33
~Harry~
Po wyjściu ze swojego biura, razem z Louis'em skierowałem się w kierunku windy, by zjawić się na ósmym piętrze.
Miałem dość głupiego gadania moich pracowników na temat czegoś o czym nie mieli pojęcia. Faktycznie, byłem w jakiś sposób związany z Tianą, ale to nie była w żadnym razie ich sprawa. Miałem prawo być z kim chciałem i nikomu nic do tego. Jeżeli nie pasowało im jak traktowałem brunetkę to przecież nie trzymałem ich tu na siłę. Mogli się zwolnić, kiedy tylko pragnęli.
Wjechawszy na odpowiednie piętro, poprawiłem swoją marynarkę i wyszedłem z pomieszczenia. Na korytarzu roiło się od ludzi, którzy czekali właśnie na mnie. Jeden z nich otworzył przede mną drzwi do dużej sali, gdzie zazwyczaj właśnie przeprowadzałem takie spotkania.
- Zapraszam wszystkich! - wrzasnąłem tak głośno, że parę kobiet podskoczyło w miejscu. Czyżby mieli coś na sumieniu? Usiadłem na czarnym fotelu, które było położone na samym końcu ogromnego stołu. Siedziałem na samym środku, dlatego też każdy miał na mnie doskonały widok. - Pewnie domyślacie się po co was tu wezwałem. Nie życzę sobie takich obraźliwych plotek o mojej asystentce w mojej firmie! Co wy sobie myślicie?! Reprezentując takie zachowanie, reprezentujecie też mnie i moją firmę! W końcu to ja was zatrudniłem! Nie macie prawa wtrącać się w moje życie! Ty w okularach. - wskazałem na przerażonego młodego człowieka, który powoli uniósł głowę do góry. Sądziłem, że on nie miał z tym nic wspólnego, aczkolwiek musiałem wszystkich doprowadzić do porządku. - Masz żonę, dziewczynę lub narzeczoną?
- M-mam, panie S-Styles.
- Kiedy ostatni raz uprawiałeś z nią seks? - zapytałem prosto z mostu, co spotkało się z paroma głośnymi wciągnięciami powietrza do płuc. Chłopak stał się okropnie czerwony, pewnie ze wstydu o braku komfortu. Oczywiście moje pytanie było nie na miejscu, ale ich głośne dyskusje na temat mojej relacji z Tianą również.
- S-słucham? J-ja...
- Nie musisz odpowiadać. Nie chcę znać szczegółów. Czy mam was wypytywać o to samo, każdego z osobna?! Jak się będziecie wtedy czuć, hm?! Każdy z nas ma prawo do prywatności! Ja i panna Prince również! - rozejrzałem się po całym pokoju, gdzie panowała głucha cisza, którą przerywałem wyłącznie ja. Nikt nie miał nawet odwagi na mnie spojrzeć. - Więc od dzisiaj jesteście uprzejmi dla panny Prince i nie chcę słyszeć ani jednego gówna na nasz temat! Zrozumiano?!
- Tak, panie Styles. - odpowiedzieli chórem i zamierzali wstać, jednak ich powstrzymałem.
- Niech wstaną osoby, które roznosiły te wszystkie plotki. - byłem wyczerpany ciągłym wrzaskiem, lecz również przemawiała przeze mnie czysta wściekłość i nie mogłem nic na to poradzić. Widziałem wzrok Tiany, gdy usłyszała te złe słowa na parkingu. Nie odpuściłbym nikomu, kto sprawił, że poczuła się tak jak parę godzin temu. Wstało około pięć osób i głównie były to kobiety. Pokiwałem głową, zastanawiając się co powinienem zrobić. Brązowooka błagała mnie o niezwalnianie ich, a ja nie chciałem jej zawieść. Zerknąłem na Louis'a, który towarzyszył mi od początku i porozumiewawczo kiwnął głową na nie, abym nie wyrzucał tak sporej liczby osób. Dla mnie nie było problemu, bo wiele ludzi pragnęło tu pracować, jednak miał chyba na myśli Tianę. - Nie zwolnię was, ale jeśli usłyszę takie coś jeszcze raz to przysięgam, że nigdzie nie dostaniecie już roboty. Rozumiecie?
- Tak, panie Styles.
- Powiadomcie drugie piętro, żeby tu przyszli.
- Są już na korytarzu, panie Styles. - jeden z mężczyzn, który zdążył już otworzyć drzwi, powiadomił mnie i pożegnawszy się, wyszedł. Westchnąłem i napiłem się wody.
Resztę czasu przesiedziałem w tej sali, aby nakrzyczeć na wszystkich pracowników. Zwolniłem osiem osób z innych pięter, którzy odważyli się spojrzeć na mnie kpiąco i zignorować. Po prawie dwóch godzinach byłem wyczerpany i jedyne o czym marzyłem to o powrocie do domu i przytuleniu się do brunetki. Spakowałem ważne dokumenty do mojej aktówki i ubrawszy płaszcz, wyszedłem z biura. Liczyłem na to, że te dwie godziny nie poszły na marne i ludzie zaprzestaną tego co robili do dzisiaj.
Przemierzałem ulice w szybkim tempie, byleby być już w swoim mieszkaniu. Wyobrażałem sobie spokojne spędzenie wieczoru z Tianą i dobrym winem, a także jedzeniem. Zapomniałem oczywiście, że jeszcze musimy zrobić zakupy spożywcze. Naprawdę nie miałem ochoty, ale poprosiła mnie o to, więc nie potrafiłem się z tego wymigać.
Wjechałem na parking, gdzie zaparkowałem niedaleko mojego białego Jaguara i srebrnego Chevroleta. Nie zauważyłem auta Tiany, jednak miałem nadzieję, że była u mnie. Może po prostu gdzieś indziej zajęła wolne miejsce. Wpakowałem się do pustej windy, nie zerkając choćby na recepcjonistę. Próbowałem przekręcić klucz w zamku, jednakże nie mogłem. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły, otwierając się. Więc jednak była w moim apartamencie. Odwiesiłem swój płaszcz i ściągnąłem buty. Potem ruszyłem do kuchni, gdzie piła herbatę Tiana.
- Cześć, kochanie. - mruknąłem, całując jej skroń i biorąc łyka napoju stojącego na stoliku.
- Cześć i jak poszło?
- Zwolniłem osiem osób, bo ich zachowanie nie zasługiwało na nic innego. Pomijając to, to było w porządku. Jedziemy do tego sklepu?
- Już, już, ale chciałabym z tobą porozmawiać. - jej poważny głos nie znaczył nic dobrego. Obiecałem jej, iż pogadamy o tym później i razem poszliśmy do sklepu, który był za rogiem. Kupiliśmy wiele owoców, parę warzyw, czerwone wino, słoik Nutelli, na który uparła się brązowooka, bułki, mleko, herbatę zieloną i piersi kurczaka.
- Chciałaś o czymś pogadać. - zacząłem, chociaż kompletnie nie miałem siły, ani ochoty na tę rozmowę. Poza tym bałem się, że postanowiła ode mnie odejść. Może stwierdziła, iż to bezsensu.
- Nie o czym, a o kim. O nas, Harry. - natychmiast złapałem jej twarz w moje dłonie i rozpocząłem serię pocałunków. Nie mogła ode mnie odejść, potrzebowałem jej.
- Przepraszam za wszystko co zrobiłem, lecz błagam nie odchodź ode mnie.
- Nie mam zamiaru, Harry. Jednak musimy coś ustalić. Postaraj się hamować nad swoimi czynami czy słowami. Ja też nie byłam w porządku w każdej chwili i też popełniłam błędy. Nie wolno nam się tak strasznie kłócić, bo nic z tego nie wyjdzie. Powinniśmy zacząć się dogadywać, iść na kompromis. Nie chcę z nas rezygnować, ponieważ namęczyłam się tak bardzo, aby nadal tu siedzieć i...
- Obiecuję ci, kochanie. Wszystko będzie już lepiej, dobrze?
- Mam nadzieję, gdyż jestem już tak zmęczona tymi kłótniami. Wiem, że zostaliśmy wychowani inaczej, ale chyba damy radę, prawda?
- Oczywiście, skarbie. - odetchnąłem z ulgą, zrozumiawszy cel tej konwersacji. Posadziłem ją sobie na kolanach, wyłączając telewizor, który nie był nam do niczego potrzebny. Makaron gotował się w garnku w kuchni, a otwarte wino stało na stoliku do kawy przed nami. Cieszyłem się, że między nami powoli stawało się tak jak oboje tego chcieliśmy. Musieliśmy w końcu dojść do zgody i porozumienia.
- Wyłącz ten makaron, nie jestem głodna. Mam zamiar wziąć tylko kąpiel i iść spać.
- A jadłaś coś, kochanie? Zauważyłem, że mało jesz.
- Jem normalnie i zamówiłam z James'em chińczyka. - uniosła głowę, żeby mieć mnie przed oczami i posłała mi uspokajający uśmiech, który odwzajemniłem.
- W takim razie leć do łazienki, a ja wszystko posprzątam. Nie mam co liczyć na wspólną kąpiel, prawda?
- Już niedługo, skarbie.
- Trzymam cię za słowo. - odprowadzałem ją wzrokiem na górę i poszedłem do kuchni. Choć pragnąłem spędzić z nią czas w tej łazience to nie miałem prawa jej do niczego zmuszać. Prawdopodobnie jej decyzja była bardziej właściwa. Może było za wcześnie.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top