7

Pan Styles otworzył przede mną drzwi za pomocną karty i kiedy weszłam, dopadł mnie duży zachwyt. Apartament był prawie jak całe moje mieszkanie i urządzony w podobnym stylu co lobby. Ściany były białe, ozdobione pojedynczymi lampkami wbudowanymi w wewnątrz nich. Na samym środku przestronnego salonu leżał ogromny, puchaty dywan. Były w nim też dwie kanapy w odcieniu beżowym i trzy fotele. Przy wielkim oknie stał barek, na którym widniały przeróżne alkohole. Patrząc na sufit, można było dostrzec ogromny żyrandol, podsycający luksus całego pokoju. Po prawej stronie widniały drzwi zapewne do pierwszej sypialni, natomiast po lewej zapewne do drugiej. Nie byłam przyzwyczajona do takiego bogatego wnętrza, ponieważ zawsze żyłam na średnim poziomie, jednakże podobało mi się to jak apartament wyglądał. 

- Czy skończyła pani podziwiać, panno Prince? - odwróciłam się do niego przodem i co najbardziej przykuło moją uwagę to dwa rozpięte guziki jego białej koszuli. Pomimo oschłego stosunku do mnie, nie mogłam zaprzeczyć na to, że był przystojny. Każdy detal jego twarzy szczególnie dobrze komponował się z każdym innym. I chociaż nie powinnam na to zwracać zbytniej uwagi, dzisiaj zrobiłam wyjątek. 

- Którą wybiera pani sypialnię?

- Mam brać w ciemno?

- Prawa czy lewa?

- Prawa. - stwierdziłam i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam w stronę tymczasowego miejsca spania. Pokój był na pewno mniejszy niż salon, lecz nie mogłam narzekać na przestrzeń. Łóżko było o wiele większe niż moje jak pewnie każda rzecz tutaj. Runęłam na nie, ciężko wzdychając. Byłam wykończona tym dniem i jedyne o czym myślałam to sen. 

Obudziłam się przykryta kocem, który na ten moment wydawał się zbędny. Nadal miałam na sobie szary sweter, spodnie i buty. Nie pamiętałam, abym okryła się miękkim kocem, więc musiał to zrobić pan Styles. Przetarłam oczy, by przyzwyczaić je do światła panującego w pomieszczeniu. Przesiedziałam parę minut, aż byłam całkowicie przytomna i w końcu wstałam. W całym apartamencie nie było nikogo oprócz mnie, a poinformowała mnie o tym kartka leżąca na stoliku w korytarzu.

" Wyszedłem coś załatwić. Jakby były jakieś problemy, pan Payne zdecydował się zostać. Jego pokój to trzysta czterdzieści jeden. "

Nie miałam ochoty siedzieć sama cały wieczór, dlatego też postanowiłam zwiedzić hotel, a potem odwiedzić brązowookiego. Bawiłam się windą jak sześcioletnie dziecko i jeździłam po wszystkich możliwych piętrach. Odkryłam siłownię na dziesiątym piętrze i basen na parterze. Był też kącik dla dzieci, który w sumie powinno się nazwać królestwem, albowiem zajmowało całe jedenaste piętro. Mieszkaliśmy na szóstym piętrze, a Liam Payne dokładnie na trzecim. Zjechałam na dół i niecałe osiem minut później stałam przed jego drzwiami. Otworzył mi niemal natychmiast i z kieliszkiem w ręku, lecz nie wyglądał na pijanego.

- Panna Prince? W czym mogę pomóc?

- Jak pan wie, mój szef gdzieś poszedł, a mi się nudzi. - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego z uśmiechem. Odwzajemnił go, a następnie przepuścił mnie do środka. Zaproponował wino, jednak odmówiłam. Uwielbiałam ten rodzaj trunku, aczkolwiek nie wypadało mi. Zwłaszcza, że dzieliłam pokój z szefem.

- Na początek, przejdźmy na "ty". Jestem Liam. - wystawił przede mną dłoń, którą z miłą chęcią uścisnęłam.

- Tiana.

- Więc, Tiano. Opowiedz coś o sobie. Moje życie jest tak nudne, że chętnie posłucham o twoim.

- Mam czwórkę rodzeństwa. Ze starszym bratem nawet mieszkam, choć czasami mam ochotę go wyrzucić na ulicę. Jego rzeczy walają się po całym domu. 

- Jak każdy facet, musisz mu to darować. Ja mam dwie starsze siostry i naprawdę chciałbym brata.

- Natomiast ja mam trzech braci. Mogę jednego ci odstąpić.-kiwnął głową i posłał mi czarujący uśmiech, który był zarazem uprzejmy.

Siedzieliśmy tak ponad dwie godziny i spędzilibyśmy ze sobą pewnie więcej gdyby nie mocne pukanie do drzwi.

- To na pewno Styles. Schowaj się w łazience, zrobimy mu kawał. - szepnął tak by brunet za ścianą nie usłyszał, a ja tylko dałam mu znak, że rozumiem i zniknęłam w pomieszczeniu. Przysłuchiwałam się krokom i dźwiękowi otwieranych drzwi. Niestety nie zrozumiałam co mówił Liam, natomiast donośny głos Harry'ego mogłam usłyszeć doskonale.

- Jak to nie masz pojęcia gdzie jest?! Cholera, nie mogła tak po prostu zniknąć! Widziałeś ją? Gdziekolwiek? - było mi go szkoda, ponieważ każdego dnia był narażony na stres i nerwy, a Payne wraz ze mną robiliśmy sobie z niego jaja. Było słychać, że się martwił, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Aczkolwiek nie powinnam się z tego cieszyć. - Liam to nie jest śmieszne! Zgubiłem Tianę, miała przyjść do ciebie na wszelki wypadek! Dlaczego tego nie zrobiła?!

- Martwisz się o nią! Nareszcie ktoś cię interesuje bardziej niż ty sam!

- Kurwa, zniknęła w obcym mieście! Każdy by tak zrobił!

- Nie, nie ty!

- Nieprawda, daj spokój. - wtedy postanowiłam wyjść z mojej tymczasowej kryjówki. Przeszłam przez salon i stanęłam za plecami bruneta z brązowymi oczami. Przesunął się w bok i teraz miałam pełny widok na mojego szefa. - Czy chcesz, abym cię wylał?! Co ty sobie myślałaś?!

- To był mój pomysł, Harry! Zostaw ją!

- Zamknij się! Idziemy! - ostatnie słowo było skierowane do mnie i nawet się nie spostrzegłam, a zostałam zaciągnięta do windy. Jechaliśmy w ciszy, nie licząc oczywiście typowej windowej muzyczki. Był wkurzony i udowadniała to mocno zarysowana linia szczęki oraz blade knykcie, które były spowodowane siłą zaciśnięcia się dłoni.

- Panie Styles...

- Przymknij się!

- To nie była moja wina!

- To nigdy nie jest twoja wina! Złe kontakty z panem Smith'em też nie są twoją winą! Nic do cholery nie jest twoją winą! Jesteś najbardziej nieprofesjonalną asystentką z jaką kiedykolwiek pracowałem! Nie mogę przewidzieć żadnego twojego ruchu, jesteś nieprzewidywalna, a to mnie irytuje! Nie mam pojęcia czemu cię zatrudniłem! Lubisz się bawić ludźmi?! Sprawia ci to przyjemność?!

- Słucham? Nie, oczywiście, że nie. - zaprzeczyłam ruchem głowy, będąc trochę urażoną jego słowami. Powiedziałam mu jeszcze ciche "dobranoc" i szybko poszłam do swojej sypialni. Było mi przykro, ponieważ nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Bawić się ludźmi? Aż tak go zdenerwowałam? Dobrze wiedziałam, że nie był to świetny pomysł, ale nie sądziłam, że zareaguje aż tak źle. 

Wzięłam z walizki piżamę i razem z kosmetykami ruszyłam do łazienki. Niestety w tym samym czasie, Styles również pomyślał o kąpieli. Spojrzałam na niego, ale od razu spuściłam wzrok na podłogę. Wskazałam palcem na łazienkę, przekazując mu w ten sposób, że mógł iść pierwszy. Nie skomentował tego, jedynie zamknął za sobą drzwi od toalety.

Nagły trzask dochodzący z pomieszczenia, w którym zniknął przed chwilą brunet rozniósł się po całym pokoju i spowodował, że aż poskoczyłam w miejscu. Zaczęłam delikatnie pukać w drzwi, aby upewnić się czy wszystko było w porządku.

- Cholera jasna! Twoja pieprzona suszarka ma pieprzony długi kabel! - przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się pod nosem, wyobrażając sobie jego leżącego na podłodze w łazience; gdzie wywrócił się o moje urządzenie. Odeszłam na wystarczającą odległość i postanowiłam obejrzeć coś ciekawego lub cokolwiek w telewizji. 

Wyszedł dopiero po godzinie i zastanawiałam się czy zrobił to celowo, wiedząc, że jeszcze ja musiałam wziąć kąpiel czy po prostu tyle mu schodziło na jego potrzeby. Cała łazienka była zaparowana, a w powietrzu unosił się zapach jabłkowy pomieszany z pewnie drogą wodą po goleniu. Pomimo wszystko, zostawił po sobie niesamowity porządek. Moją suszarkę powiesił na wysokim kaloryferze, co wyglądało absolutnie dziwnie, jednak rozumiałam czemu tak postąpił.

Upewniłam się, że zamknęłam drzwi na zamek i zaczęłam się rozbierać. Nalałam do wanny ciepłą wodę, a potem wrzuciłam do niej mój ulubiony różany szampon. Było parę minut po dwudziestej drugiej, kiedy wciąż siedziałam zanurzona w przyjemnej pianie. Potrzebowałam chwili dla siebie, a to był najlepszy czas. Miałam zamknięte oczy, gdy dotarł do mnie odgłos kroków. Pan Styles kręcił się po całym apartamencie, choć powinien spać. Gdyż miał na siódmą spotkanie, musiał wstać o szóstej. Miałam dopiero zjawić się w biurowcu, do którego zawieść mnie miał jego kierowca o godzinie jedenastej. Dlatego tak łatwo dałam mu dostęp do toalety.

Ubrana w piżamę i przygotowana do spania, wyszłam z łazienki. Na głowie posiadałam ręcznik, a na moich ramionach wisiał biały, hotelowy szlafrok. Harry'ego od pewnego czasu nie słyszałam, więc stwierdziłam, iż poszedł spać. 

Położyłam głowę na miękkiej, wielkiej poduszce, a całe ciało przykryłam kołdrą. Niemal od razu zamknęłam oczy, aby jak najszybciej zasnąć. Byłam wyczerpana po długiej podróży, dodatkowo zmiana strefy czasowej nie wpływała na mnie dobrze. Rzadko wyjeżdżałam gdzieś dalej, zwłaszcza na inny kontynent i po prostu nie byłam do tego przyzwyczajona. Natomiast młody biznesmen wcale nie przypominał zmęczonego człowieka. 

Około drugiej w nocy doszły do mnie hałasy z innego pokoju. Przetarłam oczy, a następnie wstałam, ziewając. Ubrałam coś ciepłego i wyszłam ze swojej sypialni. Wysoka postać stała przy oknie i co jakiś czas popijała coś z kubka. Podeszłam do Harry'ego, który wreszcie na mnie spojrzał. Nie wydawał się osobą, która dopiero co wstała. Musiał nie spać od dłuższej chwili. Czułam zapach kawy, który z pewnością nie powinien mieć miejsca. Była wówczas druga i picie tego napoju o tej porze nie było rozsądne. Nie zaśnie po raz kolejny, a z pewnością jego ciało pragnęło snu.

- Wszystko w porządku?

- Tak, idź spać.

- Nie powinien pan tego pić, panie Styles. - puściłam jego komentarz mimo uszu i wciąż przyglądałam się jego pozbawionej emocji twarzy. Wyglądał na bardzo opanowanego, co w dzień mu się nietuzinkowo zdarzało. Uśmiechnął się, ale nie był to żaden uprzejmy lub przyjemny uśmiech. Raczej wymuszony i niechętny.

- To tylko kawa, panno Prince.

- Pan potrzebuje snu, a nie kawy.

- Żart z pani strony nie był zabawny.

- To był pomysł Liam'a, naprawdę...

- Liam'a? Jesteście na "ty"?

- Sam to zaproponował. - wzruszyłam ramionami, nie widząc w tym niczego złego. Skoro panu Payne zależało na dobrych kontaktach ze mną to naturalną sprawą było mówienie do siebie po imieniu.

- Idź już spać, jutro będziesz miała sporo pracy.

- Pan pewnie też. Proszę, niech się pan położy.

- Obiecuję, dobranoc.

- Dobranoc. 

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top