluje. To wina tego gnoja, a nie dzieciaka.
- Ale on mu się poddaje. Dalej nie rozumiesz?!
- Będziesz mi teraz czynić wyrzuty, czy mnie wysłuchasz?
Wanda westchnęła i złapała się za skronie.
- Dobra, mów.
- No więc jak już wiesz, to on spowodował ten wypadek, ale Wrench taki nie jest... Peter taki nie jest - poprawiłem się. - Widziałem już, jak dobry i czuły potrafi być ten chłopak, tylko trzeba mu odpowiedniego nakierowania i może nie wiem, mentora?
- I ty chcesz nim być, zgadłam?
- Może trochę. Po prostu czuję, że tkwi w nim cząstka Pep. Nie wiem czemu, ale chcę mu pomóc, tylko on mi nie pozwala.
- Nie dziwię się. Kingpin silnie wpłynął na jego psychikę. Ciężko będzie go przestawić na właściwy tor.
- Ale mi pomożesz?
- Tony, nie będę cię kryć w nieskończoność, poza tym jeśli zaczniesz znikać i dziwnie się zachowywać, to w końcu się domyślą, a szczególnie Nat. Jest ruską agentką i szybko się dowie, jak coś się będzie święcić.
- Błagam, ja nie mogę pozwolić, żeby stała się mu krzywda.
- A od kiedy obudził się w tobie ojcowski duch?
- Bo jest dla mnie ważny. Wierzę, że mogę go jeszcze zmienić, że on nie jest taki zepsuty.
- To co mam robić?
- Pogrzebać mu trochę w głowie. Wiem gdzie mieszka.
Maximoff popatrzyła na mnie dziwnie i wstała z kanapy.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć, co się stało Peterowi i jak go naprawić. Po prostu muszę. Proszę...
- Dobra. Masz jakiś plan?
- W pewnym sensie wymyśliłem go przed chwilą, ale chyba tak.
- No to opowiadaj.
- Trzeba będzie się do niego wkraść, jak będzie spał. Nie ma innej możliwości, bo na pewno nie zgodzi się na spotkanie. On chodzi do łóżka rzadziej niż ja, ale jak już to robi to koło piątej nad ranem byłoby najbezpieczniej.
- Tony, ale kiedy? Wiesz, że to niebezpieczne?
- Tak, wiem, a dodatkowo jego dom obserwują ludzie Kingpina.
- W co ja się wpakowałam - westchnęłam.
- We współpracę z dzianym geniuszem - prychnąłem i podszedłem do drzwi wyjściowych. - Widzimy się o północy na dachu. Nie spóźnij się - rzuciłem i zniknąłem z pomieszczenia..
Nie miałem zbyt wiele czasu, a chciałem dopracować plan tej akcji. To po prostu musiało się udać, zwłaszcza, że dzieciak mi już nie ufał, a ja potrzebowałem znać jego słabe punkty i czułe miejsca.
___________________________
Hello Peter :)
Tak, wiem, nie musicie mi przypominać, jak dawno nie było rozdziału, ale już wam tłumaczyłam, dlaczego.
Mam tylko nadzieję, że następny wrzucę jakoś szybciej :')
A i na moim profilu pojawiło się bingo starker XD
Nie musicie tego czytać, tak tylko mówię, że będę brać udział w tym wyzwaniu i to ta niespodzianka, o której pisałam we wcześniejszym rozdziale.
To już wszystko i mam nadzieję, że do za niedługo heh.
Miłej pory dnia, w której czytacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top