52

- Proszę zapiąć pasy. Będziemy startować. - posłuchałam stewardessy i zrobiłam o co poprosiła. 

- Wiesz nad czym się zastanawiam? - zagadnęłam, odwracając głowę w jego kierunku. Patrzył na mnie z uśmiechem, kręcąc głową na nie.

- Hm?

- Nie zabezpieczyliśmy się wczoraj.

- C-co? - jego oczy powiększyły się, a klatka zaczęła unosić się coraz szybciej. Cóż, takiej reakcji się spodziewałam. - Przecież jesteśmy jeszcze młodzi. To znaczy - będę najszczęśliwszym człowiekiem na planecie, ale nie jestem gotowy na bycie ojcem. 

- Spokojnie, za trzy miesiące zamieszkamy razem i będziemy mieć pokoik dla malucha. Dodatkowo będziesz miał dziewięć miesięcy na przygotowania.

- Muszę zadzwonić do dekoratorów i architektów. - mruknął, wyciągając z kieszeni telefon. Zaczęłam się śmiać z jego przerażonej, lecz uroczej miny. Postanowiłam przestać go męczyć i skończyć tę zabawę.

- Kochanie, jeszcze wczoraj wyrzucałeś prezerwatywę do kosza. Chciałam zobaczyć twoją reakcję. - przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, z poważnym wyrazem twarz, jednak potem rozpoczął mękę w postaci łaskotek.

- To było okrutne z twojej strony.

- Tak ci się oczy błyszczały, aż żałuję, że to przerwałam.

- W końcu dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Na moment wprawdzie, ale zawsze coś.

- Chciałbyś dziecko?

- Tak, aczkolwiek trochę później. Najpierw niech się wszystko między nami ułoży. Zamieszkajmy razem i skończmy ten cyrk z moim ojcem. Wtedy o tym pomyślimy. A teraz możemy poćwiczyć w toalecie.

- Chcesz uprawiać seks w samolocie?

- To moja kolejna fantazja erotyczna. - odpiął powoli mój pas jak i swój, a następnie pociągnął mnie w kierunku ciasnego pomieszczenia. Obejrzałam się za sobą czy nikt na nas nie patrzy, lecz nikogo zbytnio nie interesowało co robiliśmy. Wepchnął mnie do środka i pomalutku ściągał nasze rzeczy. 

- Jesteś strasznie niecierpliwy.

- Jeżeli chodzi o twoje ciało, o to co zaraz się wydarzy i oboje poczujemy to tak. I to cholernie. -wyjął z kieszeni spodni prezerwatywę, którą założył na swojego członka. - Kurwa, kochanie się w miejscu publicznym jest jeszcze bardziej podniecające. - jęknęłam jedynie w odpowiedzi, ponieważ nie potrafiłam nic innego zrobić. - Jęcz głośniej. Chcę, aby słyszeli.

Po osiągnięciu orgazmu i ubraniu się, wyszliśmy z pomieszczenia, a większość osób zlustrowało nas wzrokiem. Wzruszyłam ramionami, a Harry wyszczerzył się do nich, nie przejmując się, że mieli świadomość co uczyniliśmy przed chwilą.

- Uwielbiam jak krzyczysz moje imię, a wczoraj to robiłaś to tak głośno, że dziwię się, iż miałaś na to dzisiaj siłę.

- Harry! - zachichotałam, odpychając jego lepkie łapki z moich ud.

- Kochasz jak mówię ci takie rzeczy, sprośne, niegrzeczne rzeczy. - przygryzł płatek mojego ucha, a potem ucałował miejsce pod nim. Zerknęłam w bok i zauważyłam jak jakaś kobieta przyglądała się nam, a konkretnie Styles'owi. Wepchnęłam mu się na kolana, łącząc nasze wargi. Chwyciłam jego dłonie w swoje i ułożyłam je na mojej pupie. - Uch, kochanie, wolisz jeszcze bardziej publiczne miejsce? W porządku, ale nie mamy już prezerwatyw.

Ponownie spoglądnęłam na blondynkę, która natychmiast odwróciła wzrok. Zielonooki również się przyjrzał całej sytuacji, a później na jego ustach uformował się wielki uśmiech.

- Widzę, że ktoś tu jest zazdrosny. - cmoknął mnie w usta, lecz przesiadłam się już na swój fotel.

- Ja? Nigdy nie jestem zazdrosna.

-Oj, no przyznaj się. To nic złego. Ja jestem o ciebie zazdrosny nawet gdy gadasz z Louis'em.

- Nie jestem.

- Przekonajmy się więc. - podniósł się z siedzenia i usiadł obok wcześniej wspomnianej kobiety. Zacisnęłam usta w wąską linię i udawałam, że się tym nie przejmowałam. Rozmawiali, a śmiech tej pani każdy mógł usłyszeć. Nerwowo stukałam paznokciem o oparcie fotela, aż wreszcie wstałam i do nich podeszłam.

- Przepraszam najmocniej, lecz ten mężczyzna jest zajęty.

- Doprawdy? Nic mi o tym nie powiedział.

- Ponieważ nie jestem zajęty. - moje oczy przypominały pewnie pięciozłotówki przez jego słowa. Miałam pojęcie, że była to jedynie gra, lecz troszkę mnie to zaskoczyło. - Czy jestem? Jak sądzisz, Tiano?

- Sam powinieneś to wiedzieć, kochany. - uśmiechnęłam się sztucznie, wracając na miejsce. Poszedł moimi śladami i sekundę później siedział obok mnie.

- I co? Nie jesteś zazdrosna?

- Może troszkę.

- Troszkę?

- Bardzo. - wywróciłam oczami, skradając mu buziaka. Wydawał się zadowolony z mojego przyznania się do małej słabostki. Trącił nosem mój policzek, mrucząc cicho słowa miłości.

Tak jak tydzień temu ustaliliśmy - wracaliśmy do domu później niż ludzie, z którymi przyjechaliśmy. Oni byli już od wczoraj w Londynie, natomiast my swój wyjazd przedłużyliśmy o jeden dzień.

- Mogę powiedzieć James'owi po powrocie o willi?

- Jasne, ale myślałem, że śpimy u mnie.

- Nie widziałam go pięć dni.

- Rozumiem, nocujemy u ciebie. - wtuliłam się w jego ramię, zamykając oczy. Mieliśmy lądować dopiero za trzy godziny, dlatego postanowiłam się zdrzemnąć.

Spałam do momentu, w którym obudził mnie Harry i powiadomił, iż byliśmy już w stolicy Wielkiej Brytanii. Wyszłam z samolotu na zimne powietrze, żeby potem znaleźć się na ciepłym lotnisku. Odebraliśmy nasze bagaże, z którymi był niewielki problem, ponieważ jakaś pani miała podobny do mojego i niestety się pomyliłyśmy, aczkolwiek dobrze, że na jej były jej dane. Kłopot tkwił też w samochodach, gdyż oboje przyjechaliśmy osobno, a nie zostawimy aut tutaj, gdy jesteśmy już w kraju.

- Zróbmy tak - pojadę do siebie po świeże ubrania, a ty po mnie przyjedziesz. W porządku?

-Jest czternasta, o tej godzinie są korki, a w Londynie to już możesz być pewien stania w nich do dwóch godzin maks.

- Czyli?

- Czyli zadzwonię po James'a, on przyjedzie metrem po mój samochód, a my pojedziemy twoim.

- No to dzwoń. - wyjęłam swój telefon, którego posiadał już półtora roku i wybrałam numer brata. Poinformowałam go o zaistniałej sytuacji, a on obiecał, że zjawi się jak najszybciej. Mówił to dosłownie, bo po trzydziestu minutach był na parkingu.

- Dodatkowo muszę ci kupić komórkę.

- Czemu? Coś jest nie tak z moją?

- Nic, kochanie, lecz chciałbym, żebyś miała coś lepszego.

- Masz na myśli IPhone'a, prawda?

- Nie musi być, ale każdy już go ma. W Anglii, w Londynie, zauważysz go wszędzie.

- Naprawdę nie rozumiem. Telefon jak każdy inny.

- Mówisz jakbyś była po czterdziestce. - wywróciłam oczami na komentarz brązowookiego, który widocznie stanął murem za Styles'em. Nie widziałam nic takiego w tym, że mi to zaproponował, jednak nie czułam potrzeby posiadania nowego urządzenia.

- Po prostu jest to zbędne.

- Chodzi o to, że chcę ci go kupić, tak? Za swoje pieniądze, o to chodzi. Kochanie, jak się nie zgodzisz to i tak ci go dam, a ty go ładnie przyjmiesz.

- Dużo dla mnie robisz, dla nas. To nie jest w porządku.

- Jeżeli ja tego chcę to nie widzę nic w tym złego. Poza tym mam bardzo dużo pieniędzy i jeden taki telefon nie zrobi wielkiej rewolucji na moim koncie.

-Właśnie, spójrz na mnie. Czy mam wyrzuty sumienia, że jego cacko jest teraz moje? Ani trochę. Wrzuć na luz.

- Dobrze, spotkamy się w mieszkaniu. - poddałam się, grymasząc. Nie sądziłam, że swój pomysł będzie chciał wcielić w życie tak szybko. Podjechaliśmy pod centrum handlowe, w którym znajdował się sklep Apple.

- Tutaj ma pani wszystkie modele. Jakiś konkretny już wybrany? - uniosłam głowę do góry, spotykając się z zielonymi tęczówkami. Zdałam się na niego, ponieważ dla mnie było to bez znaczenia.

- 6s będzie najlepszy według mnie.

- Oczywiście, kolor?

- Kochanie?

- Uch...

- Tu jest ukazane każde możliwe kolory obudowy. Proszę sobie wybrać, a ja zaraz do państwa wrócę.

- Jaki ty masz?

- Ten szary.

- To nie, ponieważ będę się mylić z twoim. Biały chyba będzie odpowiedni.

- Na pewno?

- Nie wiem, bo różowy też jest ładny, lecz biały jest raczej klasyczny.

- Zostawiam to tobie. - przytulając mnie od tyłu, odwrócił się na chwilkę. - Nie mów głośno i nie rób żadnych ruchów.

- Co? Czemu?

- Przebywamy w tym samym pomieszczeniu co Tom.

- Cholera, czy on ma jakiś radar? Przyczepił się jak gówno do buta. - starał się nie zaśmiać, więc ugryzł delikatnie moją skórę na ramieniu.

- O, mój kochany szef! - przymknęłam na moment oczy, aby to mnie jakoś uspokoiło. Stanęliśmy twarzą w twarz z tym paskudnym człowiekiem, który miał równie obrzydliwy uśmiech na buzi. -Co tutaj robicie?

- A co można do cholery robić w sklepie?

- Sponsorować swoją dziwkę, faktycznie.

- To się robi już nudne.

- Wpierdolić ci? - zaskoczona, zerknęłam na bruneta, który posiadał śmiertelnie poważny wyraz twarzy. Ścisnęłam jego dłoń, aby się powstrzymał od dalszej konwersacji z nim.

- Cóż za słowa. Takie biedne i pozbawione klasy. Dokładnie jak ona.

- Za grosz kultury.

- Jest jakiś problem? Pomóc w czymś? - brakowało tu jeszcze sprzedawcy. Uśmiechnęłam się w jego stronę, dając znak, iż nie trzeba było.

- W wychowaniu tego człowieka, bo widocznie mama nie podołała.

- Harry...

- Cóż, twój ojciec również.

- Za to teraz cudownie zajmuje się tobą.

- Boli cię to, co?

- Nie, gdyż z porównaniem do ciebie mam przy sobie kogoś kto mnie kocha. A jak dobrze pamiętam to cię narzeczona zdradziła. Ciekawe dlaczego.

- Zamknij się.

- Harry...

- Czemu? Ty obrażasz moją kobietę, więc co mi stoi na przeszkodzie do wkurzenia ciebie?

- Harry, bądź mądrzejszy. - mruknęłam, ciągnąc go do tyłu. Wcześniej zrobił parę kroków do przodu, zasłaniając mnie.

- Twoją kobietę? Raczej zwykłą puszczalską, która zatrudniła się u ciebie i tydzień potem całowała się z tobą na twoim biurku. Nie uważasz, że to dość szybko? W ciągu miesiąca owinęła cię wokół palca i dostała prawie wszystko. Zastanów się. Nie zdziwię się jak dostanie te gówniane piętnaście procent twojego ojca.

- To nie twoja sprawa i nazwij Tianę tak jeszcze raz, a pożałujesz. - odeszliśmy z powrotem do lady, a Smith na całe szczęście również się oddalił.

- Harry...

- Nie uwierzyłem w żadne gówno, które powiedział. Kocham cię.

- Ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.

- Wiem, a teraz wybieraj.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

Kocham xx




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top