IX

Stałem przed Kingpinem i jedyne o czym myślałem, to wpierdol, który miał nastąpić. Nie bałem się jednak. Jako dzieciak wystarczająco razy dostawałem, żeby teraz okazywać strach. Ból to ból i nauczyłem się tego. Za nieposłuszeństwo się płaci. W niektórych przypadkach wystarczyło, że przywalił mi w łeb, ale częściej obrywało też moje ciało. I to w różny sposób. Raz dostawałem batem, raz byłem kopany albo jeszcze kiedy indziej torturował mnie psychicznie. 

Mężczyzna zamachnął się i przyłożył mi z całej siły jakimś kijem w brzuch. 

Skuliłem się, lecz szybko się wyprostowałem i uniosłem na niego wzrok. 

Bolało, jak diabli, czyli jak zwykle, kiedy dostawałem od cztery razy silniejszego od siebie szefa.

- A o to twoja nagroda - burknął i cisnął mną o ścianę. - Zawiodłeś sieroto!

Upadłem z hukiem na ziemię, obijając sobie przy tym ramię.

- Nie jestem sierotą - sapnąłem i podniosłem się na łokcie.

- To dlaczego jesteś sam? - zapytał ironicznie i stanął na mojej nodze, którą prawie zmiażdżył. 

- Bo zabiłeś moich rodziców zwyrolu - odparłem i niemal od razu tego pożałowałem.

Kingpin kopnął mnie w szczękę, a ja z powrotem wróciłem do pozycji leżącej. Poczułem słodki smak krwi w ustach i okropny ból, jednak nawet nie jęknąłem. 

- I jeszcze śmiesz mi pyskować?! Widzę, że lubisz ból - powiedział. - W takim razie zobaczymy, jak wrócisz sobie do domku, po tym - dodał i stanął na mojej drugiej nodze.

- Wrócę - odpowiedziałem mu przez łzy, które mimowolnie spływały mi po policzkach.

- W takim razie wynocha - rzucił i chwycił mnie za ramię, po czym wytaszczył ze swojego biura i trzasnął całą siłą drzwiami o moje nogi.

Potem zabrał je i zamknął się z powrotem w pomieszczeniu. Wstałem powoli i poczułem przeszywający ból w całym ciele, a szczególnie w jego dolnych partiach. Chciałem postawić krok, lecz zakończyło się to tylko spektakularnym upadkiem. 

Gdzieś w duchu wiedziałem, że mi się należało, ale przecież to on wysłał mnie na misję, w której wiedział, że zawiodę.

- Kurwa - wyszeptałem do siebie i ponownie wstałem z podłogi.

Udało mi się jakimś cudem wydostać ze sklepiku, ale dalej już nie poszło tak łatwo. Kiedy przyczepiłem pajęczynę do budynku i zacząłem się przemieszczać do mojego mieszkania, by móc w końcu odpocząć od tego całego gówna, nie mogłem wykonać żadnego ruchu, bez eskorty bólu. 

Dlatego usiadłem na pierwszym lepszym budynku, który był akurat na mojej drodze i podwinąłem nogawki do góry. Całe łydki stały się sine zupełnie, jakbym je usmarował fioletową farbą. 

Otarłem rękawem przyschnięte już łzy i położyłem się na dachu. Temperatura widocznie wahała się w plusowych i minusowych stopniach, bo nie było najcieplej. 

Nie wiedziałem, co mam robić, ani gdzie by tu zjeść, żeby przyspieszyć moją regenerację, więc zacząłem się gapić w niebo, jak jakiś głupek.

Żywiłem tylko nadzieję, że do rana się cokolwiek wygoi, żebym mógł wrócić do domu.

~Tony Stark~

Kiedy się obudziłem, przeszedłem nie mały szok. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to czerwony napis na stoliku, wykonany z krwi. Przeraziłem się i poderwałem się do góry. Wtedy poczułem, że cały czas trzymałem w ręce mały scyzoryk. 

Czy możliwym było, żebym sam go wykonał? Obejrzałem się dokładnie, a gdy nie zobaczyłem niczego niepokojącego, dopiero spojrzałem na litery. Teraz już mogłem wyprzeć fakt, że się opiłem i coś odwaliłem, bo tekst "z pozdrowieniami od Wrencha" raczej nie był mojego wykonania. Poza tym znalazłem jeszcze kajdanki i niedopałka w kawie. Westchnąłem i opadłem z powrotem na kanapę.

Jedno stało się klarowne. Dzieciak zwiał.

- FRIDAY, czy Wrench coś tutaj grzebał? - zapytałem z nadzieją na przeczącą odpowiedź.

- Tak sir. Jak pan spał, Wrench był w pana pracowni. Od teraz jest pan tylko współdziałającym. Nie ma pan pełnej kontroli.

- Kurwa - jęknąłem i poderwałem się do góry.

Nagle usłyszałem dźwięk rozsuwających się drzwi windy, a w nich ujrzałem Natashę.

- Tony? - zaczęła zmartwiona. - Co się stało?

Miałem przejebane. Wiedziałem, że jeśli Czarna Wdowa dowie się o wszystkim, znajdzie i zamknie chłopaka w jakiejś celi. Tylko nie chciałem na to pozwolić. Czułem, że on na to nie zasługuje i że to, kim się stał nie zależało od niego. Sądząc po jego postawie, raczej był do tego zmuszany i zamierzałem się dowiedzieć, przez kogo. 

Pozostało mi tylko wymyślić jakąś piękną historyjkę, w którą uwierzy ruska agentka. No. Bułka z masłem.

- A co ma się dziać? - odpowiedziałem jej pytaniem, licząc, że odpuści.

Ona jednak wolała drążyć temat.

- A ta krew? Nóż, kajdanki?

- Nie miałaś czasem być na wsi u Clinta?

- Wróciłam, bo ostatnio coś dziwnie się zachowujesz. Razem z resztą stwierdziliśmy, że ktoś musi wrócić i sprawdzić, jak się trzymasz.

- Nie jesteśmy jebaną rodziną! - wrzasnąłem i walnąłem ręką w stół.

W oczach Natashy zagościły pojedyncze łzy.

- Nie jesteśmy jebaną rodziną?! To kto zawsze zbierał cię po twoim chlaniu?! Co?! Kto jak nie my gotował Ci obiadki, załatwiał różne rzeczy, a nawet kurwa pocieszał po śmierci Pepper?! Tony, to nie w porządku.

Wdowa przegięła. Nikt nie miał prawa wspominać o mojej zmarłej żonie. To był zbyt drażliwy temat.

- Nigdy więcej nie mów o Pepper. Nigdy, rozumiesz?! - krzyknąłem i wyszedłem z pomieszczenia.

Skierowałem się do windy, jednak Natasha nie zamierzała odpuścić. Zagrodziła mi drogę i złapała mnie za ramiona. Spojrzała w moje oczy i westchnęła ciężko.

-Tony, nie możesz od tego wiecznie uciekać i odcinać się od wszystkich wokół siebie. To niezdrowe - powiedziała zmartwiona.

Poczułem nagłe ukłucie w sercu. Odkąd Pepper umarła, stałem się jeszcze większym dupkiem. Tylko, że nie ucierpiałem na tym sam. Raniłem dodatkowo moją rodzinę, której się przed chwilą wyparłem.

- Tak bardzo mi jej brakuje. Przepraszam.

Nie chciałem uwierzyć, że takie słowa opuściły moje usta. Natasha nic na to nie odpowiedziała, tylko mnie przytuliła.

- Już w porządku - odparła po chwili.

- To ten dzieciak, o którym wam mówiłem. Był tu w Wieży.

- Co? - spytała zaszokowana odsuwając się ode mnie.

- Chciałem tylko pomóc. On tak bardzo przypominał mi mnie i nie mogłem pozwolić mu zabić. Byłem na tej gali. On też tam się pojawił. Chciał kogoś pozbawić życia. Widziałem, że to jest jego pierwsze morderstwo, a nie chciałem, żeby zabrała go policja. Zniszczyłby sobie życie i...

- Od kiedy ty przejmujesz się dziećmi Tony? - przerwała mi Wdowa.

- Nie twoja sprawa.

Natasha przewróciła oczami i podeszła do stołu, gdzie umiejscowiony był napis. Przeczytała go, po czym popatrzyła na mnie zdziwiona.

- Tony, czy ty wiesz, z kim zadarłeś zabierając tu Wrencha?!

Nic nie rozumiejąc stanąłem naprzeciwko Czarnej Wdowy i wytężyłem wzrok.

- Co masz na myśli? - spytałem.

- To jebany dzieciak Kingpina - odparła i założyła ręce na piersi.

- Że on? I skąd ty to wiesz?!

- Gdybyś przychodził na spotkania, zapewne wiedziałbyś, że śledzimy mafię tego gnoja już dłuższy czas i ustaliliśmy, że Wrench to jedyny niepełnoletni w ich grupie. Nasz informator sądzi, że ma koło siedemnastu lat i jest przyszywanym synem Wilsona. Nikt nie zna jego prawdziwych danych osobowych, bo to najbardziej niezawodny najemnik.

- Najwidoczniej nie taki niezawodny.

- Wiesz coś?

- Wiem, że byłem wczoraj na gali, na której gówniarz nie mógł zabić jakiegoś chłoptasia z arystokratycznej rodziny. Bał się to zrobić, co znaczy, że nie do końca dogaduje się z tym swoim ojczulkiem. 

- Dobra, a kiedy tu był? - zapytała, ciągle gapiąc się na krwisty napis.

- Pewnie uciekł gdzieś nad ranem, jak zasnąłem.

- Tony, czy ty w ogóle jesteś poważny?! Dałeś najemnikowi Kingpina grzebać po całej Wieży. Mógł robić co chciał, bo dzięki tobie miał wolną rękę. Gratuluję geniuszu.

- No tak jakby nie. To on mnie zanudził swoimi głupimi opowieściami.

- I teraz będziesz zwalać winę na przestępcę, który wręcz się prosił o zamknięcie w celi?

- Może - rzuciłem i podrapałem się nerwowo po karku.

- FRIDAY, oznajmisz Stevowi, żeby wracali do Wieży? Mamy problem. 

- Nie ma pani dostępu. 

- Jak to?! - zapytała wściekła i popatrzyła na mnie. - Wytłumaczysz mi to Tony?!

- No bo wczoraj chyba Wrench grzebał w ustawieniach Al. 

- Chyba?! Ty nierozważny, głupi, naiwny snobie! On ma dostęp do FRIDAY?! Przecież to najbardziej zmodernizowana technologia na tym świecie, a skoro dzieciak ją ma, to może dać te informacje Kingpinowi. Pomyślałeś o tym, kiedy go tu sprowadziłeś?

- Nie moja wina, że jest mądrzejszy, niż każdy przeciętny w jego wieku! Myślałem, że jest koło dwudziestki, a tu pyk! Szesnaście!

Zaczęliśmy się na siebie wzajemnie wydzierać, kiedy w końcu skończyły mi się argumenty i poleciałem na patrol po mieście. 

Chciałem przemyśleć wszystko na spokojnie i może nawet spotkać Wrencha i pogadać z nim o tym. Natasha została w Avengers Tower, żeby "powiadomić resztę i ustalić plan działania". Dla mnie był on prosty. Odnaleźć młodego i po prostu o wszystko zapytać. Tylko, czy on mi zaufa? Raczej w to wątpiłem po ostatniej akcji, jednak musiałem spróbować. 



______________________________

No siemanko!

Dawno nie było rozdziału, wiem o tym najlepiej, jednak nie miałam na to ostatnio za bardzo siły.

Wybaczcie :(

A ta część ze specjalną dedykacją dla parszywcio ^^

Miłej pory dnia, w której czytacie <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top