24

Wnerwiona wróciłam do firmy z lunchem dla Styles'a. Miałam dosyć jego huśtawek nastroju i to był ostatni raz. Niech pije, niech ćpa, cokolwiek. Faktycznie, zbliżyliśmy się do siebie zbyt szybko, nie mając podstaw do takiego zachowania, ale czy trzeba było je mieć? 

W końcu to nie od ludzi zależało, a od uczuć, które nimi kierowały. Jednak brunet wciąż słuchał rozumu tak jak robił to przez ostatnie dwadzieścia trzy lata. Powinien przestań rozmyślać nad wszystkim i zacząć dbać o swoje szczęście niż o opinię, która krążyła wśród ludzi nieznających go ani trochę. 

W drodze do lokalu, gdzie podawali jego sałatki i inne dania, które uwielbiał zadzwoniłam do Liam'a. Poinformowałam go, iż nie miałam zajęć na ten weekend i, że chętnie zjem z nim kolację. Byłam tak wściekła na tego człowieka, że nie myślałam rozsądnie i po prostu podjęłam szybką decyzję. Nie miałam wyrzutów sumienia, nawet nie powinnam ich mieć. W końcu sam zielonooki dał mi jasno do zrozumienia co nas łączyło. Mogłam robić co mi się żywnie podobało. A właśnie w tym momencie pragnęłam spotkać się z przystojnym brązowookim.

- Pański lunch. - odłożyłam jedzenia na jego biurko i zgarnęłam listę zadań z mebla. Nie uraczył mnie spojrzeniem. Zachowywał się arogancko, prościej mówiąc - jak dupek. Władała mną chęć spoliczkowania go dokładnie tak samo jak zrobił to on w Bostonie. Jego chwile panowania, robienia czegokolwiek chciał minęły.

Wyszłam, trzaskając jego drzwiami najmocniej jak umiałam. Jeżeli nie mogłam się na nim wyżyć psychicznie, albo fizycznie to przynajmniej ukażę swój gniew za pomocą jakiegoś przedmiotu. Podobno nie miałam dzisiaj nic więcej do roboty oprócz tej przeklętej prezentacji, a tu nagle znalazły się dla mnie nowe obowiązki. Kazał mi zadzwonić do John'a Logan'a, którego szczerze nie cierpiałam i omówić z nim jego przyjazd do Anglii. O niczym innym nie marzyłam. 

- Witam, panie Logan. Z tej strony Tiana Prince, chciałabym porozmawiać na temat pańskiego przyjazdu. - wysiliłam się na najbardziej miły i sztuczny głos na jaki było mnie stać. Przed oczami miałam jego twarz z Bostonu, kiedy bezczelnie patrzył mi się na dekolt.

- Jeszcze panią nie zwolnił? - zacisnęłam dłonie w pięści i udałam, że nie słyszałam jego chamskiego odzewu. Biznesmeni mieli za duże mniemanie o sobie. 

- Najwidoczniej, więc? - westchnął i zaczął mi po kolei tłumaczyć jak ma wyglądać jego wizyta w Londynie. To były najdłuższe półgodziny mojego życia i z każdym słowem coraz mocniej waliłam się segregatorem w głowę. Był tak paskudny. Ciągle pomiędzy zdaniami umieszczał swoje zboczone żarty i próby przekonania mnie do wspólnego obiadu. Po moim świętym trupie. Moment, w którym się rozłączyłam był najbardziej wyczekiwanym i cudownym w moim życiu.

Czternasty październik zbliżał się nieubłaganie, a co za tym szło? Spotkanie z biznesmenem, z którym rozmawiałam w ostatnim czasie. Naprawdę nie chciałam widzieć go ponownie, jego i jego żony. Jednak nie wiedziałam czy w ogóle będę pracowała u pana Styles'a do tego dnia. U niego nic nie było pewne, jeśli chodziło o moją osobę. Jutro mogę zostać zwolniona, albo sama mogę się zwolnić. 

Z wszystkimi ważnymi notatkami skierowałam się do Harry'ego, aby je mu dać i z hukiem opuścić jego biuro. Irytowało mnie to jak podchodził do naszego konfliktu. Wyglądał jakby wcale się nie przejął, że nasze kontakty uległy ochłodzeniu.

- Panie Styles...

- I projektowałam jeszcze wnętrze muzeum w Londynie. - na fotelu przed brunetem siedziała brunetka, choć nie można było powiedzieć, że siedziała normalnie. Jej biust był widoczny z dalszej odległości, który został wypięty ku brunetowi, a krótka spódniczka spowodowała moje zniesmaczenie. Wyglądała na kobietę z życiem ulicznym, choć nie można było tak myśleć na pierwszy rzut oka. Nie pasowała do tutejszego poziomu. Przynajmniej ja tak uważałam. W końcu to była poważna firma, ze zdrowym psychicznie oraz emocjonalnie prezesem. Żarcik.

- To cudownie, myślę, że dobrze będzie się nam współpracować. Panno Prince to jest Amelia Roonie - nowa pani architekt. W zastępstwie za panią Rey. - chyba wolałam rudowłosą Iris. Przybrałam na twarzy sztuczny uśmiech i podałam mu kartkę z informacjami dotyczącymi Logan'a.

- Miło poznać. - oczywiście, że nie, aczkolwiek kultura wymagała wypowiedzenia tych słów. Nie przyjęła mojej dłoni, dlatego nie trudziłam się z udawaniem i po prostu spuściłam rękę w dół. Dodatkowo okazywała brak norm, ale to akurat dało się przeżyć. Sam szef ich nie posiadał. 

- Amelia pojedzie ze mną do Madrytu. - świetnie, tylko był mały problem.

- Przecież zarezerwowałam tylko 5 pokoi...

- Przykro mi, panno Prince. Nie jedzie pani ze mną. - kiwnęłam głową, uśmiechając się złośliwe. Podeszłam do jego biurka i przypadkiem zepchnęłam kubek z wodą prosto na jego spodnie. Po tym wyszłam z pomieszczenia. Skończyłam już z męczeniem się w tej firmie. Nawet nie zamierzałam go powiadamiać o mojej rezygnacji. Spakowałam swoje rzeczy i będąc wściekłą jak nigdy, ruszyłam do windy.

- Tiana, co do tego Madrytu...

- Nie jadę do Hiszpanii! Amelia jedzie, ja nie!

- Kim jest Amelia?

- Nowy architekt, ma tak króciutką spódniczkę, iż na pewno nie przeoczysz tak jak zrobił to Styles.

- Ten frajer potrafi wszystko zepsuć. Chodź tu. - podeszłam do Louis'a, który z otwartymi ramionami czekał, aż się do niego przytulę. Kiedy to się stało, zwyczajnie pociągnęłam nosem, jednak nie uroniłam żadnej łzy. Moje cenne płyny nie były jego warte. Jakkolwiek to brzmiało. 

- Dobra, Louis. Było mi bardzo miło, jednak raczej się już nie spotkamy. - pożegnaliśmy się i on poszedł w stronę swojego biura, a ja do wyjścia z firmy.

Musiałam wracać autobusem, aczkolwiek dla mnie było to nic nadzwyczajnego. Dojechałam do domu dwoma pojazdami w czterdzieści minut. Mój telefon zdążył zadzwonić trzy razy, ale mało się przejmowałam kto zamierzał ze mną rozmawiać.

Rzuciłam torebkę na kanapę, a płaszcz powiesiłam na wieszaku w przedpokoju. Zdjęłam ze swoich stóp szpilki i od razu postanowiłam się przebrać w domowe ubrania. Mój pokój był już pozbawiony pobrudzonej folii, a resztka farby wraz z pędzlami wylądowali w piwnicy. Zrobiłam sobie ciepłej herbaty z mlekiem i spoglądnęłam na ekran komórki. Miałam dwa nieodebrane połączenia od Styles'a oraz jedno od Liam'a. Postanowiłam oddzwonić do brązowookiego, dlatego też czekałam parę sygnałów, aż odbierze.

- Cześć, Tiano. Co powiesz może na kolację dziś wieczorem? W weekend muszę wyjechać, a nie chciałbym zrezygnować z twojego towarzystwa. - uśmiechnęłam się pod nosem i odpowiedziałam mu, że z największą przyjemnością wybiorę się z nim do restauracji. Umówiliśmy się na konkretną godzinę, podałam mu adres swojego mieszkania i powiedzieliśmy sobie do zobaczenia na jakiś czas.

Wciągu tych kilkunastu dni, dwóch tygodni nikt nie grał mi tak na nerwach jak on. Pragnęłam mu tylko pomóc, a on za każdym razem robił coś co mnie odpychało. Potrzebował mnie, gdy jedynie sam nie potrafił sobie poradzić. Miałam dość i nie chciałam tam wracać już nigdy więcej. Po prostu byłam zmęczona ciągłymi kłótniami, jego chamskim zachowaniem. Nie zrobiłam mu nic złego, a on traktował mnie gorzej niż swojego wroga. Było mi przykro, jednakże potem ten smutek przeistoczył się w czystą złość.

O siedemnastej czekałam gotowa na dzwonek do drzwi. James nie pojawił się w domu do tej godziny, lecz był dorosły i nie miałam powodu do zamartwień.

- Witaj, Tiano. - mój uśmiech poszerzył się, kiedy jego usta zetknęły się z moją dłonią. Nie przyszedł ani przed czasem, ani punktualnie. Spóźnił się o dwie minut, aczkolwiek nie robiłam z tego nie wiadomo czego.

- Cześć, Liam. Możemy iść.

- Zapewniam cię, że to będzie niesamowity wieczór.

- Mam taką nadzieję.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

TAK BARDZO LUBIĘ CZYTAĆ WASZE KOMENTARZE! ♥♥

PAMIĘTAJ, ABY DOCENIĆ MOJĄ PRACĘ I ZOSTAWIĆ PO SOBIE KOMENTARZ. IM WIĘCEJ KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ DODAM ROZDZIAŁ!

DO NASTĘPNEGO, MISIE! ♥

KOCHAM XX






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top