ROZDZIAŁ XIV

Zastanawialiście się, jakie to uczucie gdy skaczesz z jednego dachu na drugi z minimalną szansą na dostanie się na drugą stronę, a ktoś dodatkowo do Ciebie strzela?

Ja też się nie zastanawiałem.

No bo kurwa nie sądziłem, że będę kiedykolwiek w takiej sytuacji.

Wszystko przez tego jebanego Dave'a. W sumie to ja pobiłem ludzi od niego... Jednak można by powiedzieć, że to błędne koło. Wieczna i nieustająca bitwa, w której jedna strona zawsze musi odpłacić drugiej. Z tą różnicą, że ja jestem sam a ich jest kilkunastu.

W każdym razie nie odpuszczę im i tym razem. Nie za to, co mi zrobili! Swoją drogą to chore, że ten człowiek ma swoich ludzi. Chociaż sam kiedyś byłem jednym z nich...

Nieważne.

Ważne jest to, co się teraz dzieje.

Strzał z pistoletu.

Kurwa.

Ledwo doleciałem na drugi koniec łapiąc się dłońmi o krawędź dachu. Całe moje ciało mocno walnęło o ścianę.

Strzał spudłował. Po chwili wydobył się następny. Drasnął mnie w dłoń między kciukiem a palcem wskazującym. Poczułem przeszywający ból, a ciarki przeszły mi po całym ciele. Szkarłatna krew zaczęła mi wypływać z rany. Nie wytrzymałem i ją puściłem.

Obecnie zwisałem z czwartego piętra, trzymając się tylko jedną ręką. Za mną była cała masa ludzi, którzy pragną zrobić mi krzywdę.

Powiedz mi kurwa Dylan w co ty się wpakowałeś?

- Co ty odpierdalasz?! - krzyknął nagle Dave - Nie kazałem Ci do kurwy go zabijać!

Zabawne. Nie chce mojej śmierci. Kto by się spodziewał.

W pewnym momencie moja druga dłoń zaczęła się ześlizgiwać.

Kurwa, kurwa, kurwa.

Nagle przed oczami pojawił mi się uśmiechnięty Sangster. Szczerze, nie wiem czemu i jakim prawem, ale zmotywowało mnie to do dalszego działania.

Chwyciłem się zwisającą wcześniej ręką za krawędź dachu. Ból zrobił się jeszcze mocniejszy.

Ale dam radę.

Powoli zacząłem się podciągać.

W końcu, gdy podpierałem się na całych rękach, zarzuciłem nogę i przeturlałem się wgłąb dachu. Położyłem się na plecach, dysząc ciężko. Głowę miałem skierowaną w kierunku moich przeciwników. Widziałem jak Dave opierdala jednego ze swoich podwładnych. Nagle jednym gestem zażądał odwrotu. Wszyscy zaczęli się wycofywać. Został tylko on.

- Z jednej strony jestem zły że mi uciekłeś - krzyknął. - Z drugiej jednak rozpiera mnie duma, ponieważ to dzięki mnie potrafisz to, co potrafisz.

Podniosłem zdrową rękę lekko do góry i pokazałem mu środkowy palec. On tylko parsknął śmiechem.

- Mam nadzieję, że nie będziesz więcej sprawiać problemu! - powiedziawszy to, odwrócił się na pięcie i odszedł.

Przekręciłem głowę w górę. Niebo powoli zaczęło się przejaśniać. Zza chmur wyłaniały się pojedyncze promyki słońca. Cieszę się, że mogę dalej obserwować naturę. Nie to jest jednak najważniejsze.

Dałem radę.

To się liczy.


~~~~~~~~~~~~~~ ♥~~~~~~~~~~~~~~


Wszedłem powolnym krokiem do łazienki. Z tej pozornie małej rany wydobyło się na prawdę sporo krwi. Otworzyłem szafkę i chaotycznie przeszukałem regał w celu poszukiwania jakiegokolwiek alkoholu. Nagle do pomieszczenia weszła Rosa.

- Co robisz? - zapytała zaciekawiona i po chwili dostrzegła moją dłoń. - Nie wierze! - krzyknęła przerażona i podeszła do mnie szybko. - Znowu się w coś wpakowałeś?

- Nie Twoja sprawa - powiedziawszy to, odkręciłem znalezioną butelkę.

- Co ty robisz?! Daj mi to, opatrzę to!

- Nie będziesz mi rozkazywać - już chciałem wylać ją na dłoń, gdy nagle dziewczyna zabrała mi ją i pacnęła mnie w głowę. Przysunęła stołek i przystawiła lampkę.

- Siadaj. Raz! Nie słyszę sprzeciwu.

Zrezygnowany wywróciłem oczami i wykonałem jej polecenie. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia. Po chwili wróciła z drugim stołkiem, w rękawiczkach na dłoniach i okularach na nosie. Usiadła obok mnie i powoli zaczęła zajmować się moją raną.

- Powinieneś jechać z tym do szpitala.

- Zabawne. Ciekawe kurwa za co.

- Nie wiem czy uda mi się to poprawnie zszyć - w jej głosie słyszałem nutkę zmartwienia i strachu.

- Ale ja wiem - Moja siostra nie raz robiła podobne rzeczy. Zawsze szła na intuicję. Tym razem też się jej uda. Poza tym nie wyglądało to jakoś okropnie... Nie oszukujmy się. Mogło być o wiele gorzej.

Bolało, jednak nawet nie syknąłem.

Po kwadransie zabrała się za zszywanie rany. To było nic w porównaniu do szczypania, jakie czułem wcześniej. Na koniec wzięła bandaż i założyła mi opatrunek. Przez cały czas zerkałem na nią. Nie wiem, jak może to robić z takim spokojem.

- Masz chodzić z nim przez co najmniej trzy tygodnie, rozumiesz? Później zobaczę, czy ładnie Ci się goi - kiwnąłem głową. - Rozumiesz? - zapytała ponownie.

- Tak rozumiem.

- No właśnie. A teraz opowiadaj co się stało - pstryknąłem ją zdrową ręką w czoło.

- Nie ma tak dobrze.

- Dylan, właśnie uratowałam Ci skórę. Dosłownie. Możesz powiedzieć o co chodzi.

- Nigdy nie prosiłem Cię o pomoc. Sama zaczęłaś mi pomagać.

- Co? Coś stało się Twojemu blondynkowi i stanąłeś w jego obronie?

- Rosa. Kurwa. Przestań.

- No a nie?

- On nie jest kurwa mój. Mam go gdzieś. I czemu w ogóle o nim gadasz?

- To ty o nim gadałeś od tygodnia, jak bardzo Cię irytuje! Co więc takiego zrobił, że postanowiłeś się dziś zerwać ze szkoły?

- Skąd ty o tym niby wiesz? - spytałem.

- Twoja wychowawczyni dzwoniła. Ja odebrałam. Udawałam mamę - pokręciłem głową. - No gadaj a nie! Wiesz dobrze, że jestem z Tobą, a nie przeciwko Tobie.

Chwilę się wahałem. Po głębszym namyśle stwierdziłem, że może to nie taki zły pomysł.

- Zamknąłem go dziś na dachu.

- Co?

- No.

- Jak to zamknąłeś?

- Normalnie.

- Dylan do cholery!

- Nie klnij młoda damo, nie taką cię wychowałem - skomentowałem.

- Po prostu mów - westchnąłem.

- Ignorowałem go przez dobry tydzień po tym, jak go spotkaliśmy. Potem przez kolejny ten gnojek próbował dowiedzieć się, gdzie jadam swoje posiłki. Dlatego tak na niego narzekałem.

- I przez to postanowiłeś go zamknąć na dachu?!

- Zasłużył sobie. Dałem mu ostrzeżenie.

- No dobra. I co dalej. Poszedłeś i...?

- Wróciłem po jakimś czasie. Nie zdążyłem jednak mu otworzyć. Jakimś cudem sam to zrobił. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że w oczach miał łzy. Sam nie wiem czemu! Przecież po niego wróciłem.

Dziewczyna spojrzała się na mnie zdziwiona.

- Wyobraź sobie, że ktoś kto Cię w pewien sposób intryguje od tak zdeptuje twoje jakiekolwiek zaufanie, zamykając Cię samego na dachu. Nie wiesz, czy po ciebie wróci. Pamiętaj też, że on nie jest z takiego samego otoczenia co my i nie jest przyzwyczajony do tego typu akcji - nie odpowiedziałem na to. Może miała trochę racji? - Jak się poczułeś, gdy go takiego zobaczyłeś?- spytała. Musiałem się chwilę zastanowić.

- Może to głupie, ale miałem wrażenie, jakby coś rozrywało mnie od środka. A potem czułem złość.

- Na co konkretnie? Na niego?

- Nie. O dziwo na siebie. Za to, że to zrobiłem, mimo że to nic takiego. Potem nauczycielka przyłapała mnie, jak próbowałem iść na wagary. Gdy wróciłem do klasy, ten usilnie mnie ignorował.

- Dziwisz mu się?

- Nie wiem.

Dziewczyna gapiła mi się prosto w oczy. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie.

- Bracie, nie wiem co ten chłopak z Tobą robi, jednak cieszę się z tego. Pierwszy raz od bardzo dawna tak się na mnie otworzyłeś. Poza tym mam wrażenie, że są w Tobie przejawy jakichkolwiek ludzkich emocji. Wow. - powiedziawszy to przysunęła się do mnie i mnie przytuliła. Od razu cały się spiąłem.

Jestem z nią bardzo blisko. W sumie to jest osobą z którą najczęściej rozmawiam i najbardziej się o nią troszczę. Mimo tego nie przywykłem do jakichkolwiek interakcji fizycznych z kimkolwiek. Po prostu więc czekałem, aż skończy mnie przytulać. Dziewczyna parsknęła śmiechem.

- Musisz to naprawić.

Chciałem jej odpowiedzieć, jednak nagle usłyszałem głośnie trzaśnięcie drzwi wejściowych.

To już ta pora?

- Gdzie jest kurwa obiad?! - usłyszałem od razu. Zerwałem się do pozycji stojącej i wszedłem do salonu. Od razu w oczy rzucił mi się widok pijanego Richarda, mojego ojczyma.

- Już go idę robić tato - powiedziała nagle Rosa.

- No ja kurwa myślę! A ty - wskazał palcem na mnie - lepiej mi stąd wypierdalaj, jeśli nie chcesz tego żałować.

Westchnąłem zrezygnowany, poszedłem do swojego pokoju po plecak z moimi najważniejszymi rzeczami i udałem się do wyjścia. Nie miałem wyboru. Gdy byłem przy Richardzie, powiedział do mnie szeptem:

- I nie radzę Ci kurwa wracać na noc, jeśli nie chcesz, żeby ktoś musiał ponieść konsekwencje - w tym momencie spojrzał wymownie na Rosę. Przegryzłem wargę, przytaknąłem i wyszedłem.

Ten weekend zapowiadał się zajebiście. W końcu czekała mnie długa noc na dworze.

_____________________
Dobry z rana!
Ze względu na to, ze niekorzy napisali, ze jak mogę być taka okropn i kończyć rozdział w takim momencie,postanowiłam dodać z samego rana kolejny 💕

Co będzie dalej? Przekonacie sie w niedziele :D
Jeżeli Ci sie podobało, pamiętaj proszę o zostawieniu gwiazdki i komentarza 💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top