62
- Nie wiem jak wy, ale mi się tutaj podoba. Mógłbym tu mieszkać. - przebywaliśmy na wielkiej sali, gdzie spożywaliśmy śniadanie. Zamówiłam sobie gorącą herbatę i omlet, natomiast Harry na talerzu miał kaya tosty-białe, pszenne pieczywo zapchane gęstym, zielonym dżemem o mega słodkim smaku i kokosowym aromacie. Kaya była robiona w oparciu o liście pandanu czyli rośliny dość popularnej na południu Azji. Gdy spróbowałam tego dania od razu stwierdziłam, że nie było to dla mnie, gdyż było strasznie słodkie.
- Na pewno jest tu wiele do zawiedzenia i sporo ciekawych miejsc, aczkolwiek nie jestem pewna czy chciałabym tu urzędować na co dzień.
- Może i masz rację. Pójdziemy pod wieczór na Night Safari? Nie mamy nic do roboty, a będziemy przejeżdżać obok podczas szybkiego zwiedzania.
- Singapur jest ogromny. Nie dam ci stu procentowej pewności.
- Oj, proszę! Obiecałem Will'owi, że przywiozę mu figurkę nosorożca.
- Układa wam się?
- Pewnie! Will jest naprawdę fajnym gościem i nie wiem czy wiesz, ale widzimy się na święta u was. Niestety potem jedziemy do mojej rodziny, więc porwę Will'a na dwa dni.
- Cieszę się z waszego szczęścia. Może wreszcie mój brat będzie miał kogoś na kim będzie mógł polegać. - posłałam mu pogodny uśmiech, który odwzajemnił. Na godzinę jedenastą byliśmy umówieni z panem Lu, dlatego powoli się zbieraliśmy do opuszczenia hotelu. Brunet złapał mnie za rękę i razem wyszliśmy z budynku. Patrzyłam przez okno, podziwiając okolice i obserwując życie normalnych ludzi z Singapuru. Naprawdę nie chciałabym tu mieszkać, choć było to bardzo atrakcyjne miasto-państwo. Jedynie, gdzie mogłabym zamieszkać to Londyn, w którym miałam przyjemność już znaleźć dom lub Nowy Jork, który wydawał się cudownym miejscem dla biznesmenów, dziennikarzy lub sławnych ludzi.
- Jesteśmy, kochanie. - kiwnęłam głową, przesuwając się na siedzeniu, aby wysiąść z samochodu. Stanęłam przed wielkim biurowcem, który był serio ogromny. Zadarłam nosa do góry, chcąc zobaczyć koniec budynku, aczkolwiek widocznie byłam zbyt blisko, żeby to dostrzec. Weszliśmy do ogromnego lobby i właśnie wtedy zaczęłam się zastanawiać ile ten człowiek musiał zarabiać, bo nawet firma Harry'ego nie była taka duża.
- Parę wiadomości o panie Lu. Kaito Lu urodził się w Japonii, lecz na stałe przeniósł się do Singapuru. Ma sześćdziesiąt trzy lata i jest drugim dzieckiem Chie i Naoto Lu. Ma dokładnie pięcioro rodzeństwa, aczkolwiek z niektórymi nie utrzymuje kontaktu. Miał trzy żony, z którymi się rozwiódł, a aktualnie poszukuje czwartej. Jest ojcem ośmiorga dzieci, a troje z nich ma już swoje własne. Jego firma wyceniania, a może inaczej - udziały wyceniane są na dwieście milionów dolarów, a twoje, Harry są dziesięć razy mniejsze, więc jest to ważny klient naszej korporacji.
- Czego oczekuje?
- Chciałby, żebyś wybudował mu drugi taki biurowiec oraz wyremontował ten. Cały koszt i tyle ile ci proponuje? Jest to dwanaście milionów, ponieważ wymaga jak najlepszej technologii i materiałów. Co o tym powiesz?
- Pan Lu wyraźnie wie czego chce i to mi się podoba. Poza tym jest na pewno ważnym klientem.
- W takim razie chodźmy. - ruszyliśmy do windy po małym wykładzie Louis'a na temat Kaito Lu. Szczerze to jak usłyszałam ile to wszystko było warte to, aż mi się słabo zrobiło. Wjechaliśmy na piętro, w którym przeważał kolor biały oraz szkło. Pomieszczenie było bardzo nowoczesne, lecz raczej każde biuro tak miało. To był chyba jakiś trend wśród biznesmenów. Styles bez pukania wszedł do środka, gdzie czekał na nas już Azjata.
- Pan Styles! Witam serdecznie w mojej firmie! - uścisnął dłoń zielonookiego, podnosząc się ze swojego wielkiego fotelu. Sam mężczyzna nie był zbyt wysoki, jednak zauważyłam, iż to raczej normalne w Azji. - A co to za urocza dama? Witam panią w moich nieskromnych progach. Życzyłabyś sobie coś do picia, a może jedzenia?
Zostałam obdarowana delikatnym pocałunkiem w zewnętrzną część ręki, co nie spodobało się Harry'emu, lecz nic nie powiedział. Przywitałam się, odmawiając jego propozycji.
- Więc przejdźmy do konkretów. - rozmawiali o projekcie dobre dwie godziny, a ja starałam się za nimi nadążać z notatkami. Louis praktycznie spał na biurku, ale Niall go szturchał w bok, aby się ogarnął. Liam poszedł obejrzeć cały obiekt, więc życzyłam mu powodzenia, bo miało to więcej niż dziesięć pięter.
- Panno Prince, co by pani powiedziała na kolację dziś wieczorem? - nagle każdy się ożywił patrząc to na mnie to na dwóch mężczyzn - Harry'ego i pana Lu. Otworzyłam szerzej oczy, chrząkając, by zyskać na czasie. Gdybym odmówiła to Styles miałby małe problemy, ponieważ byłam jego asystentką i Kaito Lu mógłby nie być zadowolony z mojej odmowy, a gdybym się zgodziła to Harry byłby zły. Nie sądziłam, żeby się przyznał do naszej relacji.
- J-ja, j-ja... - spojrzenie bruneta nie pomagało mi wcale, a to on powinien mnie wspierać. Czekał jak kretyn, aż odpowiem.
- Panna Prince ma narzeczonego.
- A nie widzę pierścionka.
- Bo mój narzeczony to ciapa i zapomniał kupić jak się oświadczał.
- W takim razie ja mógłbym kupić pani taką biżuterię nawet codziennie po dwadzieścia sztuk. Co pani szkodzi? Narzeczony w Wielkiej Brytania, a tutaj jest Singapur.
- Panna Prince kocha swojego narzeczonego, pnie Lu. Prosiłbym o zostawienie mojej asystentki. Gdzie mam dokładnie podpisać? - przez pewien moment Azjata był zajęty podpisywaniem umowy z Styles'em, a ja stwierdziłam, iż najlepszą karą dla niego będzie zgodzenie się na zaproszenie biznesmena. Nie powinien za mnie decydować.
- Owszem, kocham go, jednak wiele razy się na nim zawiodłam i przyda mi się odrobina odpoczynku.
- Świetnie, więc przyjadę po panią pod hotel. Zostaw mi, kochana tylko swoje dane i tyle. -napisałam w kalendarzu numer apartamentu i adres apartamentowca, a następnie podałam kartkę starszemu facetowi. Ignorowałam zielone tęczówki, które pewnie kipiały złością. Było walczyć - pomyślałam, będąc równie wściekłą na niego.
- Możesz mi kurwa powiedzieć, dlaczego się na to zgodziłaś?
- Bo mój rzekomy narzeczony to palant, który nie umie się przyznać do tego, iż ma romans z własną asystentką.
- Nasz kontrakt jest wart dwanaście milionów dolarów, na funty będzie to pewnie jeszcze więcej.
- Więc to jest ważniejsze?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Aczkolwiek nie zdradzisz, że jesteś ze mną w związku w obawie, iż stracisz tyle kasy.
- Nie pójdziesz na tę kolację!
- Zrobię to co będę uważała za słuszne. Jestem samodzielna czyli jestem dorosła. Przemyśl sobie parę rzeczy w tym czasie. - zabrałam torebkę z kanapy i opuściłam nasz pokój. Była siedemnasta, a umówiona byłam na trzydzieści po. Miałam nadzieję, że kolacja nie będzie trwała długo, gdyż mieliśmy wybrać się jeszcze do Night Safari, które bardzo mnie ciekawiło. Kochałam zwierzęta, zwłaszcza żyrafy, krokodyle, słonie - takie, które mogłam znaleźć wyłącznie w zoo.
- Witam, panno Prince. Wierzę, iż będzie to bardzo udany wieczór.
- Też tak myślę. - powiedziałam mniej entuzjastycznie i bardziej zniechęcona do tego. Nie mogłam teraz narzekać, ponieważ podjęłam decyzję świadomie. Byłoby to głupie z mojej strony i naprawdę w tej chwili się tak czułam, bo w sumie znów wykorzystałam kogoś do swoich konfliktów z Harry'm.
Kolacja ciągnęła się jakby godzinami, a tak szczerze to trwała jedynie godzinę z minutami. Do apartamentu wróciłam po osiemnastej i zastałam w nim upitego Styles'a.
- I jak ja mam wierzyć w twoje obietnice? Zawiodłam się. - mruknęłam, chociaż nie wiedziałam czy mnie słuchał, czy rozumiał, czy docierało do niego to co mówiłam. Westchnęłam i zamknęłam się na klucz w naszej sypialni.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top