8
Obudziłam się dopiero o dziesiątej przez małe problemy z zaśnięciem. Styles obiecał mi, że położy się spać, lecz niestety na jego niekorzyść miałam dobry słuch. Włóczył się wówczas po całym apartamencie i spokojnie mogłam stwierdzić, iż próbował być cicho, ale mu to nie wychodziło. Zasnęłam około trzeciej nad ranem ze zmęczenia i braku jakichkolwiek sił.
Pana Styles'a nie było o wpół do siódmej, gdyż na samą siódmą miał spotkanie. Było to jedynie zebranie dla biznesmenów, dlatego byłam tam zbędna. Mogłam chodzić po pokoju w samej piżamie, nie przejmując się niczym. Zamówiłam śniadanie, będąc wcześniej poinformowaną, iż wszystko było na rachunek bruneta.
Po zjedzeniu pysznego posiłku nadal paradowałam w ubraniu do spania. Straciłam poczucie czasu, więc zanim się spostrzegłam stał przede mną mój szef.
- Witam, panno Prince. Jak się spało? - zlustrował mój strój od góry do dołu i mogłam przysiąc, iż widziałam jak jego kąciki ust kierowały się ku górze. Nie byłam zawstydzona swoim strojem, ponieważ moja piżama była jak każda inna - niewyzywająca, a zakrywająca prawie całe ciało. Jedyne co miała śmiesznego lub przykuwającego uwagę to koale i żyrafy na spodniach i na koszulce.
- Dzień dobry, panie Styles. Na pewno lepiej niż panu. Nie dotrzymał pan słowa.
- Nie mogłem zasnąć.
- No z pewnością kawa panu w tym nie pomogła.
- Idź się przygotować. Za półgodziny mamy prezentację. - kiwnęłam głową i chwilę potem zniknęłam za drzwiami swojej sypialni. Wyjęłam z walizki jasne jeansy, białą koszulę i czarne szpilki. Wzięłam tylko górę i dół mojego stroju, aby potem pójść z tym do łazienki.
Włosy miałam spięte w warkocza, z którego zrobiłam koka. Makijaż zrobiłam dokładnie taki sam jak zwykle - podkład, korektor, tusz i zwykłą szminkę w odcieniu beżu. Na nagi założyłam wcześniej przygotowane spodnie, a na górę - koszulę. Wyglądałam zapewne mniej poważnie niż na co dzień, gdyż to były po prostu jasne jeansy, lecz sądziłam, że nadal prezentowałam się odpowiednio.
Wróciłam do swojego pokoju, aby założyć obuwie na obcasie i czarną marynarkę, która czekała na mnie na wieszaku w szafie. Obejrzałam się w lustrze wmontowanym w drzwiach mebla i musiałam przyznać, że byłam zadowolona z efektu. Oczywiście nie przypominałam żadnej modelki czy kogokolwiek takiego, jednakże jak na prostą kobietę było dobrze.
Wyszłam pięć minut przed jedenastą i skierowałam się w stronę wyjścia z apartamentu, gdzie czekał już na mnie mój pracodawca. Był ubrany w granatowy garnitur, idealnie przylegający do jego ciała. Nie było widać na nim ani jednego pyłku kurzu czy malutkiej nitki. Guziki zapięte do samego końca, krawat dokładnie zawiązany, włosy co do milimetra świetnie ułożone. Wszystko wyglądało jakby zrobione przez perfekcjonistę i w rzeczywistości właśnie tak było. Nie zawsze spotykało się człowieka tak dokładnego jak on. Przy nim naprawdę wypadałam na mało profesjonalną, tak jak mówił wczoraj.
-Mamy pięć minut, aby być na miejscu. Niszczy pani mój cały plan na dzień. - o dziwo nie krzyczał, ani nie wydawał się zdenerwowany. Miałam nadzieję, że jego humor pozostanie taki do wieczoru.
Jechaliśmy w ciszy, która pierwszy raz nie należała do tych niezręcznych i niekomfortowych. Śledziłam palcem dróżki kropel deszczu spływających po szybie, a Harry ciągle ślęczał przed telefonem. Podjechaliśmy pod spory budynek, ale nie zaparkowaliśmy przed nim tylko wjechaliśmy na podziemny parking.
- Zostawisz wszystkie rzeczy w sali konferencyjnej i przywitasz się ze wszystkimi. Rozumiesz? - czy miałam na czole napisane "kretynka"? Przewróciłam oczami, lecz kiwnęłam głową i wciąż szłam za nim.
Znaleźliśmy się w dość przestronnej sali z wielkim stołem i dość sporym ekranem. Zielonooki powiadomił mnie co i jak, a potem poczekał aż zostawię wszystkie rzeczy. Przed wyjściem przygotowałam sobie pendrive'a i laptopa, a następnie wyszłam w towarzystwie Styles'a.
- Panno Prince, to jest pan Andrew Brown - pomysłodawca współpracy i przewodniczący projektu. Panie Brown, moja asystentka - panna Tiana Prince. - zostałam przedstawiona wysokiemu szatynowi z zielonymi oczami. Był niższy od bruneta, aczkolwiek nadal był wyższy ode mnie.
-Piękna kobieta, panie Styles. Ma pan gust. Miło panią poznać. - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę tak jak on to zrobił. Wystawiłam dłoń, którą pocałował. Usłyszeliśmy chrząknięcie, dlatego też odsunęliśmy się od siebie.
- Zaczynamy prezentację?
- Oczywiście. - ruszyliśmy wszyscy do sali i zajęliśmy swoje miejsca. Pan Styles podszedł do laptopa i włączył prezentację, która w ogóle nie przypominała mojej pracy. Były na niej zdjęcia nagich kobiet, które pierwszy raz widziałam. Zdziwiona otworzyłam usta, a inni wydali z siebie dźwięki zniesmaczenia. Załapałam wzrok z Harry'm, który wręcz wrzał. Był wściekły tak bardzo, że aż cały się trząsł. Nie wiedziałam co się działo wokół mnie, kiedy zielonooki z rozmachem wycelował w mój policzek.
- Jak pani mogła?! Tak mnie upokorzyć na oczach wszystkich! Jesteś zwolniona! - podniosłam na niego wzrok, bezskutecznie próbując powstrzymać się od płaczu. Nie miałam z tym nic wspólnego. Byłam oszołomiona tak samo jak większość osób w tym pomieszczeniu. Gdy jego ręka znów się podniosła, aby ponownie mnie uderzyć, pan Tomlinson zareagował. - Wynoś się!
- Panie Styles, ja...
- Wypieprzaj, natychmiast! - wstałam ze swojego miejsca i odprowadzona przez wszystkie pary oczów, wyszłam. Nie tylko Harry czuł się upokorzony, ja również. Rozumiałam jego gniew, gdyż to zniszczyło jego plany, ale nie przyłożyłam do tego swojej ręki.
Chodziłam bez celu po mieście, którego nie znałam ani trochę. Nie mogłam wrócić do hotelu, ponieważ pewnie był tam już brunet, a dodatkowo nie miałam po co tam wracać. Wyobrażałam sobie jak wywalał moje rzeczy lub je niszczył.
Chciałam wiedzieć kto to zrobił, a najbardziej czemu to uczynił. W całej grupce nie było nikogo kto mógłby dokonać takiego okropnego czynu. Pan Horan wydawał się uprzejmym człowiekiem, który nie skrzywdziłby nawet muchy. Uważałam, że pan Tomlinson lubił moją osobę, więc jego też wykluczałam. Pan Payne był dość nachalny, chociaż poprzedniej nocy spędziliśmy miło czas. Pan Brown mnie nawet nie znał, to też dlaczego miałby to zrobić? Pan Smith był specyficzny, ale jego też nie podejrzewałam o takie okropne zachowanie. Było jeszcze paru asystentów pana Brown'a, aczkolwiek oni też nie wyglądali na ludzi, którzy mogli mieć z tym coś wspólnego.
Pomimo dwóch godzin mój policzek wciąż piekł z powodu mocnego uderzenia. Było zimno, a na dworze szalał przerażający wiatr. Wypiłam jedną kawę, zjadłam rogalika, a resztę czasu poświęciłam na bezsensowne włóczenie się po mieście. Mój telefon dzwonił trzy razy, lecz nie kłopotałam się by spojrzeć na ekran. Nie miałam zamiaru dowiedzieć się kto do mnie dzwonił. Byłam pewna, że był to mój były szef, który zapewne pragnął mi tylko naubliżać.
Było ciemno i jeszcze zimniej, gdy siedziałam na ławce w jakimś parku. Wiedziałam, że musiałam wrócić do domu, dlatego zadzwoniłam do James'a, żeby załatwił mi bilet do Londynu.
- James?
- Czy ty wiesz kto do mnie dzwonił?! Cztery cholerne razy?!
- Pewnie Styles, by zwyzywać mnie jak tylko potrafił. - westchnęłam, zamykając oczy. - Błagam, załatw mi bilet na najbliższy lot do domu.
- Nie wygłupiaj się, a wracaj do hotelu.
- Nie mam pojęcia gdzie jestem. Jest już ciemno i wszędzie kręcą się dziwni ludzie. Chyba prześpię się na tej ławce. - przyznałam, rozglądając się po najbliższej okolicy. Czułam się strasznie źle i teraz zrobiłabym wszystko, aby wrócić do tego durnego hotelu.
- Cholera, Tiana. Czemu nie odbierałaś telefonu?
- Wiesz co się dzisiaj stało? - pociągnęłam nosem, ponownie zaczynając płakać. Stare łzy już dawno zaschły na moich policzkach.
- Wiem, Tiana. Dlaczego sobie z nim tego nie wyjaśniłaś?
- Uderzył mnie i kazał wypieprzać?! Nie miałam szansy nawet cokolwiek powiedzieć!
- Co zrobił?! Cholera, jadę tam. Chuj, że jest to jakieś sześć lub siedem godzin samolotem! Musisz opisać mi okolicę. Zadzwonię do tego chuja i mu przekażę.
- To park, niedaleko jest monopolowy. Nic innego tutaj nie widzę. Słabe oświetlenie. - mruknęłam, uważnie patrząc na grupkę ludzi. Znajdowali się dość daleko ode mnie, ale zachowywali się bardzo głośno. Brat powiedział, że zaraz oddzwoni i się rozłączył. Kolano mi drgało, a placów u rąk nie czułam od dobrych dwudziestu minut. Grupka osób okazała się być pięcioma mężczyznami, którzy powoli kierowali się w moim kierunku. Jeszcze tego brakowało.
- Tiana, kochanie, Harry już po ciebie jedzie.
- James, tutaj ktoś idzie. - szepnęłam, ciągle obserwując pijanych ludzi. - Są pijani.
- Um, wytrzymaj. Styles zaraz będzie.
- Boję się. - zapłakałam, choć może zbyt głośno, bo zatrzymali się na moment. Podeszli do mnie, jednak zanim otworzyli buzie albo uczynili jakiś ruch, usłyszeliśmy głośne hamowanie. Odwróciliśmy się w stronę hałasu. Nie widziałam osoby, która biegła w naszą stronę dopóki nie znajdowała się parę kroków ode mnie. Odetchnęłam, gdy rozpoznałam byłego pracodawcę. Pijani odeszli, widząc jak wysoki mężczyzna porwał mnie do mocnego uścisku.
- Nigdy więcej, Tiana. Cholera, co ci strzeliło do głowy? - poczułam jak całuje czubek mojej głowy. Musiał naprawdę się martwić skoro to zrobił. Gdyby nie kierowały nim emocje, to nawet tu by nie przyjechał.
- Mi? Przepraszam, ale to pan kazał mi wypieprzać.
- Porozmawiamy w hotelu. Jesteś tak cholernie zimna - złapał mnie za rękę i schował ją sobie do kieszeni, by dać mi trochę ciepła. Nie byłam wzruszona jego czynami. Potraktował mnie gorzej niż mogłam się spodziewać. Przekroczył jakiekolwiek normy i wiedziałam, że miał tego pełną świadomość.
W hotelu przywitał mnie Louis, Niall i Liam, którzy czekali na nas w obszernym lobby.
- Wiesz jak nas wystraszyłaś? Dzwoniłem do ciebie, bo podejrzewaliśmy, że od niego nie będziesz miała ochoty odebrać. Pomińmy fakt, że on odchodził od zmysłów. Wydzwaniał nawet do twojego brata.
- Wiem. - bąknęłam, zanim zostałam przytulona do ciepłej klatki pana Tomlinsona.
-Louis, puści ją. Muszę z nią porozmawiać.
- Ty, frajerze to się lepiej już nie odzywaj. - zaśmiałam się cichutko i zerknęłam na Harry'ego, który ciągle patrzył w moim kierunku. Wystawił przede mną dłoń, jednak jej nie przyjęłam. Odsunęłam się od szatyna i pożegnawszy się z trzema mężczyznami, ruszyłam do windy.
- Panno Prince...
- Spakuję swoje rzeczy i jutro wylatuję do Londynu. Nie mam żadnych ważnych rzeczy w biurze, więc już się nigdy nie zobaczymy.
- Niech mi pani da coś powiedzieć!
- Dlaczego?! Pan mi nie dał! Jedyne co to z liścia! - od razu się uspokoił i automatycznie spojrzał na mój policzek. Po jego minie mogłam stwierdzić, że miałam ślad jego dłoni. Resztę drogi do pokoju przebyliśmy w ciszy.
Będąc w apartamencie, natychmiast podążyłam do pokoju w celu spakowania się. Niestety, mężczyzna poszedł za mną. Usiadł na moim tymczasowym łóżku i przyglądał się moim poczynieniom.
- Czemu to zrobiłaś? Rozumiem, że byłem oschły. Cóż, nadal jestem, jednak nie wiedziałem, że aż tak mnie nie lubisz.
- Naprawdę uważa pan, że to byłam ja? Widział pan moją prezentację. Wszystko było z nią w porządku.
- Tylko ty miałaś do niej dostęp.
- Nie, odkąd zostawiłam pendrive'a w sali konferencyjnej każdy miał wolną rękę.
- Więc kto to zrobił?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Ma pan tę prezentację ze sobą?
- Owszem. - wyszedł na chwilę, ale szybko wrócił z czerwonym pendrive'm, który absolutnie nie był mój.
- Przepraszam, ale ja miałam niebieski, nie czerwony. To nie jest moje. - oznajmiłam, patrząc na niego z wściekłością. Sam mi podarował te małe urządzenie, więc cholera jak mógł nie zwrócić na to uwagi?!
- Czyli, czyli to nie ty?
- Dokładnie. Gratuluję, panie Styles.
- Przepraszam, Tiana. Czy wrócisz do pracy?
- Nie.
- Co mam zrobić byś została? - uśmiechnęłam się chytrze i stanęłam z nim twarzą w twarz. Myślałam przez chwilę nad dobrym pomysłem, a kiedy wymyśliłam; uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Kupi mi pan kwiaty.
- Oczywiście.
- Zabierze na dobry obiad lub kolację.
- Pewnie.
- Pomoże w remoncie mojego pokoju. Potrzebuję kogoś kto pomaluje mi na nowo ściany.
- Niech będzie.
- I na sam koniec, da nagrodę w wysokości trzysta funtów. - westchnął, jednak kiwnął głową na znak zgody. Byłam zadowolona, ale w sumie nie miał innego wyjścia. Wystawiłam przed nim dłoń, aczkolwiek zaskoczył mnie i przyciągnął do uścisku.
- Przepraszam jeszcze raz. Obiecuję, że jak dowiem się kto to zrobi to go zwolnię i pozwolę, aby mogła mu pani skopać tyłek.
- Pan też na to zasługuje.
- Wiem, przepraszam.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top