66
- Bierz pod uwagę to, że była to jego przeszłość. Ty także robiłaś głupoty. Pamiętasz John'a?
- Nie przypominaj mi.
- No więc właśnie, to co stało się wcześniej - przed waszym spotkaniem nie powinno przeszkadzać wam w związku. Myślę, że najlepiej jest zacząć z czystą kartą. Nie patrz na przeszłość, patrz w przyszłość. Ale się ze mnie filozof zrobił. - zaśmiałam się, dopijając kubek swojej herbaty. Była pierwsza w nocy, kiedy ja i James siedzieliśmy w kuchni, aby pogadać na temat tego wszystkiego czego się dowiedziałam. Poza tym wysłuchałam wyżaleń bruneta, że czuł się samotnie. - Nie trać czegoś wspaniałego prze parę gówien z tamtych czasów. Spójrz na mnie. Nie chcesz być taka samotna jak ja.
- James, przecież miłość w końcu do ciebie przyjdzie. Nie szukaj jej na siłę.
- Wiem, sam ci to kiedyś powiedziałem. Po prostu czasami jak na was patrzę to cholernie zazdroszczę wam takiej relacji. Pomimo tych kłótni.
- Na pewno znajdziesz kogoś wartościowego. Poczekaj jeszcze chwilę, a z pewnością ktoś się pojawi. - położyłam mu rękę na ramieniu, delikatnie go pocierając. Skończyliśmy nocną rozmowę i każde z nas skierowało się do swojego pokoju. Will i Louis zasnęli na naszej kanapie, dlatego staraliśmy się być najciszej jak się dało. Gdy dotarłam do swojej sypialni natychmiast położyłam się do łóżka z uwagi na to, że miałam wstać za pięć godzin.
Wstałam o szóstej rano z małą pomocą białego terriera, który z radością biegał po pościeli. Westchnęłam, bo chętnie pospałabym dodatkowe dwadzieścia minut, ale podniosłam się i przebrałam w domowe ubrania. Bluzę zapięłam aż pod szyję i nałożyłam na nią kamizelkę. Happy'ego odziałam w obrożę oraz smycz, a następnie wyszłam z nim na krótki spacer. Przeszłam może dwie lub trzy uliczki oraz obeszłam kamienicę dookoła. Wróciłam do domu po dobrych trzydziestu minutach, żeby potem zabrać się za przygotowanie do pracy. Wybrałam zwykłą, ołówkową spódnicę w kolorze bordowym, natomiast jeżeli chodziło o koszulę to postawiłam na klasyczną czerń, aczkolwiek kołnierzyk był ozdobiony małymi brylancikami. Szpilki pasowały do górnej części, jednak torebka była pod kolor spódnicy. Wyszłam z toalety po umyciu twarzy, ogarnięciu włosów, które postanowiłam zostawić rozpuszczone, ale wyprostowane oraz po ubraniu się w przyszykowane rzeczy.
- Cześć, Tiano. Nie zjesz z nami śniadania?
- Hej, bardzo bym chciała, jednak spóźnię się jak zaraz nie wyjdę. Ty zresztą też, Louis.
- Oj, daj spokój. W końcu jesteś dziewczyną szefa.
- Nie będę tego wykorzystywać. - uśmiechnęłam się w stronę trzech mężczyzn, a później pożegnałam się z każdym z nich. Wyjęłam z kieszeni swojego płaszcza pęk kluczy, aby sprawdzić skrzynkę pocztową. Sądziłam, że nic w niej nie znajdę, aczkolwiek spotkała mnie niespodzianka. Wyciągnęłam ze skrzynki białą kopertę, jednakże miałam zamiar otworzyć ją dopiero w firmie, gdyż byłam bliska spóźnieniu.
Dojechałam dość szybko na miejsce, ponieważ prowadziłam auto bez kłopotów. Zaparkowałam na parkingu niedaleko samochodu Harry'ego. Parę osób także się śpieszyło, gdyż godzina informowała ich o paru minutach po ósmej. W windzie byłam tylko ja i Brian, którego poznałam jak prezentował nasz przyszły dom. Przywitałam się z nim, a potem życzyłam miłego dnia, gdy zatrzymaliśmy się na jego piętrze.
- Hej, kochanie. - po odwieszeniu płaszcza na wieszak w swoim biurze, zawitałam do jego pokoju, żeby się z nim przywitać.
- Cześć, a czy przypadkiem moje kochanie się nie spóźniło?
- Odrobinkę. - spoczęłam na jego kolanach, ramiona zarzucając mu na barkach. Swoje dłonie ulokował na moim kolanie oraz biodrze. Na powitanie złożyłam na jego ustach parę delikatnych, aczkolwiek czułych pocałunków.
- Mam dla ciebie zadania. Trzeba przygotować prezentację na wyjazd do Nowego Jorku i uporządkowanie oraz przeczytanie umów z Atenami, Singapurem, Madrytem, a także Bostonem. Chcę wiedzieć jak przebiega budowa w tych miastach.
- Jasne, już się za to biorę. Chcesz kawy?
- Dziękuję, nie mam ochoty. - posłałam mu uśmiech i opuściłam pomieszczenie, by przygotować sobie ciepłej herbaty. Przeniosłam swojego laptopa do biura zielonookiego, a kubek przyniosłam zaraz po tym. - Skarbie, co to jest?
Podniosłam głowę znad komputera, aby zobaczyć o co pytał. W dłoni trzymał białą kopertę, która zaadresowana była do mnie. Wzruszyłam ramionami, pokazując mu, iż nie miałam pojęcia od kogo i w jakim celu była ta przesyłka. Otworzył ją, nie prosząc mnie o pozwolenie i zaczął czytać zawartość kartki, którą wyciągnął z opakowania. Po pewnym czasie zgniótł papier, rzucając ją gdzieś w kąt.
- Co się dzieje? - podniosłam się z kanapy, obserwując jak wściekły mężczyzna ubiera swoją marynarkę. - Harry, powiedz o co chodzi.
- O nic, kochanie. Pracuj dalej, a ja zaraz wrócę.
- Gdzie idziesz?
- Załatwić parę spraw. Kocham cię, Tiana. - ucałował moje czoło i zostawiając mnie kompletnie skołowaną, wyszedł z pomieszczenia. Mrugnęłam kilka razy, chcąc zrozumieć co się właśnie wydarzyło. Sięgnęłam po zmiętoloną kartkę, która musiała zdenerwować Harry'ego. Zaczęłam ją czytać, a to nie było najlepszym pomysłem.
"Mam nadzieję, że jesteś dumna z wyniku rozprawy. Chciałbym Ci pogratulować, ponieważ osiągnęłaś to co chciałaś. Nie zapominaj tylko o tym, że nie należę do osób, które łatwo odpuszczają. Na twoim miejscu trzymałbym się Harry'ego jak najdłużej, bo nie wiesz co i kiedy może Cię spotkać. Nie straszę Cię, broń Boże. Jedyne co chciałem zrobić to złożyć Ci gratulacje oraz życzę, abyś była szczęśliwa z moim byłym szefem.
Tom Smith"
Nie wiedziałam, że tak bardzo skrzywdziłam Tom'a. Oczywiście stracił pracę w firmie i być może to go sprowokowało do napisania tego listu. Uważał, że wszystko było moją winą. Chciałam wyprowadzić go z błędu, lecz mogłoby to odnieść inny skutek. Po tym co przeczytałam zrozumiałam, że robota w tej korporacji znaczyłam dla niego bardzo wiele. Ciekawiło mnie dlaczego, gdyż była to zwykła praca. Widocznie nie dla każdego taka normalna, przeciętna.
- Wiesz co się stało? Wybiegł z biura jak huragan. - do środka wszedł Louis, który do tego momentu miał uśmiech na twarzy.
- Masz. - podałam mu powód naszych przyszłych kłopotów, żeby zapoznał się z zaistniałą sytuacją. Przeczesał swoje włosy w efekcie zakłopotania. Raczej tak jak każde z nas-nie spodziewał się czegoś takiego.
- Gdyby byłyby tu zawarte jasne groźby to mogłabyś to zgłosić na policję, a potem złożyć sprawę w sądzie.
- Mam dość sądów na kolejne lata. Po prostu zostawmy to w spokoju.
- Nie powinnaś tego ignorować.
- Wystarczy, że Harry tego nie zignorował. Chociaż jemu byłoby to wskazane. Ostatnio miał sporo na głowie.
- Wiem, kochana. Wszystko będzie dobrze.
- Mam taką nadzieję. - westchnąwszy, opadłam ponownie na białą sofę. Przez pewien moment atmosfera była naprawdę napięta, więc nie chciałam powtórki z rozrywki. Nie kiedy wreszcie doszliśmy do jakiegoś porozumienia.
- Zadecydowałem, Tiana, że nie pojedziesz z nami do Nowego Jorku.
- Żartujesz sobie? Jestem twoją asystentką. - spojrzałam na Styles'a, który pojawił się już w pokoju. Najwyraźniej nie opuścił całego budynku, a pomieszczenie, ewentualnie piętro.
- Przykro mi, skarbie. To dla twojego dobra.
- Podchodzicie do tej sprawy zbyt poważnie. Przecież nie groził mi śmiercią, ani pobiciem.
- Nawet tak nie mów. Nie pozwolę ci jechać. Jedna delegacja nie spowoduje niczego złego. Po prostu pogódź się z moją decyzją.
- Zawsze chciałam zobaczyć Nowy Jork. Dlaczego mam z tego rezygnować?
- Przepraszam, że się wtrącę, ale wyjątkowo zgadzam się z Harry'm.
- Wynajmijcie dla mnie ochroniarzy, a najlepiej zatrudnijcie całodobowy nadzór. Tom mi nic nie zrobi. - przewróciłam oczami, próbując ich przekonać, jednakże po ich minach potrafiłam stwierdzić, że chyba mi się nie udało.
-Przestań się zachowywać jak dziecko. Podjąłem decyzję. Nie jedziesz do Nowego Jorku.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej misie! ♥
długo mnie nie było
miał być maraton
nie było
przepraszam, beznadziejny rozdział
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top