Rozdział 34
Amber
Minęły dwa tygodnie od całego incydentu. Dzisiaj to jest mój najgorszy dzień w którym jedynie mogę sobie strzelić w łeb. Czyli dzień zawodów piłkarskich. Trener z chłopakami próbowali przekonać dyrektora żeby zmienił decyzje żebym mogła zagrać, jednak bez skutku. Zrozumiałam słowa dyrektora tak ze „zasłużyłam sobie na to". Jebany stary kretyn.
Olivia się do mnie nawet nie zbliża. Jak widzę ja na korytarzu zerka tylko na mnie przerażona. Ona tak gra przed innymi ze została skrzywdzona czy serio się mnie boi? Nie mam pojęcia ale dobrze mi z tym. Nikt nie będzie się na mnie rzucać bez powodu.
-Amber słońce moje!-krzyknęła szczęśliwa dziewczyna przytulając mnie od tylu przy okazji podnosząc lekko do góry.
-Lena co ty wyprawiasz?-zaśmiałam się-Udusisz mnie wariatko.
Ona jak tylko to usłyszała puściła mnie na ziemie.
-Co się stało ze jesteś taka wesoła?-zapytała patrząc na jasnowłosa.
-Mieliśmy mieć dzisiaj kartkówkę z fizyki ale..-zrobiła teatralna przerwę.
-Przez zawody piłkarskie na tej lekcji idziemy pooglądać cała szkoła.-wciela się nagle Ola, obejmując przyjaciółkę ramieniem.
-Olka zabrałaś moja chwałe!-krzyknęła udając oburzona.
-Spokojnie dziecko moje. Mamusia kupi krętki.-zaśmiała się Ola głaszcząc dziewczynę.
-Wypchaj się tymi kretkami!
Zaśmiałyśmy się razem i poszłyśmy w stronę sali od fizyki. W sumie cieszyłam się ze mam szanse obejrzeć chociaż te zawody tylko szkoda ze z trybun. Jednak będę wspierać chłopaków i mam nadzieje że wygrają.
Jak tylko zabrzmiał dzwonek wszyscy uczniowie zaczęli biegać po korytarzu żeby nie spóźnić się. Po co ten pośpiech? Wszyscy w tym samym czasie idziemy na boisko. Ludzie jadnak są debilami.
-Dzień dobry uczniowie!-krzyknęła starsza kobieta z daleka.
Cała moja klasa, włącznie ze mną popatrzyła w jej stronę.
-Jak już wiecie idziemy na boisko dopingować nasza drużynę..-zaczęła przy okazji otwierając drzwi do sali-Zostawicie swoje rzeczy i idziemy.
Jak już powiedziała ostatnie zdanie szybko wbiegaliśmy do klasy zostawiajac swoje plecaki.
Cała grupa poszliśmy na dół. Przy okazji kto chciał to zabrał kurtki z szatni bo na dworze było dość chłodno.
Już jak byliśmy na trybunach drużyny się przywitały a dyrektor już kończył swój długi monolog podkreślając przede wszystkim to ze rywalizacja będzie uczciwa. Każdy już podłapał ze gardzi przeciwna drużyna i ma nadzieje ze wygra nasza szkoła.
Chłopaki mam nadzieje ze dacie radę.
Matt
Kurwa mac!
Oni są na prawdę dobrzy. Nasza drużyna nie zdobyła ani jednego punktu a oni już maja dwa. Jebane 0:2!
Mieliśmy dużo okazji żeby zdobyć bramkę ale ich bramkarz jest na prawdę przygotowany na każdy masz ruch. Oczywiście przeciwnicy nieźle nas prowokują. Łukasz i Arek są gotowi już zacząć bójkę na środku boiska. Coś tak czuje ze jeszcze trochę to nie zdołam już ich opanować.
Po pierwszej połowie byliśmy załamani. Mieliśmy teraz przerwę w tym czasie trener próbował podnieść nas na duchu i pokazać nam kilka strategii które mogą nam pomoc. Próbowałem słuchać ale byłem zmieszany. To ostatni mecz z ta drużyna przed ukończeniem szkoły a teraz może wszystko się zjebać. Taki ze mnie genialny kapitan ze nie mogę z nimi wygrać. Tak jest przez jebane trzy lata.
-Matt dobrze się czujesz?-zapytał mężczyzna wyrywając mnie z myśli.
-Tak trenerze.-machnąłem ręką-Po prostu nie najlepiej nam idzie.
-Tez mnie ten wynik nie cieszy chłopaki.-poklepał mnie po ramieniu-Jednak nie możemy się poddawać musimy tylko..-jak trener chciał kontynuować wypowiedz nagle ktoś mu przerwał.
-Ej!-krzyknął damski głos z trybun.
Popatrzyliśmy w tamta stronę jednak przez tych ludzi ciężko było zauważyć ta konkretna osobę. Wszyscy rozmawiali i był straszny chaos. Jednak w pewnej chwili nagle zauważyłem blond włosy. Dziewczyna wstała ze swojego miejsca i zaczęła iść w nasza stronę po schodach.
-Amber nie mamy na to czasu.-powiedział zmęczony trener.
-Zamknij się Clint.-popatrzyła na niego wkurzonym spojrzeniem.
On zszokowany razem z nami wszystkimi popatrzyliśmy na dziewczynę. Czy ona właśnie powiedziała do naszego trenera po nazwisku? Trener ja zabije.
-Przepraszam poniosło mnie.-uśmiechnęła się do niego szybko i popatrzyła na nas-Co z wami jest kurwa nie tak?!
-Amber spokojnie mamy wszystko pod kont..-zacząłem wstając z ławki podchodząc do niej.
-Ty tez się zamknij!-krzyknęła i przywaliła mi z liścia.
-A to za co?-zapytałem zmieszany, trzymając rękę na policzku.
Ona nie zważając na moje pytanie, wzięła obiema rękami moja koszulkę i przybliżyła moja twarz do swojej.
-Słuchaj kto tu jest kapitanem?
-No ja.
-Dobrze ze sobie przypomniałeś.-jak to powiedziała wszyscy popatrzyli na nią nie wiedząc do czego zmierza-Obowiązkiem kapitana jest poprowadzić drużynę do zwycięstwa i wspierać ją w każdej chwili. Z tego co widzę to nasz bramkarz jest do dupy-pokazała na Liam'a-Arek i Łukasz są w stanie pobić chłopaków z przeciwnej drużyny-pokazała na moich kolegów-A reszta drużyna nie jest w formie bo przegrywamy. Kogo to jest wina?
-Niby moja?-zapytałem lekko oburzony zabierając jej ręce ze swojej koszulki-To chyba wina całej drużyny.
-Nie.-zaprzeczyła odrazu-To jest wyłącznie twoja wina. Wiesz czemu? Trzy lata temu podjąłeś się jako kapitan tej drużyny i to jest twój obowiązek żeby poprowadzić nasza szkole do zwycięstwa.-powiedziała stanowczo delikatnie mnie popychając-Słuchajcie-zwróciła się do wszystkich-jesteście wspaniała drużyna która zawsze się wspierała na treningach. Nie wiecie co to jest przegrana. Nasza szkoła siedzi tu i was dopinguje a wy się obijacie. Przeciwna drużyna myśli ze już was pokonała ale to nie prawda. Wierze w was i wiem ze dacie radę. Nie chce was martwic ale większość uczniów już zwątpiła ze wygramy..
Odrazu jak usłyszeliśmy te zdanie jeszcze bardziej nas zdołowała.
-To jest te twoje pocieszenie?-zapytał nagle Liam, rzucając ręcznikiem.
-Tak.-uśmiechnęła się-Mam wam mówić ze jest dobrze? Nie ma opcji, jest koszmarnie jednak macie jeszcze druga polowe. Wiem ze stać was na więcej. Kiedy z wami trenowałam było świetnie. Pomimo tego ze czasami się kłóciliście to jednak jesteście drużyna jak rodzina. Nie dajcie się tej bandzie frajerów którzy myślą ze już wygrali.-zamyśliła się w pewnej chwili-To w sumie nawet dobrze.
-Żartujesz teraz?-zapytałem.
-Nie. Nie rozumiecie?-popatrzyła na nas wszystkich-Po pierwszej połowie pewnie myślą ze już wygrają i nie będą się już tak samo starać. Macie szanse wygrać chłopaki. Dacie sobie radę. Pokażcie ze walczymy do końca i wygrajcie te cholerne zawody!
-Wygramy to.-powiedział Arek podnosząc się z ławki.
-Wygramy to razem.-dodał Liam.
-Amber ma racje. Walczymy do samego końca..-zaczął Łukasz.
-I na pewno nie mamy zamiaru się poddać.-dokończył Kacper.
Wszyscy odrazu się ożywili i ustawili się w kołku. Jednak w pewnej chwili popatrzyli na mnie.
-No dawaj kapitanie.
-Poprowadź nas do zwycięstwa.
Na te słowa mimowolnie się uśmiechnąłem i podszedłem do chłopaków.
Jak już mieliśmy wykonać swój okrzyk nagle trener wepchnął do środka Amber. Ona zmieszana się zarumieniła i próbowała zasłonić twarz włosami ale jakoś to jej nie wychodziło. Wyglądała na prawdę słodko. Wszyscy jak zobaczyliśmy jej reakcje zaczęliśmy się śmiać.
Popatrzyliśmy się na siebie i wiedzieliśmy ze zamiast okrzyku mamy zamiar powiedzieć coś innego.
-Dziękujemy Amber!
Dziewczyna jak to usłyszał jeszcze bardziej się zarumieniła, uśmiechając się przy tym, nie wiedząc co powiedzieć.
-Wierze was chłopaki. Walczymy do samego końca!-krzyknęła a wszyscy odruchowo się do niej przytuliliśmy.
-Koniec przerwy! Zaczynamy druga polowe!-krzyknął prowadzący informując obie drużyny.
Odrazu się od siebie odsunęliśmy i wszyscy zaczęli wychodzić na boisko. Trener poszedł do dyrektora a ja ostatni raz popatrzyłem na dziewczynę. Na moje szczęście ona w tym czasie tez popatrzyła w moja stronę. Nie wiem czemu ale uśmiechnąłem się i szybko się do niej przytuliłem.
-Dzięki Amber. Na prawdę doceniam to co zrobiłaś.-powiedziałem jej cicho na ucho.
-To nic takiego głupku.-zaśmiała się cicho, odchylając mnie żeby spojrzeć mi w oczy-Tez byłam kapitanem wiem jaki ciężar spoczywa ci na barkach ale wierze w ciebie i drużynę. Wygracie to.
-Jesteś wspamniała.
Odrazu się uśmiechnęła na moje słowa. Mieliśmy swoją krótka chwile której nie chciałem kończyć. Nie chciałem iść w stronę boiska a ona w stronę trybun. Miałem ja w objęciach i nie chciałem jej puszczać.
Chciałem ja pocałować jednak to chyba nie była odpowiednia chwila bo kiedy miałem zamiar to zrobić lekko mnie odepchnęła.
-Może najpierw wygraj mecz.-powiedziała z uśmiechem.
-Matt rusz się już się zaczyna!-krzyknął w moja stronę kumpel z drużyny.
-Już idę!-odkrzyknąłem jednak popatrzyłem jeszcze raz na dziewczynę-Jest może opcja ze jak wygramy dostanę jakiegoś całusa?
-Emm..-lekko się zmieszała-Jeśli to cię motywuje do wygranej to zgoda.
Na jej odpowiedz się uśmiechnąłem. Zgodziła się.. na prawdę się zgodziła! Wystarczy ze wygram i na prawdę się z nią pocałuje tak na prawdę. Wygrać ten trudniej to łatwizna. Mam tym razem dobra motywacje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top