47
Piątego listopada pakowałam się na wyjazd do Madrytu. Harry był u siebie, gdyż sam musiał ogarnąć swoją walizkę. Przez ostatnie dni było między nami bardzo dobrze i liczyłam na to, że tak zostanie. Warknęłam rozzłoszczona, kiedy pomimo siedzenia na bagażu on nie chciał się zapiąć. Wyszłam z sypialni do salonu, gdzie James oglądał mecz.
- Możesz usiąść na mojej walizce?
- Co? - zaskoczony odwrócił wzrok od telewizora, skupiając się na mnie.
- No nie mogę jej zamknąć. - westchnąwszy, wstał z kanapy i wpadł do mojego pokoju, lokalizując przedmiot. Rozpiął do końca zamek, przyglądając się zawartości.
- A-ale... - obserwowałam jak wyjmował parę butów, spodnie i jedną marynarkę. Spojrzał jeszcze raz na bagaż i bez problemu go zapiął.
- Gotowe, siostrzyczko! - klasnął w dłonie, lecz jego entuzjazm nie malał, gdy spotkał się z moją reakcją. Zmierzwił mi włosy i zostawił samą. Przewróciłam oczami, zbierając ubrania, które wywalił z walizki. Schowałam je z powrotem, aczkolwiek znów miałam podobny kłopot. Pokombinowałam parę razy i wreszcie udało mi się zapiąć do końca. Odetchnęłam, kładąc się na miękkim materacu. - Tiana!
- Co?!
- Kwiaty!
- Jakie kwiaty? - chwilę potem znalazłam się w korytarzu, gdzie brązowooki stał z bukietem tulipanów. Nie mógł być to Harry, ponieważ wiedział, że wolałam róże i goździki. Podał mi roślinki, do których była doczepiona karteczka.
"Nie mogę się doczekać wyjazdu"
Nie miałam pojęcia kto mógł to wysłać, ale z pewności nie był to brunet z zielonymi tęczówkami. Dobrze, że pierwsze kwiaty, które dostałam od Harry'ego zdążyły już zwiędnąć, bo inaczej nie miałabym wazonu. Wsadziłam tulipany do szklanego naczynia i postawiałam na komodzie w dużym pokoju.
- Wiesz kto to?
- Nie, ale na pewno nie Harry. - wydęłam wargi, jeszcze raz czytając kartkę. Być może gdzieś się podpisał tajemniczy nadawca, ale niestety nie.
- Nie lubisz tulipanów.
- No właśnie. - podejrzanie spoglądnęłam na temat naszej rozmowy i wyszłam do łazienki, by wziąć kąpiel przed podróżą.
Samolot miałam na czwartą rano, dlatego postanowiłam pójść spać wcześniej. Umyłam włosy, spędziłam czterdzieści minut minut w wannie, w ciepłej wodzie i po przebraniu się, wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się na swoim, ukochanym łóżku i poszłam spać.
Obudziłam się przez znienawidzony budzik, który zrzuciłam z szafki nocnej. Była dokładnie druga trzydzieści, gdyż Harry chciał, abym zjawiła się półgodziny przed odlotem. Ziewnęłam, przeciągając się i zakładając kapcie, ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby i twarz, żeby ją pobudzić. Z włosów zrobiłam koka, który był cholernie niechlujny, lecz przecież miałam kisić się ponad trzy godziny w samolocie. Nie musiałam wyglądać cudownie. Mój makijaż składał się wyłącznie z tuszu do rzęs. W moim pokoju przebrałam się w beżowy sweter oraz moje ulubione, jasne jeansy. Na nogi włożyłam swoje czarne botki, które ostatnio kupiłam i spakowałam szczoteczkę do zębów do kosmetyczki. Przygotowałam sobie jeszcze torbę podręczną, białą. Nie męczyłam James'a, żeby wstał i mnie pożegnał. Jedynie weszłam do jego sypialni i cmoknęłam go w czoło. Dziesięć minut później byłam w drodze na lotnisko. Podjechałam pod nie o trzeciej dwadzieścia, więc byłam akurat na czas.
- Wyglądasz pięknie, kochanie.
- Jestem śpiąca. - przytuliłam się do niego, puszczając swoje bagaże. Objął mnie w pasie i ucałował miejsce, gdzie szyja łączyła się z obojczykiem i barkiem.
- Wiem, skarbie. Prześpisz się w samolocie.
- Witaj, synu. - odsunęłam się od bruneta, by upewnić się, że miałam dobry słuch. Marzyłam o tym,żebym się przesłyszała, jednakże stał przede mną Chris wraz z Tom'em. - Witaj, Tiano.
- Co tu robisz? - zielonooki nie był zadowolony ze spotkania obu mężczyzn. Z resztą nikt nie był pozytywnie nastawiony. Louis wyglądał jakby miał zaraz każdego z nich udusić. Liam starał się nie patrzeć w naszym kierunku, a Niall papugował ojca Styles'a za jego plecami.
- Podobały się kwiaty, Tiano? - szatyn, który wydawał się podwładnym Chris'a zwrócił się do mnie, dlatego już wiedziałam kto wysłał mi znielubione przeze mnie rośliny.
-J akie kwiaty?
- Ktoś mi wczoraj wysłał bukiet z karteczką, w której pisało, że nie może się ten ktoś doczekać wyjazdu. - szepnęłam tak, żeby tylko brunet mnie słyszał. Warknął pod nosem i podniósł głowę.
- Nie jedziecie z nami.
- Jak to nie, synu? Miałem przecież wykonywać swoje obowiązki. Właśnie to robię.
- Nie możesz. Nie masz prawa!
- No niestety mam.
- Louis?
- Ma, Harry. Dopóki umowa istnieje i jest zatwierdzona, może to zrobić. - kopnął walizkę stojącą obok niego, która okazała się moją i zostawił nas, odchodząc gdzieś dalej. Spojrzałam na znajomych w smutnym geście, a następnie odeszłam do Harry'ego.
- Harry...
- Zniszczą nam cały wyjazd.
- Jedziemy tam w celach służbowych. Uspokój się. Co wkurza twojego ojca najbardziej, kiedy jestem z tobą?
- Wszystko, zwłaszcza okazywanie uczuć.
- Dlatego zróbmy mu nazłość i pocałuj mnie. - uśmiechnął się i pokręcił głową, zanim się schylił, całując mnie w usta. Złapałam go za rękę, ciągnąc go w kierunku grupki biznesmenów. Zebraliśmy się, a swoje walizki położyliśmy na czarnej taśmie. Przeszliśmy przez wszystkie barierki i inne bzdety, aby potem usiąść w samolocie, lecz w biznes klasie. Od razu jak zasiadłam na swoim miejscu wtuliłam się w bok mężczyzny o zielonym spojrzeniu i zamknęłam oczy. Poczułam jak mnie objął, kładąc swoją dłoń na moim pośladku.
- Kochanie, już jesteśmy. - podniosłam się, przecierając powieki rękoma. Przyzwyczaiłam się do słońca, które przebijało się przez maleńkie okienko i zwróciłam wzrok na uśmiechniętego Styles'a.
- Spałam cały lot?
- Też jestem rozczarowany, bo nie miałem żadnych atrakcji.
- Wynagrodzę ci to w hotelu.
- No myślę. - musnął moją wargę i delikatnie klepnął mnie w tyłek, na którym wciąż trzymał swoją dłoń. Pokręciłam głową, zbierając swoje rzeczy i wchodząc za resztą pasażerów.
Po odebraniu swoich bagaży, poszukaliśmy ludzi, którzy mieli nas zawieść pod hotel. Pojechałam oczywiście z dwudziestolatkiem, chociaż do naszego samochodu wepchnął się Chris z Tom'em.
- Piękna ta Hiszpania, prawda, Tiano?
- Nigdy nie byłam, lecz na pierwszy rzut oka wydaje się cudowna.
- Och, z moim synem zwiedzisz pewnie wiele miejsc, których nie odwiedziłaś.
- Jeżeli myśli pan, iż jestem z pana synem tylko dla tego to muszę...
- A niby dlaczego? Za co go kochasz? Za to, że cię uderzył w twarz? Za te wszystkie kłótnie? Za to, że nie umie postawić się własnemu ojcu? - prychnął, podpierając głowę na ręku.
-Nie trzeba wyjaśniać miłości. Ona po prostu jest i nie pana to sprawa. Przykro mi, że masz takie podejście do własnego syna. Logan wyjechał, Gemma także. Jedynie on przy tobie został, a ty nie okazujesz mu ani grama ojcowskiej miłości czy choćby szacunku.
- Nie znasz mojego życia.
- I nie chcę znać takiego gówna. - warknęłam, ponieważ miałam dość jego chamskiego podejścia, wrednego spojrzenia, kpiącego uśmiechu. Uniósł rękę tuż przed moją twarzą, aczkolwiek powstrzymał go przed dalszymi ruchami Harry.
- Spróbuj, a oddam ci i to mocniej. - objął mnie w pasie, całując czubek głowy. Chyba zrozumiałam czemu brunet się tak zachowywał. Jego ojciec był powodem tego wszystkiego. Współczułam mu z całego serca.
- Co ona z tobą zrobiła? Zwykłej dziwki bronisz.
- Dość! - zanim się spostrzegłam, obaj skoczyli sobie do gardeł i bili się w pojeździe. Tom starał się odsunąć Chris'a, natomiast ja próbowałam zastopować działania Harry'ego.
- Harry, uspokój się! - na całe szczęście zatrzymaliśmy się już przed dużym budynkiem i wypchnęłam młodego Styles'a z transportu. Podszedł do nas Louis, który nie potrzebował wyjaśnień. Doskonale rozumiał.
- Chodźmy do tego hotelu i odpocznijmy.
- Jak mogłeś się dać sprowokować? - nie odzywał się, jedynie ciągnął nasze walizki do lobby. Odebrał kartę do naszego pokoju, a następnie udał się do windy. W ciszy szłam za nim, gdyż wyczuwałam napięcie. Nie odniósł żadnych obrażeń, rozciętej wargi, łuku brwiowego czy czegoś podobnego. I chwała Bogu. Wjechaliśmy na czwarte piętro, a następnie weszliśmy do swojego tymczasowego miejsca spania. Zdjęłam buty i ułożyłam się na wielkim łóżku, a głowę oparłam o jego ramę. Obserwowałam jak cały wkurzony wypakowywał swoje rzeczy. Potem zajął się moim bagażem, choć nie prosiłam go o to. W pewnym momencie podniósł na jednym palcu czarne, koronkowe majtki.
- Masz podobne na sobie?
- Beżowe. - odłożył część bielizny i zaczął rozpinać guzki swojej koszuli. Wszedł na materac, na klęczkach kierując się w moim kierunku. Pozwoliłam mu na dobranie się do mojego rozporka i ściągnięcie jeansów z moich nóg. Koszulę rozpiął do końca, rzucając ją na bok. Tak samo zrobił z moim swetrem i swoimi spodniami.
- Kocham cię. - mruknął, rozpoczynając całować moje udo, pnąc się w górę. Zatrzymał się na dłuższą chwilę przy moim dekolcie, a następnie przy ustach. Swoje dłonie umieścił na moich plecach, szukając zapięcia od stanika. Nie był pewny co do tego kroku, ale zapewniłam go słowami, że było w porządku. Pocałował każdą z piersi, na które miał idealny widok. Później pozbawił nas majtek i bokserek. Byliśmy kompletnie nadzy, jednakże żadne z nas nie wyglądało na skrępowanych.-Nie mam prezerwatywy.
- Przerywany stosunek? - podałam propozycję, chociaż była najgorsza z możliwych. Jaka była przyjemność z przerwanego seksu? Z pewnością mniejsza. Odpowiedział mi pocałunkiem, który miał mnie odciągnąć od pierwszego nieprzyjemnego uczucia. Nie byłam już dziewicą, lecz ostatni raz, gdy zbliżyłam się tak do mężczyzny był trzy lata temu i zdążyłam się odzwyczaić. Poruszał biodrami wolno, jednak ja pragnęłam przyśpieszenia jego ruchów. Objęłam go nogami w pasie, przysuwając jego ciało do siebie. Staraliśmy się być ciszej niż chcieliśmy, ponieważ za ścianą mieliśmy Louis'a, który lubił znać szczegóły naszej relacji. Harry robił mi malinki na piersiach, w okolicach szyi i obojczyków. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, przez który przylepiały się włosy. Jęknęłam, gdy wypchnął biodra mocniej niż wcześniej. - Kocham cię, Harry.
- Ja ciebie też. Zaraz dojdę. - powoli zaczął się wycofywać, potem zupełnie mnie opuszczając. Doszedł nade mną, pomagając sobie dłonią. Skrzywiłam się i podniosłam, żeby pozbyć się spermy z mojego brzucha. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w swoje dresy. Kiedy znów zawitałam do sypialni, Harry był już ubrany i robił coś na laptopie. Wskazał na swoje kolana, więc na nich usiadłam. - Co jest?
- Nic. - uważnie przyglądał się mojej twarzy, a ja starałam się, aby nic nie było po mnie widać.
- J-jeżeli uważasz, że było za wcześnie to...
- Nie o to chodzi, nic się nie stało.
- Tiana, powiedz mi. Byłem aż tak fatalny? Nie uprawiałem seksu od dwóch lat, być może...
- To też nie to. Daj spokój.
- Tiana!
- Po prostu, po prostu nie osiągnęłam orgazmu.
- Co?
- Przerwałeś zanim ja doszłam. - przyznałam z małym wahaniem. Nie było to coś o czym chciałam mówić na prawo i lewo. Lustrował moją twarz w milczeniu, a następnie podniósł mnie i położył na łóżko.
- Zaraz to zmienimy. - bąknął, ściągając moją dolną część ubioru.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej, misie! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top