Prolog

Tykanie zegara odbijało się echem od ścian mojego pokoju. Jedyne czego chciałem przez kilka ostatnich godzin to cisza i spokój. Tykanie nasilało się jeszcze bardziej, gdy przewracałem się z jednego boku na drugi. Noc cholernie mi się dłużyła, minuty ciągnęły się jak guma do życia przyklejona od spodu do blatu ławki. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze, jak tylko przypomniałem sobie ile razy przez przypadek tego dotknąłem.

Mimo wszystko, chciałem dziś zasnąć. Byłem zmęczony fizycznie, ale psychicznie ciało chciało inaczej. Zrzuciłem kołdrę na podłogę i zsunąłem się z łóżka. Zrobiłem kilka cichych kroków do krzesła i wciąłem z niego dresy i bluzę, które szybko założyłem ze względu na chłód panujący za oknem jak i w moim pokoju. 

Z szuflady obok drzwi wyciągnąłem parę skarpetek i szybko założyłem je na nogi, czując jak ciągnie chłodem od podłogi. Nie chciałem być przeziębiony, bo byłbym skazany na samego siebie. Założyłem bluzę i wziąłem ze sobą telefon, tak w razie wypadku jakby coś się stało i wyszedłem z pokoju na korytarz. Na nim też było chłodno, jeszcze bardziej niż w moim pokoju ale mimo to, ruszyłem przed siebie, wzdłuż granatowej ściany, aż do krawędzi schodów i zszedłem ostrożnie na dół, omijając schodki, które wydawały niepożądane dźwięki.

W przedpokoju nikogo nie zastałem, słabe światło dochodziło jedynie z telewizora w salonie, przed którym spał mój ojciec. Poszedłem do drzwi wejściowych i zabrałem swoje buty po czym udałem się do kuchni, gdzie znajdowały się białe, drewniane drzwi z metalową klamką po czym delikatnie ją naciskając pchnąłem drzwi do środka i wszedłem do pomieszczenia. Tak samo jak w całym domu, tak i tu wiało chłodem z każdego kąta.

Garaż był nie tylko pomieszczeniem, ale także miejscem w którym spędzałem większość swojego dnia. Grzebanie w samochodzie było moim ulubionym zajęciem i nie wyobrażałem sobie dnia, żeby nie zajrzeć do wnętrza samochodu albo sprawdzić czy przez noc jednak coś ruszyło z naprawą. Jednak nic samo się nie robi a ja wiedziałem że muszę się wziąć za jego naprawę... Tego chciałaby mama.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top