39
Następnego dnia wstałam jakbym szła do pracy, a tak naprawdę szykowałam się na rezygnację z niej. Poszłam do łazienki w celu załatwienia porannej toalety, umycia zębów i twarzy. Postanowiłam włosy związać w niechlujnego koka, ponieważ nie miałam ochoty na zbytnie strojenie się. Rzęsy potraktowałem zwykłym, czarnym tuszem, a usta beżową, matową szminką. Wróciłam do swojego pokoju, aby ubrać się w brązowy sweter i normalne, trochę przetarte jeansy.
Miałam jeszcze godzinę, dlatego w spokoju zjadłam dwa tosty z szynką i serem. Przygotowałam wszystkie ważne papiery i wsadziłam je do zielonej teczki. James wciąż spał, więc próbowałam zachowywać się wystarczająco cicho.
Wyszłam z domu półgodziny po siódmej i jedyne co rzuciło mi się w oczy na parkingu to czarny Mercedes. Wyraźnie odstawał od reszty, gdyż wyglądał na cholernie drogi. Wydawał się tym samym modelem co samochód Styles'a, ale jego nigdzie nie było. Z całkowitego rozpędu zapomniałam o sprawdzeniu skrzynki pocztowej. Cofnęłam się do klatki schodowej i otworzyłam metalową skrzynkę. Zrobiłam wielkie oczy, gdy zobaczyłam kluczyki do pojazdu z małą karteczką przywiązaną wstążką.
" Mam nadzieję, że James będzie zadowolony "
Dupek - pomyślałam, wiedząc co starał się uczynić. Zdenerwowana pojawiłam się z powrotem w mieszkaniu, ale tym razem brat już zdążył wstać. Stanęłam przed nim i podniosłam do góry dwa kluczyki.
- Co? Co to jest?
- Kluczyki.
- To widzę, ale od czego?
- Od czarnego Mercedesa, a tu mam kartkę, która informuje nas, że teraz te auto należy do ciebie.
- Cholerny gnojek. Myśli, że przekupi nas swoim samochodem. Wyszło mu, ale i tak gnojek.
- Dziękuję, James. - przytuliłam się do niego, ciesząc się, iż brunet doskonale mnie rozumiał. Pożegnałam się z nim i tym razem bez przeszkód rozpoczęłam swoją drogę do biurowca, w którym pracował Harry.
Dojechałam na parking dwie minuty po ósmej, co oznaczało, że się spóźniłam. Naprawdę nie dbałam o to, gdyż przyjechałam tu tylko na chwilę. Wysiadłam z mojego pojazdu, witając się z każdym kto czynił to samo. Pomimo, że rezygnowałam z roboty to cieszyłam się, iż ludzie zaczęli mnie szanować. Szkoda, że ich szef tego nie robił. Przynajmniej nie tak jak tego chciałam.
Wjechałam na piąte piętro, czując coraz większe zdenerwowanie. Wzięłam wielki wdech i weszłam do środka.
- Wielki bukiet czerwonych róż, Louis. Nie interesuje mnie cena, wiesz o tym! Uwielbia Nutellę, więc kup jeszcze z trzy słoiki. Największe jakie znajdziesz i... - przerwał, ponieważ odwrócił się do mnie przodem. Rozłączył się, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.
- Masz zamiar mnie przekupić kwiatami i czekoladą? - poprawił swoją marynarkę, zapinając ją na jeden guzik. Obszedł biurko, aby być tuż przede mną.
- Chcę cię przeprosić.
- Nie chcę twoich przeprosin.
- Więc czego pragniesz?
- Wyłącznie miłości. - mruknęłam, choć miałam świadomość, iż nie da mi tego czego oczekiwałam. To było dla niego za dużo. Dlatego teraz nie patrzył na mnie, a na okno, które wydawało się ciekawsze niż ja.
- To bardzo dużo, wiesz?
- Zdaję sobie z tego sprawę, więc nie wymagam od ciebie czegoś czego nie możesz mi dać. Również przyniosłam swoje wypowiedzenie. Sądzę, że będzie to najlepsze rozwiązanie.
- Naprawdę? Uważasz, że to jest dobry pomysł? Pomyśl, wracasz do mnie za każdym razem. Oboje wiemy, iż wrócisz. Nawet jeśli nie będziesz stuprocentowo pewna. - pokręciłam głową, kładąc dokument na jego biurku. Odwróciłam się do niego tyłem z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Niestety, uparcie mnie trzymał za dłoń. Jego palce tak mocno wbijały się w mój nadgarstek, aż bolało. - Kochasz mnie? - kiwnęłam, nie potrafiąc się odezwać. Ciągnęłam nosem, a brunet wycierał mi kciukiem łzy spływające po policzkach.
- Nie, kochanie. Masz to powiedzieć. - wzięłam głęboki wdech, zbierając w sobie odwagę. Chociaż wczorajszego wieczoru powiedziałam mu, że byłam zakochana to nie wymówiłam tych ważnych słów.
- Kocham cię. - mój głos był pewny, tak samo jak postawa. Trudno mówiło się to osobie, która nie darzyła cię tym samym uczuciem, aczkolwiek chciał to usłyszeć. Uśmiechnął się i mając na mojej twarzy swoje ręce, nachylił się, żeby musnąć moje wargi. Wpierw delikatnie, a potem pewniejszy pogłębił pocałunek. Na chwilę złapał moje bezwładnie zwisające ręce w swoje i położył je sobie na karku.
-Nie powiem ci tego samego, gdyż nie jestem przekonany co do moich uczuć. - miło, kochany. - Nigdy nie byłem zakochany, masz tego świadomość. - zawsze musi być ten pierwszy raz, nie? - Tak szczerze to jesteś pewna tego, że cię potrzebuję. Obiecuję ci, że kiedyś...
- Nie obiecuj czegoś czego nie możesz przewidzieć. Jeżeli mnie nie kochasz to ja to zrozumiem i pomału się do tego przyzwyczaję.
- Nie chcę, abyś ode mnie odeszła.
- A ja nie potrafię z tobą być, pojmując to, iż mnie nie kochasz. To boli, Harry. - zacisnął usta, opierając czoło o moje. Od dłuższego czasu nie byłam aż tak zdecydowana swojego odejścia jak dzisiaj. Tym razem postanowiłam opuścić Harry'ego, aby jak najszybciej wyleczyć się z jego miłości do niego. To było najlepsze rozwiązanie.
- Stary, kupiłem wszystko! Wielki bukiet kwiatów, który musisz ode mnie zabrać, bo nic nie widzę. Trzy słoiki Nutelli i pięć pudełek Oreo! A ten pierścionek... - Styles szybko walnął szatyna w ramię i odebrał od niego kwiaty. - O! Tiana, nie zauważyłem cię. - zaśmiałam się i dałam się objąć szarookiemu.
- Cześć, Louis.
- Powiedz, że się pogodziliście.
- Niestety, podjęłam już decyzję. Tak będzie po prostu dobrze.
- Jak dla kogo. - bąknął zielonooki, kładąc wszystkie prezenty na kanapie. Westchnęłam i zaczęłam zakładać szalik na moją szyję. - Uważasz, że to jest w porządku?
- A twoje wszystkie wyczyny i kompletne nie traktowanie mnie z szacunkiem były w porządku?
- Czemu nie docenisz tego, że zacząłem się zmieniać? Cały czas mi wszystko wypominasz i dobijasz! Zapytałaś się chociaż raz jak się z tym czuję? Dlaczego się tak zachowuję? Nie! Interesowało cię jedynie to, że popełniam błędy! Jestem tylko człowiekiem, Tiana. Ja też mam uczucia, a nikt mnie nigdy o nie nie pytał. Od dwudziestu trzech lat nie zostałem ani razu wysłuchanym. Mi też jest ciężko. - to chyba było najszczersze co mi kiedykolwiek powiedział. Byłam z niego teraz dumna, ponieważ wyjawił co chodziło mu po głowie i z tym wyznaniem powinno nam być łatwiej.
- Powiedz w takim razie wszystko co ci leży na sercu.
- Louis, mógłbyś wyjść?
- A mogę posłuchać? Nie? Już wychodzę.- poczekaliśmy na moment, w którym zostaniemy sami i gdy się już to stało, obserwowałam bruneta. Wydawał się spięty, lecz to było raczej oczywiste. Zaskoczyło mnie wyłącznie to, że podnosząc mnie, przeniósł moją osobę na swoje biurko, a swoje miejsce znalazł pomiędzy moimi nogami.
- Na pewno uwielbiam spędzać z tobą czas. Myślałem nawet nad zamieszkaniem razem, bo po co miałabyś krążyć ode mnie do siebie, od siebie do mnie. Nie komentuj tego.-burknął, widząc, iż miałam zamiar mu na chwilkę przerwać. - Trudno byłoby mi bez ciebie, gdybyś postanowiła odejść. Wiem, że teraz jest ci gorzej, ale to nie jest tak jak sądzisz. To, iż nie powiedziałem ci, że cię kocham nie oznacza, że nie darzę cię wielkim uczuciem. Proszę cię tylko o jedno - skoro mnie kochasz to bądź dla mnie wsparciem i oparciem.
- Ja też muszę cię o to poprosić. Wystawiłeś mnie na tym balu.
- Zrobiłem to dla ciebie. Pogorszyłbym wyłącznie sytuację, a tak będziemy mieć spokój do kolejnego spotkania. Zaufaj mi, kochanie.
- Ufam, jednakże... - pocałował mnie, skutecznie mnie uciszając. Nie mogłam przyznać, że byłam pewna już swojej sytuacji. Wciąż się wahałam.
- Zwyczajnie mi zaufaj.
- Sądzę, że przyda nam się przerwa. Do tego szóstego listopada.
- To prawie dwadzieścia dni. - podniosłam jeden kącik ust do góry, będąc smutną dokładnie jak on.-Nie wytrzymamy tyle.
- Musimy.
- Jak sobie to wyobrażasz? Będziemy razem pracować i co? I tak po prostu żadnych pocałunków, miłych słów, niczego podobnego?
- Masz moje wypowiedzenie na stole.
- Nie mówisz poważnie. Nie przyjmę tego gówna.-zgniótł papier, jednak potem wyprostował go i wrzucił do niszczarki.
- Zrozum, że będzie to dla nas najlepsze.
- Wiesz co jest dla nas najlepsze? Dobre, czerwone wino i spokój, w którym będę cię całować. Tego potrzebujemy i chcemy. - położył swoje dłonie na moich udach i ściskając je, wpił się w moje usta. Przeniósł mnie na białą sofę, sadzając mnie sobie na kolanach. Niepewnie zaczął podwijać mój sweter, a następnie całkowicie się go pozbył. Zaczął rozpinać swoją koszulę w czym mu pomagałam, aczkolwiek po chwili oprzytomniałam.
- Dlaczego zawsze załatwiamy sprawy w ten sposób? Powinniśmy prowadzić dyskusje na temat naszych kłopotów.
- Kochasz to, kochasz to jak sobie radzimy.
- Nie, kocham ciebie, a nie rozwiązania naszych problemów.
- Skoro tak to po co nam przerwa?
- Abyśmy sobie wszystko poukładali. Wyznaczyli cele i kompromisy. Musimy ze sobą współpracować, a nie walczyć. I być może po to, żebyś się odnalazł w swoich uczuciach.
- Tiana...
- Przykro mi, Harry.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top