3
Podejrzewałam, że następny dzień w pracy u boku Styles'a będzie taki sam jaki był wczoraj. Nie spodziewałam się niczego nowego, gdyż ten człowiek miał swoje standardy. Ubrałam się w czarne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę. Na stopy założyłam białe szpilki, a makijaż zrobiłam taki jak zawsze. Tym razem wyprostowałam moje włosy i zostawiłam rozpuszczone.
Byłam w pracy przed czasem, ale na moim biurku już leżała lista zadań. Musiałam potwierdzić rezerwację apartamentu w Bostonie, przetłumaczyć umowę na francuski, zrobić część prezentacji na jego spotkanie w Stanach i kupić lunch, na którego czekały przygotowane pieniądze. Był bardzo poukładany. Kolejne określenie, które idealnie go opisywało. Zaczęłam od pierwszego punktu na liście, co zajęło mi zaledwie dziesięć minut. Następnie zabrałam się za tłumaczenie, ale przeszkodził mi w tym telefon.
- Witam, panno Prince. Nie przywitałaś się ze mną. - byłam zaskoczona jego słowami, ale wiedziałam, że o coś chodziło. Dlatego też wstałam i po raz pierwszy tego dnia pojawiłam się z biurze Harry'ego.
- Dzień dobry, panie Styles.
- Dzień dobry, Tiana. Zrobiłabyś mi kawy?
- Wiedziałam, że o coś musiało chodzić.
- Doprawdy? - drugi raz widziałam jego uśmiech, niewielki, ale zawsze uśmiech. Pokiwałam głową i wyszłam, aby przygotować mu ciepły napój. Nigdy nie nachodziłam się tak bardzo jak wciągu tych dwóch dni.
- Pańska kawa.
- Dziękuję, Tiano.
- Niemożliwe. - uśmiechnęłam się do mężczyzny, który dla odmiany patrzył na mnie, a nie na ekran. Usiadł wygodnie na krześle, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie rozumiem. - przerwał ciszę, za co byłam mu wdzięczna. Najgorsza była cisza w jego towarzystwie.
- Nie mówi pan często "dziękuję". - odpowiedziałam, nadal stojąc przy jego biurku. Dzisiaj miał na sobie zwykłą, czarną koszulę, która była zapięta na cztery guziki, a nie na sześć. Nie miał krawatu, ani typowych garniturowych spodni. Wyglądał na normalnego dwudziestotrzyletniego faceta, jednak wciąż dokładnie, profesjonalnie. Jego włosy były krótsze niż na mojej rozmowie kwalifikacyjnej, dlatego też mogłam stwierdzić, że odwiedził fryzjera.
- Myślisz, że podziwianie swojego szefa pomoże ci dostać większą pensję? - w końcu otrząsnęłam się ze swoich własnych myśli i tym razem skupiłam się na jego słowach, a nie wyglądzie. Zacisnęłam usta, powstrzymując uśmiech.
- Takich widoków nie można przegapić, panie Styles. - kiedy chciał się odezwać, do środka wpadł wcześniej już poznany pan Tomlinson, który widocznie słyszał naszą krótką wymianę zdań.
- Nie chciałem wam przeszkadzać, robaczki. Mam wyjść?
- Nie. - brunet odchrząknął, wstając. Leniwym ruchem poprawił swoją koszulę, a następnie usiadł na kanapie. - Tiana, wiesz co masz robić. Żegnam. - czyli wróciliśmy do bycia sztywnym i chłodnym. Powinnam się do tego przyzwyczaić. Jego uprzejmość pojawiała się w momencie, gdy czegoś potrzebował lub gdy nie było żadnych świadków.
- Daj spokój, Harry.
- Nie, panie Tomlinson. - przerwałam mężczyźnie w marynarce najdelikatniej i milej jak potrafiłam. - Mam sporo pracy. - posłałam mu mały uśmiech i wyszłam, wiedząc, że mam jeszcze wiele do zrobienia.
Po skończeniu tłumaczenia umowy, w spokoju czekałam, aż pan Styles wyśle mi szczegóły dotyczące prezentacji, która miała być ukazana w Bostonie. Po nudnych dwudziestu minutach postanowiłam sama zadzwonić do tego niezwykle oschłego człowieka. Naprawdę było mi go szkoda, ponieważ jedyną jak na razie osobą, która go odwiedzała był Louis. Moje próby dodzwonienia się do zielonookiego skończyły się klęską, więc westchnęłam zirytowana i poszłam do jego biura. Tak sobie myślałam, że powinnam tam zamieszkać. On ani razu nie był w moim biurze, a ja w jego wciągu dwóch dni może z czterdzieści?
- Panie Styles... - przerwał mi ręką i pokazał na kanapę, na której siedział szatyn. Nie mogłam uwierzyć, że wytrzymał w jego towarzystwie ponad dwie godziny. Ja ledwo zdołałam piętnaście minut.
- Ile mogę powtarzać, że nie mam czasu?! To, że najwidoczniej jest pan kretynem, nie jest moją winą! Dzwonił pan do mojej asystentki?! - wstałam z wygodnej sofy i podeszłam do okna, gdzie stał wkurzony Harry. Pokazałam mu, aby dał mi telefon, co ku zaskoczeniu zrobił
- Tiana Prince, asystentka pana Styles'a, w czym jest problem?
- Pan Styles został zaproszony na wystawę nowych samochodów w Nowym Jorku. Jest to ważne wydarzenie i bardzo prosimy o przybycie.
- Kiedy się to odbędzie?
- Dwudziestego września, zależy nam na tym.
- Przykro mi, ale pan Styles ma spotkanie w Bostonie dziewiętnastego września, a dwudziestego będzie negocjował nowe umowy, dlatego nie ma szans, by się zjawił. Z pewnością pojawiłby się, gdyby nie masa obowiązków. Proszę zrozumieć, ma dużo na głowie. - spojrzałam na pana Tomlinsona, który szeroko się uśmiechał w moją stronę, a potem na Styles'a, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Wydawał się spokojniejszy.
- W takim razie trudno. Dziękuję i życzę miłego dnia.
- Wzajemnie. - rozłączyłam się i podałam telefon szefowi. Przyjął go, choć cały czas oczy miał wlepione w moją osobę. Było to trochę niekomfortowe, lecz postanowiłam to przemilczeć. - Życzliwość, panie Styles.
- Uważasz, że nie jestem życzliwy?
- Być może pan jest, jednak rzadko pan to okazuje. - uśmiechnęłam się w jego kierunku, ale nie dostałam tego samego z jego strony. Przypomniałam sobie po co tu przyszłam i wróciłam do odpowiedniej postawy. - Mógłby mi pan wysłać szczegóły prezentacji?
- Możesz to zrobić sama. Komputer jest włączony. - kiwnęłam głową i usiadłam na jego fotelu, co było dziwne. Nie czułam się dobrze na jego miejscu. Harry wrócił do rozmowy z szarookim, a ja pochłonięta szukałam odpowiedniego dokumentu. Znalazłam jeden, który nosił nazwę "Tiana Prince", ale postanowiłam nie zaglądać. Szukając tego po co tu przyszłam, odszukałam jeszcze folder, którego spodziewałam się tutaj najmniej. Próbowałam nie roześmiać się, gdy odkryłam jaka zawartość się w nim znajdowała. Nie podejrzewałabym Harry'ego Styles'a - porządnego biznesmena z nienagannymi obyczajami i perfekcyjną postawą o coś takiego. Rozumiałabym gdyby to było na jego prywatnym laptopie, a nie tutaj. Moje próby zakończyły się porażką i z moich ust wyleciał cichy śmiech.
- Co cię tak śmieszy, Tiana?
- Właśnie, podziel się z nami. Pośmiejemy się razem. - mój wzrok przeniósł się z ekranu na Tomlinsona, który już był zadowolony, a następnie na Styles'a, który był poważny. Uśmiechnęłam się niewinnie i wygodniej usiadłam na krześle.
- Ma pan... - starałam się dobrze to powiedzieć, aby każdy z nas zrozumiał, ale też by nie powiedzieć tego dosłownie. - ...sporo koleżanek na komputerze. - zobaczyłam jak szerzej otworzył oczy i biegiem ruszył w moim kierunku. Nachylił się nade mną i szybko wyłączył urządzenie.
- Kto pani pozwolił grzebać w moim komputerze?
- Pan, tylko nie powiedział mi pan gdzie mam dokładnie szukać. - całe pomieszczenie zostało wypełnione śmiechem szatyna, dlatego też do niego dołączyłam. Jedynie wysoki mężczyzna nie był zadowolony z przebiegu sytuacji.
- Panno Prince, zapraszam na korytarz.
- Ej, Harry! Przecież nic się nie stało! - krzyknął za nami, lecz brunet nic sobie z tego nie robił.
- Czy pani oszalała?! Nigdy więcej masz tego nie robić! Zrozumiałaś?! A teraz wracaj do pracy, bo cię zwolnię! - z uwagi na to, że rzucił mnie na fotel mogłam zobaczyć jego wybuchowość. Był tylko facetem, więc rozumiałam tamte zdjęcia, ale dla niego to było coś więcej - brak profesjonalizmu, złapanie na czymś ludzkim, czymś niedoskonałym.
Podczas mojej przerwy kupiłam mu lunch, lecz przekazałam go przyjacielowi mojego pracodawcy, ponieważ nadal wydawał się wściekły. Nie chciałam jeszcze bardziej go prowokować, nawet samym byciem obok niego. Właśnie dzięki temu siedziałam teraz sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Harry nadal nie wysłał mi tych informacji, a bez tego nie mogłam pracować. Dzwoniący telefon przerwał ciszę, co chyba było gorsze, patrząc na to kto dzwonił.
- Przyjdź tutaj, natychmiast. - przymknęłam oczy na jego gburowaty ton i znów zawitałam do jego drzwi.
- Tak, panie Styles?
- Prezentacja. Pokaż mi prezentację. - miałam ochotę zacząć krzyczeć, jednak na szczęście się powstrzymałam.
- Nie wysłał mi pan szczegółów. Nie miałam jak tego zrobić.
- Jak dobrze pamiętam; byłaś bardziej zainteresowana moimi prywatnymi rzeczami niż pracą!
- Harry, przesadzasz!
- Cicho bądź! Oczekuję profesjonalizmu, a pani jest totalnym przeciwieństwem tego słowa!
- Nie każdy potrafi być tak profesjonalny jak pan, panie Styles.
- Jeśli ci to nie pasuje, możesz odejść. - spojrzałam w jego oczy, w których mogłam dostrzec gniew i furię, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że mówił poważnie. Żadne emocje nie mogły wpływać na jego decyzje. Był porządny, dokładny.
- Doprawdy?
- Nie potrzebuję cię, jest wielu lepszych.
- W takim razie, było mi bardzo miło. Życzę kolejnych sukcesów. - mruknęłam i skierowałam się do wyjścia.
- Harry, odpuść. - to było ostatnie co usłyszałam, bo opuściłam jego biuro i skierowałam się do swojego. Miałam zamiar spakować swoje rzeczy i pożegnać się z tym miejscem. Chciałam pracować tu więcej niż trzy miesiące, a wytrzymałam jedynie dwa dni. Czułam swoją własną porażkę i zawiedzenie.
- Chwila, proszę przestać się pakować.
- Nawet swoich rzeczy nie mogę zabrać? - zignorowałam jego prośbę i spakowana ominęłam go, lecz złapał mnie za ramię.
- Poniosły mnie emocje.
- To niemożliwe. Pan jest profesjonalistą. Nie pozwoliłby pan na to.
- Jestem tylko człowiekiem, panno Prince. - bąknął, jakby nie chcąc się do tego przyznać. Jedyne co było dziwne to właśnie brak jakichkolwiek norm, a nie posiadanie ich.
- Praca z panem jest niebywale ciężka.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
- Ale nikt mnie też nie uprzedził co do trudu jaki mnie czeka.
✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top