56

Od godziny starałam się skontaktować z Harry'm, który cały wkurzony wyszedł z mojego mieszkania. Nie było go u Louis'a, Niall'a czy Liam'a, ponieważ dzwoniłam do każdego z nich. James próbował mnie uspokoić, lecz widziałam minę bruneta, jego wściekłość na Chris'a. To nie wróżyło nic dobrego. Martwiłam się, że z jego wizyty u swojego ojca nie wyszło nic pożytecznego, ani pozytywnego.

- A jak się coś stało? - zapytałam, patrząc z niepokojem na brata, który bezskutecznie walczył z moimi nerwami. Westchnął przeciągle, wstając z kanapy.

- Siostrzyczko, Harry jest rozsądnym człowiekiem. Na pewno wszystko jest w porządku. -odwróciłam się od niego, nie wierząc w jego słowa. Wiedziałam, że być może miał rację, aczkolwiek byłam najwyraźniej histeryczką i nie docierało to do mnie. Nagle zadzwonił mój telefon, więc jak oszalała się na niego rzuciłam. Odebrałam, nie patrząc kto dzwonił.

- Słucham?

- Uch, Tiana?

- Louis, mów co się dzieje.

- Zadzwonił do mnie i tak jakby nie był sam.

- Co? Nie rozumiem.

- Wiem, gdzie jest, ale w tle słychać było głosy kobiet. Pojadę po niego i przywiozę do ciebie. Nie panikuj, wyjaśni się wszystko jak ocenię sytuację. - rozłączył się, a ja kontrolowałam swoje negatywne myśli. Miałam nie histeryzować, dlatego chciałam to utrzymać. Głosy kobiet? Nie zamierzałam wyciągać pochopnych wniosków, ale mój mózg robił to bez mojej zgody. Liczyłam, że nie będzie to czego się obawiałam.

- I co?

- Skomunikował się z Louis'em. Zaraz tu będą.

- Czemu płaczesz? - pokręciłam głową, dając mu znak, iż nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Przejmowałam się tym przedwcześnie, jednakże nie miałam na to wpływu. Czekałam czterdzieści minut na przyjazd szarookiego. Wprowadził on do mieszkania kompletnie pijanego mężczyznę, którym okazał się Harry. Położył go na sofie w dużym pokoju, nie będąc zadowolonym.

- Był w klubie ze striptizem. Barman powiedział, że wypił około dwanaście szklanek whiskey i jednego drinka. Obok niego siedziało parę dziewczyn, ale był tak zalany, że jedynie je zignorował. - usiadłam na fotelu, czując, że zrobiło mi się słabo. Nie umiałam dopić drinka do końca, a on wypił jakby z pustyni wracał i miał do wyboru tylko alkohol. Poza tym było mi przykro, że zamiast wrócić od ojca do mnie to wybrał klub ze striptizem. Widocznie tam lepiej pocieszali.

- Dzięki, Louis. - szepnęłam, wstając i przytulając szatyna. Zerknęłam jeszcze raz na bruneta, który mamrotał coś pod nosem, żeby potem znaleźć się w swojej sypialni. Od razu położyłam się spać, próbując nie myśleć o biznesmenie.

Obudziły mnie czyjeś wrzaski, a konkretnie krzyki James'a. Zdezorientowana podniosłam się i wyszłam na korytarz, który pokierował mnie do salonu. Brązowooki wydzierał się na Styles'a siedzącego na sofie.

- Nie będę reprezentował w sądzie alkoholika, który zabawia się ze striptizerkami! Zdajesz sobie sprawę z tego co Tiana przeżywała?! Zamiast przyjść i się jej zwierzyć to lepszym rozwiązaniem było się upić! Przymknąłem oko na wszystkie wybryki, twoje i jej. Mam dość! Zachowujesz się jak gówniarz! Nie pozbędziesz się swoich problemów dzięki piciu! Ona też jest jak dziecko - małe naiwne dziecko, które wierzy ci we wszystko. Popełnia błędy, czasem jest irytująca, lecz potrafi stawiać czoła kłopotom, a ty?! Wsadź sobie tego Mercedesa w dupę. - z szeroko otwartymi oczami obserwowałam całe zajście. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio tak bardzo się zdenerwował.  Natomiast rozumiałam powód jego reakcji.

Nasza mama zginęła w wypadku, jednakże nie przez kogoś. Sama spowodowała wypadek przez alkohol pływający w jej żyłach. Często piła, była uzależniona od tego i dlatego tak się martwiłam o Harry'ego, a właśnie temu James był cholernie przeciwny i wrzeszczał.

- Nie chcę cię widzieć w moim domu. Jeżeli ona wciąż z tobą będzie to cud, ale nie pozwolę na spotykanie się w moim mieszkaniu!

- James, myślę, że zrozumiał. - przerwałam, patrząc smutno na ich obu. Brunet miał czerwone oczy, chociaż nie wyglądał jakby płakał. Jednak pociąganie nosem o czymś świadczyło. Brat przypominał mi rozgniewanego szczeniaka. Z twarzy wyglądał łagodnie, lecz podczas takiego stanu mieszało się to ze złością.

- To świetnie. Miłego dnia życzę.

- Cześć, James. - wyszedł, trzaskając drzwiami.

- Tiana... - opuściłam pomieszczenie, ponieważ coraz trudniej było mi na niego patrzeć, nie okazując rozczarowania. Zrobiłam sobie herbatę wraz z jajecznicą. - Kochanie, nie ignoruj mnie. Błagam. - milczałam, nakładając sobie posiłek na talerz. Stał za mną, a wyczułam to przez jego perfumy wymieszane z zapachem trunku.

- Tiana, przestań! Powiedz coś!

- Co ma ci powiedzieć? Że było mi miło, patrząc jak Louis cię wlecze do środka? Jak się dowiedziałam, że zamiast pogadać ze mną, wybrałeś alkohol i jakieś panie? Powiem ci jedynie tyle: Mam dość zamartwiania się. Moja mama zostawiła mnie, kiedy miałam siedem lat, James'a gdy miał dziewięć lat, Jake'a i Will'a, kiedy mieli zaledwie pięć, a Scarlett nie liczyła nawet trzech lat. Zginęła w wypadku, który spowodowała. Była pijana, miałam mamę alkoholiczkę. Nie chcę posiadać takich osób w swoim otoczeniu, a ty jesteś tego bliski.

- Nie zdradziłem cię, nigdy bym tego nie zrobił.

- Wierzę ci, ale nie mam już siły na obserwowanie jak whiskey pomaga ci się stoczyć.

- Nie możesz mnie zostawić. Tiana, a nasze plany? Dom?

- Dom należy do ciebie. Zrobisz z nim co będziesz chciał.

- Tiana, nie zostawiaj mnie. Nie w takiej chwili! Nie walczę z moim ojcem o te pieprzone udziały dla siebie! Robię to dla nas, abyśmy mieli spokój i wolną rękę. Nigdy nie sięgnę już po alkohol, obiecuję.

- Chciałabym w to uwierzyć.

- Przysięgam ci, że nie będę pił. Jedynie wino, ale to na kolacjach czy czymś podobnym. Kochanie, błagam.

- Jesteś świadomy tego, że James nie jest taki jak ja? Nie przekonasz go tak łatwo.

- Najważniejsza jesteś ty. - chwycił moją twarz w swoje dłonie i złączył nasze usta. Jedyną przeszkodą były słowa brązowookiego, który nie rzucał ich na wiatr. Jak coś powiedział to się tego trzymał, w odróżnieniu ode mnie.

- Zjemy śniadanie i weźmiesz prysznic. Śmierdzisz wódką.

- Wyłącznie jeśli mi potowarzyszysz.

- Niech będzie. Co z naszym wypadem do Brighton?

- Nareszcie musi się udać. Pojedziemy jak się doprowadzę do porządku.

- To nie jest najlepszy pomysł. Wypiłeś wczoraj dość sporo.

- Dam radę prowadzić.

- Nie, zgodzę się na wyjazd jedynie wtedy, gdy ja będę kierować. Możesz mi mówić jak mam jechać, ale kierownica należy do mnie.

- Powtórz, lecz zamień słowo "kierownica" na "ty". - zmarszczyłam czoło, spoglądając na jego uśmiechniętą buzię. Przez chwilę zastanawiałam się o co mu chodziło, jednak szybko do mnie dotarło.

- Należysz do mnie.

- Jaka władcza. - prychnęłam, piszcząc, kiedy mnie podniósł i przewiesił sobie przez ramię. Dał mi klapsa, co chyba stało się jego rutyną i zaniósł moją osobę do łazienki. - Weźmiemy ten prysznic trochę szybciej niż mówiłaś.

- Ktoś tu ma mały problem w swoich bokserkach.-mruknęłam, lustrując go od stóp do głów.

- Więc najwidoczniej musisz mi pomóc się go pozbyć. Samemu nie byłoby tak dobrze.

- Jesteś okropnym napaleńcem.

- Wyłącznie jeśli chodzi o ciebie.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

Kocham was xx






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top