42
~Harry~
- Jak mogłeś zostawić ją na totalnym zadupiu?! - usiadłem na kanapie w salonie w domu Tiany, zakrywając twarz dłońmi. Od dwóch dni nikt nie miał kontaktu z brunetką. Telefon był wyłączony albo rozładowany, co utrudniało odnalezienie jej lub skontaktowanie się.
- Najpierw się pokłóciliśmy. Powiedziała, że żałuje, iż się zakochała. To naprawdę mnie zabolało i wróciłem do Londynu, żeby się upić. Na drugi dzień trzeźwy pojechałem w tamte okolice, ale jej nie było. Przyjechałem tutaj i nadal jej nie ma. - płakałem już czterdzieści osiem godzin i coraz bardziej się to nasilało.
- Jak ty mogłeś utrzymać swoją firmę na swojej głupocie! Myślałeś, że będzie tam po dobie, w lesie?! Nie udawaj kretyna, chyba, że nie udajesz! To ci współczuję! Zostawiłeś na pastwę losu moją siostrę! Jeżeli coś jej się stanie to zapłacisz za to!
- Nie mów tak, błagam. - pociągnąłem nosem, opierając głowę o zagłówek sofy. Nie wybaczę sobie, jeśli nie odnajdziemy dziewczyny całej i zdrowej. Ciągle trzymałem w kieszeni pierścionek, który mi oddała. Żałowałem każdego słowa, które ją uraziło.
- Jedziemy do tego Br...
- Dzisiaj w nocy miał miejsce wypadek na trasie M23. Pijany kierowca potrącił młodą kobietę, która nie posiadała żadnego pojazdu. Kobieta niestety nie żyje. Więcej informacji już po przerwie.
- Harry...
- Nie mów tego.
- M23 prowadzi do Brighton.
- Jechałem tą trasą! Tam ją zostawiłem! - rozpłakałem się jeszcze bardziej, kiedy dotarło do mnie, iż Tiana nie żyła z mojej winy. Uderzyłem pięścią w stół i natychmiast się podniosłem, aby pojechać w miejsce wypadku. Roztrzęsiony James szedł za mną.
Jechaliśmy najszybciej, na ile samochód mógł. Po drodze spotkaliśmy radiowozy, więc wysiedliśmy i podbiegliśmy do zabezpieczonej taśmą okolicy. Spojrzałem na ciało dziewczyny, które pomimo czarnego worka było odsłonięte.
- To nie jest Tiana! Gdzie ona jest?! Gdzie jest moja Tiana?!
- Harry, uspokój się. Jedźmy do Brighton. Przeszukamy całe miasto. Na pewno się znajdzie. -następnym razem to James prowadził, ponieważ nie miałem ani sił, ani nerwów do tego. Mogłem dodatkowo spowodować kolizję, a to było nam najmniej potrzebne.
Po godzinie dojechaliśmy do miasta, gdzie mieliśmy nadzieję znaleźć dziewczynę. Zaparkowaliśmy przed jakimś lokalem położonym niedaleko plaży i chodziliśmy po ulicy oraz chodniku, pytając ludzi czy widzieli Tianę. Pokazywaliśmy jej zdjęcia, które posiadał brązowooki w rodzinnym albumie.
- Przepraszam bardzo! Widzieli państwo tę kobietę? Zaginęła i naprawdę przyda się każda pomoc.
- Niestety, ja nie widziałem, a ty Alison? - staruszka zaczęła grzebać w swojej dużej torbie, z której po chwili wyjęła okulary. Założyła je na nos i przyjrzała się fotografii. Tupałem z niecierpliwością nogą, gdyż każda minuta się liczyła.
- Widziałam.
- Naprawdę? Gdzie?
- Szła w stronę wejścia na plaże, około osiem minut temu. - wskazała palcem na jedno z wejść, a kiedy się odwróciła mnie już nie było. Biegłem ile sił w nogach, aby jak najprędzej być na plaży. Rozejrzałem się po całej okolicy i znalazłem ją stojącą przy brzegu.
- Tiana! - nawet się nie spoglądnęła zza ramienia. Podszedłem do niej żwawym krokiem i przekręciłem twarzą w twarz. Ułożyłem swoje dłonie na jej policzkach, odsuwając ciemne włosy z jej buzi. - Wiesz jak się martwiłem?! Zdarzył się tragiczny wypadek na M23 i kobieta, która była piechotą zginęła! Myślałem, że to byłaś ty! Kochanie, tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko co zrobiłem. Kocham cię, słyszysz?! Kocham i nie wytrzymam bez ciebie minuty, więc błagam -zostań.
- Powtórz. - nie patrzyła na mnie. Obserwowała morze, a nie mnie, jednakże rozumiałem ją.
- Kocham cię, Tiana. Musiałem to pojąć podczas słuchania wiadomości.
- Dopiero, gdy pomyślałeś, że nie żyję to spostrzegłeś fakt, iż mnie kochasz?
- Nie zrozumiesz co przechodziłem, kiedy tak sądziłem.
- Wiesz, wciągu tych dwóch dni przemyślałam sobie wszystko. I stwierdziłam, że nie chcę z tobą być.
- C-co?
- Przecież to jest pozbawione sensu. Pogodzimy się, ja wyjdę na nawiną, bo znów się pokłócimy, a ja ci po raz kolejny wybaczę. Kocham cię i to bardzo, lecz czuję, że długo tak nie pociągniemy.
- Nie możemy się rozstać. Nie teraz, nie wtedy gdy powiedziałem ci coś co jest dla mnie najważniejsze. Tiana, jesteś pierwszą kobietą, którą pokochałem. Nie możemy, nie możesz, nie. - prychnęła, lecz nie było to kpiące, ani rozbawione, jedynie smutne, wymuszone. Pogładziła mój policzek, zanim się odsunęła, tracąc ze mną jakikolwiek kontakt.
- Zostanę twoją asystentką do dziesiątego listopada. Potem poszukasz sobie nowej i rozstaniemy się w spokoju. Skończą się ciągłe kłótnie, problemy. Odwieziesz mnie do domu?
- Tak, jasne. - udawałem, że nie przejąłem się zbytnio jej słowami i wybrałem numer James'a. O mało się nie przewrócił, gdy biegł w naszym kierunku, lecz ja pewnie wyglądałem podobnie.
- Ty głupia, kochana, ale wciąż głupia siostrzyczko! Tak się martwiliśmy! Wiem, że ten kretyn zawinił, jednak było do mnie zadzwonić! - uśmiechnąłem się na widok tego jak brunet podnosił swoją siostrę i pomimo jej próśb i nalegań nie puszczał jej.
- Wszystko jest już w porządku. Wracajmy, bo głodna jestem.
- Nic nie jadłaś?
- Jadłam, ale dwie godziny temu. - kiwnęliśmy głowami i ruszyliśmy do samochodu. Otworzyłem drzwi przed Tianą, która podziękowała i wsiadła do środka. Zasiadłem za kierownicą, a miejsce obok mnie zajął James.
Jechaliśmy w ciszy, ponieważ dziewczyna postanowiła się zdrzemnąć. Byłem zły na siebie za porzucenie jej na tej autostradzie. To było najbardziej dziecinne i kretyńskie zachowanie jakie mogłem sobą zaprezentować. Zwyczajnie poczułem się zraniony, kiedy Tiana powiedziała, iż żałowała zakochania się we mnie.
Miałem obowiązek zrobić wszystko, aby ze mną została. Psułem każdą dobrą chwilę między nami, a nawet jeśli czasem zdarzało się brązowookiej w jakiś sposób mnie zranić to i tak moje głupoty przeważały nad jej.
Jechałem najwolniej jak się dało, gdyż miałem więcej czasu na zerkanie na nią. Pewnie w firmie wróci do relacji pracownik-pracodawca, której teraz potrzebowałem najmniej. Przynajmniej zlitowała się nade mną i uraczyła mnie paroma dniami oraz wyjazdem do Madrytu. Miałem nadzieję, że wykorzystam te parędziesiąt poza krajem i skłonię ją do powrotu.
Musiałem się jedynie nauczyć kontrolować, przemyśleć słowa zanim je wypowiadałem. Traktowałem ją źle, lecz szczerze to nigdy nie widziałem jak powinno się traktować kobiety. Mój ojciec nigdy nie był dla mnie autorytetem. W czasie mojej młodości nie uczył mnie norm i zasad. Raczej tego jak prowadzić swoją własną działalność. To było wyłącznie to czego mnie nauczył. Resztę odegrała matka wraz z dziesiątkami nianiek, które siedziały ze mną tylko dzięki pieniądzom. Aczkolwiek byłem teraz dorosły i nie mogłem zwalać wszystkiego na ojca.
Nie obejrzałem się i już stałem pod kamienicą moich towarzyszy. Poprosiłem szeptem mężczyznę, żeby dał mi chwilę sam na sam z Tianą. Zrozumiał i wskazał na budynek. Wyszedłem z auta, by potem usiąść na tylnym siedzeniu przy młodej kobiecie.
- Kochanie... - mruknąłem, delikatnie szturchając jej ramię. Jęknęła, jednakże przeciągnęła się i podniosłą się do pozycji siedzącej.
- Już jesteśmy?
- Tak, ale chciałem z tobą porozmawiać.
- Harry, jestem zmęczona i wszystko co miałam powiedzieć - powiedziałam.
- Daj mi ostatnią szansę, ostatnią.
- Zostawiłeś mnie na autostradzie! Kiedy było ciemno i zimno!
- Żałowałaś, że mnie pokochałaś! Jakbyś się poczuła?!
- Nijak, bo mnie nie kochasz! Poza tym nadal się tego trzymam! - przyglądałem się jej przez moment, przed tym jak zacząłem ją całować. Nie odwzajemniła żadnego z nich, lecz nie przejmowałem się tym za bardzo.
- Oczywiście, że kocham.
- Tak, ponieważ sądziłeś, że nie żyję! Naprawdę poczułam się o wiele lepiej.
- Tiana...
- Co byś czuł, gdybym wyjawiła ci, iż pokochałam cię, bo usłyszałam w TV, że być może nie żyjesz? - zapłakała, patrząc na mnie całymi załzawionymi oczami. Pokręciła głową i wybiegała z Jaguara.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top