#6 Neville

Neville siedział właśnie w kuchni, popijając kawę wraz ze swoją żoną, gdy do pomieszczenia wbiegła jego jedenastoletnia córka. 

Amy była niską blondyneczką z nieco kręconymi włoskami i ślicznymi dołeczkami w policzkach, które odziedziczyła po swojej mamie. Miała na sobie niebieską sukienkę i czarne balerinki, we włosy nieumiejętnie powpinała niebieskie spinki w taki sposób, by grzywka nie opadała jej na oczy. W dłoni trzymała swój kufer.

- Mamo, tato! Jedziemy już? - dopytywała, skacząc wokół nich. - Pociąg mi odjedzie!

- Spokojnie, Amy, nic ci nie odjedzie - zaśmiała się Hanna, poprawiając jej fryzurę. - Tata dokończy kawę i wyjdziemy, w porządku?

- Dobrze, mamooo - odparła, przeciągając ostatnie słowo i przekrzywiając głowę, przez co jeszcze bardziej rozczulała swoich rodziców. - Tak się cieszę, wiecie? 

- Tak, my też - skłamała pani Longbottom, patrząc z dumą na córkę. Kobieta w dalszym ciągu nie mogła uwierzyć, że jej mała Amy nie jest już taka mała. Dokładnie pamiętała dzień, w którym dowiedziała się, że jest w ciąży. Pamiętała reakcje Neville'a i te łzy. Mnóstwo łez szczęścia. 

- A nie będziesz ani trochę tęsknić za mamusią, słońce? - spytał Neville, kiedy Amy usiadła mu na kolanach. - Nie zobaczysz jej aż do świąt. 

Amy ponownie pochyliła głowę w prawą stronę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. 

- Będę tęsknić - odparła w końcu. - Ale wiem, że inne dzieci też będą bez swoich rodziców. Zresztą będę mieć jeszcze ciebie, tato. 

Mężczyzna pokręcił głową. 

- Nie wiem, po kim ty jesteś taka inteligentna i utalentowana, kochanie - zaśmiał się, tuląc córkę do siebie. 

Amy zawsze była ich ukochanym, rozpieszczanym i przede wszystkim, wyczekanym dzieckiem. Zwłaszcza wtedy, gdy jeden z uzdrowicieli nieśmiało zasugerował Hannie, że może mieć problemy z założeniem rodziny... Neville pamiętał tamtą wizytę aż za dobrze. Tak załamanej Hanny nie widział chyba nigdy, nawet kiedy odszedł jej przyjaciel trzymała się lepiej. A później, po dwóch latach od tego felernego dnia, jego żona źle się poczuła i... Okazało się, że była w ciąży. 

- Po mamusi - stwierdziła z dumą jedenastolatka, patrząc na ojca niemal z niedowierzaniem. - Przecież sam zawsze powtarzasz, że mama jest idealna, no nie?

- No, tu mnie masz - parsknął Longbottom, po czym dopił swoją kawę. - No, pora się zbierać. 

Na tę wiadomość Amy zeskoczyła z kolan ojca, chwytając swój kufer i wybiegając z domu, gdzie zaparkowane było ich auto. Neville i Hanna już dawno podjęli decyzję, że będą wprowadzać w swoje życie niektóre wynalazki mugoli. 

Nie minęło pięć minut, jak cała rodzina była już w drodze na peron. Po drodze dużo śpiewali, śmiejąc się i żartując. Neville po raz kolejny opowiadał córce, jak poznał swoją żonę i powtarzał, że gdziekolwiek by się nie dostała, będą z niej dumni. Mówił też o tym, że powinna szanować ludzi z każdego domu, bo nikt nie jest lepszy ani gorszy, ale tego dziewczynka już nie słuchała. Nigdy nie była do nikogo uprzedzona, więc po prostu skupiła się na drodze, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając słowa ojca. 

- Zaraz będziemy, kochanie. Na pewno wszystko masz? - mruknęła Hanna, tracąc nieco swojej radości. Kobietę pocieszał jedynie fakt, że jej mała córeczka znała już kilka osób, które w tym roku miały iść razem z nią do Hogwartu. Wiedziała, że Rose, Roxanne, Albus i Jasper to dobre dzieciaki. - Jak coś to...

- Spokojnie, mamo. Tata będzie ze mną w Hogwarcie. A ja nie jestem dzieckiem. Mam już przecież jedenaście lat! - żachnęła się. Jej słowa brzmiały w jej przypadku komicznie, jeśli dodać do tego fakt, że obecnie brakował jej górnej dwójki, która wypadła jej niecałe trzy dni temu. 

- Tak, tak - potwierdziła Hanna dla świętego spokoju. - Wiem przecież. Ale czasami po prostu zapominam, wybacz, słońce. 

Neville zaparkował, po czym przejął kufer od swojej córki, która przebiegała właśnie na peron, trzymając się dłoni swojej matki. On sam przebiegł na drugą stronę chwilę po nich. 

Na peronie było już dużo osób, jednak Neville nie zwrócił na to większej uwagi. Mężczyzna poczuł, jakby cofnął się w czasie. Nic się tam nie zmieniło. Hogwart Express wciąż był tak samo krwistoczerwony, wciąż był tam gwar. Miał wrażenie, jakby znów był tu z Hanną po skończonym ostatnim roku nauki, gotowy by przedstawić ją swojej babci. Od tego czasu zmieniło się tak dużo, że Neville nie do końca mógł w to uwierzyć. Obecnie Hanna była jego żoną, mieli razem śliczną córeczkę, a Augusta Longbottom zmarła już ponad trzy lata temu... Dla mężczyzny było to niewiarygodne. 

Tak samo niewiarygodne była dla niego to, jak jego córka wsiadała z uśmiechem do jednego z przedziałów. Nie płakała jak inne dzieci, nie żegnała się z nikim wylewnie. Szła z głową wysoko uniesioną do góry, jakby bez strachu. Neville zawsze był z niej dumny, ale chyba nigdy tak bardzo, jak teraz. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top