59
- Nie mam pojęcia, Harry. James jest bardzo uparty.
-Jest bardzo dobrym adwokatem. - westchnął, mieszając pewnie łyżką w kubku. Nie widziałam go, ale spokojnie słyszałam, bo rozmawiałam z nim przez telefon. Zdążyłam podczas naszej dwugodzinnej rozmowy na mój koszt się umyć w wannie, przebrać w piżamę, podlać kwiaty, nakarmić Happy'ego i wyprowadzić na spacer.
- Wiem, kochanie. Spróbuję z nim jeszcze raz pogadać, ale nie liczyłabym na jakieś zmiany. -postawiłam na szafce nocnej kubek z gorącą herbatą, trzymając urządzenie przy uchu.
Po wyjściu zielonookiego przeprowadziłam długą dyskusję z moim bratem, aczkolwiek nic ona nie przyniosła. James postrzegał bruneta jako człowieka podobnego do naszej matki. Rozumiałam, że uraz po jej śmierci nie minął, bo był z nią zżyty pomimo uzależnienia, które ją dopadło. Harry potrafił się napić, jednak nie można było uznawać go od razu za alkoholika. Starałam się mu to wytłumaczyć, lecz nie podołałam.
- Nie kłóć się z nim z mojego powodu. Jeżeli nie ma zamiaru zmienić zdania to poproszę kogoś innego. Louis nie może być moim obrońcą, wiesz o tym.
- Wiem, więc postaram się zrobić co w mojej mocy. Kocham cię, Harry.
- Kocham cię, Tiana. Do zobaczenia w poniedziałek.
- Cześć. - rozłączyłam się, odkładając komórkę na miękki materac łóżka. Nie zamierzałam iść spać do momentu uświadomienia bruneta o jego pomyłce. Weszłam do salonu, gdzie się znajdował i zasiadłam na fotelu niedaleko telewizora.
- Jeśli znów chcesz mnie przekonać to lepiej sobie daruj.
- James, Harry popełnił wiele błędów, ale...
- Zbyt wiele. Jak możesz to znosić? Mogę pojąć, iż miłość wiele wybacza, jednak chyba nie wszystko. Powinienem zakazać ci spotykania go wtedy, gdy cholerny kretyn uderzył cię w twarz.
- Czemu rozdrapujesz stare rany? Poprawił się, zadbał o mnie, nawet o ciebie. Pragnie naszego dobra.
- Raczej swojego.
- Przestań, proszę cię przestań! Jest mu ciężko, bo musi walczyć ze swoim ojcem. Jakbyś się zachowywał, gdybyś to ty musiał walczyć ze swoją rodziną? Nigdy nie czuł miłości. Odpuść mu, James. Harry jest teraz lepszym człowiekiem. Błędy popełnia każdy, ty również. - obserwował mnie przez pewien czas, a ja nie wiedziałam do czego to wszystko zmierzało. Cisza, która trwała dość długą chwilę była okropna i zniecierpliwiona czekałam na jakąkolwiek odpowiedź.
- Podaj mi telefon. - mrugnęłam parę razy, robiąc to co powiedział. Wziął ode mnie urządzenie i przez moment w nim grzebał zanim przyłożył je sobie do ucha. - Ty się kretynie ciesz, że masz kogoś takiego jak Tiana, bo inaczej to byś klamkę od drzwi pocałował. Oddawaj kluczyki od Merci.
- Nazwałeś samochód Merci? - zmarszczyłam śmiesznie nos, uważnie się mu przyglądając. Odsunął od siebie słuchawkę, ręką zasłaniając głośnik.
- Jesteś kobietą. Nie zrozumiesz tego. - wrócił do konwersacji z Harry'm, dlatego jedynie wzruszyłam ramionami i opuściłam pomieszczenie.
Niedzielę spędziłam w ciszy i spokoju, sortując dokumenty oraz czytając pełną skrzynkę maili od kilku firm. Stwierdziłam, że Harry nie będzie miał do końca roku wolnego, gdyż zgłosiło się sporo korporacji. Dwudziestego ósmego listopada był umówiony na spotkanie w Singapurze, siódmego grudnia biznesmeni z Nowego Jorku chcieliby, aby Styles do nich przyjechał i omówił umowę, którą zamierzali z nim zawrzeć. Natomiast w styczniu nie było już tak wiele, aczkolwiek to dopiero nowy rok i może nie wszyscy myśleli jeszcze o projektach. Zgłosiła się tylko pobliska firma w Norwich.
Wstałam w poniedziałek o szóstej piętnaście, ponieważ Happy domagał się spaceru. Ubrałam więc grubą bluzę, spodnie dresowe i zahaczając smycz o obrożę małego pieska, wyszłam z domu. Chodziłam z nim około dwadzieścia minut w pobliżu, gdyż było zimno oraz ciemno. Po dotlenieniu siebie i po wypróżnieniu się terriera, zaczęłam przygotowywać się do pracy. Włosy umyłam wczoraj wieczorem, także mycie głowy miałam za sobą. Przed użyciem podkładu i korektora, nałożyłam krem na swoją twarz.
Gotowa wzięłam kęs kanapki i miałam już wychodzić, gdy nagle pojawił się James w samych spodniach od piżamy i w totalnym nieładzie.
- Miłego dnia, James.
- Dzięki i wzajemnie.
- Mógłbyś popołudniu wyprowadzić Happy'ego? Wrócę pewnie później od ciebie, a najlepiej wyprowadzić go od razu po powrocie.
- Jasne. - pomachał mi na do zobaczenia, co odwzajemniłam i wyszłam z mieszkania. Wyjęłam z kieszeni ciemnobrązowych spodni kluczyki do mojej Skody, a potem wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i ruszyłam do firmy Harry'ego.
Przywitałam się z każdym kogo spotkałam po drodze do biura, a następnie spędziłam parę minut sama w windzie.
- Przestań do mnie wydzwaniać. Nawet się nie wasz! - puknęłam palcem w drzwi, dając mu znak, iż stałam w progu. Gwałtownie się odwrócił, rozłączając połączenie z tym kim rozmawiał.
- Kto dzwonił?
- Co? Nikt, nikt ważny.
- No jednak ktoś musiał, kochanie. - usiadłam mu na kolanach, zerkając na podświetlony ekran telefonu. Nie miałam pojęcia co czułam, widząc z kim prowadził konwersację i słowa, które wypowiedział też dawały mi wiele do myślenia. - Jesteś okropnym kłamcą.
- Nie rozumiem.
- Nie umiesz kłamać, Harry. Pomijając to, jesteś niedokładny i nie zablokowałeś telefonu. Czemu nie powiesz mi, że gadałeś z Elizabeth?
- To nie jest tak jak ty myślisz.
- Nie, przecież pogawędka z byłą dziewczyną to nic złego. Nie ma sprawy, Harry. - uśmiechnęłam się do niego najsztuczniej jak potrafiłam, a mój ton głosu był przesiąknięty sarkazmem.
- Tiana, wiem, że nie jest w porządku. - zacisnęłam usta w wąską linię, starając się nie wyciągać zbyt szybko pochopnych wniosków. Ufałam mu i to bardzo. - Kochanie, Elizabeth była wielką pomyłką i zdajesz sobie sprawę jaka relacja mnie z nią łączyła. Kocham ciebie i to z tobą chcę zamieszkać. Ej, spójrz na mnie.
Niechętnie przekręciłam głowę w jego kierunku, unikając jego oczu. Niestety zmusił mnie do spojrzenia na niego. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, żeby potem jeszcze raz mnie zapewniając o swojej miłości.
- Harry, mogę się zwolnić na godzinkę czy dwie?
- A co jest takiego pilnego, Louis?
- Uch, spotkanie z Will'em? - otworzyłam szerzej oczy, gdyż żadne z nich nie zdradziło mi, iż się spotykali. Cieszyłam się, bo i mój brat i szatyn byli samotni, a oboje zasługiwali na szczęście. Szturchnęłam zielonookiego, by zgodził się na prośbę Tomlinsona.
- W takim razie niech będzie. Zobaczysz, zostaniemy jeszcze rodziną. - mile zaskoczona obserwowałam bruneta, który z uśmiechem przyglądał się mężczyźnie, który wciąż stał przy drzwiach.
- Dzięki, Harry. Na razie!
- Cześć! - uśmiechnęłam się, całując Styles'a w policzek. Po chwili zostaliśmy sami, dlatego najpierw pozwoliliśmy sobie na parę przyjemności w postaci buziaków, a później usiedliśmy przy stoliku do kawy, gdzie rozpisywaliśmy plany na przyszły miesiąc. - Dwudziestego ósmego listopada wyjeżdżamy do Singapuru. Kto ma brać w tym udział?
- Załatw miejsca dla mnie, dla ciebie, Louis'a, Niall'a, Liam'a, David'a i Tristan'a.
- W porządku, czyli sześć pokoi.
- Dokładnie, co potem?
-Siódmego grudnia wyjazd do Nowego Jorku. Budowa sali koncertowej niedaleko centrum. -przeczytałam dokładnie maila ponownie, zapisując ważne szczegóły w kalendarzu.
- Mieliśmy wtedy wyjechać na urlop.
- Przykro mi, ale bardzo im na tym zależy.
- Mi też zależy na odpoczynku z moją kobietą. Nie muszę jechać na każde spotkanie. - burknął jak naburmuszone dziecko, cmokając mnie w ramię. Musiał się trochę namęczyć z moim beżowym swetrem, jednak sobie poradził.
- Niestety, lecz masz ten obowiązek. Jesteś zobowiązany jako prezes i szef podpisywać wszystkie umowy. Taka twoja rola.
- Nie pomagasz, kochanie. - wydęłam wargę, odwracając wzrok ku niemu. Podniosłam delikatnie brodę, ponieważ siedział na kanapie, a ja zaległam na dywanie. Z uśmiechem krótko mnie pocałował i zapisał notatkę pod datą siódmego grudnia.
- Dobrze, więc co następne?
- W styczniu, a dokładnie jedenastego odbędziesz wizytę w Norwich. To akurat jest około dwie godziny stąd.
- Dostałem dodatkowo maila od firmy w Amsterdamie. Proszę o wybudowanie szkoły.
- Kiedy dokładnie?
- Siedemnastego stycznia, zdążymy?
- Do Norwich masz dwie godziny w tą, dwie godziny w tą. Spędzimy tam jedynie parę godzin, albo ewentualnie dzień.
- W takim razie nasz urlop przewiduję w walentynki.
- Nie marudź. Niektórzy nie mają go w ogóle.
- Dobrze, cały luty jest nasz, więc nie przyjmuj nikogo lub przekieruj ich do Niall'a. W walentynki zabieram cię na narty do Austrii, a resztę spędzimy na Saint John.
- Rozpieszczasz mnie.
- Powiedzmy, że robię to z wielką przyjemnością. Zwłaszcza za te nagrody, które dostaję wieczorem.
- Harry, jesteśmy w pracy!
- Nie będzie ci to przeszkadzać jak cię wezmę na tym biurku.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej misie! ♥
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top