6
Ani trochę nie wyspana włóczyłam się po mieszkaniu. Była piąta czterdzieści pięć, a wstawić się na lotniku miałam o siódmej. Taka godzina z pewnością nie była dla mnie. Leniwie piłam herbatę, mając na wpół otwarte oczy. Mój brat pewnie słodko spał, nawet nie myśląc o wstaniu. Zazdrościłam mu tego, ale praca u Styles'a taka była i nie mogłam narzekać. Wprawdzie sporo osób chciało być na moim miejscu, więc powinnam się cieszyć, prawda?
Ubrałam szary sweter zakładany przez głowę i zwykłe jeansy. Na nogi założyłam szare trampki, a na głowie posiadałam koka. Przygotowałam się tak jak na podróż powinnam, lecz byłam pewna co do tego, iż Harry pojawi się w garniturze. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał szóstą dwadzieścia trzy, dlatego też postanowiłam powoli się zbierać. Do mojej torby podręcznej spakowałam pracę, książkę, tablet i butelkę zwykłej wody. Zapięłam walizkę i wyjechałam nią na korytarz, budząc pewnie większość kamienicy.
Jechałam powoli, chociaż miałam tylko piętnaście minut. Drogi nie były puste, ale na pewno mniej zatłoczone niż w przypadku godziny siódmej lub późniejszej. Zaparkowałam przed wielkim budynkiem lotniska. Wysiadłam z auta, a następnie je okrążyłam, żeby z bagażnika wyciągnąć walizkę i białą torbę. Zablokowałam samochód i skierowałam się w stronę głównego wejścia. We wnętrzu było dość sporo osób, czekających na lub kończących lot. Stanęłam prawie na samym środku i zaczęłam szukać wzrokiem wysokiego bruneta ubranego w czarny garnitur, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec.
- Tiana! - odwróciłam się, słysząc swoje imię. W moim kierunku szedł wesoły Louis. Jak on mógł być tak optymistycznie nastawiony o takiej porze? - Zaprowadzę cię do reszty. Harry odchodzi od zmysłów. Uważa, że znowu się spóźnisz.
- Czemu nie zadzwonił?
- Pewnie cię sprawdza. - wzruszył ramionami, biorąc gryza swojego batonika. Wydawał się kompletnym przeciwieństwem jego przyjaciela. Nie miał na sobie nawet koszuli. Dresy luźno zwisały z jego bioder, a na klatce piersiowej prezentowała się zwykła bluza z Adidasa. - Przyprowadziłem twoją zgubę!
- Boże, Tiana! Czy nie możesz przychodzić dziesięć minut przed czasem?! Za dwie minuty mamy kontrolę bagaży!
- Też się wyspałam, panie Styles. Dzień dobry. - przewrócił oczami i wyrwał mi walizkę z ręki. Reszta biznesmenów przywitała się ze mną gromkim śmiechem i wszyscy razem ruszyliśmy w stronę kontroli. Nie spodziewałam się pomocy od Styles'a, jednakże skoro chciał ciągnąć mój bagaż to w porządku.
- Po prostu bał się, że nie przyjdziesz. - spojrzałam na pana Horan'a, który był równie uśmiechnięty co pan Tomlinson. Cokolwiek dawało im tyle szczęścia, Harry również tego potrzebował.
Po dwudziestu minutach sprawdzania nas, wreszcie mogłam usiąść na wygodnym siedzeniu naprzeciwko Styles'a. Oczywiście lecieliśmy pierwszą klasą, ponieważ Harry Styles nie mógł podróżować inną. Dlatego też było praktycznie pusto. Siedziałam tuż przy wejściu, a na całe szczęście pan Smith siedział z panem Payne'em na końcu. Obok siedzieli Louis i Niall, co bardzo mi odpowiadało.
- Kazałeś jej zabrać pracę?! Boga w sercu nie masz! - uśmiechnęłam się do blondyna, który ze zdziwieniem patrzył jak wyjmowałam umowę do przetłumaczenia. Wyciągnęłam jeszcze tablet i zaczęłam swoją robotę.
- Nie skończyła jej wczoraj. - wzruszył lekceważąco ramionami i przywołał do siebie stewardessę.
- W czym mogę pomóc?
- Poproszę kawę, czarną bez cukru. Chcesz coś, Tiana?
- Nie, dziękuję. - nawet nie spojrzałam na niego, ale dobrze wiedziałam, że obserwował mnie. Jego wzrok dało się wyczuć nawet na odległość dziesięciu metrów. Usłyszałam ciche westchnienie, a potem ponownie jego głos.
- Przynieś jej jakieś ciastko czy orzeszki, cokolwiek, aby zjadła.
- A my?
-Chcecie coś?
- Harry, no co ty. Nie okazuj tak tej sympatii w naszym kierunku, daj spokój. - zaśmiałam się cichutko i zerknęłam na trzech mężczyzn. Wszyscy odwrócili wzrok w moją stronę, a ja jedyne co mogłam zrobić to uśmiechnąć się do nich promiennie.
- Poprosimy herbatę.
- Oczywiście.
- Tiana, więc jak ci się pracuje u boku tego sztywniaka?
- Jest dość... - załapałam kontakt wzrokowy z brunetem, który cierpliwie albo i nie, czekał na moją odpowiedź. Nie zamierzałam mówić o nim źle, gdyż nie miałam do tego powodów. Był oschły, ale czasem pokazywał też człowieczą naturę. - ...ciekawie i z pewnością trudniej niż u poprzednich pracodawców, panie Tomlinson.
- Powiedz, że jest cholernym sztywniakiem.
- Nie mogę się tak wyrażać o szefie.
- A tylko byś spróbowała. - przewróciłam oczami i powróciłam do pracy, aczkolwiek tym razem przerwał mi ktoś inny.
- Witam, panienko Prince. Jak mija dzień?
- Znakomicie, znaczy był znakomity. Do czasu. - pan Smith był ostatnią osobą, dla której pragnęłam być miła. Wkurzał mnie jak nie wiadomo kto i miałam powoli już dosyć.
- Tom, usiądź na swoje miejsce.
- Chyba mogę chodzić po samolocie. Tego mi nie zabronisz.
- Po prostu usiądź na swoje miejsce! - podskoczyłam przez ton głosu Harry'ego i gdy spojrzałam na niego; miał zaciśnięte dłonie na oparciach fotela, a twarz była czerwona. Oczy były wpatrzone we mnie, ale słowa skierowane do Tom'a Smith'a.
- Po co tyle nerwów? - mruknął i wrócił na koniec naszego przedziału.
- Proszę się nie denerwować, panie Styles. - posłałam mu uspokajający uśmiech, lecz widząc jego minę, stwierdziłam, że poległam. Tak trudno było do niego dotrzeć, spróbować uspokoić.
- Nie odzywaj się. - kiwnęłam głową i spuściłam głowę na ekran tabletu. Ponownie poczułam się zbędna i niekomfortowo. Kolejna taka sytuacja, gdy to ja obrywałam za pana Smith'a. Ten gość był na pierwszym miejscu mojej listy z najbardziej nielubianymi ludźmi lub cokolwiek. Po prostu go nie lubiłam.
Skończyłam tłumaczenie po godzinie i właśnie teraz mogłam się zrelaksować, odprężyć się i poczytać książkę. Mężczyzna odziany w garnitur wciąż się nie odzywał, nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Między innymi dlatego zmieniłam siedzenie. Nie znosiłam takich sytuacji, więc postanowiłam się wycofać, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś czego będę potem żałować.
- Proszę, herbata dla pani.
- Nie prosiłam o to.
- Nie, ale pan Styles owszem. - odwzajemniłam jej uśmiech i cicho podziękowałam. Wzięłam parę łyków zanim postanowiłam przeczytać książkę.
Główkowałam ile zajmie mu przeproszenie mnie. Był to mały gest, ale najwidoczniej dla niego zbyt trudny. Byłam pewna, że miał świadomość tego jak się zachował, że było to nie w porządku. Jego postawa zostawiała dużo do życzenia, ale spodziewałam się, iż wcześniej nie spotkał się z takim zachowaniem jego współpracownika.
- Panno Prince?
- Pan Styles. - burknęłam, starając się nie patrzeć w jego stronę. Nie musiałam zerkać, aby spostrzec, że zajął miejsce obok mnie. Żadne z nas się nie odzywało, co było szczególnie zadziwiające. Nie przysiadł się, bo tak chciał. Harry Styles przychodził do ciebie tylko wtedy kiedy czegoś oczekiwał. Słuchałam jak bierze głęboki wdech i niekontrolowanie kręcił się na siedzeniu. Czy naprawdę tak wyglądał człowiek, który przygotowywał się do przeprosin? Odwróciłam głowę ku niemu i posłałam mu uspokajający uśmiech. Najwidoczniej dało to małą poprawę w jego zachowaniu, ponieważ widocznie się rozluźnił.
- Przepraszam, panno Prince. Myślę, że będzie lepiej jak nie będziecie pracować razem.
- Chce mnie pan zwolnić? Rozumiem, iż nie mam dobrych kontaktów z pańskim...
- Tego nie powiedziałem. Nie zwolniłbym cię z takiego błahego powodu, Tiano. Tom'a wyślę do oddziału w Liverpoolu. - otworzyłam zaskoczona szeroko oczy, lecz w duchu cieszyłam się z jego decyzji. Poczułam szczęście, gdy dotarło do mnie, że nigdy nie będę musiała już widzieć pana Smith'a. Zabawny był fakt, iż podczas trzech dni już miałam wroga. Z pewnością niebieskooki znienawidzi mnie po dowiedzeniu się tego co ja usłyszałam przed chwilą.
- Sądzę, że nie będzie on zadowolony.
- Tym razem nie ma nic do gadania. - wzruszył ramionami, a następnie zabrał z moich kolan książkę, którą przestałam czytać w tym samym czasie gdy przyszedł. Oglądał przedmiot z każdej strony z wyraźnym zaciekawieniem.
- Jeśli chce pan przeczytać to proszę bardzo. - jego jeden z dwóch kącików ust podniósł się do góry i natychmiast otworzył lekturę na pierwszej stronie.
Dalsza część lotu minęła w przyjemnej atmosferze. Brunet był zaczytany i mało mówił, ale towarzystwa dotrzymał mi Louis, który zabawiał mnie swoimi żartami, które czasem nie były śmieszne, jednak z grzeczności mu tego nie mówiłam.
Wysiedliśmy z samolotu około dwunastej, dlatego też był większy ruch na lotnisku. Trzymałam się blisko swojego pracodawcy, żeby się nie zgubić. Boston to całkiem duże miasto i całkowicie dla mnie nieznane.
- Uważaj, Tiano. Idź przede mną. - Styles popchnął mnie naprzód, gdzie teraz szłam u boku pana Horan'a. Mijałam sporo ludzi, którzy z zaciekawieniem spoglądali w naszym kierunku. Widok takiej grupki biznesmenów na pewno nie był częsty ani normalny. W każdym razie obraz człowieka w garniturze po sześciogodzinnej podróży nie był czymś zwyczajnym. Interesowało mnie to czy było mu wygodnie. Może był przyzwyczajony.
- Pan Styles?
- We własnej osobie. Tiana, jedziesz ze mną. - szatyn poruszał zabawnie brwiami, aczkolwiek starałam się to zignorować. Mój bagaż wraz z torbą podróżną zostały mi odebrane przez wysokiego, muskularnego faceta i wsadzone bagażnika. Wsiadłam do środka samochodu, a po mnie zrobił to zielonooki.
Jechaliśmy niecałe dwadzieścia pięć minut i zatrzymaliśmy się przed wielkim hotelem, który wyglądał na zrobiony specjalnie dla mojego szefa. Luksusowy i nowoczesny - te dwa przymiotniki idealnie go opisywały. Wysiadłam z pojazdu, zadzierając wysoko nos. Budynek był ogromny i zastanawiałam się jak to było możliwe, że wszystkie pokoje były zajęte.
Weszliśmy do obszernego lobby, gdzie znajdowało się parę kanap w kolorze białym, fotele i pełno roślin. Podobało mi się, choć jak na mój gust było urządzone dla typowych bogaczy, co jednak mnie trochę odpychało.
- Idziemy załatwić karty do pokoi. Poczekaj tutaj. - czy wyglądałam na małe dziecko, któremu trzeba było wszystko mówić? Aczkolwiek wolałam go takiego niż gburowatego, sztywnego mężczyznę.
- Styles! Ile razy mam powtarzać?! - przewróciłam oczami na jego krzyki roznoszące się po całym pomieszczeniu. Zwrócił na siebie uwagę większości ludzi, a to nie było zbyt dobre. Zostawiłam nasze walizki, mając pewność, że nikt ich nie ukradnie i podeszłam do Harry'ego. Położyłam mu rękę na ramieniu, przez co się jeszcze bardziej spiął. Ten człowiek miał szczególne kłopoty z nerwami.
- Spokojnie, co się stało?
- Ten idiota nie może znaleźć mojego nazwiska! To się stało! - zerknęłam na pozostałych biznesmenów, którzy mieli w dłoniach swoje karty. Pan Tomlinson machnął do nas ręką i razem z panem Horan'em skierowali się ku windzie.
- Nie jest idiotą. Zdarza się nawet najlepszym.
- Nie odzywaj się!
- Znów pan zaczyna, panie Styles? Mam dość. - mruknęłam i nie mając siły na kolejne kłótnie, odeszłam do swojego bagażu. Nie poszedł za mną, a za to nadal próbował dogadać się z recepcjonistą.
- Okazało się, że wszystko było w porządku. Zwykłe niedopatrzenie. - nie odezwałam się, bo byłam zmęczona po długim locie i kolejnej mało przyjemnej konwersacji z wysokim brunetem.
Weszliśmy do windy, gdzie tym razem była irytująca muzyczka, ale teraz była nawet potrzebna. Czulibyśmy się niekomfortowo w całkowitej ciszy, dlatego też było to w porządku.
- Przepraszam, panno Prince.
- Nie męczy pana ciągłe przepraszanie? Wystarczy tego nie robić.
- To nie jest takie proste, staram się. Niech mi pani wierzy.
- Wierzę.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top